Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W sobotę w Łodzi konwencja krajowa Platformy Obywatelskiej. Partia pokaże program samorządowy

Marcin Darda
Marcin Darda
Grzegorz Schetyna nie ma w PO takiego posłuchu, jaki miał Donald Tusk. To jego główny problem. Jego i Platformy
Grzegorz Schetyna nie ma w PO takiego posłuchu, jaki miał Donald Tusk. To jego główny problem. Jego i Platformy Krzysztof Szymczak
Łódzka konwencja to wstęp do wyborczej walki o samorządy, która zakończona porażką może dobić partię. PO istnieje dziś głównie w samorządach i potrzebuje ich, by posadami utrzymać ludzi w swoich strukturach.

WYBORY SAMORZĄDOWE ŁÓDŹ

Platforma właśnie w Łodzi rozpoczyna długi marsz, który zakończy się za rok, w dzień wyborów samorządowych i będzie to dla niej marsz o życie. Partia, o której Donald Tusk jeszcze sześć lat temu mówił, że nie ma z kim przegrać, po porażce w wyborach parlamentarnych w 2015 r. wie, że gdyby przegrała wybory samorządowe, to prawem serii nie ma szans na pokonanie PiS w kolejnym rozdaniu parlamentarnym.

PiS ma średnią sondaży na poziomie 40 proc., niezależnie od ośrodka, który bada poparcie dla partii, PO o połowę mniej, a w dół ciągnie ją jeszcze prezydent Warszawy, na którą przewodniczący PO Grzegorz Schetyna najwyraźniej nie ma wpływu. Pod dowództwem Schetyny posłowie PO formułują sprzeczne, niespójne komunikaty, nie mogą przebić się z przekazem, a najczęściej z tego przekazu wynika, że krytykują PiS, bo jest PiS-em. Jakby mieli za złe, że Polacy chcą czegoś więcej niż tylko „ciepłej wody w kranie”. O Schetynie mówi się w PO, że jest jedynym, który może przeprowadzić partię przez okres smuty, ale także to, że nie ma charyzmy przywódcy, a co najwyżej sekretarza generalnego partii.

KONWENCJA PO W ŁODZI

Platforma podzielona jest na koterie, ale bezideowe, schlebiające tylko Schetynie i nieformalnej przywódczyni wewnątrzpartyjnej opozycji Ewie Kopacz. Niby nic nowego, za Tuska koterie też były, jak choćby słynna spółdzielnia dowodzona m.in. przez łódzkich posłów Cezarego Grabarczyka i Andrzeja Biernata, tyle tylko, że czasy były inne. PO dzieliła i rządziła posadami państwowymi, a poza tym Tusk umiał koterie wykorzystywać w taki sposób, by nikt nie wyrósł mu za bardzo i nie zagrażał jego przywództwu. Każdy, kto tego w czas nie pojął, lądował poza PO, jak Paweł Piskorski, Jan Rokita czy Zyta Gilowska. Ale Schetyna to nie Tusk. Tuskowi aparat partyjny te polityczne morderstwa wybaczał, bo miał charyzmę, wdzięk i wyniki, a Schetyna wdzięk ma, ale co najwyżej drwala. Tusk skroił partię dokładnie pod siebie, a gdy go zabrakło, nie było dziwne, że i premier Kopacz miała problem z kontrolowaniem aparatu, tak jak dziś Schetyna.

Schetynę podgryzają młode wilki kojarzone z Ewą Kopacz, jak Borys Budka, Rafał Trzaskowski, Agnieszka Pomaska, Cezary Tomczyk czy Joanna Mucha. Casus tej ostatniej mówi sporo o mentalnym stanie dzisiejszej PO. Najpierw Mucha opowiada mediom o potencjalnym scenariusz budowy nowej partii, a teraz buduje plan na najbliższe ćwierćwiecze dla PO, którego podstawowym celem jest „zapewnienie Polakom bezpieczeństwa socjalnego”. Jakby nie zauważyła, że właśnie za to bezpieczeństwo socjalne PiS łapie dziś w sondażach 40 proc. Grupa ta wierzy, że do Polski wróci Donald Tusk i przywróci Platformie władzę. Platformie lub innej partii, która powstanie w jej miejsce z Tuskiem w roli lidera.

Jeszcze nigdy w piętnastoletniej historii partii nie była ona tak blisko realnego scenariusza rozpadu, że aż zaczęli o tym mówić członkowie partii. Bo tak po prawdzie to czym jest dziś Platforma? W Sejmie tylko pręży muskuły, jest bez pomysłu. Jedyne co dziś ma naprawdę namacalnego, to samorządy. Koalicje i prezydentów w dużych miastach, jak Warszawa, Łódź, Poznań czy Gdańsk, z których przynajmniej dwa są do utrzymania. Dziesiątki miast średnich i mniejszych, i to co najważniejsze: marszałkowie i koalicje w piętnastu na szesnaście sejmików.

To właśnie o utrzymanie tego imperium toczyć się będzie gra, która rozpocznie się w sobotę, na konwencji samorządowej PO w Łodzi. I Schetynie oraz Platformie nie chodzi tylko o to, by nie przegrać tego z PiS, by nie zadziałało prawo serii i zaraza porażek nie przeniosła się na kolejne wybory. PiS mógł sobie pozwolić na kolejne porażki w wyborach przez osiem lat. Odchodził z PiS Zbigniew Ziobro z ekipą, odchodził Paweł Kowal ze swoimi, ale partię trzymał Kaczyński, który odbierany jest w niej na podobieństwo boga. W PiS Kaczyńskiemu się nie wierzy, wierzy się w niego i zwycięstwo po latach porażek tylko tę wiarę wzmacnia, czyniąc nowym mitem założycielskim. Tego komfortu Schetyna w PO nie ma, nie może nawet już tak bezpardonowo wyrzucać z partii swoich wrogów, by całkowicie partii nie osłabić. A samorządowe wybory musi wygrać przede wszystkim dlatego, by utrzymać bazę dla partii. Bo cóż namacalnego może dać poseł opozycji swojej partii? Płatną posadę asystenta czy posadę pracownika biura? Tylko tyle. Prawdziwa baza leży w samorządach, bo to tam są posady utrzymujące ludzi przy matce partii. Weźmy choćby Łódź. Na dwudziestoosobowy klub w radzie miejskiej, dwunastu radnych zarabia w miejskich spółkach lub w administracji marszałkowskiej, też rządzonej rękoma PO. Zaś „nie radnych” na publicznych posadach po linii partyjnej policzyć nie sposób. I o to idzie ta gra.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki