Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Lis: Żeby nas pokonać, trzeba wznieść się na wyżyny

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Bartek Syta
Bramkarz Wisły Kraków Mateusz Lis puścił w meczu z Legią Warszawa trzy bramki, ale nie ponosi wielkiej winy za którąkolwiek z nich. Po wyprawie na Łazienkowską golkiper „Białej Gwiazdy”, tak jak praktycznie wszyscy jego koledzy, ma mieszane uczucia.

– Po takim meczu ciężko jednoznacznie powiedzieć, jak podejść do remisu – mówi Mateusz Lis. – Z jednej strony trzeba szanować ten jeden punkt, bo dobrze wiemy, w jakiej sytuacji byliśmy po pierwszej połowie, gdy przegrywaliśmy 0:2. Kto by wtedy pomyślał, że po meczu będziemy wkurzeni, że zremisowaliśmy. Ten mecz miał jednak dwa oblicza. Dla nas super sprawą jest, że na Łazienkowskiej odrobiliśmy takie straty. Szkoda natomiast, że nie utrzymaliśmy prowadzenia do końca.

Lis podkreśla, że w przerwie w szatni Wisły nie było krzyku, pretensji, a bardziej rzeczowa rozmowa. – Przeanalizowaliśmy dlaczego tak wyglądała pierwsza połowa. Przede wszystkim dlaczego Legia z taką łatwością wchodziła w nasze formacje, w nasze pole karne. Powiedzieliśmy sobie, że musimy wziąć się w garść i tak zrobiliśmy – mówi piłkarz.

Zapytany o przyczyny słabej pierwszej połowy, Lis odpowiada: – Ciężko to wytłumaczyć. Legia była zdeterminowana na swoim obiekcie. Wiedziała, co chce zrobić. Nam skrzydła podcięła szybko stracona bramka. Później ona gdzieś była z tyłu głowy, straciliśmy kolejną. Dobrze natomiast, że nie padły kolejne bramki dla Legii, dzięki czemu byliśmy cały czas w grze.

O straconych bramkach Lis opowiada natomiast w następujący sposób: – Nie było w tym wszystkim szczęścia. W pierwszej sytuacji był rykoszet. Przy drugim golu Carlitos strzelał z bardzo bliska. A co do trzeciej, to Hiszpan bardzo dobrze się zachował. Piłka poszła jeszcze po mojej ręce. Jestem zły, może coś mogłem zrobić lepiej. Zawsze po straconych golach tak jest.

Było w grze Wisły jednak również sporo pozytywów. Oczywiście przede wszystkim w drugiej połowie. – Pokazaliśmy, że jesteśmy mocnym zespołem. Żeby nas pokonać, rywale muszą się wznieść na wyżyny. Pokazaliśmy to w niektórych wcześniejszych meczach. Tak samo było w Warszawie – tłumaczy Lis.

Rzeczywiście, Wisła kolejny raz w tym sezonie pokazała, że potrafi wychodzić z bardzo trudnych opresji. Jaka jest tego przyczyna? – To jest kwestia tego, że jest w nas cały czas wiara w siebie – wyjaśnia bramkarz „Białej Gwiazdy”. – Do końca tworzymy zespół. Mamy takie przekonanie, że nawet jak przeciwnik strzelił dwie bramki, to my możemy strzelić trzy. Jak przeciwnik strzeli trzy, to my możemy cztery. Potrafimy wyjść z każdej sytuacji.

Dla Mateusza Lisa mecz w Warszawie miał też dodatkowy smak. Pierwszy raz zagrał bowiem w tak dużym spotkaniu, przy tak licznej publiczności. – Takie mecze toczą się w fantastycznej atmosferze – przyznał bramkarz. – Już kiedyś byłem na Łazienkowskiej z Lechem w Pucharze Polski. Siedziałem wtedy na ławce rezerwowych. Było trochę mniej ludzi niż w niedzielę, ale dało się odczuć, że na tym stadionie doping się niesie. W niedzielę było bardzo dużo ludzi, doping był głośny. Mnie to nakręca do jak najlepszej gry. Super się gra w takich meczach. Wiadomo, że chcieliśmy sprawić, żeby kibice Legii byli wkurzeni na swój zespół. Na każdym wyjeździe tak to wygląda.

Teraz przed wiślakami mecz z Zagłębiem Sosnowiec u siebie. Lis podkreśla, że wcale nie będzie to dla Wisły spotkanie, przed którym z góry można dopisywać trzy punkty. – Nie można tak do tego podchodzić, że to będzie łatwiejszy mecz. Wiadomo, jaka to jest liga. W niej każdy może wygrać z każdym. Mamy dużo czasu do tego spotkania, bo jest dopiero w poniedziałek. Trzeba wyciągnąć wniosku, szczególnie z pierwszej połowy meczu z Legią i zagrać jak najlepsze spotkanie – zakończył bramkarz Wisły.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska