Wojciech Glac: Nie mamy wpływu na to, kiedy i w kim się zakochujemy. To się po prostu dzieje

Anita Czupryn
martinan / 123RF
Nie mamy wpływu na to, kiedy i w kim się zakochujemy. To się po prostu dzieje. Miłość jest w dużej mierze zagadką - o tym, co się dzieje w naszym mózgu kiedy kochamy, mówi doktor Wojciech Glac, neurobiolog z Uniwersytetu Gdańskiego.

Dlaczego ludzie kochają i łączą się w pary?
Jeśli popatrzymy na to z ewolucyjnego punktu widzenia, to nasza ludzka miłość nie jest niczym nadzwyczajnym w świecie zwierząt. Wiele zwierząt przynajmniej na jakiś czas tworzy pary, a to, co je łączy, co nazywamy zalotami, godami, tak naprawdę jest tym samym, co my nazywamy miłością romantyczną. W mózgach zwierząt w czasie zalotów dzieje się to samo, co dzieje się w mózgu człowieka, który jest zakochany. Można by postawić znak równości między zwierzęcymi zalotami a czymś, co nazywamy w odniesieniu do ludzi miłością romantyczną. A zatem, z ewolucyjnego punktu widzenia, miłość jest potrzebna po to, by stworzyć więź z partnerem.

A więź - po co jest?
Idąc tym biologicznym tropem, podobnie jak u zwierząt - dzięki więzi ludzie mogą dokonać aktu prokreacji, a potem wychować razem potomstwo. U zwierząt opieka nad potomstwem, a więc również więź między partnerami, trwa tak długo, jak długo młode potrzebują opieki ze strony obojga rodziców…

…aż nie opuszczą gniazda.
Właśnie. Najczęściej ta więź trwa jeden sezon rozrodczy, po czym partnerzy zaczynają wieść życie singli, choć jest mnóstwo przykładów zwierząt, które tworzą pary na całe życie. U ludzi spotkać można i jedne i drugie przypadki. Z czysto biologicznego punktu widzenia można więc obedrzeć miłość z romantyzmu i stwierdzić, że jest to pewien program, który jest zapisany w naszych genach i jest on uruchamiany wtedy, gdy wchodzimy w czas dojrzałości płciowej, a geny odpowiedzialne za prokreację, za tak zwane przedłużenie gatunku, zaczynają być aktywne i powodować, że instynktownie zaczynamy poszukiwać partnera, z którym moglibyśmy się związać. Po to, by docelowo stworzyć z nim więź, a więź umożliwiła rozród i skuteczną opiekę nad potomstwem.

Ale w przypadku ludzi nie tylko biologia ma znaczenie, prawda?
Oczywiście. Wszystkie badania ludzi żyjących w związkach pokazują, że długofalowo bycie w związku ma dobroczynny wpływ na nasze zdrowie. Na przykład u obojga partnerów żyjących w związku obserwuje się niższy poziom stresu w porównaniu z osobami, które wiodą samotny tryb życia. Można zmierzyć to poziomem kortyzolu - hormonu stresu. To przekłada się np. na lepsze funkcjonowanie odporności, a więc lepsze zdrowie. Można powiedzieć ogólnie, nie wnikając w podłoże neurohormonalne, że osoby tworzące więź są szczęśliwsze. Oczywiście zakładając, że związek, który tworzą jest udany.

Co nas - ludzi - przyciąga do siebie?
U zarania dziejów, tym, co przyciągało kobiety w mężczyznach była tężyzna fizyczna, która oznaczała umiejętność poradzenia sobie w trudnym środowisku. Chodziło o umiejętność zdobycia pokarmu, schronienia, o ochronę jej i ich dzieci przed niebezpieczeństwami ówczesnego świata. Słowem, w mężczyznach kobiety ceniły życiową zaradność. Mężczyźni również patrzyli na fizyczną stronę kobiet, oceniając, czy urodzi zdrowe i silne dzieci, czy będzie w stanie dać im dobrą opiekę. Nasza fizyczność odzwierciedlała jakość naszych genów. Wyborem naszych przodków kierowały oczywiście nie tylko cechy fizyczne, ale również - ogólnie ujmując - postawa. To, jak się zachowujemy, jacy jesteśmy - czy pracowici, czy leniwi, czy egocentryczni czy empatyczni itd. Rozwój naszej świadomości sprawił, że chcemy myśleć o sobie jako o jednostkach, które dokonują racjonalnego wyboru, ale akurat w przypadku miłości stoimy na straconej pozycji. Bowiem tym, co decyduje o naszych wyborach, o tym, w kim się zakochamy, są mechanizmy nieuświadomione. Nasz wpływ na to, kto stanie się obiektem naszych uczuć jest, delikatnie mówiąc, ograniczony. Nasza wolna wola nie ma wiele do powiedzenia. Nie mamy wpływu na to, kiedy i w kim się zakochujemy. To się po prostu dzieje.

Mówi się, że mężczyźni zakochują się oczami, a kobiety uszami. Zgodzi się Pan z tym?
Trudno o wskazanie jednej cechy, która miałaby decydować o miłości do danej osoby. To jest zawsze zestaw wielu różnych czynników - cech tej osoby i naszych, a także uwarunkowanych kanonów. Nauka nie jest w stanie tak naprawdę wskazać co o tym decyduje, bo bardzo trudno uchwycić jest badaniem moment, w których dochodzi do powstania miłości. To proces. Kiedy pyta się osobę już zakochaną, dlaczego zakochała się w tej konkretnej osobie, jej deklaracja będzie zaburzona naturalną tendencją naszej kory mózgowej do racjonalizowania podjętej decyzji. Nie zbadamy więc tego, co naprawdę zdecydowało o tej miłości. Kiedy, jako nastolatkowie, w rozmowach z rówieśnikami, opowiadaliśmy sobie jaki jest nasz ideał kobiety czy mężczyzny, padały różne stwierdzenia, które potem nie znalazły odzwierciedlenia w faktach. Nasze racjonalne decyzje możemy schować sobie w buty. O tym w kim się zakochamy decydują części mózgu, które odpowiadają za procesy niezależne od naszej woli. One nas tylko łaskawie w odpowiednim momencie powiadomią komunikatem: jesteś zakochany! A o tym czy to będzie ta czy inna osoba zdecyduje zestaw jej cech - bodźców, które ocenione przez nasz układ emocjonalny jako wybitnie atrakcyjne, nie tylko fizycznie, rozpoczną ciąg zdarzeń prowadzących do powstania miłości.

Można więc powiedzieć, że miłość jest tajemnicą, bo wciąż nie wiemy, dlaczego ktoś nam się podoba, dlaczego nas do niego ciągnie, a ktoś inny nas odpycha?
To rzeczywiście jest w dużej mierze zagadka. Gdybyśmy wiedzieli, moglibyśmy przewidzieć, kiedy i w kim się zakochamy. Ale jeśli nauka nadal będzie się rozwijała tak, jak się rozwija, to teoretycznie będziemy w stanie to przewidzieć, jaka osoba, o jakich cechach będzie w stanie rozbudzić w nas nasz układ emocjonalny do takiego poziomu, w którym zacznie kiełkować w nas miłość. To byłby jednak koniec romantyzmu i mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Ale chyba to, jak rodzi się miłość, to już wiemy?
Sądzi się, że pewien zestaw bodźców, czyli odbieranych zmysłami cech danej osoby powoduje pobudzenie w naszym mózgu układu zwanego układem nagrody. Np. będąc w czyimś towarzystwie zaktywowany układ nagrody powoduje, że czujemy się wówczas dobrze, bezpiecznie, jesteśmy zadowoleni. To układ nagrody wraz z innymi strukturami układu emocjonalnego sprawiają, że odbieramy czyjeś towarzystwo jako miłe lub postrzegamy czyjeś cechy jako atrakcyjne. Pobudzenie układu nagrody sprawia, że nasz mózg koduje sobie, że warto bywać w tym towarzystwie. Mózg koduje to doświadczenie jako korzystne dla nas. I dziać się to może zupełnie nieświadomie, ponieważ układ nagrody może działać zupełnie niezależnie od naszej woli. Jeżeli nagroda jest umiarkowana, traktujemy tę osobę jako wartą spotykania z nią - lubimy ją. Jeżeli natomiast aktywacja układu nagrody jest szczególnie duża, nasz mózg postrzega tę osobę jako wyjątkowo atrakcyjną, a nasz stosunek do niej jest czymś więcej niż lubieniem. Nasz mózg uruchamia procesy, które sprawiają, że będziemy dążyć, nawet instynktownie, do częstszych kontaktów z tą osobą, będziemy tego pragnąć. Nasz mózg niejako chce podtrzymać tę relację, która daje mu poczucie komfortu, przyjemności, bezpieczeństwa i innych pozytywnych wrażeń.

Przecież mózg to tylko narzędzie, które nam służy. Czy my sami możemy zdecydować, że właśnie w tej, albo innej osobie chcemy się zakochać?
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że świadoma część naszego mózgu jest w tej kwestii ewidentnie pod wpływem części nieświadomej. Czyli część świadoma dostaje sygnał: „Jesteś zakochany/zakochana i ciesz się tym szczęściem”. To jest coś, co nas dotyka niezależnie od naszej woli. Gdyby było inaczej, to każdy z nas miałby ten czas, aby na kartce rozpisać wszystkie za i przeciw byciu z daną osobą. Jednak zazwyczaj robimy to dopiero wtedy, kiedy mamy już za sobą etap zakochania, kiedy zaczynamy sobie świadomie zdawać sprawę z tego, że jesteśmy zakochani, albo, mówiąc ogólnie, że jest coś na rzeczy. Ale już nie mamy wpływu na to, czy się zakochamy. To już się stało. Miłość rodzi się w nieuświadomionej części mózgu i zanim zdamy sobie sprawę z tego, że jesteśmy zakochani, to w naszym mózgu zdążyły już powstać mechanizmy, które sprawiają, że będziemy odczuwać silną więź emocjonalną z tą osobą. Nasz mózg będzie kierował naszą uwagę i nasze zachowanie w taką stronę, by być przy tej osobie jak najczęściej i jak najwięcej. Ten stan zakochania w pewnym sensie zmniejsza wręcz naszą zdolność do racjonalnej analizy sytuacji.

Stąd mówi się, że miłość jest ślepa.
Właśnie. I to rzeczywiście ma swoje konkretne podłoże neuronalne.

To co się wtedy dzieje w mózgu?
Ów wspomniany przeze mnie układ nagrody sprawia, że my tę osobę, w której się zakochujemy, traktujemy jako źródło szczęścia. W związku z tym mamy tendencję do tego, żeby ją gloryfikować. Nie zwracamy uwagi na te cechy, które mogłyby być przeszkodą w stworzeniu więzi. U osób zakochanych stwierdzono, że części mózgu, które związane są z racjonalną oceną sytuacji, oceną czyjejś osobowości, osądem czy dana osoba jest dla nas kimś cennym, dobrym, czy też powinniśmy jej unikać, są częściowo wyłączone. Dlatego w sposób naturalny nie jesteśmy w stanie dostrzegać niektórych cech tej osoby.

Dlaczego mózg w chwili zakochania wyłącza racjonalne myślenie? Bo gdybyśmy zawsze potrafili racjonalnie myśleć, to nigdy byśmy się nie zakochali?
Być może tak właśnie by było. Gdybyśmy znów chcieli na to spojrzeć z punktu widzenia ewolucji, doboru naturalnego, to natura zadbała o to, aby zwierzęta, jak również ludzie przy tworzeniu więzi, budowaniu związków, byli trochę ogłupieni. Nie możemy być zbyt racjonalni, bo to byłoby przeszkodą w stworzeniu więzi i mogłoby spowodować, że nie doszłoby do aktu prokreacji, a co za tym idzie, przetrwania naszych genów. To, że jesteśmy tacy, jacy jesteśmy, jest wynikiem tego, że nasi przodkowie, którzy dokonywali swoich wyborów, kierowali się emocjami, a nie rozsądkiem. Kierowali się nieuświadomionymi procesami, a my, jako ich potomkowie również dokonujemy tego nieracjonalnego wyboru przy tworzeniu więzi. Ci pierwsi ludzie, którzy zbyt długo myśleli nad tym czy być, czy nie być z daną osobą, w końcu być może nie byli z nikim, a tym samym nie byli w stanie przekazać swoich genów i one nie przetrwały do naszych czasów. Ale oczywiście i współcześnie spotykamy osoby, które kierując się rozsądkiem i szukając ideału, często czekają na tę miłość całe życie. I często się jej nie doczekują. Jest ich jednak zdecydowana mniejszość. Większość z nas idzie za głosem serca, czyli de facto emocji, a racjonalność w ich mózgach przeżywa wówczas głęboki kryzys.

Człowiek zakochany, jeśli nie jest w pobliżu obiektu swojego zakochania, tęskni, wydaje mu się, że nie ma tlenu do oddychania, że nie może bez tego swojego ukochanego, czy ukochanej żyć. Co w tym czasie dzieje się z jego mózgiem?
Można to porównać z tym, co dzieje się z osobą uzależnioną. Kiedy osoba uzależniona jest pod wpływem substancji psychoaktywnej, w jej mózgu pełną parą pracuje układ nagrody dając ogromną przyjemność. Lecz kiedy substancja znika, układ nagrody ulega zahamowaniu. Osoba jest przygnębiona, dręczą ją negatywne emocje. Upraszczając, dochodzi wówczas do powstania zespołu odstawiennego, który sprawia, że myśli takiej osoby są nastawione wyłącznie na to, żeby zdobyć kolejną porcję substancji. W przypadku miłości, osoba którą kochamy - jak narkotyk - powoduje aktywację układu nagrody, przez co czujemy się wspaniale. Mózg przyzwyczaja się do tej przyjemności, więc kiedy ona znika - kiedy ukochanej osoby nie ma w pobliżu - mózg cierpi z powodu jej braku. Wytwarza więc negatywne emocje, które my świadomie opisujemy jako tęsknotę. To jakościowo jest stan, który patrząc na aktywność mózgową do złudzenia przypomina odstawienie substancji uzależniającej. Z czysto biologicznego punktu widzenia mózg osoby kochającej dąży do tego, aby odtworzyć kontakt z ukochaną osobą, ponieważ chce by wróciło dobre samopoczucie. Miłość i więź związana jest również bardzo mocno z innym neurotransmiterem, którym jest oksytocyna...

Zwana hormonem miłości.
Tak. Można powiedzieć, że odpowiada ona za neurochemiczne podłoże więzi, jakie tworzymy - więzi z partnerem życiowym, ale także więzi między rodzicami a dziećmi, i dziećmi a rodzicami, oraz więzi społecznej, którą tworzymy w szerszym ujęciu.

Czy w naszym mózgu są takie obszary, które tylko i wyłącznie odpowiadają za miłość?
Konkretnych, które byłyby związane wyłącznie z miłością, nie ma. Tak samo jak nie ma jednej substancji, która odpowiadałaby za to uczucie. Ale możemy wskazać pewien charakterystyczny dla miłości wzorzec aktywności różnych struktur mózgowia. Oprócz silnego pobudzenia układu nagrody w sytuacjach, w których jesteśmy bądź myślimy o obiekcie naszych uczuć, dochodzi również do znacznego pobudzenia obszaru kory zwanego zakrętem obręczy. Uważa się, że jej aktywność odpowiada za świadome odczuwanie miłości, szczęścia. Dzięki jej nadaktywności doznajemy charakterystycznego uniesienia emocjonalnego, w którym mamy wrażenie unoszenia się nad ziemią. Jest jeszcze kora wyspy - zwana czasem piątym płatem kory mózgowej, która w stanie zakochania wykazuje wybitną aktywność. Wyspa w przypadku miłości odpowiada za coś, co możemy określić językiem romantyków mianem zjednoczenia emocjonalnego. Naukowo możemy opisać to jako szczególnie silną empatię odczuwaną wobec osoby, którą kochamy, która daje poczucie, że osoby kochające są jednym - jednym duchem i jednym ciałem. To uczucie jedności dotyka zarówno emocji, gdzie zarówno smutek, jak i szczęście osoby, którą kochamy, tak silnie się nam udziela, ale i fizjologii, gdzie dzięki empatii możemy również współodczuwać tak cielesne doznania jak ból.

W naszym mózgu są obszary, które się wyłączają kiedy kochamy?
Całkowicie wyłączone nie mogą być, ale rzeczywiście u osób zakochanych obserwuje się zmniejszenie aktywności np. ciała migdałowatego. Jest to struktura odpowiadająca m.in. za negatywne emocje takie jak strach, lęk, stres, agresja. Osoby zakochane nie odczuwają tych emocji lub odczuwają je zdecydowanie słabiej. I wówczas kiedy u boku jest osoba, którą kochamy, wszystkie smutki tego świata znikają, jesteśmy w stanie bronić swoich ukochanych, czasem wręcz oddać życie, ale również zrobić czasem coś ryzykownego, by się popisać przed ukochanym, co może przynieść nam jakieś straty. U osób zakochanych zmniejszoną aktywność obserwuje się również w obszarach kory przedczołowej, która odpowiada za analizę sytuacji, planowanie zachowania, rozpatrywanie różnych za i przeciw i kontrolę nad emocjami - jest to swoiste centrum dowodzenia naszego mózgu. To może być powodem tego, że stajemy się czasem absolutnie głusi na rozsądne argumenty takie jak „nie pasujecie do siebie”, „nie jesteście dla siebie stworzeni”, które słyszymy od bliskich lub które sami moglibyśmy wytworzyć gdyby wszystko działało jak trzeba. Zakochani stajemy się mało racjonalni, ale może tak właśnie powinno być. Gdybyśmy byli racjonalni, być może większość związków by nie powstało. Może więc natura „wiedziała co robi” odbierając nam w tej miłości rozum.

Dlaczego więc miłość się kończy? Za to też odpowiada nasz mózg?
Jeżeli mielibyśmy definiować zakochanie tylko tym, co dzieje się w mózgu, to rzeczywiście ten stan przemija. Różne badania pokazują, że miłość romantyczna z charakterystycznym wzorcem aktywności naszego mózgu trwa od kilku tygodni, kilku miesięcy, do kilku lat. Nie trwa tak długo, jakbyśmy chcieli. Natomiast w wielu przypadkach ta miłość romantyczna przeradza się w inny rodzaj miłości. Taki, w której nie ma już tych gorących emocji, nie ma namiętności, ale jest przywiązanie, opieka, chęć dzielenia z ukochaną osobą dobrych i złych chwil, jest chęć pomagania sobie, jest potrzeba przejścia razem przez życie, wychowania dzieci itd. Gdybyśmy chcieli podejść mechanicznie do miłości dojrzałej, to powiedzielibyśmy, że im dłużej z kimś dzielimy życie, tym trudniej wyobrazić nam sobie, że to życie moglibyśmy wieść z kimś innym lub sami. Można więc powiedzieć, że w naszym mózgu wytworzony zostaje pewien wzorzec, nawyk trwania w więzi z partnerem. Nawyki powstają wtedy, kiedy dane zachowanie prowadzi do czegoś, co w mózgu nazywamy nagrodą - czyli do osiągnięcia określonych korzyści. Jeśli potraktujemy miłość jako nawyk, ten nawyk powstał dlatego, że życie we dwójkę dostarcza nam korzyści. Nasz mózg tworzy nawyki, by nie musieć wywarzać otwartych drzwi, więc jeśli życie w parze jest łatwiejsze, jeśli partner daje nam wsparcie, czułość, radość, pewność siebie, otuchę i wiele innych cennych rzeczy, nasz mózg nie chce z tego rezygnować i nakazuje nam tę relację utrzymywać. Bo jest dobra. Bo jest sprawdzona. Ale oczywiście nie musimy patrzeć na miłość tak mechanicznie. Nasze zachowanie nie jest wyłącznie automatyczne i instynktowne, wiele rzeczy przydarza się spontanicznie. Również w miłości, która potrafi nas zaskoczyć, tak jak potrafi zaskoczyć nas nasz partner. Są dni, w których związek wydaje się rutyną, ale są dni, w których można spojrzeć na partnera i zobaczyć go tak, jak patrzyliśmy na niego pięć, dziesięć czy pięćdziesiąt lat temu. Dlatego miłość jest taka piękna. Bo nie można do końca zamknąć jej w ramy automatyzmów, nawyków, transmiterów i mózgu. Jednym z mechanizmów, które w dużej mierze utrzymują wysoką temperaturę emocji w nawet długotrwałym związku jest bliskość fizyczna, również seksualna. Dotyk, pieszczoty czy stosunek płciowy powodują, że w naszym mózgu dochodzi do wydzielenia dużych ilości oksytocyny. Ponieważ człowiek jest jednym z nielicznych gatunków, u których dochodzi do stosunków seksualnych nie tylko w celach prokreacyjnych, ale również dla przyjemności, należy założyć, że ta właśnie bliskość jest jednym z mechanizmów, które pozwalają cieszyć się miłością, więzią i dobrym związkiem przez wiele lat.

Ale miłość nie polega tylko na zakochaniu się w konkretnej kobiecie, czy konkretnym mężczyźnie. W życiu mamy mnóstwo ludzi, o których mówimy, że ich kochamy - rodzinę, przyjaciół. Nasze relacje są przebogate i kolorowe i miłość nie musi zawsze odnosić się do tej fizycznej strony.
Miłość jako przywiązanie, poczucie szczęścia, jakie daje nam obecność tej drugiej osoby to jest coś bardzo uniwersalnego. Może więc to być przyjaciel, za którym tęsknimy i nie wyobrażamy sobie, że mogłoby go w naszym życiu zabraknąć. Taka relacja spełnia wszystkie kryteria silnej więzi i w takim ujęciu miłość jest jak najbardziej uczuciem szerszym. Jednakże w takim przypadku nasilenie tych wszystkich zmian, które obserwujemy w mózgu nie będzie tak wielkie jak w przypadku dwojga zakochanych osób, które planują dzielić ze sobą 24 godziny na dobę. Moglibyśmy określić tę miłość mianem platonicznej. Innym przykładem miłości jest miłość rodzicielska, która charakteryzuje się zmianami w mózgu, które są bardzo podobne do miłości romantycznej. Z tym, że podobnie jak w przypadku miłości pomiędzy przyjaciółmi nie wiąże się ona z pożądaniem seksualnym. Miłość w mózgu jest zupełnie odrębnym programem, który nie zawsze musi być uruchamiany wraz z popędem seksualnym. W miłości romantycznej występują one jednak najczęściej w połączeniu, co sprawia, że emocje, które wówczas nam to warzyszą są tak silne i tak zróżnicowane.

Czy możliwa jest miłość do grobowej deski?
Oczywiście, że jest możliwa. Jeżeli pary dają sobie wzajemnie szczęście, dbają o to, żeby druga osoba była szczęśliwa, wtedy miłość romantyczna może trwać do końca życia. Każdy z nas albo zna, albo słyszał bądź czytał o takich parach, które mimo późnego wieku, mimo spędzonych razem pięćdziesięciu i więcej lat, w dalszym ciągu patrzą na siebie w taki sposób, że nikt nie ma wątpliwości, że są w sobie zakochani. Aby to osiągnąć trzeba tej miłości pomóc. Skoro już posiadamy wolną wolę, to ponieważ ma ona mało do powiedzenia wówczas, kiedy się zakochujemy, niech chociaż przyda się, by tę miłość utrzymać jak najdłużej, trochę wbrew naszej biologii. Aby cieszyć się miłością trzeba świadomie o nią zabiegać. Dawać szczęście partnerowi, by samemu je otrzymywać, dawać czułość, poczucie bezpieczeństwa i nie zapominać o zaskoczeniu. Nic tak nie pobudza naszego układu nagrody jak niespodziewane przyjemności. No i nie można przestawać być blisko, nie tylko psychicznie, ale również fizycznie. Wykorzystajmy naszą biologię, dawajmy sobie dotyk, czułość, kochajmy się, by „zmusić” nasze podwzgórze do produkcji oksytocyny. Ona zadba o więź i poczucie szczęścia, zredukuje stres i lęk, a nam pozostanie napawać się szczęśliwym związkiem i miłością.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wojciech Glac: Nie mamy wpływu na to, kiedy i w kim się zakochujemy. To się po prostu dzieje - Plus Polska Times

Wróć na i.pl Portal i.pl