Wizy życia konsula Sugihary. Japoński konsul ratuje kilka tysięcy polskich Żydów

Paweł Stachnik
Paweł Stachnik
Uciekinierzy pod japońskim konsulatem w Kownie
Uciekinierzy pod japońskim konsulatem w Kownie archiwum
II WOJNA ŚWIATOWA. Japoński konsul w litewskim Kownie ratuje kilka tysięcy polskich Żydów, wystawiając im niepewne wizy do Japonii. Są wśród nich także krakowianie.

To był kolejny upalny dzień w sierpniu 1940 r. Przed eleganckim domem na ulicy Vaižgantas w litewskim Kownie stała długa kolejka wymizerowanych ludzi. Mężczyźni, kobiety z dziećmi, starcy stali na chodniku wzdłuż ogrodzenia. Niektórzy mieli ze sobą bagaże, inni byli z pustymi rękami, część - sądząc po wyglądzie ich ubrań - spędziła noc na ulicy. Gdy otworzyła się bramka i pojawił się w niej jakiś mężczyzna, przez tłum przebiega fala, a ludzie naparli na siebie, chcąc jak najbardziej zbliżyć się do wejścia.

- Proszę państwa, spokojnie, spokojnie! Pan konsul każdego przyjmie i każdy otrzyma wizę! Proszę się nie pchać! - powiedział mężczyzna po polsku. Kolejka uspokoiła się nieco, a mężczyzna zaczął pojedynczo wpuszczać interesantów. Konsul Cesarstwa Japonii w Kownie rozpoczął kolejny dzień wydawania wiz żydowskim uciekinierom z okupowanej Polski. Tak zaczyna się niezwykła opowieść o niezwykłym człowieku - japońskim dyplomacie Chiune Sugiharze, którzy latem 1940 r. wbrew swoim przełożonym w Tokio umożliwił wyjazd z zajętej przez Sowietów Litwy kilku tysiącom polskich Żydów, a tym samym uratował im życie. Zacznijmy jednak od początku.

Do Indii Zachodnich

We wrześniu 1939 r., a potem w kolejnych miesiącach do 1940 r., na Litwie znalazło się około 25 tys. polskich obywateli; w dużej mierze Żydów. Niepodległa Litwa stała się dla nich schronieniem przed zamknięciem w getcie przez hitlerowców lub wywiezieniem na Sybir przez Sowietów. Dawała też szansę na przedostanie się do Szwecji, Francji, Portugalii, a stamtąd do Ameryki lub Palestyny.

Sytuacja skomplikowała się latem 1940 r., gdy na Litwę weszła Armia Czerwona, a kraj został włączony do Związku Sowieckiego. Sowieci nakazali zamknięcie wszystkich przedstawicielstw dyplomatycznych w Kownie, co sprawiło, że uzyskanie jakiejkolwiek wizy stało prawie niemożliwe. Prawie, bo z zamknięciem działalności ociągało się dwóch konsulów - holenderski Jan Zwartendijk i japoński Chiune Sugihara.

Zwartendijk - drugi, mniej znany bohater tej historii - miał wtedy 44 lata i był przedstawicielem firmy Philips na Litwie. W Kownie sprzedawał radioodbiorniki i żarówki. W połowie czerwca 1940 r. rezydujący w Rydze ambasador Holandii Leendert de Decker zdymisjonował swojego konsula w Kownie za sympatie wobec nazizmu. Na jego miejsce mianował konsulem honorowym Zwartendijka, który mimo braku doświadczenia dyplomatycznego i etatowej pracy dla Philipsa zgodził się objąć stanowisko.

Gdy w Kownie rozeszła się wieść o mającym nastąpić lada dzień zajęciu Litwy przez Sowietów, do działających jeszcze konsulatów ruszyły tłumy uciekinierów. Uzyskanie wizy wjazdowej lub chociaż tranzytowej nie było jednak łatwe. Stanowczo odmawiały ich placówki brytyjska i amerykańska. Poza tym pod naciskiem Sowietów prawie wszystkie przedstawicielstwa rychło zostały zamknięte.

Jak pisze prof. Aleksander B. Skotnicki w swojej książce „Chiune Sugihara. Konsul, który ratował Żydów”, 24-letni holenderski Żyd Nathan Gutwirth, student szkoły talmudycznej w Telszach, przypomniał sobie, że Holandia ma kolonie na Karaibach - Curaçao i Surinam (Indie Zachodnie). Udał się więc do Zwartendijka i poprosił o adnotację w paszporcie, że może się udać do któregoś tych miejsc (wizy nie były tam wymagane). Wieść szybko się rozniosła i przed domem konsula pojawiła się długa kolejka chętnych. Zwartendijk nie pozostał obojętny: od 14 czerwca w ciągu 10 dni wystawił około 2350 adnotacji o możliwości wyjazdu do Indii Zachodnich. Potem konsulat został zamknięty, Zwartendijk wrócił do zajętej przez Niemców Holandii i żył spokojnie, nikomu nie wspominając o swoim wyczynie.

Konsul wywiadowca

Pozostali żydowscy uciekinierzy ruszyli do konsulatu japońskiego przy ul. Vaižgantas. Tam w białym parterowym domu mieszkał z rodziną i polskim służącym Chiune Sugihara. Skąd w Kownie, w którym nie było ani jednego Japończyka, wziął się japoński konsul?

Sugihara urodził się w 1900 r. w środkowej Japonii. Jego ojciec, urzędnik pocztowy, chciał, by syn został lekarzem, ale Chiune marzył o pracy w dyplomacji. Specjalnie więc oblał egzamin na medycynę (za co ojciec go wydziedziczył) i zaczął studiować anglistykę w Tokio. Wykazywał duże uzdolnienia językowe. W 1919 r. zdał konkursowy egzamin w MSZ i dostał stypendium językowe na zagranicznym uniwersytecie.

Wyjechał do stolicy Mandżurii, Harbinu, gdzie studiował na wydziale rusycystyki. Poznał tam uciekinierkę z Rosji, Klaudię Apołłonową, która pracowała jako kelnerka. Ożenił się z nią, przeszedł nawet na prawosławie i przyjął na chrzcie imię Siergiej. W 1932 r. został wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie niewielkiego, uzależnionego od Japonii państewka Mandżukuo. Jego kariera przyspieszyła, mówiono że zostanie szefem tamtejszego MSZ. Przerwał ją jednak sam Sugihara, który zrezygnował z urzędu na znak sprzeciwu wobec złego traktowania Chińczyków przez japońskie władze.

Z dyplomacji nie wyleciał, ale kariera zwolniła. Mianowano go tłumaczem w ambasadzie Japonii w Helsinkach, a potem konsulem w Kownie. Miał tam pełnić głównie zadania wywiadowcze, tzn. obserwować ruchy wojsk sowieckich i niemieckich. Na placówce współpracował z oficerami polskiego wywiadu, por. Leszkiem Daszkiewiczem i kpt. Alfonsem Jakubiańcem.

Polscy wywiadowcy korzystali z japońskiej poczty dyplomatycznej, utrzymując dzięki niej kontakt z ambasadą w Sztokholmie. Obaj zostali zatrudnieni przez Sugiharę i jako pracownicy konsulatu korzystali z japońskich paszportów dyplomatycznych.

Sughara przewiózł w poczcie dyplomatycznej do Berlina wykonany konspiracyjnie w Wilnie sztandar dla polskich jednostek lotniczych w Wielkiej Brytanii oraz uratowany sztandar 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich. W Berlinie z ataszatu przesyłkę odebrał mjr Michał Rybikowski, a następnie w towarzystwie japońskiego kuriera dyplomatycznego przewiózł do Sztokholmu. Stamtąd trafiła do Wielkiej Brytanii.

Banzai, Nippon!

Latem 1940 r. dom Sugihary został oblężony przez żydowskich uciekinierów z Polski, którzy domagali się wiz do Japonii. Pozostanie na miejscu oznaczało przymusowe otrzymanie sowieckiego obywatelstwa, a to zamykało drogę do wyjazdu z „raju robotników”. Odmowa przyjęcia obywatelstwa oznaczała zaś aresztowanie przez NKWD.

Ale by uciec z sowieckiej już Litwy potrzebna była wiza wjazdowa lub chociaż tranzytowa do jakiegoś kraju. Tę drugą - do Japonii - mógł wystawić Sugihara. W obliczu szturmujących konsulat uciekinierów trzykrotnie kontaktował się z Tokio prosząc o zgodę na wystawianie wiz. Centrala odmówiła. Mimo to Sugihara zdecydował się wystawiać dokumenty.

Co nim kierowało? Ryzykował przecież wymarzoną karierę, przyszłość swoją i rodziny (w Kownie przebywał z drugą żoną, Japonką, i trójką dzieci). - Był po prostu uczciwym człowiekiem, który uważał, że trzeba pomagać potrzebującym. Jeżeli pod drzwiami mojego konsulatu stoją ludzie, którzy proszą o pomoc, to tej pomocy muszę im udzielić, nawet jeżeli są to obywatele innego kraju. Tym bardziej, że wśród nich były kobiety, dzieci i starcy. Traktował też poważnie swój zawód dyplomaty, którego zadaniem jest nawiązywanie współpracy - wyjaśnia prof. Aleksander B. Skotnicki.

Sugihara od 29 lipca 1940 r. przez cztery tygodnie od 8 do 20 wystawiał wizy tranzytowe do Japonii. Nie miał formularzy, więc wypisywał je ręcznie i stemplował pieczęcią. Pomagała żona Kikuchi, która masowała mu dłonie i przynosiła kanapki, żeby nie musiał przerywać pracy. Z kolei polski służący Bolesław Różycki pilnował porządku przed budynkiem i rozdawał numerki wyznaczające kolejność wchodzenia do gabinetu konsula.

Sugihara nie zadawał pytań, wystawiał wizy wszystkim, w tym także całym rodzinom, wypisując je na paszportach lub certyfikatach obywatelstwa wydanych przez polską placówkę przy konsulacie brytyjskim. Japończyk uzyskał też zgodę władz sowieckich, by osoby, które otrzymały wizy mogły swobodnie przejechać przez ZSRR na wschodnie wybrzeże i wsiąść na statek do Japonii (Sowieci niechętnie wypuszczali ze swojego kraju). Konsul nie wiedział, czy jego wizy będą honorowane w Japonii, więc kazał uciekinierom mówić tamtejszym urzędnikom: „Niech żyje Japonia!” - „Banzai, Nippon!”.

Jedyny Sprawiedliwy

Uciekinierzy kupowali bilety na pociąg Kolei Transsyberyjskiej i odbywali liczącą 10 tys. km podróż do Władywostoku. Tam wsiadali na statki i płynęli do Japonii. Władze japońskie przyjęły ich dość życzliwie, choć z pewnym zakłopotaniem ze względu na liczbę, przybyło bowiem kilka tysięcy osób. Opieką otoczyła ich polska ambasada w Tokio (kierowana przez Tadeusza Romera) oraz żydowskie organizacje pomocowe. Części z nich udało się wyjechać do USA, Australii, Nowej Zelandii, resztę deportowano do Szanghaju, gdzie doczekali końca wojny.

Konsulat Sugihary działał do 25 sierpnia. Wtedy Sowieci ostatecznie wymusili jego zamknięcie. Konsul szykując się do wyjazdu przeniósł się do hotelu Metropolitan i cały czas wypisywał wizy. Robił to nawet na dworcu kolejowym, siedząc w pociągu do Berlina, a wypisane dokumenty podawał przez okno. Gdy pociąg ruszył krzyknął do tłumu żegnających go: „Wybaczcie, nie mogę już dłużej. Niech wam się uda!”. Sugihara wystawił co najmniej 2139 wiz, w tym wiele dla kilku osób. Uratował im życie. Na okupowanej przez Niemców Litwie zginęło bowiem 94 proc. Żydów.

Z Kowna Sugihara wyjechał do ambasady w Berlinie, skąd oddelegowano go do Pragi. Potem był zastępcą konsula generalnego w Królewcu, a w 1942 r. trafił do japońskiego przedstawicielstwa w Bukareszcie, gdzie pracował do końca wojny. Po zajęciu Rumunii przez Armię Czerwoną został aresztowany i umieszczony z rodziną w obozie dla internowanych.

Uwolniono go po 18 miesiącach. Koleją przejechał ZSRR i przez port w Nachodce wrócił do Japonii. Tam w 1947 r. został zwolniony ze służby dyplomatycznej i pozbawiony emerytury w związku z samowolną działalnością w Kownie. - By utrzymać rodzinę pracował jako sprzedawca. W 1960 r. wyjechał do Moskwy jako przedstawiciel japońskich firm, był handlowcem i spędził tam 16 lat. Na białaczkę zmarł mu syn, a szwagierka zmarła z wycieńczenia po obozie. Dużo zapłacił za swój czyn - podkreśla prof. Skotnicki.

Dopiero w 1968 r. dotarł do niego radca ambasady Izraela w Tokio, jeden z uratowanych z Litwy, Jehoszua Niszri. Rok później Sugihara pojechał do Izraela na zaproszenie rządu i był podejmowany z honorami. W 1985 r. otrzymał tytuł „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” (jako jedyny Japończyk). Zmarł w 1986 r. w wieku 86 lat. Jego imieniem nazwano ulice w Wilnie i Kownie, a w budynku konsulatu urządzono muzeum. W 2015 r. powstał japońsko-polski film fabularny o Sugiharze - „Persona non grata”.

Na liczącej 2139 pozycji „liście Sugihary” prof. Aleksander B. Skotnicki zidentyfikował 47 osób pochodzących z Krakowa. Były wśród nich m.in. rodziny Aleksandrowiczów, Steinów, Franklów, Feldblumów, Laxów i Schenkerów. Bracia Ignacy i Maksymilian Aleksandrowiczowie pochodzili ze znanej krakowskiej rodziny kupieckiej, do której należała duża kamienica naprzeciw Wawelu na rogu ulic Bernardyńskiej i Smoczej. Obaj byli aktywnymi działaczami Bundu. Obydwaj po wybuchu wojny przedostali się do Kowna, uzyskali wizy od Sugihary i dotarli do USA. Tyko oni dwaj i syn Maksymiliana, Jerzy, przeżyli wojnę.

Z kolei dr Szymon Feldblum był adwokatem, działaczem syjonistycznym. Razem z rodziną uzyskał wizę Sugihary i przedostał się do Palestyny. Tam został radcą prawnym delegatury Ministerstwa Opieki Społecznej i wiceprezesem Zrzeszenia Prawników z Polski.

Rodzina 12-letniego Berla Schora mieszkała przy ul. Sebastiana i prowadziła sklep przy Dietla 58. Po dramatycznej podróży udało się jej dojechać do Wilna. Z japońskimi wizami przedostali się do Japonii, a potem do Nowej Zelandii. Berl został tam inżynierem maszyn chłodniczych. Potem przeniósł się do Izraela i został pierwszym niezależnym konsultantem w dziedzinie klimatyzacji. Zakładał systemy klimatyzacyjne w Knesecie, Muzeum Izraela i Centrum Sztuki w Tel Awiwie.

To tylko trzy przykłady losów krakowian żydowskiego pochodzenia uratowanych przez Sugiharę. - Ci, do których dotarłem, uważają się za wielką rodzinę Sugiharowców. Ich pamięć o nim jest bardzo piękna i wzruszająca. Cieszą się, że o ich dobroczyńcy coraz więcej się wspomina. Mówi się, że dziś na całym świecie żyje 40 tys. potomków ludzi ocalonych przez Sugiharę - mówi prof. Skotnicki, który opisał dzieje krakowian z listy japońskiego konsula.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wizy życia konsula Sugihary. Japoński konsul ratuje kilka tysięcy polskich Żydów - Plus Dziennik Polski

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl