Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Woli być aktorem Smarzowskiego niż debilem z telewizji. Tak już ma

Rozmawia Ola Szatan
fot. Łukasz Kalinowski/East News
– Każda nagroda czy nawet nominacja daje wiarę w sens uprawiania tego zawodu. Wszyscy potrzebujemy, żeby nas od czasu do czasu doceniono. Poklepano po plecach, połechtano nasze ego – nie ukrywa Arkadiusz Jakubik.

– Dostał Pan nominację do Orłów, czyli Nagród Polskiej Akademii Filmowej, za najlepszą drugoplanową rolę męską w filmie „Chce się żyć”. Dowiedział się Pan o tym z SMS-a przesłanego przez syna. To się często zdarza?

– Nie. Ale teraz jestem mocno zakręcony, dużo czasu spędzam w teatrze, a poza tym pracujemy bardzo ciężko nad drugą płytą zespołu Dr Misio. To bardzo intensywny czas. I proszę wierzyć, zupełnie uciekło mi z głowy, że są jakieś Orły. Dostałem SMS-a od syna – łobuza, który zamiast uważać na lekcji, włączył telefon komórkowy i wszedł na jedną ze stron internetowych. Tam znalazł tę informację. Początkowo zupełnie nie wiedziałem, o jaką produkcję chodzi. Czas między zakończeniem pracy na planie a wejściem do kina bardzo się wydłuża. A zdjęcia do filmu „Chce się żyć” skończyliśmy prawie dwa lata temu.

– Wygląda na to, że podczas tegorocznej gali Orłów film „Chce się żyć” rozbije bank.

– Odpukać. Ja jestem bardzo przesądny i wolałbym tego tematu nie rozgrzebywać, natomiast faktycznie bardzo ucieszyła mnie informacja, że film ma siedem nominacji. Ile dostanie? To już w rękach Polskiej Akademii Filmowej. Choć dla mnie nominacja jest ogromnym wyróżnieniem, bo daje wiarę w sens uprawiania tego zawodu. A przecież każdy aktor potrzebuje, żeby go od czasu do czasu doceniono. Poklepano po plecach.

– Połechtano jego ego?

– Tak. Bo to daje kopa do dalszej pracy. I szukania następnych wyzwań. A po drugie, Orły to, moim zdaniem, najważniejsza nagroda filmowa w Polsce. Nigdy nie ma werdyktu sprawiedliwego, ale w tym przypadku jest najbardziej obiektywny. Wszystkie festiwale rządzą się swoistymi zasadami, każde jury ma swój gust. Nie ukrywam, że czasami dla mnie niezrozumiały, ale nie chcę tego komentować.

– Z Orłów przejdźmy do misiów. Konkretnie jednego. Na ile Wojciech Smarzowski miał swój udział w rozwoju pana zespołu Dr Misio. W końcu kilka lat temu nagrał wam teledysk.

– Wiele lat temu Wojtek poprosił mnie jako aktora, bym zagrał w teledysku do nowej wersji piosenki „Zaopiekuj się mną” zespołu Rezerwat. Wcieliłem się w zbrukanego anioła z Pragi, który spotykał się z prostytutką. Była policja, alkohol lał się strumieniami...

– ...Połączenie filmów „Drogówka” i „Pod Mocnym Aniołem”?

– Przedsmak. Kręciliśmy to 15 lat temu, było to tuż przed wizytą w Polsce papieża Jana Pawła II i telewizja się przestraszyła. A to były czasy, kiedy teledyski były jeszcze emitowane na małym ekranie. Nastąpił atak cenzury i zakaz emisji teledysku. W trakcie wizyty papieża nie mogło być pokazywane wideo z upadłym aniołem, który ma normalne skrzydła, a jednocześnie pije alkohol i uprawia seks z kobietami lekkich obyczajów. W przypadku zespołu Dr Misio Wojtek Smarzowski pomógł nam po starej znajomości, robiąc pierwszy teledysk do piosenki „Młodzi”. Trzy lata temu, jeszcze przed nagraniem pierwszej płyty. To był taki pierwszy znak, że z tego pomysłu na zespół coś wyjdzie, że pomysł ma sens, a my mamy prawdę i swój przekaz. Wojtek zrobił świetny obrazek, który stał się początkiem budowy naszego wizerunku: pogrzebowych garniturów i oldschoolowej bielizny.

–Dr Misio ma gruppies. Podczas koncertów na scenę leci bielizna?

– Zdarzają się takie sytuacje, kiedy ze strony widowni, zwłaszcza tej piękniejszej, leci bielizna. Ostatnio po koncercie, chyba w Dąbrowie Górniczej, żona gitarzysty przypadkiem znalazła w otwartym futerale koronkowe majtki. Była straszna awantura.

–Kiedyś został Pan zaszufladkowany jako słynny Rysio z serialu „13. posterunek”. Teraz jest Pan „aktorem od Smarzowskiego”. To chyba przyjemna szuflada?

–Zdecydowanie. I myślę, że o wiele bardziej ekskluzywna niż ta z napisem „debil z Polsatu”. To szuflada wykładana atłasami, w której chyba każdy aktor z tego kraju chciałby się znaleźć. Cieszę się, że w niej siedzę, natomiast w naturalny sposób od czasu do czasu uciekam z niej. W ostatnim czasie miałem przyjemność pracować z Leszkiem Dawidem w filmie „Jesteś Bogiem” czy z Maćkiem Pieprzycą przy „Chce się żyć”.

– Terrorysta, czyli Pana postać w nowym filmie Smarzowskiego „Pod Mocnym Aniołem” to kierowca, który jadąc w Polskę, musi pić, by się kręcił interes. Z jego ust pada stwierdzenie: „piję, bo mnie wszystko wkur...”, które pewnie wejdzie do klasyki filmowych cytatów. A wielu się pod nim podpisze.

– Temat tego filmu jest o wiele głębszy, bo każdy alkoholik ma swoje wytłumaczenie, które zazwyczaj bywa kłamstwem. Bo nie ma lepszych oszustów i kłamców niż osoby uzależnione. I nawet to, w co one głęboko wierzą, nie jest prawdą. To jest „prawda”, którą oni sobie wyprodukowali na własny użytek. Ale postać Terrorysty ma jakąś własną tragedię, poważny dramat osobisty. On tak naprawdę pije z tego względu, że jego szef zbałamucił mu żonę.

– Smarzowski wyciska aktorów jak cytryny do ostatniej kropelki? Każdy z tych filmów widzów wbija w fotel.

– Ciężko było przy filmie „Dom zły”, musiałem zapłacić swoją cenę za wejście w ten straszny do bólu realistyczny świat. Trochę lżej było w przypadku „Drogówki”, gdzie dostałem od reżysera cenną uwagę, żebym już nie wkręcał się tak bardzo w meandry psychologii postaci sierżanta Petryckiego, tylko skupił się na ćwiczeniach gimnastycznych. Ćwiczył pompki, przysiady... Udało się, postać wypadła wiarygodnie, natomiast wersja oficjalna brzmi, że do roli Petryckiego przygotowywałem się w domu, żeby była jasność. Trudniej było z postacią Terrorysty. Mając tak małe zadanie aktorskie, musiałem zbudować bardzo gęstą i mocno zarysowaną postać. Zamienić się w tego Terrorystę, mentalnie wejść w ten świat, który nie jest łatwy. Czy się udało?

***

Ma dystans do świata filmowego i do siebie. Człowiek z dużym poczuciem humoru.

Urodził sie 14 stycznia 1969 w Strzelcach Opolskich. W roku 1992 ukończył PWST we Wrocławiu. Występował w Operetce Warszawskiej i Teatrze Rampa w Warszawie. Zadebiutował na scenie Operetki Warszawskiej 13 listopada 1993 roku w roli Pierre`a, w musicalu Piaf Pam Gems w reż. Jana Szurmieja.

Jest wokalistą rock’n’rollowej grupy muzycznej Dr Misio.

10 marca podczas gali wręczenia nagród Polskiej Akademii Filmowej dowiemy się, czy Jakubik dostanie Orła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski