Wampir z Zagłębia Henryk Marchwicki: AKTA SPRAWY ODC.1

Teresa Semik
tvp kultura
Proces Zdzisława Marchwickiego - "Wampira z Zagłębia" oraz jego braci - Jana i Henryka- do dziś jest przedmiotem analiz i spekulacji. Nadal nie brak głosów, że zabójcy stali się kozłami ofiarnymi tamtego systemu. Po latach zaglądamy do akt sprawy. To nadal wstrząsająca lektura. Dziś pierwszy odcinek - pisze Teresa Semik

Henrykowi Marchwickiemu warunkowo zawieszono karę, gdy zmieniła się Polska, w 1990 roku. Wtedy rozpoczął krucjatę przeciw wymiarowi sprawiedliwości. Z 25 lat pozbawienia wolności odsiedział prawie 18 lat, ale - jak sam twierdził - za niewinność. Teraz zrobi wszystko, żeby obronić dobre imię swoje i braci, niesłusznie straconych. Podgrzał atmosferę niepewności, którą wykorzystali publicyści, reżyserzy teatralni i filmowi, pokazując Marchwickich jako ofiary tamtego systemu. Tak zrodził się mit.

Proszę sąd o przebaczenie

4 marca 1970 roku, tuż przy płocie okalającym stację telewizyjną w Bytkowie, została zamordowana dr Jadwiga Kucia z Uniwersytetu Śląskiego. Co Henryk Marchwicki mówił o tej zbrodni? 30 września 1972 r. siedział od czterech miesięcy w areszcie.

"Zwracam się z gorącą prośbą do sądu o przebaczenie mi tych zeznań, co były zeznawane przeze mnie w więzieniu w Mysłowicach, bo naprawdę nie mogłem tego zajścia zeznać tak, jak to było faktycznie. Nie mogłem sobie przypomnieć, jaki był początek. Dopiero jak mnie przewieźli do KW MO, zaczęło przychodzić to wszystko i zacząłem mądrze zeznawać" - napisał do sądu Henryk Marchwicki. Był przesłuchiwany kilkadziesiąt razy i ciągle coś sobie przypominał, albo znów coś zapominał.
Był przyrodnim bratem Zdzisława i Jana, najmłodszy z nich. Rencista z trójką nastoletnich dzieci. Malował mieszkania, gdy akurat nie pił. Zdzisław dorabiał jako konwojent w kopalni Siemianowice. Jan rok przed zabójstwem Jadwigi Kuci stracił pracę na Wydziale Prawa i Administracji UŚ, gdzie prowadził sekretariat Studium Zaocznego.

Wkrótce po zatrzymaniu Henryk Marchwicki powiedział śledczym: - Jan mówił nam, że gdyby nie kłopoty z kobietą, co go wyrzuciła z pracy, postarałby się, żeby syn mój uczęszczał do technikum i miał miejsce w jego mieszkaniu w Katowicach. Zaczął mnie namawiać, żebym poszukał jakich pijaków, co pobiliby tego wroga. A ja na to: "Kto ci się da pobić kobietę, to nawet nie pasuje. Żeby to był mężczyzna, to prędzej by się ktoś znalazł". Zaczął namawiać, żebym ja się zgodził pobić, ale się nie zgodziłem.

Rozmowy toczyły się w mieszkaniu Jana, według Henryka. Ostatecznie Zdzisiek zgodził się bić "wroga" Jana. Henryk nie mówił, że Jadwiga Kucia miała zginąć. Raz napomknął, że dowiedział się o tym w dniu zabójstwa.

W przeddzień zbrodni, na polecenie Jana, wspólnie z Józefem Klimczakiem poszli na Uniwersytet Śląski, by ją zobaczyć. Jan pokazał też Henrykowi ścieżkę niedaleko telewizji, którą będzie przechodzić od przystanku w kierunku domu i gdzie przyczai się Zdzisław.

Józef Klimczak to partner seksualny Jana Marchwickiego.

Zgodnie z planem

Upewnili się, że Jadwiga Kucia jest w tramwaju. Podjechali taksówką w stronę Siemianowic. Na przystanku "Alfred" Henryk wysiadł, a Jan i Józef Klimczak zatrzymali auto dalej. Wtedy Zdzisław wynurzył się z krzaków i przyspieszył kroku.

- Dobiegł do niej z tyłu czy z boku, ręką chwycił ją pod szyję, a drugą uderzył w głowę - tak Henryk opowiadał prokuratorowi. - Możliwe też, że uderzył ją w głowę nie chwytając za szyję. Widziałem, jak kobieta wykręciła mu się i zaczęła bronić rękami. Gdy on się szamotał, stałem w odległości 5 m.

Innym razem Henryk powie: - Chodząc wzdłuż ulicy przy stacji telewizyjnej usłyszałem krzyk kobiety: "Ratunku!". Pobiegłem w tym kierunku. Gdy dobiegłem do Zdziśka, on stał, a obok niego leżała kobieta. Zapytałem: "Coś ty zrobił?". Nie odpowiedział, tylko kazał mi pomóc ją nieść w stronę lasu. Obydwaj zanieśliśmy ją na skraj lasu i położyli na wznak. Wtedy chyba zgubiła but. Nie dawała oznak życia. Zdaniem moim Zdzisiek ją zabił.

Henryk uciekł, ale wrócił, bo zauważył, że nie ma kapelusza. Zgubił przy przenoszeniu kobiety, tak sądził. Za jakiś czas powie, że nie wie, dlaczego ponownie znalazł się na miejscu zdarzenia i jej nie przenosił. Zdzisiek sam ją ciągnął, "no, wlókł ją w każdym razie". Gdy prokurator dociekał, dlaczego wcześniej wyjaśniał inaczej, dodał: "Może mu nawet pomogłem nieść tę kobietę, ale nie jestem pewien".

Zdzisław Marchwicki zdejmował garderobę kobiety, był w pozycji schylonej. Tak to opisuje Henryk: - Zapytałem: "Coś ty zabił tę kobietę?" Odpowiedział: "Nie wiem" i kazał mi sprawdzić. Nie odczułem tętna, to mówię, że kobieta nie żyje. Zdzisiek kazał mi zdjąć jej pierścionek i zegarek. Jak się zacząłem ociągać, powiedział, że zrobi ze mną to samo. Pierścionek zdjąłem, zegarka - nie pamiętam. Znów uciekłem.

Widział, jak Zdzisław też biegnie trzymając teczkę. - Zabrał ją tej kobiecie - dodał Henryk. - Dał mi ją i kazał oddać Janowi.
Według niego Janek wszedł do łazienki z tą teczką. - Widziałem, że sprawdza, co jest w środku - wyjaśniał dalej Henryk. - Wyjął jakieś papiery i wrzucił do muszli. Dał mi pustą teczkę i kazał sprzedać. Ale nie na bazarze, tylko przyprowadzić kogoś do domu. Pieniądze ze sprzedaży mam mu oddać.

Miesiąc po zabójstwie był u Janka i pytał, co teraz będzie.

- Trzeba być cicho, nie dawać poznać po sobie. I żebym nie pił, bo się wygadam - usłyszałem.

Własnoręcznie pisał oświadczenia co kilka dni: "Podtrzymuję moje dotychczasowe wyjaśnienia, że brałem udział w napadzie na kobietę koło stacji telewizyjnej. Czynu tego dokonałem ze Zdzisławem Marchwickim ulegając namowom Jana Marchwickiego, który twierdził, że musi zemścić się na kobiecie". Czy ktoś mu w tym pisaniu pomagał? Pewnie też, bo to była gigantyczna operacja milicji. Ale widać też w tych pismach strach. Pisał ponaglenia, by znów go ktoś przesłuchał.

Gdy usłyszał zarzut udzielenia pomocy Zdzisławowi Marchwickiemu w dokonaniu zabójstwa Jadwigi Kuci, stwierdził: - Nawet nie przyjmuję tego do wiadomości. Poprzednio mówiłem, że pokazałem Zdzisławowi tę kobietę i że byłem przy jej zamordowaniu przez Zdzisława, ale to nie polega na prawdzie. Wyjaśniałem tak na skutek gróźb prokuratora. Powiedziano, że mnie powieszą i dostałem zamętu.

Za silnie uderzył

Dlaczego wcześniej mówił o takich szczegółach jak ten, że Zdzisiek kilka dni przed zabójstwem powiedział mu, by wziął ze sobą buty gumowe, bo tam jest błoto, budowa? Gdy śledztwo dobiegało końca co chwilę zmieniał zeznania. Także co do pierścionka, bo go wcale nie zdjął z palca ofiary. Wcześniej nie był pewny, ale teraz sobie przypomniał, że przejeżdżał tramwaj, Zdzisiek spojrzał w tę stronę i w tym czasie on uciekł. Potem jeszcze sobie przypomniał, że "kobiety tej na przystanku tramwajowym nie wskazał Zdziśkowi", bo nie przyjechała.

Owszem, chciał o wszystkim donieść milicji, ale Zdzisiek zaczął płakać: "Co ty, na brata doniesiesz? Lepiej nikomu o tym nie wspominać". Bo on jej nie chciał zabić, tylko przypadkowo za silnie uderzył i zabił. Co będzie jak do nas dojdą - pytał?
- Przecież nas żaden nie widział tam i i nie dojdą - odpowiedział ten, co za mocno "uderzył".

Widziała ich sprzedawczyni w sklepie właśnie w dniu śmierci dr Kuci. Rozpoznała Henryka Marchwickiego na zdjęciach okazanych przez milicję. - Stał w pobliżu zabudowań Telewizji Katowice, w pobliżu pętli "Alfred" i przyglądał mi się, dlatego zwróciłam na niego uwagę - zeznała. - Paliło się światło uliczne, dobrze widziałam.

Halina Flak, siostra Marchwickich, wyjaśniała: - Pamiętam, jak przyszedł do mnie brat Henryk i powiedział, że "Zdzichu pierdolnął babę w łeb". Ja na niego, że odbiła mu szajba i ma się leczyć, bo nie wie, co mówi. Następnie wygoniłam Heńka z domu.

Kury by nie zabił

Przełom w śledztwie dotyczącym dr Kuci nastąpił, gdy zaczął mówić Józef Klimczak, partner Jana Marchwickiego. Mieszkał z nim i śledził ofiarę: kiedy i jaką drogę pokonuje z domu do pracy. Był z Janem i Zdzisławem Marchwickimi na rozpoznaniu terenu. Twierdził też, że to zabójstwo planowano w 1969 roku, to wtedy Jan Marchwicki stracił pracę na UŚ. W związku z tym, że Jan złamał nogę, odsunięto plany w czasie.

- Gdy w lutym 1970 roku znów zaczął chodzić, od nowa zaczęło się przygotowanie do morderstwa - twierdził Klimczak. Na polecenie Jana wysłał telegramy do Heńka i Zdziśka, żeby przyjechali do Katowic 4 marca 1970 roku. - Jan prosił mnie też, żebym przyniósł z pracy pręt mosiężny.

Już następnego dnia Klimczak zastał przed domem milicjantów. Pytali, co Jan robił poprzedniego dnia. Odpowiedział, że był w domu. Przyznał, że skłamał, ale wtedy wziął z szafy zegarek Kuci i wrzucił pod wannę.

Henryk Marchwicki został aresztowany pięć miesięcy po Zdzisławie, w 1972 roku. Nie był ani dobrym mężem, ani ojcem. Sąsiedzi zeznawali, że wszczynał bójki. Dzieci nocą prosiły sąsiadów, by uspokoili pijanego ojca. Jego pierwsza żona została żoną Zdzisława. Druga żona rozwiodła się z nim, gdy był w areszcie. - Jak sobie przypominam, to Henryk Marchwicki do zabicia kury zawsze prosił sąsiada - zeznała znajoma.

Zdzisław, "Wampir z Zagłębia", przyznał się do zabójstwa Jadwigi Kuci. Podczas jednego z przesłuchań mówił: - Na ścieżce przy płocie obok stacji telewizyjnej zabiłem kobietę, profesorkę. Zabrałem jej zegarek żółtego koloru i torbę, w której znajdowały się różne papiery.

Gdy Henryk Marchwicki opuścił więzienie, jego historia znakomicie pasowała do czasu rozliczeń PRL-u. Dlatego tak łatwo uwierzono w jego krzywdę. Do tego spadł ze schodów i zmarł, rzekomo w "niewyjaśnionych okolicznościach".

Fakty i mity w sądowych archiwach

Dlaczego po latach Marchwickich przedstawia się jako ofiary milicji? Skąd tyle głosów, że ich skazanie było sądową pomyłką? Sięgamy do akt, które wciąż wywołują emocje.

Było trzech braci Marchwickich: Zdzisław, Jan i Henryk. W 1975 roku katowicki sąd skazał Zdzisława, "Wampira z Zagłębia", na karę śmierci za zamordowanie 14 kobiet. W zabójstwie ostatniej ofiary, wykładowcy Uniwersytetu Śląskiego, pomógł mu Henryk i dostał za to 25 lat. Jan, który to zabójstwo zorganizował, także nie uniknął kary śmierci. Dziś piszemy o Henryku, od którego zaczęło się mitologizowanie ich zbrodni. Z Janem i Zdzisławem brał udział w zamordowaniu Jadwigi Kuci z UŚ, ostatniej ofiary "Wampira z Zagłębia".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Wampir z Zagłębia Henryk Marchwicki: AKTA SPRAWY ODC.1 - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl