5/7
Pod koniec sierpnia 1943 r. kureń UPA „Łysego” (Iwan...
fot. Leon Popek/CC BY-SA 3.0

Zbrodnie w Woli Ostrowieckiej i Ostrówkach

Pod koniec sierpnia 1943 r. kureń UPA „Łysego” (Iwan Kłymczak) ruszył do antypolskiej ofensywy na zachodnim Wołyniu. W nocy z 29 na 30 sierpnia wymordowali Polaków we wsi Kąty (około 200 osób). Kilka godzin potem przeprowadzili masakrę w Jankowcach – zginęło co najmniej 80 osób. Jednak nie mieli zamiaru przerywać swojego krwawego maratonu.

Jeszcze tego samego upowcy przybyli do wsi Ostrówek. Otoczyli miejscowość, a następnie chodzili od chałupy do chałupy, zabierając całe rodziny do szkoły i na plac szkolny. Potem część osób – przeważnie kobiet i dzieci – kierowano również do kościoła. Bojownicy UPA zachowywali się spokojnie – zapewniali Polaków, że nic im nie grozi. Od razu likwidowali tylko tych, którzy stawiali im zawzięty opór. By uśpić czujność zgromadzonych przed szkołą ludzi, jednej z rannych Polek upowcy założyli opatrunek.

Gdy Ukraińcy zebrali wszystkich mieszkańców Ostrówek, zażądali od nich zegarków i kosztowności. Zebrawszy łup, zaczęli kolejno wyprowadzać mężczyzn. Zabijano ich w trzech różnych miejscach, nad specjalnie wykopanymi dołami. Uśmiercano uderzając w tył głowy maczugą lub obuchem siekiery.

Około południa czujki Ukraińców doniosły, że w pobliżu kręcą się Niemcy. Upowcy przyspieszyli więc proces eksterminacji. Zapędzili pozostałych przy życiu Polaków w okolicę cmentarza. Tak opisał te chwile Czesław Wasiuk:

Razem z matką byłem w ostatniej, niepełnej dziesiątce. (…) Widziałem, jak pierwsza osoba padła, do drugiej strzelał inny, a ten co zabił pierwszą szedł zabić trzecią. Ja byłem czwarty. Przyszła mi myśl udawać trupa. Zakryłem twarz i oczy rękami, żeby nie pokłuć twarzy o ściernisko i upadłem jak padali zabici. (…) Bałem się, że Ukraińcy zauważą, że żyję, i dobiją jak innych. Chwile później zemdlałem. (…) Po obudzeniu się wstałem i uciekłem.

Tego dnia w Ostrówkach, jak podaje Grzegorz Motyka, zamordowano od 476 do 520 osób.

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

O godz. 8 tego samego dnia, 30 sierpnia, w pobliskiej Woli Ostrowieckiej rozpoczęła się jeszcze większa masakra Polaków. Na początku, tak jak w Ostrówkach, upowcy starali się uśpić czujność Polaków. Na plac szkolny spędzano rodziny z kolejnych domów, częstując dzieci cukierkami. Tam jeden oficerów UPA wygłosił przemówienie, w którym nawoływał do wspólnej walki z Niemcami. Potem zapędzono wszystkich zebranych do szkoły. Następnie kolejno, w grupach od pięciu do dziesięciu osób, wyprowadzano mężczyzn. Zabierano ich do stodoły, gdzie zabijano ich przy użyciu siekier, młotów i wszelkich innych dostępnych tępych narzędzi. Około południa budynek szkoły obłożono słomą, oblano benzyną i podpalono, wrzuciwszy do środka kilka granatów. W płomieniach zginęło do 150 do 200 kobiet i dzieci. Łącznie we wsi zamordowano od 572 do 620 osób.

Na zdjęciu: Odkryte w 2015 r. szczątki ofiar UPA w Ostrówkach

Źródło: Grzegorz Motyka, „ Od Rzezi Wołyńskiej do Akcji 'Wisła'”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011

6/7
Mordów polskiej ludności dopuszczali się nie tylko upowcy,...
fot. fot. z archiwum W. Bąkowskiego/http://hutapieniacka.blogspot.com/

Zbrodnia w Hucie Pieniackiej

Mordów polskiej ludności dopuszczali się nie tylko upowcy, ale także ukraińscy kolaboranci w hitlerowskich mundurach.

Od początku 1944 r. na zapleczu frontu w Galicji Wschodniej operował 4. Pułk Policji SS pod dowództwem sturmbannführera Zygfryda Binza. Składał się z Ukraińców, których z różnych powodów, np. zdrowotnych, nie przyjęto do SS Galizien. Oddział odpowiadał za liczne pacyfikacje polskich wsi, np. w Podkamieniu czy Palikrowach. Jednak największą masakrę przeprowadził we wsi Huta Pieniacka, nieopodal Brodów.

W Hucie Pieniackiej działał duży oddział akowskiej samoobrony przed UPA. 23 lutego w pobliżu wsi pojawił się patrol 4 pułku SS. Polacy wzięli ich za przebranych w niemieckie mundury upowców. W zasadzce zastrzelili dwóch z nich. Wybiliby ich zapewne co do nogi, gdyby nagle w pobliżu nie pojawił się oddział UPA „Jastruba”, który zaatakował Polaków z boku.

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

Niemcy zorganizowali zabitym esesmanom okazały pogrzeb, a następnie, 28 lutego, 4 pułk SS przeprowadził ekspedycję karną, która zrównała Hutę Pieniacką z ziemią. Te tragiczny epizod odtworzył na podstawie relacji ocalałych Polaków ks. Jan Cieński:

Wczesnym rankiem wieś została otoczona, wojsko chodziło po domach, spędzając wszystkich bez wyjątku do kaplicy, kto próbował uciekać lub opierać się, tego na miejscu strzelano. W kaplicy rozdzielono spędzonych tam i grupami wyprowadzano. Część poprowadzono na cmentarz, tam rozstrzelano, tych było niewielu. Większość mieszkańców zapędzano po kilkanaście osób do stodół i domów, i podpalano. (…) Do południa akcję zakończono; równocześnie zrabowano dobytek ludności: bydło, konie, świnie zabrała ludność sąsiednich wsi ukraińskich, która wozami zjechała na rabunek.

Podczas pacyfikacji Huty Pieniackiej zginęło od 600 do 800 osób. Była to jedna z najbardziej krwawych ekspedycji karnych SS przeprowadzonych w czasie II wojny światowej.

Na zdjęciu: Polskie dzieci z Huty Pieniackiej

Źródło: Grzegorz Motyka, „ Od Rzezi Wołyńskiej do Akcji 'Wisła'”, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011

7/7
Germankówka była liczącą ponad 2 tys. mieszkańców wsią na...
fot. stankiewicze.com

Zbrodnia w Germankówce

Germankówka była liczącą ponad 2 tys. mieszkańców wsią na Podolu. Do 1939 r. żyli w niej Polacy, Ukraińcy (stanowili 2/3 mieszkańców) i kilka rodzin żydowskich.

Po okresie okupacji sowieckiej tereny Podola zajęli Niemcy. W tym rejonie pozostawili jedynie nieliczne oddziały porządkowe, które nie mogły bądź nie chciały chronić ludności polskiej przed atakami ze strony silnych w regionie oddziałów UPA. Dlatego też przez cały 1943 r. i 1944 r., nawet po wejściu Sowietów, dochodziło do licznych mordów popełnianych na Polakach przez upowców na całym Podolu. Fala zbrodni przeszła także przez Germankówkę. Jej mieszkańcem był wówczas Stanisław Leszczyński (ur. 1927 r.). Omal nie zginą w masakrze dokonanej przez Ukraińców na weselu Stefanii Szczerby z Bolesławem Poniatowskim w nocy z 13 na 14 lutego 1944 r. Oto jego relacja z tych dramatycznych chwil:

Zebrało się na to weselisko wiele luda – było nas ponad setka. Izba [w drewnianym domu państwa Szczerbów – red.] była obszerna, wszystko zostało obmyślone i przygotowane, więc wesele zaczynało się pogodnie i spokojnie. Wszyscy zasiedli na wyznaczonych miejscach. (…) Zaczęło się ściemniać, dom rzęsiście oświetlony lampami, goście zaczęli się kręcić po pokojach, podwórzu – młódź wciąż tańczyła. (…) Pod oknami weselnego domu zaczęła się zbierać coraz liczniejsza grupa ukraińskich młodzieńców.(…) Jeszcze przed zapadnięciem zmroku do weselnej izby weszło sześciu niemieckich żołnierzy. Posadzono ich za oddzielnym stołem, obsłużono jedzeniem i piciem i wkrótce ci żołnierze, odstawiwszy karabiny w kąt, zabrali się za dziewczyny. Byli lekko na rauszu więc się rozochocili i nie darowali sobie żadnego tańca. (…) W pewnym momencie tamci spod okna [młodzi Ukraińcy – red.) zniknęli. Ktoś nawet to jakoś skomentował, ale przecież na sali byli uzbrojeni żołnierze, więc czego się bać.

CZYTAJ TAKŻE: Rzeź wołyńska i jej apogeum: krwawa niedziela 11 lipca ’43

Kiedy Władek [Szelest – weselny grajek – red.] ponownie odjął swoje skrzypeczki i zaczął to swoje „Bez śladu ta miłość” - nagle ze wszystkich okien huknęły w głąb izby wystrzały.

Była godzina 22. Ojciec wrzasnął: „Gasić światła! Wszyscy na ziemię! Pod okna!”. Ogień pojedynczy i automatyczny szedł na nas ze wszystkich czterech okien. W całym domu powstał lament i jęki, które zagłuszały strzały. Pomimo zgaszenia lamp, w całym domu było jeszcze widniej od wystrzałów. Padliśmy na ziemię, ale co to mogło pomóc? Kto usłuchał i komu udało się upaść pod oknami, niemal u nóg napastników, to mu się udało ujść z życiem, bo kule szły nieco dalej od tej ściany, ale i tak wiele osób pod tą ścianą zginęło. Ja się czołgałem wzdłuż ściany w pobliżu okien i przesuwałem się po zabitych i rannych, natrafiałem na mokre miejsca od rozlanej krwi i rozbitych mózgów. Gdy z tego piekła potem wyszedłem, byłem cały umazany krwią i różową miazgą. Jakoś się znalazłem w sieni, tuż obok alzackiego Kacpra [jednego z żołnierzy Wehrmachtu – red.]. Widziałem go wyraźnie w tym ogniu. Ja się wcisnąłem w naroże ściany przy wejściowych drzwiach, a on przykucnął przed tymi okutymi drzwiami, zarepetował karabin i szarpnął drzwi ku sobie. W tym momencie huknął strzał, Kacper się prawie uniósł, zarzęził i zwalił na prawo ode mnie. Rzuciłem się z tego naroża w stronę kuchni. Przesunąłem się przez drgające jeszcze ciało Kacpra i w kuchni wsunąłem się pod jakiś mebel. Podczołgałem się w pobliże okna. W świetle wystrzałów zauważyłem na meblu pierzynę. Przed wojną należałem do „Strzelczyków” i słyszałem, że ptasie pióra mogą czasem dać ochronę prze kulami. Więc wciągnąłem wyciągnąłem rękę i zacząłem ściągać na siebie pierzynę. Nagle huknął wybuch i w świetle ognia widziałem latające po kuchni pierze. Oszołomiło mnie i w uszach zaczęło mi dzwoniąco syczeć. Syczy do teraz. Zaraz też wśród tego syczenia usłyszałem jakby z wielkiej oddali jęk mojej babci Anieli. Jęcząc piskliwie, wołała: „Wody, wody, wody!”. Te jęki zacichały, aż ustały zupełnie. Była ode mnie na wyciągnięcie ręki – nie mogłem jej tej wody podać. W chwile po tym wybuchu, a był to wybuch granatu, na zewnątrz domu zakrzyknięto: - Chłopci, szkoda kul, bierim noży i do seredyny! - Chłopcy, szkoda kul, bierzmy noże i chodźmy do środka!

Przez okno, pod którym leżałem, jeden z nich wskoczył tuż obok mnie. Miał na sobie kożuch białym włosiem wywrócony na zewnątrz i takąż na głowie baranicę. Ale gdy tylko skoczył, błysnęło wokół i zaczął palić się ten dom. Nie wiem, co się stało z tym skoczkiem, bo ja naprawdę nożowej śmierci się przeraziłem. Zacząłem się pośpiesznie na brzuchu wycofywać z powrotem do sieni. Czołgając się, wciąż natrafiałem na krew i coś lepkiego, wszystko to było jeszcze ciepłe, drgały ciała i jęczeli ranni. Pełznąć, musiałem się też przesunąć przez ciało mego ojca. Spadały płaty ognia, coraz trudniej było oddychać. Nagle wśród płomieni zauważyłem swego dziadka Józefa. Poznałem go po białej głowie; tylko on jeden szedł przez weselną izbę wyprostowany, jakby wyraźnie szukał śmierci.(...)

Już dogasał dom. Strzały zaczęły rzednąć, tylko na zewnątrz, gdzieś na podwórzu słychać było pojedyncza palbę. Tam zabijano i dobijano tych, którym udało się wyskoczyć z płonącego domu. Szalejący nad nami pożar objął dach i wszystkie zewnętrzne ściany – wyschnięta zagata [ocieplenie budynku mieszkalnego na zimę najczęściej z liści drzew i elementów płotu – red.] płonęła jak bibułka na choince. Ponadto słomiany dach zaczął się zawalać ognistymi płatami do środka. (…) Zbliżał się kres życia, brakowało powietrza, dusiliśmy się. Usta wciągały już tylko gorący dym. Zaryzykowaliśmy, bo już za chwilę umieralibyśmy z braku powietrza. Poderwałem się i chyba w ostatniej sekundzie , pchany instynktem życia,pociągnąłem matkę i wypadliśmy przez otwarte okno na zewnątrz. Podsunęliśmy się w rozmiękły śnieg i zaczerpnęliśmy powietrza. Poleżeliśmy chwilę w rozdeptanym śniegu i poderwaliśmy się do ucieczki. Ale nie trzeba było daleko uciekać, bo napastnicy zniknęli. Tylko matka w szoku gdzieś pobiegła za stogi na podwórzu. Ja natomiast dołączyłem do kogoś, kto zawołał, żeby wyciągnąć z domu ludzi.

Ogółem w czasie weselnej masakry w Germankówce zginęło ok. 30 osób.

Na zdjęciu: Pogrzeb polskiej ofiary UPA na Podolu

Fragment pochodzi z książki Stanisława Leszczyńskiego „Uwikłanie. Wspomnienia z Podola 1939-1945” (IPN Rzeszów, 2015).

Kontynuuj przeglądanie galerii
WsteczPrzejdź na i.pl

Zobacz również

Najlepsze ciasta na komunię. Top 9 przepisów na wyjątkowe okazje

Najlepsze ciasta na komunię. Top 9 przepisów na wyjątkowe okazje

5 miejsc w okolicach Krakowa, które musisz zobaczyć. Tych wycieczek nie pożałujesz

5 miejsc w okolicach Krakowa, które musisz zobaczyć. Tych wycieczek nie pożałujesz

Polecamy

Księgowa przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Zaszokowała odpowiedziami

Księgowa przed komisją śledczą ds. Pegasusa. Zaszokowała odpowiedziami

Philips Xperion. Zestaw uniwersalnych, bezprzewodowych lamp dla każdego!

Philips Xperion. Zestaw uniwersalnych, bezprzewodowych lamp dla każdego!

Tak się urządził Tomasz Wygoda. Tak pięknie mieszka juror „Tańca z gwiazdami”

Tak się urządził Tomasz Wygoda. Tak pięknie mieszka juror „Tańca z gwiazdami”