Wojna religijna na Ukrainie. Moskwa „prawosławnym Watykanem” nie będzie

Grzegorz Kuczyński
Grzegorz Kuczyński
Władimir Putin i patriarcha Moskwy Cyryl w dniu prezydenckiej inauguracji Putina (2018)
Władimir Putin i patriarcha Moskwy Cyryl w dniu prezydenckiej inauguracji Putina (2018) kremlin.ru
Wojna Rosji z Ukrainą ma też swój wyznaniowy aspekt. Władimir Putin i podporządkowany mu zwierzchnik rosyjskiego prawosławia chcą zniszczyć niezależny Kościół prawosławny na Ukrainie. Jednak wiele wskazuje na to, że skończy się katastrofą dla samego Patriarchatu Moskiewskiego, który straci struktury i wiernych nie tylko na Ukrainie, ale też w innych państwach, nie tylko postsowieckich.

„Jesteś rosyjskim żołnierzem. Twoim zadaniem jest zetrzeć ukraińską nację z powierzchni ziemi” - to można przeczytać na ulotkach wydawanych przez biuro ds. relacji z wojskiem i policją Metropolii Briańskiej Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. Czy należy się więc dziwić zbrodniom dokonanym choćby w Buczy? Rosyjskie prawosławie nie wspiera wojny z Ukrainą, ono w tej wojnie współuczestniczy. Znalazło sobie bowiem nad Dnieprem wroga śmiertelnego: Kościół Prawosławny Ukrainy, który w 2018 roku uzyskał autokefalię i zagroził wpływom Patriarchatu Moskiewskiego.

Rosyjscy duchowni prawosławni błogosławią więc rosyjskich żołnierzy ostrzeliwujących także prawosławne świątynie na Ukrainie. Patriarcha Cyryl zaś uzasadnia pod kątem teologicznym koncepcję „ruskiego miru”, która nie przewiduje istnienia samodzielnego prawosławia, narodu i państwa ukraińskiego. Być może prawosławne sługi tronu liczyły na to samo, co Putin: błyskawiczne zwycięstwo i opanowanie całej Ukrainy, a za tym likwidację – nawet fizyczną – ukraińskiego narodowego prawosławia. Ten plan spalił na panewce. I rosyjska Cerkiew już słono płaci za udział w agresji. Moskwa przegrywa wojnę o dusze, co długofalowo może być równie ważne jak wynik walki militarnej czy gospodarczej. Autokefaliczny Kościół Prawosławny Ukrainy zdecydowanie broni suwerenności Ukrainy, podczas gdy Kościół Prawosławny Ukrainy Patriarchatu Moskiewskiego wzywa raczej do zakończenia walk niż do oporu wobec rosyjskiej napaści. W obliczu tego, co się dzieje w Buczy, Mariupolu czy wielu innych miejscach, taka postawa jest odbierana przez zdecydowaną większość ukraińskich wyznawców prawosławia za zdradę.

Religijna „wojna domowa”

Po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości w kraju tym przez następne ćwierć wieku działały aż trzy prawosławne Kościoły. Największym był Kościół Prawosławny Ukrainy Patriarchatu Moskiewskiego (UPC-MP) podporządkowany patriarsze Moskwy (52 diecezje, ok. 12 tys. parafii). W 1992 roku oderwała się od niego część struktur tworząc narodowy, niezależny Kościół Prawosławny Ukrainy Patriarchatu Kijowskiego (35 diecezji, ok. 5 tys. parafii). Trzecią i zdecydowanie najmniejszą wspólnotą był Ukraiński Autokefaliczny Kościół Prawosławny (UAPC) będący kontynuatorem tradycji ukraińskiego Kościoła prawosławnego na emigracji, działającego w czasach sowieckich. Kanoniczny, a więc uznawany oficjalnie przez cały świat prawosławny, był tylko Kościół podporządkowany Moskwie.

Wspomniany świat prawosławny składa się z kilkunastu samodzielnych Kościołów, które wzajemnie uznają siebie za kanoniczne. Wszystkie są równe, jednakże Patriarchat Konstantynopola – z racji historycznych – uważany jest za „pierwszy wśród równych”. Tylko patriarcha Konstantynopola (patriarcha ekumeniczny) może uznać kanoniczność danej wspólnoty poprzez przyznanie jej autokefalii odpowiednim dekretem (tomos). Należy przypomnieć, że aż do XVII w. prawosławie na Ukrainie było związane z Konstantynopolem. W połowie tego stulecia, w dość brutalnych okolicznościach Moskwa wymusiła na Konstantynopolu oddanie pod jej zwierzchnictwo Kościoła na Ukrainie – co od początku Konstantynopol uznawał jedynie za tymczasowy stan. Jednak potem Rosyjska Cerkiew Prawosławna nielegalnie anektowała te ziemie.

Fanar (siedziba patriarchy Konstantynopola w Stambule) przypomniał sobie o swych prawach do Ukrainy dopiero po tym, jak ta wyszła w 2014 roku z rosyjskiej strefy wpływów. Po aneksji Krymu i okupacji Donbasu widać było stały i wyraźny przepływ wiernych z Kościoła uznającego Moskwę do Kościoła narodowego. Swoje zrobił polityczny lobbing władz w Kijowie, zwłaszcza ówczesnego prezydenta Petra Poroszenki. W efekcie pod koniec 2018 roku Kościół Prawosławny Ukrainy uzyskał autokefalię. To oznacza status Kościoła z własnym terytorium kanonicznym i możliwością wyboru własnych hierarchów. Dla Kijowa było to wielkie zwycięstwo religijne i polityczne. Własny kanoniczny narodowy Kościół, w granicach własnego państwa, to nie tylko podkreślenie wyjścia Ukrainy z orbity moskiewskiej, ale też promocja narodowej integracji. Moskwa oczywiście tego nie uznała. Wszak w ten sposób Rosyjski Kościół Prawosławny Patriarchatu Moskiewskiego przestał być największym Kościołem prawosławnym na świecie, tracąc znaczną część wiernych i dochodów. Kreml stracił też ważny instrument wpływu na Ukrainę.

Tuż przed wybuchem wojny przyjmowano, że do Kościoła Prawosławnego Ukrainy Patriarchatu Moskiewskiego (UPC-MP) należało ok. 12 tysięcy parafii, zaś do Kościoła Prawosławnego Ukrainy ok. 7 tys. Ale to mylące dane, sugerujące dominację wciąż prawosławia rosyjskiego – wskazuje w swej analizie Jamestown Foundation. Z dwóch powodów. Po pierwsze wiadomo, że w ostatnich latach wiele parafii UPC-MP przeszło do Kościoła narodowego faktycznie. Dlaczego nie formalnie? Bo UPC-MP uparcie odmawia uznania wielu wniosków o przekazanie jurysdykcji, choć już nad danymi parafiami dawno nie panuje. Drugi powód jest taki, że parafia parafii nierówna. Te należące do Kościoła narodowego są zdecydowanie większe i liczniejsze. W przypadku Kościoła moskiewskiego, wiele parafii zostało już tylko na papierze.

Krucjata w imię „ruskiego miru”

Chyba nigdzie we współczesnym świecie nie sprawdza się powiedzenie o sojuszu ołtarza z tronem. W przypadku Rosji to chyba nawet ołtarz stał się jednym z podnóżków tronu. Moskiewski patriarchat to już rodzaj półoficjalnej administracji państwowej. Zresztą co ważne, łączy Cyryla i Putina ideologia, choćby wizja „ruskiego miru”. Ironia losu sprawia zresztą, że w języku rosyjskim „mir” na podwójne znaczenie: jako świat i jako pokój. W przypadku zaprowadzania „ruskiego miru” na Ukrainie z pewnością nie chodzi o to drugie.

„Ruski mir” to ideologia etniczno-wyznaniowo-historyczno-kulturowej wspólnoty co najmniej trzech narodów wschodniosłowiańskich: Rosjan, Ukraińców i Białorusinów. W putinowskim wydaniu sprowadza się to do uznania, że tak naprawdę chodzi o jeden, „ruski” (w domyśle rosyjski) naród, a białoruska i ukraińska odrębność to „cywilizacyjna pomyłka”. Jako że te trzy narody łączy prawosławna religia, jednym z najważniejszych celów jest zniszczenie jej „narodowych wypaczeń”.

Jednym z głównych (choć nieoficjalnie wyrażanych) celów wojennych Moskwy jest więc likwidacja autokefalicznego Kościoła prawosławnego na Ukrainie. W 2018 roku Putin odrzucił autokefalię na Ukrainie. A w ostatnich tygodniach prokremlowscy komentatorzy podkreślali, że zdecydował się wysłać wojska na Ukrainę także po to, aby położyć kres „schizmie” w tamtejszym Kościele prawosławnym i przywrócić Moskwie pełną kontrolę nad wszystkimi ukraińskimi diecezjami, parafiami, klasztorami. Patriarcha moskiewski Cyryl dolewa oliwy do ognia. Nie tylko upiera się, że za powolny upadek UPC-MP odpowiedzialni są ukraińscy ekstremiści, a nie samodzielna decyzja ukraińskich wiernych, lecz także oświadczył, że Rosjanie i Ukraińcy to jeden naród.

Na skutki nie trzeba było długo czekać. Już w pierwszych dniach „operacji specjalnej” jedna po drugiej diecezje ukraińskie podległe Moskwie zaczęły przestać wymieniać w modlitwach patriarchy Cyryla. W tradycji prawosławnej tak odmowa oznacza w praktyce wycofanie się spod jego jurysdykcji. Co ważne, ten swoisty bunt obejmuje parafie niezależnie od tego, czy leżą na rosyjskojęzycznym wschodzie czy ukraińskojęzycznym zachodzie. Na przykład 20 marca do autokefalicznej Cerkwi przeszedł cały monastyr Nowoafonskij we Lwowie. Z sondażu opublikowanego 10 marca przez Grupę Socjologiczną Rating wynika, że wśród Ukraińców 63 procent opowiada się za całkowitym zerwaniem z Patriarchatem Moskiewskim, tylko 10 procent jest przeciwnych takiemu posunięciu. Nawet wśród tych, którzy obecnie są parafianami UPC-MP, ponad połowa opowiada się za zerwaniem stosunków z Patriarchatem Moskiewskim z powodu jego stanowiska w sprawie wojny.

21 marca synod UPC, który zebrał się w Kijowie, wezwał duchownych i wspólnoty UPC-MP do zerwania pozostałych kanonicznych więzi z Moskwą i przystąpienia do UPC. Gwarantuje się im zachowanie istniejącej struktury diecezjalnej. Deputowani Rady Najwyższej z frakcji Sługa Narodu przygotowali zaś dwie ustawy, których uchwalenie oznaczałoby zakaz działalności na Ukrainie lojalnego wobec Moskwy prawosławnego Kościoła.

Globalna klęska Patriarchatu Moskiewskiego

Jeśli rosyjska Cerkiew przegra bitwę o kontrolę nad prawosławiem na Ukrainie – a wszystko na to wskazuje - prawdopodobnie przegra znacznie więcej. Związki kanoniczne z Moskwą zrywają poszczególni duchowni lub wspólnoty prawosławne na Zachodzie, zwracając się ku Konstantynopolowi. Także Kościoły w krajach postsowieckich, dotąd lojalne wobec Cyryla, wyraźnie zaznaczają swój sprzeciw wobec poparcia dla rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Na przykład polscy biskupi prawosławni, w ślad za kijowskim metropolitą Onufrym, porównali wojnę do grzechu biblijnego Kaina. Sytuacja stała się na tyle poważna, że Moskiewski Patriarchat powołał specjalną „administrację ds. biskupstw w krajach bliskiej zagranicy”.

Jak zwraca uwagę „Nowaja Gazeta”, prawosławni uznający dotąd zwierzchnictwo Patriarchatu Moskiewskiego, postrzegają Cyryla i jego podwładnych jako współwinnych rosyjskich zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości na Ukrainie. Patriarcha Moskwy traci autorytet od lat. Nie chodzi tylko o wysługiwanie się Putinowi. Iperialne plany Cyryla - zarówno na Ukrainie, jak i w Afryce, gdzie utworzył on egzarchat z naruszeniem prawa kanonicznego - wywołały nowy opór wobec pretensji Moskwy do stania się "prawosławnym Watykanem".

Większość byłych republik sowieckich ma obecnie nominalnie lub faktycznie niezależne Kościoły prawosławne. Najmocniej podporządkowane Moskwie pozostają struktury Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego w Azerbejdżanie, Armenii i na Litwie. Dwie pierwsze zachowują posłuszeństwo. Ale trzeci jest coraz bardziej skłócony z formalnym zwierzchnikiem. Metropolita Innocenty, zwierzchnik Cerkwi moskiewskiej na Litwie, potępił wojnę Rosji z Ukrainą i podkreślił, że on i jego współwyznawcy „żyją w wolnym i demokratycznym kraju” oraz że „Litwa to nie Rosja” - zauważa na swym blogu Paul Goble, wybitny znawca zagadnień etniczno-wyznaniowych na obszarze postsowieckim.

To było 17 marca. Następnego dnia ukazało się przemówienie metropolity Rygi i całej Łotwy Aleksandra w podobnym tonie. Metropolita Jewgenij z Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w Estonii, który do niedawna był rektorem Moskiewskiej Akademii Teologicznej, podpisał oświadczenie Estońskiej Rady Kościołów potępiające "straszne wydarzenia (...) na Ukrainie". Co ciekawe, jeszcze 20 marca metropolita Jewgienij był w Moskwie, gdzie służył patriarsze Cyrylowi w Soborze Chrystusa Zbawiciela, pokornie słuchając kolejnego "świętego" kazania popierającego "operację specjalną". Trudno oprzeć się wrażeniu, że wali się właśnie nie tylko koncepcja stworzenia w Moskwie „prawosławnego Watykanu”, ale nawet putinowska Cerkiew traci resztki wpływów poza Rosją.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl