Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wrocław pokazał, jak zrobić dobry festiwal

Jacek Sobczyński
Zwycięzca festiwalu, film „Do szpiku  kości” zrywa stereotyp Ameryki – kraju spełnionych marzeń
Zwycięzca festiwalu, film „Do szpiku kości” zrywa stereotyp Ameryki – kraju spełnionych marzeń fot. archiwum dystrybutora
Powiedzmy to otwarcie - Wrocław ma najlepszy festiwal filmowy w Polsce. I nie chodzi tu o hołubioną przez kinomanów Erę Nowe Horyzonty, ale American Film Festival, jej skromniejszego "młodszego brata", którego pierwsza edycja zakończyła się w nocy z niedzieli na poniedziałek. Bez nadmiernego tłoku, za to ze świetnymi tytułami i dobrą organizacją.

Jak sama nazwa wskazuje, festiwal poświęcony jest kinematografii amerykańskiej. Tyle że nie tej, znanej z multipleksów i telewizji. We Wrocławiu przez pięć dni dominowały filmy niszowe, eksperymentalne, dokumentalne. Zamiast drapaczy chmur oglądaliśmy ubogie przedmieścia, których mieszkańcy już dawno obudzili się z amerykańskiego snu o spełnianiu marzeń.

Weźmy choćby "Do szpiku kości", laureata nagrody publiczności American Film Festivalu. Jego młoda bohaterka poszukuje zaginionego ojca. Przeczesuje okolice rodzinnego miasteczka na amerykańskiej prowincji, odkrywając okrutne reguły życia, którymi kierują się tamtejsi mieszkańcy. Reżyserka Debra Granik ostro rozprawia się z mitologią amerykańskiej "wsi spokojnej, wsi wesołej". Tu kowboje zamiast krów pasą brzuchy na piwsku i nie mają żadnych skrupułów, by przyłożyć wścibskiej, nastoletniej dziewczynie pięścią w twarz.

Rewelacją imprezy okazała się retrospektywa Johna Cassavetesa, nieżyjącego już guru niezależnych amerykańskich filmowców. Widzowie jak dzieci klaskali na "Kaboom" Grega Arakiego, szokującej mieszance nastoletniej komedii, horroru i porno. I wreszcie absolutnie najlepszy film festiwalu, "Wyjście przez sklep z pamiątkami" Banksy’ego, czyli połączenie dokumentu i komedii, zadające pytanie o istotę sztuki - czy tak naprawdę nie jest nią to, co udaje się wmówić jej odbiorcom?
Czego poznańscy animatorzy kulturalni mogą nauczyć się od szefa festiwalu Romana Gutka? Na pewno starannej selekcji tytułów - w repertuarze trafiały się filmy słabsze, ale nie beznadziejne. Gutek skonkretyzował też swój target, kierując festiwal w stronę ludzi młodych. Stąd reklamowa ofensywa imprezy w internecie, dziesiątki wpisów na Facebooku i aktywne forum, w którym żywo uczestniczyli nawet organizatorzy. I wreszcie cykliczność - już teraz wiadomo, że kolejna edycja imprezy odbędzie się za rok.

Na American Film Festival sprzedano 22 tysiące biletów, czyli tylko trochę mniej niż na koncert Stinga. Ale jego już nie zobaczymy, a wrocławska impreza zostanie...

Przed ostatnim niedzielnym blokiem filmowym do każdej z dziewięciu sal kina Helios, w którym odbywał się festiwal, wszedł Roman Gutek. - Dziękuję, że przyjechaliście. Serdecznie zapraszam was za rok - powiedział do zdziwionych widzów. Jestem pewien, że wrócą. Bo tak ciepły stosunek do widza znaczy więcej niż pompatyczne otwarcia i zakończenia kulturalnych imprez, gdzie od sympatycznego podziękowania uczestnikom ważniejsze jest to, czy wszyscy lokalni politycy wygłosili już swoje przemówienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski