Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ciemności: Ludzie, ja to wszystko widziałem!

Redakcja
Kiedy wnuk Błażej zaczął Tadeuszowi Telickiemu opowiadać sceny z filmu "W ciemności", usłyszał: - Dziecko, ja widziałem, jak ci Żydzi wyszli z kanałów - powiedział Telicki. Niebawem dowiemy się, czy najnowszy obraz Agnieszki Holland zdobędzie Oscara. Grażyna Szyszka rozmawiała ze świadkiem zdarzeń z 1944 roku.

Tekst alternatywny

Tadeusz Telicki ma dziś 89 lat. Pochodzi z małej wioski na Kresach, a jego życie jest tak bogate w wydarzenia, że mogłoby być gotowym filmowym scenariuszem. Ale to właśnie on jest prawdopodobnie jedynym żyjącym jeszcze świadkiem scen, jakie rozegrały się w lipcu 1944 roku we Lwowie, spisanych przez Krystynę Chiger w książce "Dziewczynka w zielonym sweterku", a które na wielki ekran przeniosła Agnieszka Holland.

ZOBACZ: Oscary 2012: Na kogo spadnie deszcz nagród?

Tadeusz Telicki, mimo wieku, jest wciąż energicznym i radosnym mężczyzną. Co piątek gra z kolegami w brydża. Ma też doskonałą pamięć i wyjątkowy dar do barwnych opowieści, ale kiedy wspomina tragiczne przeżycia z czasów wojny, głos mu się łamie i drży ze wzruszenia, a łzy napływają do oczu. - Do czasu wojny żyliśmy z rodzicami i rodzeństwem spokojnie, w małej wsi na Kresach - opowiada pan Tadeusz.

- Było nas w sumie dziesięcioro rodzeństwa, ojciec miał spore gospodarstwo.
Kiedy wybuchła wojna, Tadeusz Telicki miał 16 lat. Przyznaje, że choć wszyscy wtedy słyszeli o bezwzględności Sowietów, on i jego rodzina nie doświadczyła od Rosjan niczego złego.

- Ale nigdy nie zapomnę strachu przed bandami Ukraińców, które paliły sąsiednie wsie i w okrutny sposób mordowały ludzi - dodaje ze łzami w oczach. - W Wielkanoc 1943 roku uciekliśmy przed nimi w pole. Przez dwie zimne noce patrzyliśmy na łuny płonących wsi i na przejeżdżające drogą wozy pełne bandytów gotowych ćwiartować kobiety i dzieci.

W obawie przed rzezią ojciec Tadeusza Telickiego wywiózł trójkę najmłodszych dzieci, w tym i jego, do powiatowego miasteczka. Stamtąd los rzucił ich dalej, na zachód. Kiedy młodego chłopaka złapali Niemcy i zapakowali do pociągu, który miał go wywieźć na roboty do Rzeszy, w Brodach, razem z kolegą ze wsi, Dominikiem Stankiewiczem, uciekł z trans-portu i ruszył do Lwowa, gdzie - jak słyszał - mieszkała jego siostra z mężem.

Tekst alternatywny

Krystyna Chiger (na zdjęciu z różą). Po prawej Tadeusz Telicki. Za rękę trzyma go dziennikarka Beata Dżon

- Pamiętam, że dotarliśmy do miasta w Środę Popielcową 1944 roku. Odnalazłem siostrę, ale u niej nie byłem długo - opowiada pan Tadeusz i przypomina sobie, że dość szybko jemu i koledze udało się znaleźć jakiś mały pokoik, no i pracę. Obaj zostali pomocnikami Polaka, montera w niemieckich szpitalach. Było to o tyle dobre, że mieli jakieś grosze, a i w szpitalu dostali zawsze coś do jedzenia. Kiedy wojenny front zbliżył się do Lwowa, nocą na miasto spadały bomby.

- Latem 1944 roku dochodziło już do ulicznych potyczek- wspomina Telicki. - Kiedy zrobiło się już bardzo niebezpieczne, na ulicy spotkałem sąsiadkę z mojej wsi. W kamienicy przy placu Bernardyńskim, gdzie była dozorczynią, był solidny schron. Kazała nam przyjść z Dominikiem i przeczekać najgorszy czas - pan Tadeusz pamięta to miejsce. Budynki były solidne, wysokie, a w środku spore podwórze. W schronie przesiedzieli kilka dni. Słyszeli odgłosy walk, a raz podmuch eksplodującej bomby wyrwał drzwi od schronu, ale na szczęście nikomu nic się nie stało.

Kiedy 28 lipca zrobiło się wreszcie cicho, Tadeusz z kolegą odczekali kilka godzin i ostrożnie wyszli na podwórze. Kiedy tak rozglądali się po okolicy, zobaczyli mężczyznę w roboczym ubraniu, który szedł w ich stronę, trzymając w ręku żelazny hak. Po latach Telicki dowiedział się, że to był Leopold Socha.

- Kiedy doszedł do nas, zapytał: "Chcecie zobaczyć cud?To chodźcie ze mną!". I idzie na podwórze, gdzie był nasz schron, podszedł do włazu kanalizacyjnego, kilka razy w niego zapukał i po chwili go podniósł - opowiada ze wzruszeniem Telicki. - Staliśmy jak zamurowani i czekaliśmy, co będzie dalej. Po chwili zobaczyłem, że z kanału zaczynają wychodzić ludzie: jeden, drugi, trzeci, czwarty, kobiety, dzieci...

Tekst alternatywny

Na podwórzu przy placu Bernardyńskim stanęło kilkanaście osób. Wynędzniali, brudni, ludzkie wraki. Przecierali oczy, nieśmiało się uśmiechali. Robi-li wrażenie oszołomionych, cochwilę któryś, z trudem panując nad emocjami, mówił, że urodził się po raz drugi. Że ich wybawcą jest Socha. Uratowani Żydzi zostali zabrani do jednego z mieszkań kamienicy, przy której wyszli. Tadeusza Telickiego i kolegę Dominika również zaproszono do tego mieszkania. Jak wspomina, czekał tam na wszystkich suto zastawiony stół. - Nie brakowało nawet wódki - uśmiecha się Telicki. - Co tu kryć: byłem w szoku, że w tak ciężkich czasach udało się zdobyć tyle dobrego jedzenia. Ale dowiedziałem się, że Socha od dawna gromadził zapasy właśnie dla swoich Żydów.

Dwa dni później Tadeusz Telicki wyjechał na wschód szukać rodziny. Szczęśliwie ją odnalazł, a potem zaciągnął się do wojska i trafił na wojnę. Wojsko opuścił w 1947 roku i przyjechał do Wschowy, gdzie po wojnie przyjechali też jego rodzice i bracia. Tu ożenił się i doczekał trójki dzieci, wnuków i prawnuków. Swoje przeżycia spisał w pamiętniku pod tytułem "Dalekie lata". W 1997 roku w formie książeczki wydał je Bank Spółdzielczy we Wschowie.

Kiedy w styczniu tego roku na ekranie swojego telewizora Tadeusz Telicki zobaczył kinowy zwiastun filmu "W ciemności", a szczególnie scenę wychodzenia Żydów z kanału we Lwowie, był w szoku. - Wszystko wróciło mi we wspomnieniach. Miałem ochotę wybiec na ulicę i krzyczeć: "Ludzie, ja to wszystko widziałem!" - wyznaje z płaczem.

Ale dopiero kilka dni później, kiedy wnuk Błażej odkrył niesamowitą przeszłość dziadka, skontaktował się przez internet z dziennikarką Beatą Dżon, tłumaczką książki napisanej przez Krystynę Chiger. W mejlu do niej Błażej zacytował wspomnienia dziadka opisujące scenę z placu Bernardyńskiego, czyli moment wychodzenia grupy Żydów z lwowskich kanałów.
Wiadomość o żyjącym świadku tej poruszającej historii szybko dotarła do samej autorki książki, ale także do Agnieszki Holland, która poruszona tym faktem napisała mejla: "Drogi panie! Dzięki za e-mail, informacje, fragment książki... Rozesłałam to natychmiast wszystkim zainteresowanym, wszyscy byli bardzo wzruszeni i podnieceni faktem, że żyje świadek, który widział i opisał to zdarzenie. Serdecznie proszę pozdrowić Dziadka i podziękować mu za te relacje. Mam nadzieję spotkać się z panami przy najbliższej okazji. Agnieszka Holland".

Choć na razie pan Tadeusz nie widział się jeszcze z reżyserką, to pod koniec stycznia gościł w swoim domu tłumaczkę książki. Beata Dżon przywiozła egzemplarz "Dziewczynki w zielonym sweterku", z dedykacją specjalnie dla niego.
A 11 lutego pojechał do Berlina, by wziąć udział w wyjątkowym spotkaniu. Po 69 latach od tamtych wydarzeń znowu spotkało się dwoje ludzi, których na moment zetknęła ze sobą wojna: jedyny żyjący świadek początku nowego życia lwowskich Żydów ukrywających się w kanałach, Tadeusz Telicki, i jedyna żyjąca bohaterka tamtych dni, czyli Krystyna Chiger - dziewczynka w zielonym sweterku. - Czułem się, jakbym spotkał najbliższą osobę na świecie - Telicki nawet nie próbuje kryć łez, spływających dużymi kroplami po policzkach.

- Krysia wypytywała mnie o to, co zapamiętałem, a sama opowiadała, co się z nią potem działo. To od niej wiem, że ze Lwowa wyjechała z rodzicami do Krakowa. Razem z innymi uratowanymi była w Gliwicach na pogrzebie swojego wybawcy Leopolda Sochy - pan Tadeusz wciąż jest poruszony niedawnym spotkaniem i przyznaje, że na wszelki wypadek zabrał wtedy ze sobą buteleczkę nalewki własnej roboty. Ta domowa wiśniówka bardzo posmakowała i Krystynie Chiger, jej mężowi i Beacie Dżon, która zaaranżowała to spotkanie po 68 latach. - Nie sądziłem, że po tak długim czasie będę jeszcze raz tak mocno przeżywać to, co działo się w czasie wojny. A jednak wszystko wróciło, stanęło przed oczami - Tadeusz Telicki kręci głową z niedowierzaniem.

Grażyna Szyszka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska