Wojciech Pszczolarski: Od początku konfliktu wszyscy zapomnieli, po co i dla kogo jest PZKol. Zostaliśmy zostawieni sami sobie

Arlena Sokalska
Arlena Sokalska
Wojciech Pszczolarski specjalizuje się m.in. w madisonie, który wraca do programu igrzysk olimpijskich. W wyścigach uczestniczy dwóch zawodników. Na ME w Berlinie duet Wojciech Pszczolarski-Daniel Staniszewski wywalczył brązowy medal
Wojciech Pszczolarski specjalizuje się m.in. w madisonie, który wraca do programu igrzysk olimpijskich. W wyścigach uczestniczy dwóch zawodników. Na ME w Berlinie duet Wojciech Pszczolarski-Daniel Staniszewski wywalczył brązowy medal Sylwia Dąbrowa
To nie ja będę Napoleonem polskiego kolarstwa, to nie ja będę przeprowadzał sycylijskie ataki, to nie ja będę opowiadał w prokuraturze kto z kim i jak ciemno było w pokoju. Jestem tylko zawodnikiem i moje kompetencje są takie, by godnie reprezentować polskie kolarstwo, choćby na najbliższych MŚ w Apeldoorn. Jeśli nikt nam nie zapewni spokoju, to już w sierpniu rywale nas „odczepią” w walce o igrzyska olimpijskie w Tokio - mówi o sytuacji w Polskim Związku Kolarskim i konflikcie związku z ministerstwem sportu Wojciech Pszczolarski, kolarz torowy, medalista mistrzostw Europy i świata

Od wielu tygodni źle się dzieje w PZKol, do związku wszedł komornik, nie ma sponsorów. W tych warunkach w ogóle można myśleć o przygotowaniach do najważniejszej imprezy w roku, mistrzostw świata w Apeldoorn?
Mistrzostwa odbędą się już za ok. 30 dni, a my dalej nie mamy pewności, jak dotrwamy do tej imprezy. Niestety konflikt na górze niezbyt dobrze wpływa na nasze przygotowania, bo nie mamy gwarancji, że przynajmniej przez ten ostatni miesiąc przygotowywać będziemy się wspólnie całą grupą: z trenerem i obsługą. Nie ma żadnych konkretów.

Ma Pan w ogóle możliwość spokojnego treningu na odpowiednim poziomie?
Każdy orze, jak może - to chyba najlepsze określenie moich i pewnie nie tylko moich przygotowań do mistrzostw świata. Według planu trenera przygotowania powinniśmy zacząć zgrupowaniem na początku grudnia, ale jak wiadomo, w tym właśnie okresie rozwijał się ten cały konflikt. Tym samym po pucharze świata w Milton w Kanadzie zamiast pojechać na zgrupowanie, wróciłem do domu i na spokojnie robiłem swoje. Mam o tyle troszkę większy komfort przygotowań, że przez lata startów na torze i dzięki kontaktowi z managerem, mogę startować w sześciodniówkach. Tym sposobem praktycznie cały styczeń spędziłem na zawodach w Rotterdamie, Berlinie czy też Kopenhadze. Muszę zaznaczyć, że są to kontrakty indywidualne, nie kadrowe, więc sam sobie organizuję wyjazd, sam opłacam obsługę, a pozostałe pieniądze z sześciodniówek inwestuję w prywatne zgrupowania, by mieć możliwość treningu w cieplejszym klimacie. Wszystko po to, by godnie reprezentować Polskę, a zarazem także Polski Związek Kolarski na mistrzostwach w Apeldoorn.

Czy ktokolwiek w związku koordynuje przygotowania zawodników?
Jestem cały czas w kontakcie z kadrowym trenerem Jackiem Kasprzakiem. Niestety jego plany przygotowań do MŚ co chwilę są zmieniane, bo nikt nie potrafi powiedzieć niczego konkretnego. Przez lata trener zbudował sobie taką grupę zawodników, która śmiało może walczyć nie tylko o medale ME czy MŚ, ale także pojechać na igrzyska i tam być kandydatami do medali. Teraz ta długoletnia praca jest marnowana. Jako trener kadry narodowej Jacek Kasprzak ma na koncie najlepszy sezon w karierze. Dwa medale mistrzostw świata elity, dwa medale mistrzostw Europy elity, trzy medale młodzieżowych mistrzostw Europy, zdominowane rankingi światowe UCI w konkurencjach średniodystansowych za sezon 2016/2017, a dodatkowo historyczne pokonanie bariery 4 minut w wyścigu drużynowym na dochodzenie. Jest po prostu niedoceniany, a w tym całym konflikcie dodatkowo obarczany innymi obowiązkami.

W ubiegły czwartek minister sportu Witold Bańka zapowiedział wsparcie kolarstwa przez dofinansowanie polskich klubów. Pan jednak jest zawodnikiem czeskiego teamu Pardus-Tufo Prostejov. Czy to oznacza, że ten program Pana w żadnym stopniu nie dotyczy
Czytając o tym programie ministerialnym, dochodzę do wniosku, że niestety nie. Może źle rozumiem ten projekt, ale według mnie nie mam szans. Ten program dotyczy polskich klubów, a ja w takim nie jestem, ponieważ wolę być zawodnikiem małego czeskiego klubu, który jest wobec mnie już piąty rok uczciwy, niż siedzieć w polskim bagnie… I na tym utnę temat polskiego krajowego zawodowstwa.

Czy Wy, torowcy, zawodnicy kadry, rozmawiacie o tym konflikcie? Jest jeszcze w ekipie jakiś promyk nadziei, że sytuacja w końcu się unormuje?
Oczywiście, że rozmawiamy o tym między sobą. Sami nie wiemy, czy już z tego wszystkiego się śmiać czy płakać. Od początku konfliktu z różnych stron i źródeł otrzymujemy informacje, że będzie tak, zaraz z drugiej strony, że będzie inaczej,  a czas do MŚ i kolejnych ważnych imprez ucieka. Dla mnie osobiście nie jest ważne, kto będzie prezesem, kto będzie finansował związek itd. Cała ta sytuacja na pewno nie wpływa dobrze na zawodników i atmosferę w grupie.

Czujecie się pozostawieni sami sobie?
Tak, mam takie poczucie. Od początku w tym całym konflikcie zapomniano tak naprawdę, po co i dla kogo jest Polski Związek Kolarski. Zapomniano o zawodnikach, a nam jako kadrze torowej najbardziej się to udzieliło, ponieważ jesteśmy w sezonie. Szosa czy MTB być może tego nie odczują, bo możliwe, do rozpoczęcia ich sezonu , sytuacja jakoś się już unormuje.

Stawia Pan sobie mimo wszystko jakieś cele na mistrzostwa świata?
Zawsze na imprezy mistrzowskie jadę z pozytywną myślą, że stać mnie na medale, nawet na zwycięstwo. Bez takiego nastawienia start nie miałby sensu. Natomiast w obecnej sytuacji ciężko o takie myślenie. Mimo wszystko trzeba się tam pojawić, by być dalej w grze, bo brak startu na MŚ odbiłby się stratami w rankingu UCI, czy też liczbie zaproszeń na takie zawody jak sześciodniówki.

Co z kwalifikacjami olimpijskimi? Możemy liczyć, że ekipa torowców zrealizuje ambitne cele, by polska kadra w Tokio była liczna
Potencjał na naprawdę liczną kadrę kolarską w Tokio na pewno jest spory. Potrzebna nam jest jednak spokojna praca i gwarancja, że będziemy mieli za co się szykować do IO, ale także do MŚ czy ME. Najbliższe ME w Glasgow będą początkiem kwalifikacji do igrzysk olimpijskich, a jeśli nikt nam tego spokoju nie zapewni, to już w sierpniu rywale nas „odczepią” w walce o Tokio. Wtedy pozostanie już tylko pisać plany na IO 2024 w Paryżu.

Sytuacja polskich torowców zawsze była trochę inna niż w wielu krajach, gdzie torowcy trafiają na szosę i są często dla ekip cennym nabytkiem - zwłaszcza jeśli chodzi o czasowców czy sprinterów - tu można rzucać nazwiskami - od Wigginsa, po Gavirię czy Vivianiego. Polscy torowcy rzadko z sukcesem łączą tor z szosą. Z czego to wynika Pana  zdaniem?
Nie ma co porównywać polskiego kolarstwa do zagranicznego. U nas nie ma zainteresowania zawodnikami, którzy mają potencjał, ale trzeba czasu, by ich wychować. W Polsce zbiera się zawodników mających już sukcesy  i oczekuje wyniku, tu i teraz.

Czy rozwiązaniem tej sytuacji byłoby utworzenie polskiej ekipy szosowej, w której moglibyście łączyć trening torowy ze zdobywaniem doświadczenia na szosie? Czy lepiej zapomnieć o takich pomysłach i skupić się na tym, by torowcy stawiali tylko na tor i mogli spokojnie trenować?
Myślę, że to jest dobry pomysł. W kwietniu zeszłego roku słyszałem o takim pomyśle, nawet były ponoć jakieś rozmowy, ale skończyło się jak zawsze - na obietnicach. Idąc przykładem chocby naszych europejskich rywali, gołym okiem można zauważyć, że torowcy są zatrudniani w ekipach szosowych, a także uczestniczą w narodowych projektach olimpijskich.

Zdaję sobie sprawę, że w tej sytuacji trudno kogoś namawiać na to, by został kolarzem torowym, ale co Pana w tej dyscyplinie naprawdę urzekło, co sprawia, że codziennie siada Pan na rower - i właśnie mimo tych przeciwności - daje z siebie wszystko na treningu?
Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że obecna sytuacja w polskim kolarstwie nie jest dobrym chwytem reklamowym. W mediach aktualnie wiele mówi się o kolarstwie, ale więcej z tego złego punktu widzenia. A co mnie urzekło w kolarstwie, czy też kolarstwie torowym? Ja chyba po prostu lubię to robić, a wyniki, które jestem w stanie osiągać, motywują mnie do dalszej pracy. Mimo tych wszystkich przeciwności nie chcę rezygnować, bo mam jeszcze coś do zdobycia w tym sporcie i dopóki będę mógł, to będę do tego dążył.

Rok temu na MŚ w Hongkongu zdobył Pan brązowy medal w wyścigu punktowym, ma Pan też na koncie złoty medal ME w tej konkurencji. Nie jest to jednak dyscyplina olimpijska. Wrócił za to madison, najbardziej szalony i widowiskowy wyścig torowy. O jakich konkurencjach myśli Pan w kontekście igrzysk?
Niestety wyścig punktowy swoją olimpijską przynależność zakończył na IO w Pekinie w 2008 roku. Przez kilka lat nie miałem perspektyw startu na igrzyskach ze względu na brak konkurencji, w których dobrze sobie radzę. Teraz po przerwie do programu IO wraca madison i to w tej konkurencji liczę na swój występ, ale także na walkę o medale w Tokio. Może ktoś powie, że za bardzo się rozpędzam z tymi medalami w madisonie w Tokio, ale to jest wyścig tak nieprzewidywalny, że śmiało mogę sobie takie cele stawiać.

To pytanie zadaje wielu kibiców, zwłaszcza tych, którzy oglądają madisona od czasu od czasu. Jak udaje się Wam odnaleźć w tym tłumie partnera i jeszcze bezpiecznie go wypchnąć? To kwestia zgrania, doświadczenia czy wyjątkowych zdolności - nie tylko do jazdy na rowerze, ale i błyskawicznych reakcji?
Moje początki w madisonie wyglądały właśnie tak, że ciężko było się odnaleźć w tej karuzeli. Z czasem człowiek nabiera doświadczenia, a bardzo dużo pomogły mi starty w sześciodniówkach. Nauczyłem się czytać wyścig, przewidywać zachowanie partnera oraz przeciwnika przy oddawaniu zmiany, korzystać z geometrii toru, by trochę ułatwić sobie jazdę. Teraz madison nie jest mi straszny.

Co Pana zdaniem jest ważniejsze w kolarstwie: silne nogi czy mocna głowa?
Nie tylko silne nogi, ale też sprawne całe ciało oraz mocna głowa, która według mnie jest najważniejsza. Możesz być w niesamowitej formie, być mega silnym, ale jeśli w głowie nie masz myśli o wygranej, to zapomnij o mistrzostwie.

Czy Pana zdaniem wypracowanie sobie siły mentalnej, koniecznej do osiągania celów, jest możliwe w sytuacji, gdy nie wiadomo, co przyniesie kolejny tydzień?
My nie mamy jak wypracować sobie w spokoju formy fizycznej w aktualnej sytuacji, więc nie ma co nawet mówić o wypracowaniu siły mentalnej. Nie wiadomo czy z tej całej szopki „na górze” śmiać się czy płakać.

Kto Pana zdaniem jest najbardziej winny tej fatalnej sytuacji w polskim kolarstwie?
Ten cały „syf” zbierał się od bardzo dawna, ale jakoś się żyło i trenowało. Ciężko mi ocenić, kto jest najbardziej winny. Może publiczną odpowiedzialność powinni ponieść wszyscy, którzy byli u władzy?

Czy widzi Pan jakiś sposób, by ta sytuacja się unormowała?
To nie ja będę Napoleonem polskiego kolarstwa, to nie ja będę przeprowadzał sycylijskie ataki, to nie ja będę opowiadał w prokuraturze kto z kim i jak ciemno było w pokoju. Jestem tylko zawodnikiem i moje kompetencje są takie, by godnie reprezentować polskie kolarstwo, choćby na najbliższych MŚ w Apeldoorn.

POLECAMY:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl