Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W życiu lepiej gonić, niż uciekać. W Spod Ekranu dziś recenzja "Przemytnika" Clinta Eastwooda (premiera HBO GO)

Mariusz Załuski
Czasami można odnieść wrażenie, z lekka dziwaczne, że ktoś żyje za długo. Bo ze wszystkiego, co uważał za fajne i życia warte, został proch i pył. A do tego zaczyna docierać do niego, że może fajne było jednak coś innego, co bezpowrotnie stracił. Tak się bowiem niestety składa, że kiedy postawimy w życiu na złego konika, to robi się kiepsko. I nawet jak w końcówce próbujemy przestawić wajchę, to niewiele z tego wychodzi. A okazji do powtórki, jak wiadomo, nie będzie.

“Przemytnik” Clinta Eastwooda – kolejna premiera serwisów online, tym razem HBO GO – to nie jest film wybitny. Nie jest też nawet ani jakoś specjalnie poruszający, ani powalający swoim ideolo, ani nawet nie wgryza się boleśnie w społeczne problemy tej trumpowej Ameryki, bo ślizgamy się po wierzchu. To po prostu kino cieplutkie, wzruszające, bardzo klasycznie opowiadające nam ciekawą historię ciekawego człowieka. Może mało, jak na pana Eastwooda, ale i tak kino dostajemy smaczne.

Tak więc oglądamy opowieść o 90-latku, który całe życie prowadził kwiatowy biznes, aż wykończyła go epoka internetu i kryzysowe realia amerykańskiej prowincji. Dom zajął komornik, a rodzina ma go dosyć – bo też całe życie poświęcił pracy i rozrywkom własnym, a ją w poważaniu miał głębokim. No i wtedy dociera do niego, że wcale nie był takim supergościem, jak mu się wydawało. I że raczej w życiu uciekał przed problemami, niż gonił wyzwania. Dostaje wtedy ofertę zostania mułem od meksykańskiego kartelu – w końcu 90-letni weteran, który nigdy nie zaliczył mandatu, idealnie nadaje się na narkotykowego kuriera. No i zaczyna drugie życie. Góra forsy pozwala mu najpierw na kupienie sobie stabilizacji, potem drugiej młodości, a w końcu na próbę zbliżenia się do rodziny.

Tylko oczywiście czasu kupić nie może. Banalnie to brzmi? Aż zęby bolą. I szczerze mówiąc, gdyby nie mówił tego stareńki Eastwood ze swoją pooraną buźką, to byśmy wzruszyli ramionami. Zresztą to deklarowanie w filmie, że rodzina jest najważniejsza, robi się tak nachalne, że w końcu paradoksalnie przestaje być dla nas takie jednoznaczne... Ale Eastwood to Eastwood, jego bohater jest trochę irytujący, trochę fascynujący. Nie goni realiów smartfonów i internetów, żyje w innym tempie w innym świecie, w którym nie ma miejsca choćby na polityczną poprawność. Nie, nie jest tetrykiem, który smędzi, że kiedyś było lepiej. Wie, że kiedyś było inaczej, a jemu było wtedy lepiej.

Film ma sensacyjną intrygę, ale to dalekie tło, bez fajerwerków. Gromadka świetnych aktorów – i Bradley Cooper, i Andy Garcia i Laurence Fishburne – to też tylko tło dla Eastwooda i ideolo filmu, kiedy widzimy, jak popełniają te same błędy, co nasz heros przed dekadami. Bo w końcu świat, choć pędzi na złamanie karku, w kluczowych sprawach aż tak bardzo się zmienia.

Cóż, to też kino dosyć osobiste - mam wrażenie, jakby Eastwood aktor czasami mówił jak Eastwood Clint... Jakoś nie lubię takich testamentowych filmów. Bo trochę się boję, że naprawdę takimi się staną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera