Wrocław: Rodzice dostali telefon – Wasze dzieci wyszły z przedszkola. Nie wiemy gdzie są

Weronika Skupin, EW, MAW
Dyrektor o dziewczynkach, które same wyszły z przedszkola: – To był moment
Dyrektor o dziewczynkach, które same wyszły z przedszkola: – To był moment Weronika Skupin
Dwie czteroletnie dziewczynki uciekły z publicznego przedszkola "Na Misiowej Polanie". Maluchy wyszły w sobie znany sposób z przedszkolnego ogródka i przeszły około kilometra przez centrum miasta. Z ulicy Niedźwiedziej poszły przez ruchliwą Legnicką aż na Kłodnicką. Minęły furtkę niezauważone, po kilkudziesięciu minutach poszukiwań znalazł je, zaalarmowany już telefonem, tato jednej z nich. Były zdziwione całym zamieszaniem. Dyrekcja przedszkola przeprasza i obiecuje poprawić środki bezpieczeństwa.

– To była pora odbierania dzieci z przedszkola. Maluchy siedziały na kocykach, w cieniu pod drzewami. Nagle opiekunki zorientowały się, że brakuje dwóch czteroletnich dziewczynek. To był moment. Natychmiast zadzwoniliśmy do ich rodziców i rozpoczęły się poszukiwania – opowiada Grażyna Plewińska, dyrektor przedszkola nr 104 Na Misiowej Polanie przy ul. Niedźwiedziej.

W poszukiwania włączył się cały wolny personel przedszkola, rodzice, a także policja. Po dziewczynkach nie było ani śladu. Nie zauważył ich żaden z przechodniów, nikogo nie zaniepokoiły dwie czterolatki idące ulicą. Odnalazły się w końcu... na ul. Kłodnickiej przy skrzyżowaniu z Małopanewską. Trasa prowadząca ulicami z przedszkola aż do tego skrzyżowania ma kilometr. Dziewczynki musiały same przejść przez ruchliwą ul. Legnicką.

– Na szczęście dziewczynki odnalazł tato jednej z nich. Były całe i zdrowe, nic im się nie stało. Były bardzo zdziwione, że panie opiekunki i rodzice płaczą i martwią się, gdzie się podziały – relacjonuje dyrektorka.

CZY DZIECI W PRZEDSZKOLACH SĄ BEZPIECZNE? SPRAWDZILIŚMY. DZIĘKI SAMYM RODZICOM DOSTALIŚMY SIĘ PROSTO DO SALI Z DZIEĆMI - CZYTAJ WIĘCEJ

Dziewczynki nie potrafiły powiedzieć, dlaczego wybrały się na taki spacer. Nie określiły też dokładnie, którą furtką wyszły, ale dyrekcja domyśla się, że było to wejście od strony ul. Niedźwiedziej. Jedna z czterolatek chodzi na co dzień do przedszkola przy 104 Niedźwiedziej, a druga – nr 122 przy Kłodnickiej. Dzieci z tego drugiego przedszkola podczas wakacji chodzą właśnie na Niedźwiedzią, latem placówka przy Kłodnickiej jest zamknięta z powodu mniejszego obłożenia. Wygląda na to, że jedna z dziewczynek chciała po prostu pokazać koleżance swoje przedszkole – to tylko domysły, ale w tym właśnie kierunku zmierzały dziewczynki.

PRZEDSZKOLANKA, KTÓRA NIE UPILNOWAŁA DZIECI, DALEJ PRACUJE W TEJ PLACÓWCE - WIĘCEJ NA KOLEJNEJ STRONIE

– Rodzice zostali przeproszeni, wszystko dobrze się skończyło – mówi nam dyrektor Grażyna Plewińska. Jak to się stało, że dzieci wyszły same z terenu przedszkola? Grupą opiekowały się trzy nauczycielki. W tym czasie wiele osób odbierało swoje dzieci, furtka zamykała się i otwierała. Dziewczynki musiały zastać ją niedomkniętą lub całkiem otwartą. Furtki mają zapadki: gdy są one zamknięte, czterolatek nie ma jak otworzyć bramki. – Wyciągnęliśmy z tej sytuacji wnioski – mówi pani dyrektor i dodaje, że wywieszono więcej kartek z prośbą o zamykanie zapadki na furtce. Gdy miasto przekaże przedszkolu pieniądze, dyrekcja planuje wymienić furtki na wyższe, z zamkiem elektronicznym.

Nauczycielka, pod której opieką były dziewczynki w momencie zaginięcia, dalej pracuje w przedszkolu, ale poniosła konsekwencje. Dyrekcja zdradza jedynie, że są to kary przewidziane w prawie pracy. Prawdopodobnie jest to upomnienie lub nagana.

Swoje postępowanie w tej sprawie prowadzi także policja. Nadkom. Krzysztof Zaporowski z dolnośląskiej policji potwierdza, że takie zdarzenie miało miejsce 5 sierpnia. – Wyjaśniamy, czy doszło w tym przypadku do złamania przepisów. Po ustaleniu szczegółów przekażemy nasze informacje jednostce nadzorującej przedszkole, czyli gminie Wrocław, by przeprowadziła ona tam kontrolę – mówi funkcjonariusz.

CZYTAJ TEŻ: PODEJRZANY O PEDOFILIĘ PRÓBOWAŁ ODEBRAĆ DZIECKO Z PRZEDSZKOLA

Gmina już o sprawie wie. Dyrektor przedszkola wyjaśniała wczoraj jej okoliczności w Wydziale Edukacji urzędu miasta. Ponadto powiadomiła o zdarzeniu kuratorium oświaty.

– Zaistniała sytuacja w przedszkolu jest niedopuszczalna – mówi Katarzyna Sarka, kierownik Wydziału Komunikacji Społecznej z wrocławskiego ratusza. – Ze złożonych wyjaśnień wynika, że dyrektorka przedszkola podjęła już działania, mające w przyszłości zapobiegać takim wypadkom. Urząd ze swojej strony sprawdzi czy stan techniczny (w tym ogrodzenie przedszkola) zapewniają bezpieczny pobyt dzieci. Uczuli też pozostałych dyrektorów placówek oraz zobowiąże do bezwzględnego nadzoru i zapewnienia dzieciom pełnego poczucia bezpieczeństwa – dodaje Sarka.

Dyrekcja przedszkola bardzo żałuje całej sytuacji i przeprasza, chce jednocześnie uczulić rodziców, by zamykali nie tylko furtkę, ale i zapadkę. – Przede wszystkim jest nam bardzo przykro. Takie rzeczy nie powinny mieć miejsca – podsumowuje Anna Domańska, wicedyrektor przedszkola 104.

Współpraca: Ewa Wilczyńska, Marcin Walków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl