W 1939 roku Polska miała złą strategię

Grzegorz Kostrzewa-Zorbas
Czy Polska mogła wygrać wojnę, obronić niepodległość i zmienić sytuację świata w 1939 roku - tak jak wygrała wojnę, ocaliła siebie i zmieniła świat w 1920 roku?

Czy mogła powstrzymać ekspansję nazizmu - tak jak wcześniej powstrzymała marsz bolszewizmu? (O znaczeniu polskiego zwycięstwa w wojnie z Rosją Sowiecką pisałem w artykule "Rok 1920 zmienił ład globalny", "Polska" 17 sierpnia 2009.)

Istniała szansa na powtórny sukces. Nie siłami własnymi II Rzeczypospolitej, lecz poprzez wybór strategii ofensywnej i kreatywnej, która spowodowałaby realne wejście sojuszników zachodnich do wojny. Polska była słaba w porównaniu z Trzecią Rzeszą i przez nią okrążona, ale Trzecia Rzesza była słaba wobec sojuszu Polski, Francji i Wielkiej Brytanii, który mógł ją pokonać jednoczesnym uderzeniem ze wschodu i zachodu.

Gdyby Polska takie uderzenie wywołała, rozpadłby się pakt Hitler Stalin i zatrzymany zostałby, obok nazizmu, ponownie komunizm. Zamiast długotrwałej wojny światowej, największej w dziejach ludzkości, rozegrałaby się krótka wojna europejska. Nie byłoby kilkudziesięciu milionów ofiar, zagłady Żydów ani innych ludów i grup znienawidzonych przez nazizm, zburzenia Warszawy i powszechnego wyniszczenia kulturowego oraz gospodarczego, które zdegradowało Europę w świecie.

Jednak władze polityczne i wojskowe II Rzeczypospolitej w 1939 roku wybrały postawę defensywną, standardową i przewidywalną, streszczaną zdaniem "wycofać się i nie dać się rozbić". Za statycznymi liniami obronnymi w głębi kraju wojsko polskie miało czekać na ofensywę Francji i Wielkiej Brytanii. Taki plan oznaczał oddanie inicjatywy przeciwnikowi - fundamentalny błąd w świetle światowej myśli i doświadczenia strategicznego.

"Jakąż koncepcję mieć można przy tym położeniu geopolitycznym? Ale czy można było sączyć wątpliwość w naród, który ma walczyć?" - ujawnił swoją bezradność naczelny wódz, marszałek Edward Rydz-Śmigły w rozmowie z Melchiorem Wańkowiczem jesienią 1939 roku. "Gdyby to (była) taka wojna jak w 1920 roku, to moglibyśmy się opierać" - zastrzegł równie niekompetentnie, bo już na wojnie polsko-bolszewickiej rozstrzygała przede wszystkim mobilność i manewr, nie okopy i twierdze.

Minister spraw zagranicznych Józef Beck zapewnił Wańkowicza, że aż do pierwszych miesięcy 1939 roku miał nadzieję, "że agresja niemiecka może pójść Dunajem, na południowy wschód Europy". ("Myśleli, że Hitler pójdzie na południe" - fragmenty książki Melchiora Wańkowicza "Strzępy epopei" - "Polska" 29, 30 sierpnia 2009.) Złudzenie - lub kłamstwo - Becka było spójne z polityką zgody na upadek strategicznie położonej Czechosłowacji.

Zamiast bronić sąsiada - potencjalnego sojusznika dopełniającego okrążenie Niemiec - Polska wzięła udział w jego rozbiorze. A gdy ziemie czeskie i słowackie stały się strategicznym przedłużeniem terytorium Trzeciej Rzeszy, polski plan wycofywania wojska w oczekiwaniu na ofensywę sojuszników zachodnich nabrał charakteru samobójczego. Armie polskie już nie tylko w Polsce zachodniej i centralnej, lecz w całym kraju były skazane na okrążenie i rozbicie przez bardziej mobilne siły niemieckie.

W ostatnich, burzliwych miesiącach pokoju Beck nie podjął otwartej gry pomiędzy mocarstwami. Bezpieczeństwo Polski pozostało oparte tylko na umowach sojuszniczych z Francją i Wielką Brytanią. Dyplomacja i strategia wojskowa II Rzeczypospolitej ufała tym umowom bez krytycznej oceny ich wiarygodności i bez istotnych reasekuracji. Niewspółmiernie do nastrojów politycznych w Europie Zachodniej - i w sprzeczności z tajnymi uzgodnieniami francusko-brytyjskimi - umowa z Francją nakładała na nią obowiązek uderzenia głównymi siłami lądowymi w najpóźniej piętnastym dniu od rozpoczęcia mobilizacji. Oznaczało to 17 września.
Ale nie trzeba było czekać do tej tragicznej daty, aby widzieć zdradę francuską i brytyjską. Porozumienia z oboma zachodnimi sojusznikami zawierały ich jednoznaczne zobowiązanie do natychmiastowego w przypadku wojny rozpoczęcia uderzeń lotniczych na Niemcy. Zdrada była jasna jak słońce już 3 września, gdy na Zachodzie zagrzmiały mowy wojenne, ale nie silniki bombowców.

Jednak nawet wtedy, gdy Polska została już okrążona, wojna wybuchła, a gwarancje zachodnie okazały się papierowe, możliwa była strategia lepsza od wycofywania się na coraz dalsze linie. Według "Sztuki wojny" Sun Zi, która inspirowała wielkich strategów XX wieku, od strategii defensywnej, standardowej i przewidywalnej zawsze bardziej skuteczna jest strategia ofensywna, kreatywna i zaskakująca.

Czym Rydz-Śmigły i jego sztabowcy próbowali zaskoczyć Hitlera? Na poziomie taktyki między innymi przeniesieniem lotnictwa wojskowego na tajne i zakamuflowane lotniska polowe, co przedłużyło jego zdolność do walki. Na poziomie strategii - niczym. Tymczasem Polska mogła zwłaszcza przy pomocy lotnictwa - ale także innych rodzajów wojsk - zadać ofensywne uderzenia pokazujące, że Trzecia Rzesza nie jest nietykalna i bezkarna, i w ten sposób skłonić aliantów zachodnich do dotrzymania umów. Byłaby to strategia dźwigni. W postaci na przykład bombardowania Berlina.

II Rzeczpospolita wyprodukowała ponad sto nowoczesnych bombowców Łoś o strategicznym jak na Europę zasięgu 1500 km z ładunkiem 2,5 tony bomb, a 2500 km z dodatkowymi zbiornikami paliwa przy zmniejszeniu ładunku bojowego. To osiągi porównywalne z ciężkimi bombowcami epoki, jak Latające Fortece i Liberatory. Pod koniec września 1939 roku blisko 50 wciąż sprawnych Łosi ewakuowano do Rumunii.

Podczas walki z Niemcami Łosie były używane przez polskie dowództwo niezgodnie z ich strategicznym i ofensywnym charakterem - do defensywnych zadań taktycznych, jak spowalnianie niemieckich kolumn pancernych. Jedyny raz Łosie przekroczyły ówczesną granicę Niemiec 2 września, bombardując stację kolejową na Opolszczyźnie. Dlaczego nie stolicę Trzeciej Rzeszy? W epoce, gdy radar był nowością, bombowce zwykle osiągały cel. Efektem minimum byłby alarm przeciwlotniczy w Berlinie, strach przed nieobliczalnością ataku, ewakuacja gmachów rządowych, koniec wizerunku nietykalności.

Polski rajd bombowy na Berlin w pierwszych dniach września 1939 roku stałby się tematem numer jeden na świecie od Paryża po Londyn, od Waszyngtonu po Moskwę, od Rzymu po Tokio. Zmieniłby obliczenia i postawy. Zachodnie mocarstwa dostrzegłyby prawdopodobieństwo szybkiego zwycięstwa, a sojusznicy Hitlera - sygnał jego słabości. Po każdym samolocie polskim przyleciałoby pięć francuskich i dziesięć brytyjskich.

Polscy lotnicy wojskowi nie zawahaliby się przed ryzykiem misji berlińskiej. Nawet najwyższe ryzyko ponoszone w ofensywnej walce byłoby lepsze od ryzyka śmierci na okrążonych pozycjach obronnych lub w niewoli totalitarnego reżimu. Mieliby szansę - niepewną, ale taka jest natura szansy - ocalić Polskę i uchronić cywilizację zachodnią przed najcięższą próbą. Weszliby do historii jak Grecy spod Maratonu.
Klęska II Rzeczypospolitej nie była wyrokiem losu, lecz skutkiem błędów. Nieudolność liderów politycznych i wojskowych II Rzeczypospolitej po śmierci Piłsudskiego (z wyjątkami głównie wśród ministrów spraw gospodarczych) tragicznie kontrastowała z bohaterstwem żołnierzy i cywilów.

Piłsudczycy nie dorównali Piłsudskiemu. W 1920 roku Polska miała dobrą strategię, więc wygrała wojnę - tak jak pokojową rewolucję 1980-1989. W 1939 roku Polsce brakowało koncepcji strategicznej, więc przegrała wojnę - podobnie jak Powstanie Warszawskie 1944. Tak brzmi zimna ocena skuteczności.

Przy wszystkich różnicach ładu światowego i sytuacji Polski wtedy i dziś - w NATO i integrującej się Europie - prawa strategii są niezmienne. Trzeba myśleć o reasekuracjach bezpieczeństwa i alternatywnych strategiach, na przykład wobec wojny w Afganistanie - Polska znów walczy na wojnie.

Powinniśmy przygotować strategię wyjścia z Afganistanu - w ramach sojuszu atlantyckiego i w porozumieniu z ONZ - bo nasze priorytety są europejskie, także co do uzbrojenia i szkolenia wojska.

Najlepszy sposób reasekuracji to wzmacniać Europę na wypadek politycznego lub wojskowego oddalania się USA. Traktować rozwój potencjału Unii Europejskiej we wspólnej polityce zagranicznej i bezpieczeństwa, wraz ze wspólnym potencjałem wojskowym, nie jako konkurencję dla NATO, lecz jako uzupełnienie. Zabezpieczenie przed nieprzewidywalnym. Cały świat czyta Sun Zi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze 5

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

I
Innocenty
Nieobiektywny artykuł pisany bez wiedzy strategicznej. " ...Taki plan oznaczał oddanie inicjatywy przeciwnikowi - fundamentalny błąd w świetle światowej myśli i doświadczenia strategicznego." Nieprawda
s
spokojny
że w maju 1941 nagle, ledwie broniąca się przed hitlerowską inwazją, Anglia mogła odetchnąć. Bo oto, ni stąd ni zowąd, naloty na Wyspy ustały jak ręką odjął. Co się stało? Odpowiedź przyszła 22 czerwca owego pamiętnego roku.

W tym dniu Adolf uderzył na ZSRR a musiał uderzyć całą siłą i przerwać atak na Brytanię. To był zresztą jego błąd. Najpierw rozpoczął wojnę na Zachodzie i jej nie dokończywszy rozpoczął drugą na Wschodzie. Tak bardzo bał się powtórzenia sytuacji wojny na dwa fronty, która zgubiła Austro-Węgrów i Prusaków w Pierwszej Wojnie, tak bardzo nie chciał do tego dopuścić (są na to dokumenty) a w i tak końcu „nerwowo nie wytrzymał” i rozpoczął szaleństwo.

Bo niemiecka generalicja zgodnie podkreślała, że atak na Sowietów był z czysto militarnego punktu widzenia szaleństwem. To szaleństwo przyniosło światu tylko połowiczny sukces. Owszem, w efekcie zlikwidowano faszyzm ale kosztem 50 milionów zabitych a jednocześnie umocnił się światowy system komunistyczny. A jak wiadomo komunizm, wedle różnych badań, pochłonął od 70 do 90 milionów ofiar i nadal zbiera swoje żniwo w paru krajach.
Z
Zibi Kit
Co było gdyby? Ale mogło by nie wypalić. Wyobraźmy sobie że to Rzeczpospolita uderza na Niemcy Hitlerowskie. Dlaczego pan sądzi że Anglia i Francja udzieliły by nam wsparcia? Jedyna możliwość uniknięcia agresji Hitlera na Polskę to przyłączenie się do Niemców. Rządy sanacyjne nie miały poparcia ani we Francji, ani w Anglii. Powiedzmy też że nawet Józef Piłsudski, był ledwie tolerowany przez tzw. sojuszników Polski. Gada pan kochany panie bzdury, wynikające z nieznajomości ówczesnych stosunków międzypaństwowych. Gdyby Polska uderzyła na Niemcy to Francja i Anglia umyły by ręce. Chamberlain i Daladier nie zaryzykowali by wojny z Rzeszą Niemiecką, tylko dlatego żeby poprzeć Polskę. Tzw. sojusznicy RP zrobili przecież rzecz gorszą,po agresji Niemiec na Polskę. Nie dość że nie wywiązali się z traktatów wobec nas.To doprowadzili do zamachu stanu. W wyniku którego władzę otrzymał gen. Sikorski. A ludzi związanych z sanacyjnym rządem RP, sprzed agresji Niemieckiej, uczyniono winnym przegranej wojny. Już wkrótce miało się okazać że Francuzi byli mocni ale tylko w gębie. Anglia nie padła pod butem Hitlera, ale niewiele jej do tego brakowało. Panie Kostrzewa-Zorbas miast fantazjować, zapoznaj się pan z ówczesnymi realiami.
J
JaC
Po ewentualnym rajdzie lotniczym na Berlin w 1939, jeżeli jakikolwiek samolot bombowy by w ogóle doleciał bez osłony mysliwców - Warszawa przestałaby istnieć nie późną jesienią 1944 roku, lecz równe pięc lat wczesniej.
A tak był Wawer, aż Wawer ale tylko Wawer.
s
spokojny
Kilka faktów historycznych:
- maj 1934, inicjatywa Francji dażąca do zbliżenia z Rosją (min. Barthou) dot. paktu z udziałem m.in. Francji, Polski i ZSRR (także Anglii). Polska odrzuca propozycje. Wiadomo, że oficjalnym motywem tej decyzji (uważam, że błędnej) była tzw. polityka równowagi wobec III Rzeszy ale tuż przed wojną nasz min. Beck wyraźnie wskazał, że boi się współpracy z ZSRR i nie zgadza się na współdziałanie z wojskami rosyjskimi w razie potrzeby na terytorium RP (także Rumunii).

Dodam, że krok ów był niekonsekwentny w
kontekście ocieplenia relacji Polska-ZSRR
w związku z podpisaniem tzw. konwencji londyńskiej
oraz ponownym uznaniu granic Polski przez ZSRR
układem z 05.05.1934.

ZSRR był izolowany na arenie międzynarodowej i dążył do uwiarygodnienia się szukając kontaktów z każdym z kim mógł – odrzucony jako partner do walki z faszyzmem sam się z nim doraźnie sprzymierzył. Rzesza nie uderzyła w 33-cim tylko parę lat później i dopiero wtedy kiedy sprzymierzyła się z ZSRR!
Wróć na i.pl Portal i.pl