1/16
Nazwa  Wielka Szpera pochodzi od niemieckiego Allgemeine...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego

Nazwa Wielka Szpera pochodzi od niemieckiego Allgemeine Gehsperre, czyli „całkowitego zakazu wychodzenia z domu”. To było jedno z najdramatyczniejszych wydarzeń w życiu więźniów Litzmannstadt Ghetto. Paweł Spodenkiewicz, autor książki „Zaginiona dzielnica”, poświęconej łódzkim Żydom, wyjaśnia, że zagłada więźniów getta odbywała się w sześciu falach. Cztery miały miejsce w 1942 roku, dwie w 1944 roku.

- Pod koniec sierpnia 1942 roku Niemcy zażądali od żydowskiej administracji getta kontyngentu dzieci do lat 10 i dorosłych, którzy skończyli 65 lat - mówi Paweł Spodenkiewicz. - Według dokładnie prowadzonych w getcie ewidencji było 13 tysięcy takich osób. Ale zanim nastąpiła Wielka Szpera, 1 i 2 września Niemcy zaczęli likwidować szpitale w getcie. Wywieźli z nich 2 tysiące chorych.

Za rozpoczęcie Wielkie Szpery przyjmuje się 4 września 1942 roku. Wtedy miało miejsce pamiętne wystąpienie Chaima Rumkowskiego, przełożonego Starszeństwa Żydów w Litzmannstadt Ghetto.

CZYTAJ DALEJ >>>>


2/16
- Na nasze getto spadło wielkie nieszczęście - mówił stojąc...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego

- Na nasze getto spadło wielkie nieszczęście - mówił stojąc na tak zwanym Placu Strażackim. - Żądają od niego, by oddało najlepsze co posiada - dzieci i starych ludzi (...). Od chwili, gdy dowiedziałem się o naszym nieszczęściu jestem całkowicie załamany.

Rumkowskim wyjaśniał, że zażądano od niego 24 tysiące ofiar w ciągu ośmiu dni. Można tę liczbę zmniejszyć do 20 tysięcy, pod warunkiem, że wysiedlone zostaną dzieci do 10 lat. Ale, że dzieci i starców jest 13 tysięcy to trzeba tę liczbę uzupełnić chorymi.

5 września następuje ogłoszenie Wielkiej Szpery. Nikt nie ma prawa opuścić miejsca swego zamieszkania. Pod kamienice podjeżdżają ciężarówki z hitlerowcami oraz gettowską policją.

- Niemcy chcieli, żeby tę selekcję dzieci, starszych osób załatwiła żydowska administracja, a więc policja getta i tzw. biali tragarze - tłumaczył nam Paweł Spodenkiewicz. - Obiecano im, że w zamian za to ocalą swoje dzieci. Nie wiem jak sam zachowałbym się w takiej sytuacji. Była to potworna rzecz. Potworami byli ludzie, którzy tak postawili sprawę!

Ale z czasem Niemcy zauważyli, że żydowska policja niezbyt gorliwie podchodzi do postawionego przed nimi celu, więc sprawy przejęli we własne ręce.

CZYTAJ DALEJ >>>>


3/16
Lolek Grynfeld w październiku skończy 95 lat. Mieszka dziś w...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego

Lolek Grynfeld w październiku skończy 95 lat. Mieszka dziś w Holon w Izraelu razem ze swoją żoną Rachelą, też ofiarą Holocaustu.

Lolek jest jednym z niewielu żyjących świadków Wielkiej Szpery. Wydarzeń, o których nie da się zapomnieć. Wspomnienia tamtych dni wracają jak koszmarny sen. Kiedy razem z mamą został przesiedlony do getta zamieszkał w kamienicy przy ulicy Lutomierskiej 14. Pracował najpierw jako listonosz. Któregoś dnia zaniósł list do prewentorium na Marysinie. Tam jedna z sióstr powiedziała, że musi dostarczyć poufną przesyłkę do głównej przełożonej centralnego szpitala przy ulicy Łagiewnickiej 36. Kiedy zobaczyła go przełożona powiedziała, że wygląda na bystrego chłopca i może pracować u nich. Obiecała dodatkową zupę.

- Dodatkowa zupa to była wielka rzecz - opowiada Lolek Grynfeld. - Kompletowali siostry do szpitala. Ja chodziłem do ich domów, patrzyłem czy czysto mieszkają, oceniałem czy nadają się do pracy w szpitalu.

CZYTAJ DALEJ >>>>


4/16
Potem dostał stałe zatrudnienie w centralnym szpitalu przy...
fot. archiwum Dziennika Łódzkiego

Potem dostał stałe zatrudnienie w centralnym szpitalu przy Łagiewnickiej 36. Robił tam wszystko. Mył chorych, pracował w trupiarni, był gońcem. Gdy brakowało ludzi pracował w izbie przyjęć, wypełniał za lekarzy dokumenty.

Niedługo przed Wielką Szperą Lolek zachorował na żółtaczkę. Ale dwa tygodnie miał czekać na miejsce w szpitalu. Termin nadszedł na początku września. Matka, która pracowała w resorcie papierniczym, odprowadzała go na ul. Łagiewnicką. Pod drodze spotkali siostrę z jego szpitala. Powiedziała im, żeby wracali.

Niemcy ładują chorych na ciężarówki i wywożą! - ostrzegła pielęgniarka z centralnego szpitala. Lolek kazał matce wracać do domu. Sam ubrany w biały fartuch poszedł do szpitala. Nie wiedział, że rozpoczęła się tzw. Wielka Szpera...

Potem widział straszne rzeczy. Na Łagiewnickiej 36 był punkt zborny, gdzie przywożono dzieci i starców z całego getta. Widział ciężarówki, do których ładowano przestraszonych ludzi, bitych, poniewieranych. Niektórzy próbowali uciekać. Niemcy strzelali do nich jak do kaczek. Na ulicy Łagiewnickiej 37 znajdował się szpital dziecięcy. Dzieci wyrzucano z okien.

- Najpierw wyrzucano pierzyny, a potem dzieci - opowiada Lolek. - Wiele z nich to były noworodki. Widziałem jak ze szpitala wybiegła dziewczynka. Jeden z esesmanów strzelił do niej z zimną krwią. Był nim Ginter Fuchs, na którego procesie zeznawałem po wojnie.

CZYTAJ DALEJ >>>>

Kontynuuj przeglądanie galerii
Dalej

Polecamy

Volkswagen Passat Variant 1.5 eTSI 150 KM. Wrażenia z jazdy, dane techniczne, ceny

Volkswagen Passat Variant 1.5 eTSI 150 KM. Wrażenia z jazdy, dane techniczne, ceny

Zabójstwo w bloku. Kobieta miała szukać schronienia przed mordercą w windzie

AKTUALIZACJA
Zabójstwo w bloku. Kobieta miała szukać schronienia przed mordercą w windzie

Ważne spotkanie. Czego dotyczyły rozmowy rządów Polski i Ukrainy?

AKTUALIZACJA
Ważne spotkanie. Czego dotyczyły rozmowy rządów Polski i Ukrainy?

Zobacz również

Zarobki Biało-Czerwonych w Miami Open. Kto liderem na liście płac? GALERIA

Zarobki Biało-Czerwonych w Miami Open. Kto liderem na liście płac? GALERIA

Szokujący film policji z pomorskich dróg. Milimetry od tragedii

Szokujący film policji z pomorskich dróg. Milimetry od tragedii