Wielka Wieś k. Wojnicza. Brawurowa akcja strażaków uratowała staruszkę, która wpadła do studni

Paweł Chwał
Paweł Chwał
Jakub Banaś w straży jest od kilku lat
Jakub Banaś w straży jest od kilku lat Paweł Chwał
Wycieńczona, zziębnięta 77-latka resztą sił trzymała się rury hydroforowej 8 metrów pod ziemią. Z odsieczą przybyli jej strażacy. Jakub Banaś zsunął się na linie i pomógł ją wyciągnąć na górę

Jakub Banaś nie zastanawiał się długo nad tym, kto powinien wejść studni, aby uratować uwięzioną osiem metrów pod ziemią starszą kobietę. Dowodził zastępem strażaków, a na koncie miał już zaliczone wysokościowe przeszkolenie. Dlatego wskazał na siebie. Wcześniej takie akcje tylko ćwiczył. W Wielkiej Wsi wszystko, czego się dotąd nauczył, po raz pierwszy weryfikował w praktyce. Od niego zależało życie wyziębionej 77-latki, utrzymującej się resztką sił nad lustrem wody.

Głos spod ziemi

Barbara Zaucha mieszka w Wielkiej Wsi razem z dwójką synów oraz teściową. W piątek, 2 października wyszła na chwilę do sklepu. - Chłopcy byli w szkole, w domu została mama. Nie było mnie góra pół godziny - opowiada kobieta.

Po powrocie nie zastała jednak 77-latki. Zaniepokoiła się, bo teściowa zazwyczaj nie opuszczała domu sama. Zaczęła ją nawoływać na podwórku. W pewnym momencie usłyszała cichy, stłumiony głos wołania o pomoc. Wydawało się, jakby dochodził spod ziemi. Kobieta zaczęła się rozglądać dookoła. Po chwili jej wzrok zatrzymał się na oddalonej o kilka metrów studni. Podbiegła do niej i zajrzała do środka.

W pierwszej chwili nie dostrzegła 77-latki. Zawołała więc jeszcze raz. Nie bardzo wierzyła, że teściowa może znajdować się w środku. Zauważyła ją dopiero wówczas, gdy ta cicho odpowiedziała i lekko się poruszyła.

- Zdębiałam. Nie miałam pojęcia, co się stało, w jaki sposób mama tam wpadła. Chwyciłam za telefon i zadzwoniłam po pogotowie, żeby ją ratowali - opowiada mieszkanka Wielkiej Wsi.

Myślał, że to wnuczka

Jan Gołąb mieszka po sąsiedzku. To przez jego podwórko prowadzi droga dojazdowa do Zauchów.

- Wracałem akurat od autobusu, kiedy nadjechała karetka na sygnale. Żona stała na drodze i machając rękami kierowała ją do nas. Przerażony zapytałem ją, co się stało? Odpowiedziała mi jedynie, że Zocha wpadła do studni. W pierwszym momencie pomyślałem nawet, że chodzi o moją wnuczkę, też Zosię. Sąsiadka jest przecież niedołężna, z trudem chodzi. Przez myśl mi nie przeszło, że to właśnie ona mogłaby wpaść do studni. To było wręcz nierealne - twierdzi Gołąb.

Medycy, którzy zajrzeli do studni, bezradnie rozłożyli ręce. Nie byli w stanie w żaden sposób pomóc kobiecie tkwiącej 8 metrów pod ziemią.

Zahaczyła o rurę

Na odsiecz wezwano strażaków. Pierwsi przyjechali ochotnicy z Wielkiej Wsi, a po chwili ich koledzy z Wojnicza - w tym członkowie działającej przy tamtejszej jednostce OSP nieformalnej grupy wysokościowej.

- Gdy wpłynęło wezwanie, byliśmy akurat w remizie. Szybko zapakowaliśmy się do samochodu i już po kilku minutach byliśmy na miejscu - relacjonuje Bartłomiej Janiga z OSP w Wojniczu.

Decyzja o tym, że to właśnie Jakub Banaś wejdzie do studni zapadła jeszcze w aucie, kiedy strażacy pędzili na akcję.

- Nie myślałem o niebezpieczeństwie, które może mnie czekać w studni, tylko o tym, aby jak najszybciej dostać się do uwięzionej w środku kobiety i ją wyciągnąć na zewnątrz. Adrenalina była, ale staraliśmy się realizować wszystko zgodnie z przyjętymi w tego typu zdarzeniach procedurami. To ułatwiało pracę - wspomina Jakub Banaś.

Zanim zszedł do studni, uzbrojony w specjalną uprząż i „trójkąt ewakuacyjny”, w które następnie ubrał uwięzioną w studni kobietę, przy pomocy specjalnego detektora sprawdził, czy w środku nie ma niebezpiecznych dla zdrowia i życia ludzi gazów. Detektor nie wykazał takiego zagrożenia, nie trzeba więc było zakładać maski na twarz, która dodatkowo krępowałaby ruchy ratownika w szerokich na zaledwie metr betonowych kręgach.

- Kobieta wisiała tuż nad lustrem wody, zahaczona o rurę hydroforową. W studni było około dwóch metrów wody. Gdyby spadła głębiej, najpewniej utopiłaby się - zauważa Jakub Banaś.

Akcja zespołowa

77-latka była przytomna, choć bardzo wycieńczona i wyziębiona. Nie mówiła nic, poddając się całkowicie ratującemu jej ochotnikowi. Strażak dodatkowo podał jej od razu tlen.

Ze studni staruszka została wyciągnięta jako pierwsza. Na linie, którą ciągnęli pozostali strażacy, stojący na podwórku. Pan Jakub, który najpierw asekurował staruszkę, został wydobyty na powierzchnię w drugiej kolejności. Cała akcja trwała zaledwie trzy minuty, a poza 24-latkiem uczestniczyli w niej: Bartłomiej Janiga, Krzysztof Gniady, Adrian Fior, Dawid Polański oraz Mateusz Cieśla.

- Wprawdzie to ja zszedłem na dół, ale sam niewiele bym tam zrobił. Bez ich pomocy nie uratowałbym tej kobiety. Działaliśmy wspólnie i zespołowo - podkreśla Jakub Banaś.

Nie pamięta, jak wpadła

Pani Zofia przez niemal tydzień przebywała w szpitalu św. Łukasza w Tarnowie.

- Trafiła tam tak naprawdę bardziej na obserwację, niż z konieczności specjalistycznej pomocy lekarskiej. Miała jedynie mocno stłuczoną nogę i była bardzo wychłodzona. Poza tym nie uskarżała się na poważniejsze problemy ze zdrowiem. To cud, że wyszła z tego w zasadzie bez szwanku - mówi Barbara Zaucha.

77-latka nie jest w stanie precyzyjnie powiedzieć, w jaki sposób znalazła się w studni. Bliskim mówiła raz, że się poślizgnęła, innym razem, że chciała się umyć.

- Teściowa jest już starszą osobą, która nie wszystko dobrze pamięta, dlatego nie zamęczamy jej pytaniami - mówi synowa kobiety.

Szkolenia się przydały

Akcja, którą przeprowadzili w Wielkiej Wsi strażacy z Wojnicza była tak naprawdę pierwszą, w której mieli okazję wykazać się członkowie nieformalnej Specjalistycznej Grupy Ratownictwa Wysokościowego, która od pięciu lat funkcjonuje w Wojniczu. To jedyna taka formacja w Małopolsce, działająca przy jednostce OSP. Należący do niej strażacy systematycznie szkolą się, między innymi pod okiem ratowników GOPR. Podnoszą swoje kwalifikacje, które mogą się przydać podczas różnych działań ratowniczych, kiedy umiejętności, jakie posiadają „zwykli” strażacy, często nie wystarczają. - W każdej chwili jesteśmy w stanie wyjechać do akcji, która może być prowadzona nie tylko w studniach, ale również nad ziemią i nad wodą, choćby na wieżach kościołów, kominach, mostach czy na wysokich budynkach i blokach mieszkalnych. Tam, gdzie nie sposób skorzystać z drabiny strażackiej - wyjaśnia Bartłomiej Janiga. Członkowie grupy nie mogą mieć lęku wysokości i ukończyć specjalistyczny kurs, podczas którego uczą się m.in. technik alpinistycznych.

Życie cenniejsze niż medal

Strażacy z Wojnicza za przeprowadzoną wzorowo akcję w Wielkiej Wsi odebrali w minioną sobotę specjalne podziękowania od komendanta miejskiego PSP w Tarnowie st. bryg. Tadeusza Sitko.

Blisko trzy lata temu podobna akcja miała miejsce w Nowodworzu koło Tarnowa, gdzie 68-letnia kobieta wpadła do studni, która miała aż... 37 metrów. Było ślisko, kobieta poślizgnęła się i wpadła do środka. Uratował ją Łukasz Wąs, strażak tarnowskiej PSP. Za to, co zrobił, został nagrodzony przez prezydenta RP Bronisława Komorowskiego Krzyżem Zasługi za Dzielność.

Jakub Banaś z Wojnicza o medalu na razie nie myśli. Jak mówi, został strażakiem po to, aby pomagać ludziom, a nie dla odznaczeń. Zapisał się do OSP za namową kolegów.

- Praca strażaka niesie ze sobą ryzyko, ale po to ćwiczymy i szkolimy się, aby być gotowym na każdą sytuację. Akcja w Wielkiej Wsi była niecodzienna, ale my byliśmy do niej dobrze przygotowani. Dla mnie cenniejsze od medali jest to, że ta kobieta przeżyła - mówi Banaś.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wielka Wieś k. Wojnicza. Brawurowa akcja strażaków uratowała staruszkę, która wpadła do studni - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl