18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Piotr Woźniacki (ojciec Caroline): "Farbowane lisy" w reprezentacji Polski? Kompletne bzdury! To zwykłe pier*******

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Piotr Woźniacki, ojciec tenisistki Karoliny Woźniackiej
Piotr Woźniacki, ojciec tenisistki Karoliny Woźniackiej Bartłomiej Wutke/Polskapresse
- Można mieć dwie ojczyzny. Ale tego nie zrozumie nikt, kto nie znalazł się w takiej sytuacji. Zapytajcie Polonusów w Ameryce, którzy wyemigrowali za chlebem i urodziły im się dzieci. Ci, co mieszkali całe życie w Polsce, mają takie pojęcie o tych sprawach, jak ci, co widzieli Amerykę tylko podczas wizyt w McDonaldsie. Z Piotrem Woźniackim, ojcem Karoliny, byłej tenisistki nr 1 na świecie, rozmawia w Paryżu Hubert Zdankiewicz.

Po raz pierwszy od dwóch lat nie jesteście w Paryżu w centrum uwagi, bo Karolina nie jest już pierwszą rakietą świata. Jak się z tym czujecie - ulga czy wprost przeciwnie?
Czujemy się z tym normalnie. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że tak nam lepiej. Za dużo było szumu wokół nas przez te dwa lata. Irytujące były zwłaszcza te wszystkie sugestie podające w wątpliwość klasę mojej córki. Teraz znów jest tak jak kiedyś, nikt nie chodzi za nami do toalety. Spokojnie robimy swoje.

Ale wyników nie ma. Karolina szybko odpadła w Wielkim Szlemie [przegrała w III rundzie z Kaią Kanepi - red.].
Nic nie dzieje się z dnia na dzień. Okoliczności też nie są ostatnio sprzyjające. Teraz mogę już to głośno powiedzieć, że Karolina miała w styczniu poważny problem z lewą ręką, tuż przed Australian Open. W Sydney płakała po meczu z Agnieszką Radwańską nie dlatego, że przegrała, tylko dlatego, że tak ją bolało. Musiała aż zmienić technikę uderzania z bekhendu. Później przyczepiły nam się dwa urazy kostki, w Kopenhadze i w Madrycie. Ludzie o tym nie wiedzieli, bo my staramy się nie narzekać. Zwalanie winy za porażkę na problemy zdrowotne to brak szacunku dla rywala. Szanuj ludzi, to oni też będą cię szanować - tak uważamy.

To aluzja do braku szacunku, jaki Wam okazywano?
Trochę tak, bo ile można słuchać, jak cię ciągle podszczypują. Ci ludzie nie chcieli pamiętać, że Karolina przez pierwsze osiem lat kariery miała najgorszego trenera na świecie, czyli mnie. Bo co ja jako kopacz piłki mogłem wiedzieć o tenisie? A mimo wszystko została numerem jeden. To nie było na rękę wszystkim tym byłym tenisistom, co teraz są trenerami. W ogóle to nie było na rękę całemu temu biznesowi. No bo znalazł się jakiś tam Polak, który wyjechał za granicę, kupił dwie rakiety i zaszedł tak daleko. Zaczęło się szukanie dziury w całym. Dlaczego nie gra mocniej, bardziej ofensywnie? Dlaczego nie wygrała turnieju Wielkiego Szlema, bo przecież sam finał to już nie to samo. Przecież Karolina zagrała w finale US Open, mając 19 lat, a mając 20, była już numerem 1. Była numerem 4, mając 18. To mało?

Od niedawna Karolina ma nowego trenera.
Tak, pomaga nam Thomas Johansson [mistrz Australian Open z 2002 r. i wicemistrz olimpijski z Pekinu w deblu - red.]. W Paryżu jeszcze go nie było, bo ma swoje zobowiązania. Ale będzie z nami na Wimbledonie i podczas igrzysk w Londynie.

Dlaczego akurat on?
Jest naszym sąsiadem w Monte Carlo. Testujemy różne opcje. Gramy mniej. Trochę błądzimy po omacku, bo ja nie mam doświadczenia tenisowego. Problem w tym, że ci, którzy mają go na tyle dużo, by pomóc Karolinie, mają również nazbyt wygórowane oczekiwania finansowe.
Jak bardzo?
Dziewczyny w ciągu roku zarabiają średnio po 2-3 mln dol., a oni sobie życzą co najmniej 1,5 mln za sezon. Nazwisk nie wymienię, ale zapewniam, że jest takich wielu. A przecież jak startuje sezon, to nie wiesz, ile zarobisz. Więc ja się pytam, jaka jest gwarancja sukcesu. Bo ja jestem skłonny dużo zapłacić, ale jako bonus. Jak trener osiągnie sukces, to zapłacę nawet więcej. Ale za codzienną pracę mogę zapłacić tyle, ile się normalnie płaci. Nie przesadzajmy... 1,5 mln dol. za rok trenowania? Trener to nie premier ani prezes dużego banku.

W kobiecym tenisie coraz bardziej liczy się ponoć wygląd trenera, a nie jego wiedza.
Fakt, do nas też przychodzą tacy, co dużo gadają. Ale ja to zostawię bez komentarza, bo zawsze tak było i zawsze tak będzie, że kobietom podobają się mężczyźni, a mężczyznom kobiety.

Takim trenerem, co dużo gada, miał być pracujący do niedawna z siostrami Radwańskimi Borna Bikic.
Nie znam go, więc nie będę komentował. Powiem tylko, że widziałem go na korcie w Sydney i się zdziwiłem, bo był na korcie bez koszulki, napięty jak Schwarzenegger. A ja uważam, że możesz być bez koszulki jak trenujesz z facetami, ale jak jesteś trenerem u kobiet, to tę koszulkę powinieneś założyć.

Powinien też chyba mieć coś w głowie.
Powinien. Tyle, że u ukształtowanej tenisistki trener może poprawić niuanse. Taktycznie coś podpowiedzieć. Techniki nie zmieni, może co najwyżej pokazać niektóre rzeczy, których wcześniej nie zauważała.

To chyba zadziałało w przypadku starszej Radwańskiej?
Agnieszka zawsze grała podobnie, jak gra dzisiaj. Nie zmieniła swojego stylu. Nie wiem dokładnie, jak to było z nią i jej ojcem, ale patrząc z boku, wygląda na to, że ten trójkąt z Tomkiem Wiktorowskim pomiędzy nimi działa. Jest spokojniejsza.

W Paryżu jednak zawiodła [gładko przegrała w III rundzie ze Swietłaną Kuzniecową].
Jak się gra tyle, co ona w tym roku, to kwestią czasu jest chwila, gdy przytrafi się dołek. Kuzniecowa miała łatwiej, bo mniej grała i miała więcej czasu na treningi. Ale jak widać, na niewiele jej się to zdało, bo w kolejnej rundzie też odpadła.
Czy jako były kopacz wybiera się Pan na Euro 2012?
Postaram się być. Tym bardziej, że przecież ja - mimo tylu lat za granicą - uważam się za Polaka. Mam komu kibicować.

Pana córka gra dla Danii. Co Pan sądzi o tzw. farbowanych lisach, jak niektórzy nazywają Polańskiego, Perquisa i resztę?
Kompletne bzdury. Ja powiem więcej. To jest zwykłe pier...ie. Dziadków czy rodziców miał jeden z drugim? Miał.

No, ale taki Polański mówił jeszcze niedawno, że woli grać w reprezentacji Niemiec.
To tak jest zawsze. Ja mam syna, który urodził się w Danii i jest piłkarzem. No był, bo właśnie skończył. Załóżmy jednak, że lepiej grał w piłkę, miejscowi trenerzy chcieli go powołać, a Polacy nie dostrzegali. Wyobraźcie sobie, co on powie, jak go duński dziennikarz zapyta, czy chciałby grać w ich reprezentacji. No pewnie, że powie "tak". Ale potem okazuje się, że jeszcze się nie łapie i nagle przychodzi propozycja z Polski. No i ten sam człowiek zaczyna myśleć, że w sumie czemu nie. Przecież ma polskie korzenie. Mówi po polsku.

Nie wszyscy mówią.
Ale to już nie ich wina, tylko ich rodziców. Dlaczego moje dzieci mówią po polsku? Nie róbmy na siłę problemów. Skoro jeden z drugim chciał polski paszport i go dostał, to dajmy im szansę.

Można mieć dwie ojczyzny?
Można, ale tego nie zrozumie nikt, kto nie znalazł się w takiej sytuacji. Zapytajcie Polonusów w Ameryce, którzy wyemigrowali za chlebem i urodziły im się dzieci. Oni wiedzą, jak się można czuć. Ci, co mieszkali całe życie w Polsce, mają takie pojęcie o tych sprawach, jak ci, co widzieli Amerykę tylko podczas wizyt w McDonaldsie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl