Wojciech Fibak: Hubert Hurkacz umie grać na trawie, tylko jeszcze tego nie wie. Kamil Majchrzak wykonał niesamowitą pracę [ROZMOWA]

Hubert Zdankiewicz
Hubert Zdankiewicz
Hubert Hurkacz
Hubert Hurkacz Andrzej Szkocki/Polska Press
- Tenis Huberta jest idealny na trawę. Tylko on jeszcze tego nie wie - mówi przed startem Wimbledonu Wojciech Fibak, singlowy ćwierćfinalista i deblowy półfinalista z Londynu. Dodaje, że jest pod wrażeniem postępu w grze na tej nawierzchni, jaki zrobił Kamil Majchrzak. Obaj Polacy zagrają w poniedziałek mecze pierwszej rundy, podobnie jak Iga Świątek.

Gdy słyszy Pan słowo „Wimbledon”, to jakie jest pierwsze skojarzenie?
Loteria. Z tym kojarzy mi się w pierwszej kolejności. W mojej karierze występ na kortach Wimbledonu zawsze był loterią, bo nigdy nie byłem optymalnie przygotowany. Odwrotnie niż w przypadku Roland Garros, gdzie wcześniej zawsze grałem turnieje na kortach ziemnych. W Paryżu tylko trzy razy, na jedenaście startów, poślizgnąłem się na samym początku. W innych przypadkach prawie zawsze wygrywałem trzy-cztery mecze. Przed Wimbledonem z kolei zawsze czułem się nieprzygotowany. Patrząc na to teraz myślę, że trzeba to było inaczej zorganizować, ale to były inne czasy...

A w Polsce nie było kortów trawiastych...
Ja już wtedy mieszkałem za granicą, ale zawsze coś mi przeszkadzało. A to Puchar Davisa, a to coś innego. Efekt był taki, że moje pierwsze mecze w Londynie często były maratonami. Jeden, z Australijczykiem Markiem Edmondsonem [w 1980 roku - red.], zakończył się wynikiem 10:8 w piątym secie. Innym razem przegrałem decydującą partię 7:9. Żałuję tym bardziej, że mój styl gry pasował do trawy. Ta nawierzchnia najbardziej przypominała warunki halowe, a właśnie w hali odnosiłem największe sukcesy. Wimbledon kojarzy mi się również z tym, że w 1978 roku osiągnąłem tam swój drugi ćwierćfinał [chronologicznie pierwszy - red.], którego mi nie zaliczono, bo jakaś 70-latka na linii krzyknęła „aut”. Sandy Mayer już mi rękę nad siatką podawał, a tu nagle, z półminutowym opóźnieniem, wywołano aut i kazano nam grać dalej. Nie wiem dlaczego, bo trafiłem wtedy w linię i widać było, że aż kreda zapyliła. Ostatecznie przegrałem ten mecz i mam czego żałować, bo czułem się świetnie i miałem szanse nawet na półfinał. Podsumowując to wszystko - Wimbledon to dla mnie turniej niewykorzystanych szans.

Gdy Andy Murray wygrał Wimbledon mówiło się, że jego trener Ivan Lendl dostał od losu, to co wcześniej stracił, bo on sam nigdy w Londynie nie był w stanie zwyciężyć. Miał Pan podobne odczucia, gdy dwa lata temu udało się to w deblu Łukaszowi Kubotowi, który nie ukrywa, że jest Pan jego mentorem?
Nie ukrywam, że to była dla mnie wielka satysfakcja, bo Łukasz i ja znamy się od lat. Od lat śledzę jego karierę, pomagam mu w miarę możliwości, podpowiadam. Zobaczyć go wygrywającego Wimbledon, to wielka sprawa. Tym większa, że w 1978 roku sam byłem bliski deblowego finału. Razem z Tomem Okkerem stoczyliśmy zacięty bój w półfinale z Johnem McEnroe i Peterem Flemingiem. To była para, która później cztery razy wygrywała w Londynie. Z pozytywnych wspomnień mogę wymienić jeszcze moje zwycięstwo nad Vitasem Gerulaitisem, wówczas jednym z najlepszych tenisistów świata [1980 rok - red.]. Kort centralny, pięć setów, to było coś.

Wracając do teraźniejszości - na co stać w tegorocznym Wimbledonie Pana następców. Cała czwórka naszych singlistów zna już swoich pierwszych rywali.
Nie jest to wyjątkowo korzystne losowanie, ale nie jest też tak złe, jakby się mogło wydawać.

W przypadku Kamila Majchrzaka również?
On akurat trafił najgorzej. Nie wiem skąd ten optymizm u co poniektórych.

Jego trener Tomasz Iwański przyznał nawet, że - kolokwialnie mówiąc - pogonił jednego z dziennikarzy, który rozmowę z nim zaczął od stwierdzenia, że: „W drugiej rundzie będzie już trudniej, bo z Hiszpanem, który nie jest najmłodszy, na trawie , powinno nie być kłopotu”.
Zgadzam się z Tomkiem. Nie można podchodzić do tego w ten sposób, że Fernando Verdasco jest stary i do tego nie lubi trawy. Hiszpan jest groźny na wszystkich nawierzchniach, jest doświadczony i do tego leworęczny. To bardzo nieprzyjemny rywal i Kamil będzie musiał bardzo na niego uważać. Wydaje się jednak być w znakomitej formie, więc może mu zagrozić. A przy okazji, skoro już wspomniał Pan o jego trenerze, to muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem tego jak przygotował Majchrzaka do gry na trawie. Nie mieli dużo czasu, a jednak Kamil czuje się na niej bardzo pewnie. Wygrywa na trawie z Amerykanami, Hindusami... Jeszcze nie tak dawno temu wydawało się, że akurat ta nawierzchnia będzie najbardziej obca jego stylowi gry. Bez względu na wynik meczu z Verdasco jestem pełen podziwu dla Iwańskiego i Majchrzaka za to, jaką wykonali pracę.

Coraz lepiej radzi sobie na trawie również Hubert Hurkacz. Tak było przynajmniej w poprzedzającym Wimbledon turnieju w Eastbourne, w którym dotarł do ćwierćfinału.
Ani trochę mnie to nie dziwi, bo tenis Huberta jest idealny na trawę. Tylko on jeszcze tego nie wie.

To znaczy?
Gra zbyt defensywnie, za dużo przebija. Nie można tak grać na tej nawierzchni.

Nawet biorąc poprawkę na to, że jest wolniejsza, niż kiedyś? Sam Pan stwierdził swojego czasu, że - z całym szacunkiem dla Rafaela Nadala - ale w latach 80. czy 90. ubiegłego wieku nigdy by w Londynie nie wygrał.
To prawda, bo na kortach Wimbledonu piłka dziś odbija się trochę wyżej, niż kiedyś [co jest efektem tego, że organizatorzy wysiewają na nich inne gatunki trawy - red.]. Ale to nadal trawa i ma swoje prawa. Na trawie przede wszystkim trzeba umieć się poruszać - wspomniany wcześniej Lendl nigdy nie wygrał Wimbledonu, bo źle się na niej ruszał. Nie mógł grać swojego tenisa z głębi kortu, bo tracił równowagę i się przewracał. Na trawie trzeba lekko się poruszać. Ci, którzy wygrali w Londynie operując z głębi kortu, jak Björn Borg, Jimmy Connors, Andre Agassi, Nadal czy Lleyton Hewitt to potrafili. A wracając do Hurkacza, to on o tyle dobrze trafił, że Serb Dusan Lajovic nie jest specjalistą od gry na szybkich nawierzchniach. On raczej słynie z regularnego przebijania z głębi kortu. Hubert powinien sobie w tej sytuacji z nim wygrać. Warunek jest tylko taki, że musi częściej atakować, niż to robił w swoich ostatnich, przegranych, meczach na trawie. Jeśli będzie wchodził w długie wymiany z głębi kortu, to ten mecz może mu się skomplikować.

Jak ocenia Pan szanse Magdy Linette i Igi Świątek?
Nie ukrywam, że trochę boję się o Magdę. Wolę, gdy ona gra z bardziej utytułowaną tenisistką, jakąś rozpoznawalną gwiazdą. Wtedy prezentuje się znakomicie. Natomiast, gdy gra z niej znanymi tenisistkami [w Londynie zagra ze 144. na świecie Rosjanką Anna Kalinskają, która przeszła przez eliminacje - red.], to te mecze są trudniejsze, komplikują się. To jest taki mecz pułapka. Życzę jednak Magdzie, by po raz pierwszy w karierze awansowała do drugiej rundy Wimbledonu i nie tylko dlatego, że oboje jesteśmy z Poznania. Później będzie jej już dużo trudniej, bo może trafić na Amerykankę Amandę Anisimovą.

Na co stać Świątek?
Na udany debiut. Przed Wimbledonem przegrała co prawda kilka spotkań na nawierzchni trawiastej, w turniejach przygotowawczych z bardzo znanymi tenisistkami. Tu akurat trafiła na kogoś, kto nie odnosił wcześniej sukcesów [konkretnie na 83. w rankingu WTA Szwajcarkę Victorię Golubic - red.]. Mam nadzieję, że Idze uda się wykorzystać to losowanie i wygrać. Schody, tak jak w przypadku Linette, zaczynają się w drugiej rundzie, bo tam będzie czekać najprawdopodobniej Naomi Osaka. Oczywiście pod warunkiem, że Japonka wygra z Julią Putincewą, a tego nie można być w stu procentach pewnym. Reprezentantka Kazachstanu wygrała ostatnio z Osaką na trawie w Birmingham.

Co mogą osiągnąć Łukasz Kubot i Marcelo Melo? Rozstawiono ich z jedynką, więc można domniemywać, że są faworytami.
Półfinał byłby w ich wykonaniu sukcesem, a finał wielkim sukcesem. Zobaczymy jakie będą mieli losowanie [Polak i Brazylijczyk zaczną od meczu z Niemcem Janem-Lennardem Strufem i Japończykiem Benem McLachlanem - red.].

Kogo można uznać za faworyta w singlu?
U mężczyzn Rogera Federera.

Mimo wszystko?
Dlaczego mimo wszystko? Roger czuje się w Londynie jak w domu i zawsze jest tutaj groźny. Za to u kobiet mamy kilka znaków zapytania, bo forma Sereny Williams to wielka niewiadoma. Może Angelique Kerber... Ostatnie miesiące miała kiepskie, ale ostatnio wraca do formy. Może Karolina Pliskova...

Sportowy24.pl w Małopolsce

Wojciech Fibak wskazuje faworytów Wimbledonu: Największe szanse ma Roger Federer, a wśród kobiet jest duży znak zapytania

dsad

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl