Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W 20 lat po ,,tragedii sztokholmskiej”

Jolanta Ciosek
Wisława Szymborska. Przy niej rzeczywistość stawała się źródłem anegdot...
Wisława Szymborska. Przy niej rzeczywistość stawała się źródłem anegdot... Wojciech Matusik
Wspomnienie. Wznieśliśmy toast pyszną nalewką i Wisława zaczęła się głośno zastanawiać, czy udźwignie to całe noblowskie zamieszanie - wspomina Anna Rudnicka, przyjaciółka Wisławy Szymborskiej

W języku poezji, gdzie każde słowo się waży, nic już zwyczajne i normalne nie jest. Żaden kamień i żadna nad nim chmura. Żaden dzień i żadna po nim noc. A nade wszystko żadne niczyje na tym świecie istnienie - mówiła Wisława Szymborska w Sztokholmie, podczas odczytu noblowskiego „Poeta i świat”.

W tym roku przypada 20. rocznica przyznania Wisławie Szymborskiej Literackiej Nagrody Nobla, za „poezję, która z ironiczną precyzją pozwala historycznemu i biologicznemu kontekstowi ukazać się we fragmentach ludzkiej rzeczywistości”. Z tej okazji, a także 4. rocznicy śmierci poetki, nakładem Wydawnictwa Znak ukazała się książka Michała Rusinka, sekretarza Noblistki - „Nic zwyczajnego. O Wisławie Szymborskiej”. W tej książce spotykamy poetkę, jakiej do tej pory nie znaliśmy. To portret osoby nieprzeciętnej, ekscentrycznej, lubiącej językowe zabawy i „practical jokes”, która nie zatraciła przy tym umiejętności mówienia o sprawach najistotniejszych. Osoby, która wolała rozmowy ze zwykłymi ludźmi, niż kongresy poetów i dyskusje z intelektualistami.

****

Był rok 1996. Ona - świeżo upieczona noblistka. - „Telefon w jej mieszkaniu dzwonił niemal bez przerwy, a poetka wpadała w coraz to większy popłoch. Bała się podnieść słuchawkę, przerażała ją myśl, że miałaby prowadzić rozmowy z tymi wszystkimi, przeważnie obcymi ludźmi, którzy dzwonili z całego świata, by w różnych językach gratulować jej Nobla, proponować wieczór autorski, uświetnienie jakiejś imprezy lub wyjazd za granicę, prosić o wywiad, autograf, albo zgodę na tłumaczenie wierszy” - pisały Joanna Szczęsna i Anna Bikont w biografii Szymborskiej pt. „Pamiątkowe rupiecie”.

Najbliższe otoczenie zapamiętało ją jako osobę skromną, ceniącą spokój. Nie uznawała pytań ingerujących w czyjąkolwiek prywatność, nie uważała za stosowne mówić o sobie. Źle znosiła wszelkie ostentacje i celebry, stąd też ogłoszenie jej laureatką Nobla, kiedy to w miesiąc musiała udzielić więcej wywiadów, niż przez całe poprzednie życie, stanowi w jej życiu cezurę, nazywaną przez przyjaciół „tragedią sztokholmską”.

A tak pierwsze spotkanie z poetką po otrzymaniu Nobla wspomina jej przyjaciółka Anna Rudnicka: 3 października 1996 roku do mojego pokoju w Wydawnictwie Literackim zadzwonił Tadeusz Nyczek:

- Aniu, gdzie jest Wisława?

− Chciała, żebym nikomu tego nie zdradziła.

- A jeśli ci powiem, że prawdopodobnie dostanie Nobla…

− W takiej sytuacji nie dotrzymam słowa, jest w Astorii”.

Po jakimś czasie Tadeusz zadzwonił ponownie, przekazując prośbę od poetki, żebyśmy przyjechali i wsparli ją w tym trudnym dla niej momencie.

Na drugi dzień, o 9 rano, spod siedziby Radia Kraków, gdzie Tadeusz udzielił wywiadu, ruszyliśmy do Zakopanego. Był piękny, słoneczny dzień. Zastanawialiśmy się, jak Wisława znosi to całe zamieszanie i czy wypada namówić ją na wywiad, o który poprosił Tadeusza Adam Michnik. Ja byłam przeciw. Uważałam, że jedziemy przede wszystkim po to, by uczcić wspólnie tę nagrodę i być z Wisławą, a nie zamęczać ją pytaniami związanymi z sytuacją, którą dopiero miała oswajać. Przed Zakopanem, w przydrożnym lesie nazbieraliśmy cudacznych jesiennych roślin, układając z nich olbrzymi bukiet. Astorii nie oblegały jeszcze tłumy, chociaż w holu kręciło się już kilku dziennikarzy. Wisława zachwyciła się naszym bukietem i zaraz zaciągnęła nas do swojego pokoju.

W wąskim, ciasnym pomieszczeniu na jednym łóżku siedzieli już Elżbieta Zechenter-Spławińska z mężem. My zajęliśmy drugie, a po chwili w drzwiach stanęli Krysia i Ryszard Kryniccy. Wznieśliśmy toast pyszną nalewką i Wisława zaczęła się głośno zastanawiać, czy udźwignie to całe noblowskie zamieszanie. Tadeusz dawał mi dyskretne znaki, żebym poprosiła poetkę o wywiad do „Gazety Wyborczej”. Przyszło mi to z trudem. Wisława posłała mi w milczeniu wymowne spojrzenie. No cóż… poczułam nawet ulgę. Nie pamiętam, kto oprócz nas, raczył się pysznymi pierogami. Przy deserze, wśród ogólnej wesołości, Wisława powiedziała: „A teraz ja z Anią i Tadeuszem udamy się na chwilę na górę”. Wywiad, po całonocnym spisywaniu go i telefonicznej autoryzacji, ukazał się 7 października 1996 roku w GW, a zatytułowaliśmy go ,,Jestem po stronie ludzi”.

W późniejszych dniach, przed wyjazdem Wisławy do Sztokholmu, kilkakrotnie, proszona przez poetkę, starałam się jej pomóc i być przy niej. Patrzyłam z podziwem, jak mimo poczucia osaczenia, graniczącego niemal z zaszczuciem, udawało jej się (jakby na przekór tytułowi naszego wywiadu) unikać ludzi żądnych sensacji. W tamtych nerwowych chwilach przypomniałam sobie zdania Wisławy z Lektur nadobowiązkowych, których byłam wieloletnią redaktorką: „Każdy instynkt wydaje mi się godny zazdrości. Ale pewien szczególnie: nazywa się instynktem hamowania ciosów” i „Prawdziwe jednak życie cieszy się bezkarną szmirowatością”. Ale to już inne wspomnienie.

****

Wisława to drugie imię Szymborskiej. Na pierwsze miała Maria, w zdrobnieniu Ichna (od Marychna). Talent poetycki Ichny ujawnił się w latach dziecięcych, kiedy to za wierszyk, koniecznie zabawny, ojciec obdarowywał ją drobną monetą.

Ojciec Wincenty Szymborski pracował jako zarządca dóbr hr. Władysława Zamoyskiego. Początkowo w Zakopanem, gdzie leczył płuca. Kolejna choroba, tym razem serca, zmusiła go do opuszczenia gór. Wraz z żoną Anną Marią z domu Rottermund i córką Nawoją przeniósł się do Kórnika, gdzie przyszła na świat Wisława. Po śmierci hrabiego w 1924 r., Szymborscy przenieśli się do Torunia, a 5 lat później do Krakowa.
Wisława Szymborska była nierozerwalnie związana z Krakowem i wielokrotnie podkreślała swoje przywiązanie do tego miasta. W latach 1947-1948 była sekretarzem dwutygodnika oświatowego „Świetlica Krakowska”. W kwietniu 1948 r. wyszła za mąż za poetę Adama Włodka. Nowożeńcy zamieszkali w krakowskiej „kolonii literatów” przy Krupniczej; niepowtarzalny klimat tego środowiska miał inspirujący wpływ na twórczość poetki. Z mężem rozwiodła się w roku 1954. W latach 1953-1981 pracowała w redakcji „Życia Literackiego”; od 1968 prowadziła stałą rubrykę „Lektury nadobowiązkowe”, które zostały później opublikowane w formie książki. W latach 1981-1983 wchodziła w skład zespołu redakcyjnego miesięcznika „Pismo”. Pierwsze utwory poetyckie opublikowała w „Dzienniku Polskim”, następnie w „Walce” i „Pokoleniu”. W tych czasach Szymborska była związana ze środowiskiem akceptującym socjalistyczną rzeczywistość.

Jesienią 2000 r. w Wilnie, podczas „spotkania noblistów”: Szymborskiej, Miłosza, Güntera Grassa i Tomasa Venclovy, polską poetkę czekała niespodzianka - aktorka Teatru na Małej Pohulance przygotowała monodram według jej wierszy. W przekładzie na język litewski. Jerzy Illg wspomina w swojej książce reakcję Noblistki: ,,- Moje wiersze nie są do grania, do śpiewania, ani do tańczenia. Moje wiersze są do czytania i do myślenia! W pewnym momencie przeraziła się: - Rany boskie, przecież ja będę musiała potem pójść do garderoby, podziękować jej i coś powiedzieć! (…) Zapytałem później Wisławę: - I co powiedziałaś tej aktorce? - Że nie miałam pojęcia, iż z moich wierszy można zrobić coś takiego”.

Nie znosiła w poezji wielkich słów, unikała patosu, a na pytanie dlaczego, odrzekła: - Zawsze, kiedy piszę, mam uczucie, jakby ktoś za mną stał i stroił błazeńskie miny. Dlatego bardzo się pilnuję i unikam, jak mogę, wielkich słów.

****

Książkę Michała Rusinka czyta się znakomicie, choć zadanie autor miał arcytrudne. Dlaczego? O tym pisze Justyna Sobolewska w recenzji: Trudne, bo wymagało wyważenia proporcji: jak stworzyć portret osoby tak dyskretnej jak Wisława Szymborska? Jak powiedzieć o niej więcej, ale tak, żeby nie stworzyć fałszywego wizerunku? Jak nie ugrzęznąć w anegdotach? A wreszcie, jak nie przysłonić sobą bohaterki. I miło mi donieść, że autor uniknął wszystkich tych pułapek. Powstał portret dyskretny i jednocześnie bardzo poruszający. Do Szymborskiej przylgnął w ostatnich latach wizerunek poczciwej starszej pani z papierosem, lubiącej loteryjki. Ta książka komplikuje ten obraz. Co nie znaczy, że nie jest śmiesznie - jest, i to bardzo, bo przy niej rzeczywistość stawała się źródłem anegdot (...).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski