Wojciech Hoffmann: Choć „Dorosłe dzieci” mają już 36 lat, nadal są aktualne

Marek Zaradniak
X festiwal legend rocka - Koncert zespołu Turbo: Tomasz Struszczyk – wokal, Wojciech Hoffmann – gitara prowadząca (27.07.2016 Dolina Charlotty)
X festiwal legend rocka - Koncert zespołu Turbo: Tomasz Struszczyk – wokal, Wojciech Hoffmann – gitara prowadząca (27.07.2016 Dolina Charlotty) Łukasz Capar
Płyta "Dorosłe dzieci" zespołu Turbo ma już 36 lat. - 2500 razy zagrać jeden utwór. Czy to ci się nie znudziło? - pyta Wojciecha Hoffmana, lidera zespołu, Marek Zaradniak.

Był rok 1983. Zespół Turbo wydał wtedy pierwszą swoją płytę „Dorosłe dzieci”. Szybko stała się wielkim przebojem. Wtedy „Dorosłe dzieci” były bardzo mocną piosenką , której tekst do dzisiaj jest aktualny. Kiedy rozmawialiśmy trzy lata temu, powiedziałeś, że w tamtych latach wróg był określony, wróg był jeden, a teraz wrogów możesz mieć dookoła. Dlaczego ta piosenka do dziś jest aktualna? Czy tylko ze względu na tego wroga? Czy na całą, społeczną sytuację?

Wojciech Hoffmann: Myślę, że przede wszystkim ze względu na sytuację polityczną w Polsce i sytuację młodzieży, dzieciaków, które są w takim wieku, że można o nich powiedzieć, iż są dorosłymi dziećmi. Niejednokrotnie zastanawiają się, co mają ze sobą zrobić, bo perspektywy są żadne albo nikłe. Zmienia się im historię. Ich przyszłość jest raczej wątpliwa. Przynajmniej tak to dziś wygląda. Na jakiekolwiek godne zarobki nie mogą liczyć, dlatego bardzo dużo młodzieży wyjeżdża. Miało być inaczej. Wszyscy mieli wracać, ale nic takiego się nie szykuje. A może być zupełnie odwrotnie i jeszcze więcej osób będzie powoli wyjeżdżać. Młodzież jest w tej chwili jakby dosyć świadoma politycznie, a z drugiej strony niekoniecznie, bo sytuacja jest skomplikowana. Sympatie polityczne są różne.

Czasami młodzież jest naiwna i łatwo ją kupić za jakieś obietnice czy wręcz pieniądze. Z drugiej strony jest też taka część, która ma pewną świadomość. Prawda zawsze leży pośrodku. Czy ta ekipa jest czy inna - zawsze są jakieś tarcia i zawsze tak było, jest i tak będzie. To się chyba nigdy nie zmieni, bo zawsze znajdą się niezadowoleni z tych czy innych rządów. Ta sytuacja jest dość skomplikowana i do wytłumaczenia i do rozwiązania. Patrząc z boku, trudno też oceniać i krytykować tak do końca ludzi, bo każdy ma jakąś swoją rację. To jest trudne i nie wiadomo, jak do tego podejść. Bo powiesz tak, urazisz tych, powiesz tak, urazisz tamtych. Moim zdaniem, najważniejsze jest, aby myśleć swoje i trzymać się swoich zasad, Sytuacja jest dość ciekawa. Myślę, że Stanisław Bareja w czasie, w którym żyjemy, zrobiłby jeszcze parę kultowych filmów.

Wtedy był stan wojenny. Na koncertach byliście przyjmowani entuzjastycznie...

Wtedy byliśmy chyba bardziej zjednoczeni.

Jednak?

Myślę, że cała Polska była bardziej zjednoczona niż teraz. Teraz ludzie kalkulują. Wtedy nie kalkulowaliśmy, bo na co dzień nic nie było. Większość Polaków żyła dość skromnie albo biednie. Teraz jednak te rzeczy się zmieniły. Sporo Polaków dorobiło się w ten czy inny sposób. Mają pieniądze i te grupy być może nie chcą stracić tego, co zdobyły. W związku z powyższym ani się nie angażują w żadną stronę. A wtedy byliśmy zjednoczeni, bo naprawdę wszystkim było źle. Teraz to wszystko wygląda inaczej. Są działania, które troszeczkę prowadzą do skłócenia nas ze sobą i myślę, że jest to nawet celowe. Bo wtedy łatwiej ludźmi manipulować.

Jak powstał utwór „Dorosłe dzieci”? Ty pisałeś muzykę, a Andrzej Sobczak słowa. Kiedy powstała ta piosenka?

Ten utwór powstał pod koniec 1980 roku. Pamiętam ten moment dokładnie. Było to w nieistniejącym już kinie „Kosmos” i w klubie „Nurt”. Siedziałem za ekranem i zacząłem sobie grać. Zawsze miałem ze sobą magnetofon kasetowy Grundig. Włączyłem i nagrałem ten riff. Potem, gdy to wszystko przesłuchiwałem, stwierdziłem, że nie ma warunków, aby zrobić ten utwór, bo była to piosenka balladowa. A myśmy grali we czterech. Heniu na basie, gitara, bębny i wokal. Brakowało mi harmonii, podkładu. Zostawiłem to. W momencie kiedy w zespole pojawiła się druga gitara, czyli Andrzej Łysów, pomyślałem, że nadszedł moment, aby to zrobić i zaniosłem Andrzejowi rybkę. Do dzisiaj mam te wszystkie kasety, które zanosiłem Andrzejowi z moim potwornym wokalem. Muszę je odświeżyć, odkurzyć i przegrać, bo one jeszcze działają. Nie rozmagnesowały się na szczęście. Kiedyś je przesłuchiwałem, było wiele śmiechu.

Czy tekst powstawał szybko?

Andrzej pisał szybko. Był bardzo szybkim autorem. Pomysły wpadały mu do głowy błyskawicznie. Myślę też, że ze względu na sytuację geopolityczną, na to wszystko, co się działo. Tak, że tekst powstał naprawdę szybko. Gdy przeczytaliśmy go, było wielkie wow i och: to będzie coś! I tak jest już 36 lat.

Wtedy była cenzura. Nie było zastrzeżeń z jej strony?

Nie. Tylko w jednym mieście zakwestionowano nam plakat z ułożonymi pałeczkami perkusisty w kształcie liter V. Ja trzymałem gitarę w rękach nad głową i też ręce tak były ułożone, a Andrzej Łysów strzelał z gitary na wschód, no i wszystko było wiadome.

Gdzie to było?

Tego nie pamiętam. Jeśli chodzi o kontakty z cenzurą, zajmował się nimi Janusz Maślak. Natomiast nie przypominam sobie, żeby były jakieś duże problemy. Ja uważam, że mieliśmy cenzorów albo bardzo inteligentnych, mądrych, albo kompletnie głupich i niewykluczone, że akurat w tym przypadku trafił się jakiś mądry cenzor.

Tego utworu słucha już kolejne pokolenie

Już czwarte, bo to już 36 lat.

Co mówisz młodym ludziom, twoim dzieciom, kiedy po raz pierwszy spotykają się z tym utworem?

Moim dzieciom w zasadzie już nic nie mówię, bo są dorosłe.

A kiedyś, gdy tę piosenkę usłyszały po raz pierwszy?

Nic nie mówiłem. Nie przypominam sobie, abym rozmawiał z dzieciakami na ten temat. W tamtych latach graliśmy tę piosenkę i nie było jakichś dyskusji. Myślę, że publiczność bardziej się utożsamiała z tymi tekstami niż my sami. Dla nas ważne było, że jest muzyka, granie, że są koncerty. Myśmy nigdy nie myśleli politycznie. Nigdy nie byliśmy w tak zwanym nurcie walki politycznej. Oczywiście interesowaliśmy się polityką, bo żyliśmy w tym kraju w tamtym czasie i to było wszechobecne. Natomiast nas interesowała muzyka. To dla nas było najważniejsze. Koncerty, wydawanie płyt, publiczność. Natomiast nigdy nie utożsamialiśmy się z walką polityczną. Bardzo muzycznie do tego podchodziliśmy.

Powiedziałeś kiedyś, że utwór ten jest grany na każdym koncercie Turbo. Trzy lata temu mówiłeś o 2000 koncertów. A dziś?

Myślę, że 2500. Z tym, że był taki okres, gdy nie graliśmy tego utworu. W latach kiedy na naszej set-liście rządziła „Kawaleria szatana”, ten utwór koncepcyjnie nie pasował do całości. Tak samo było, gdy graliśmy „Ostatniego wojownika”. W tamtych latach odłożyliśmy „Dorosłe dzieci” i dopiero po odrodzeniu się zespołu już na każdym koncercie rzeczywiście ten utwór jest. Teraz zresztą nie ma już takiego ciśnienia na to, że jeśli jest stylistyka taka czy taka, to nie wolno innego utworu zagrać. Nie. Teraz po prostu gramy wszystko. Cały przekrój tego, co zrobiliśmy i ten utwór jak najbardziej pasuje, ale tylko na bis jest grany.

2500 razy zagrać jeden utwór. Czy to ci się nie znudziło?

Nie. Kompletnie nie. Nie czuję czegoś takiego jak nuda. Wprost przeciwnie. Gdy zaczynamy grać „Dorosłe dzieci” widzę ludzi, którzy są zachwyceni i skóra mi cierpnie, i myślę, że teraz gramy go sto razy lepiej niż kiedykolwiek.

Czy od tamtego czasu w piosence się coś zmieniło? Są dłuższe solówki?

Nie. Wszystko jest tak jak było. Trzecia zwrotka jest tylko mocniej grana. Jest przez to bardziej rockowa. Nie jest taka jak w oryginale.

A jakie ty miałeś dzieciństwo? To było bodaj w Gostyniu?

Urodziłem się w Brzegu Dolnym. Miałem roczek, gdy wyjechaliśmy stamtąd do Gorzowa Wlkp. Potem był Gostyń i Środa Wielkopolska.

To gdzie było to dzieciństwo?

Głównie w Gostyniu. Przyjechałem tam, gdy miałem7 lat. Chociaż podstawówkę zacząłem jeszcze w Gorzowie. W Gostyniu mieszkałem do 12. roku życia. A potem mieszkaliśmy w PGR-ze pod Środą. Nie rozumiałem wtedy tego kompletnie. Zacząłem dopiero doceniać wartość tej sytuacji, gdy dorosłem i wyprowadziłem się stamtąd. Bo tam były moje naste lata, czyli te najbardziej rozwijające i chłonne dla młodego człowieka i teraz z sentymentem wspominam te pola, te zapachy, żniwa, jak wszystko dojrzewało. No i ludzi, i przyjaciół z podstawówki. Ale były też i straszne zimy, gdy byliśmy odcięci od świata, bo autobusy nie jeździły, a zaspy śnieżne były na dwa metry. Nie sposób było się wydostać.

Czy pierwszy zespół założyłeś jeszcze w Gostyniu?

Nie. Pierwszy zespół założyłem w Jarosławcu na przełomie lat 1967/68.

Co wtedy grałeś?

Wszystkie piosenki, które wtedy leciały w radiu i TV. Czerwone Gitary, No To Co, Trubadurzy i inne. Wówczas tak się grało. Zagraniczne utwory niekoniecznie, bo nie było tego zbyt dużo w radiu. Był tylko Program I ze Studiem Rytm. W telewizji było „Popołudnie z młodością” i też jeden program. Co człowiek usłyszał, to zapamiętywał.

Był też Program Trzeci.

Trójka była, ale nie docierała. Aby ją odbierać, trzeba było mieć radio z Ukf-em, a to nie było wtedy takie łatwe. Studia Rytm słuchałem codziennie od 16 do 19. Tam usłyszałem Beatlesów i Rolling Stonesów, ale także Czerwone Gitary i Deep Pur-ple. Trójki zacząłem słuchać pod koniec lat 60., gdy kupiłem sobie radio tranzystorowe z Ukf-em. Trójka była wtedy genialną stacją. Kształtowała wysoką kulturę wśród ludzi. Wszystko było wysokie. W tym najwyższej jakości programy rozrywkowe, jak „60 minut na godzinę”.Myśmy to chłonęli. Audycje Piotra Kaczkowskego, Wojciecha Manna. Program I dał wskaźnik, a III ukształtowała moje muzyczne zainteresowania. Miałem wtedy 15, 16 lat.

Już wtedy wiedziałeś, że będziesz muzykiem?

Tak. Wiedziałem już o tym, gdy miałem 7 lat. Chodziłem wtedy na pierwsze koncerty w Gostyniu, gdzie ojciec prowadził dom kultury HUTNIK. Przyjeżdżali tam Czerwono-Czarni czy Niebiesko-Czarni. Mówiłem sobie wtedy: To jest moje życie. I temu całe życie podporządkowałem.

Był Heam, Turbo, Czerwone Gitary, Non Iron i teraz masz projekty związane z Hendrixem i Klenczonem.

Czasy są takie, że można grać w wielu zespołach. Gram też solo. Teraz właśnie pracuję nad nową płytą Turbo. Materiał jest już zrobiony.

Co to będzie i kiedy?

Płyta wyjdzie pod koniec roku. Będzie mocno, bo stwierdziłem, że nie będę się bawił w jakieś szalalalki, tylko trzeba przyłożyć. I tak nas nie puszczają, więc przynajmniej zrobię to, co mi w duszy gra i czego ludzie chcieliby też na koncertach. Gra Bajm, Perfect, Budka Suflera, więc dlaczego nie możemy grać my.

Budka Suflera ogłosiła muzyczną emeryturę, ale jej członkowie nadal grają.

Ja nie zamierzam pójść jeszcze na emeryturę. Absolutnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: Wojciech Hoffmann: Choć „Dorosłe dzieci” mają już 36 lat, nadal są aktualne - Plus Głos Wielkopolski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl