V Dyktando Krakowskie. Publikujemy teksty, z którymi musieli się zmierzyć uczestnicy [GALERIA]

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
„O niekorzystnych przemianach materii i tyranii grawitacji” - to tytuł V Dyktanda Krakowskiego, które w sobotnie przedpołudnie napisało w Auditorium Maximum UJ kilkaset osób. Uczestnicy startowali w dwóch kategoriach wiekowych: otwartej oraz junior - do 15. roku życia. Obydwa teksty, które publikujemy, tradycyjnie przygotowała dr hab. Mirosława Mycawka z Wydziału Polonistyki UJ. Na jubileuszowej edycji pojawili się znani artyści - piosenkarka Anna Wyszkoni, zwyciężczyni 16. Konkursu Piosenki Eurowizji dla Dzieci Roksana Węgiel oraz legendarny wokalista zespołu TSA Marek Piekarczyk. Właśnie ogłoszono laureatów. Zwycięzcami zostali Krzysztof Zubrzycki, a w kategorii junior 13-letnia Zosia Balcerek.

V Dyktando Krakowskie. Ania Wyszkoni, Roksana Węgiel oraz Ma...

O niekorzystnych przemianach materii i tyranii grawitacji

Heca hecą, a latka lecą – żachnęła się rzewnie Żaneta z Żyrzyna. Przebóg! Toż to huk czasu od studiów, a tu znienacka, gdy jak co dzień sięgała po świeżo zaparzoną nescafé i croissanta, przyszła wieść o zjeździe całego rocznika. Jaźń zawrzała od kolaży minionych zdarzeń jak po zażyciu ayahuaski . Ongiś, studiując w Gołębniku, tworzyli supertrio à la papużki nierozłączki. Ważysław z Horyńca-Zdroju miał żyłkę hazardzisty. Bez wahania, acz nie bez cholagogi, żywił się w hardcore’owym [hardcorowym] barze „Smok” – takim fast foodzie á rebours, wartym wszystkich gwiazdek Michelina. Modus operandi polegał w nim na chyżości konsumpcji i utrzymywaniu wzrokowego kontaktu z talerzem.

Chwila nieuwagi, a już czyhające zewsząd sztućce dokonywały redystrybucji około trzytygodniowego bigosu, lokując go w trzewiach słabo uposażonych krakusów z półświatka. Żądanie zwrotu korzyści było haniebnym faux pas zagrożonym honorowym rękoczynem, więc nikt o byle bigos nie ważył się swarzyć. Raz jednak pewien zhardziały chojrak z ciupażką pod cuchą, ani chybi eks-Podhalanin, miał czelność ustrzec swoje flaczki przed grabieżą. Na pewno do dziś mu one bokiem wychodzą. Nim zaczął degustację, z nagła wyrósł przed nim krępawy rambo z Półwsia Zwierzynieckiego otoczony wianuszkiem mlaskotów. – „Ani się ważcie, żałosne lajkoniki!” – huknął niby-juhas, półstojąc.

– „Ty huncwocie, z chacharami zadzierasz? Wyny stąd!” – wycharczał zwierzyniecki andrus. Chwycił nowotarżanina wpół i tak nim wzwyż wywinął, że ladaco mimo braku łyżew wykręcił potrójnego toe-loopa, lecz zanim się złożył do lutza, oddał hołd sile ciążenia.
Ważysław był depeszem. Nosił ramoneskę i jeansy [dżinsy] Levi’sa z Peweksu. Urodą mógłby dziś konkurować z George’em Clooneyem. Wybywał nad Sudół Dominikański, by w dolinie Rozrywki zaczytywać się w Rabelais’m i Joysie. Został ghostwriterem, ożenił się z pół-Honduranką i przepadł bez wieści, niestety, nie w Appalachach - w Górach Harcu [Harzu]. Z kolei Róża, supergrzegórzczanka, mieszkała ostatnio w Starej Łomży przy Szosie. Jako zagorzała fanka Classix Nouveaux ćwiczyła callanetics do rytmu new romantic.

Marzyła o karierze w showbiznesie [showbusinessie], licząc, że spocznie kiedyś na Pęksowym Brzyzku. Obstalowała sobie półkę na trofea: Super Wiktory, nagrody Grammy i - daj Bóg - Oscary. Dopadła ją jednak taka niemoc grania, z jakiej słyną „Organy” Hasiora na przełęczy Snozka. Skończyło się więc na nominacji do SuperJedynek, kilku wzmiankach w Super Expressie i megahejcie na Pudelku. Jednym słowem, miał być Mount Everest, ewentualnie Mont Blanc, a wyszła co najwyżej Magurka, i to w Beskidzie Małym. Porażka.

Dzwony w kościele św. św. [Świętych] Piotra i Pawła zabiły na Anioł Pański, a Żaneta wciąż snuła wspomnienia, niczym osnuwik bądź snówek swe pajęcze sidła. Wtem zakłuł ją niepokój. Czymżeż sama się mogła pochlubić po latach? Ubożuchne portfolio: wiek balzakowski plus VAT i sieć zmarszczek niczym dorzecze Missisipi. Niegdyś o włos by została twarzą L’Orealu, dziś z aparycją wychuchola bycie „twarzą rajstop” zakrawa na mrzonkę. Na próżno stosowała lwipazur zwany czepotą i suplementy z pierzgi. Na nic zdał się wampirzy lifting z efektem push-up. „Bo to, pani kochana – zdradziła jej wizażystka – są zmarszczki grawitacyjne. By zyskać gładką twarz, trzeba wystrzelić się w Kosmos [kosmos].

Krecia robota

Ośmioipółletni Krzyś rzucił plecak w kąt i wybiegł z chyżym wyżłem na pole. Na zewnątrz zdążyło już zszarzeć. Mimo mżawki krążyły w powietrzu hoże jerzyki i jaskółki. Chłopiec i pies niezrażeni przykrą aurą ruszyli żwawo spod klasztoru oo. [Ojców] Karmelitów na Piasku w kierunku Plant. Nim minęli Collegium Novum, ich uszu dobiegł hejnał z kościoła Mariackiego. W pobliżu Wawelu Krzyś przycupnął na ławce. Znienacka wyżeł się zjeżył i zaczął charczeć. Ławka zachybotała i runęła w czeluść. Chłopiec ocknął się wpółprzytomny w podziemnym korytarzu w towarzystwie chwackiego kruczoczarnego kreta.

- „Witam Cię, kawalerze. Dobrze, żeś zajrzał. Wierz mi, że jako ssak ryjówkokształtny powinienem mieszkać na Krecie, ale z greką jestem na bakier, więc to odpada.” Po tym wstępie gospodarz podziemi zaprowadził Krzysia do spichrza. „Spójrz na moje władczynie pierścieni” – rzekł, wskazując na przypominające ekoparówki, ułożone rządkami dżdżownice. „Żywności mam w bród – skwitował, częstując gościa smoothie z rukwi i rosówek w kolorze lilaróż - mógłbym wieść rajskie życie, gdyby nie uprzykrzone sąsiedztwo. Małe szczurzątka hałasują bezustannie.

Żywią się w barach McDonald’s frytkami, które rozrzucają dzieciaki gatunku homo sapiens. Ohydnie przez to tyją i niechlubnie przegrywają w wyścigach. Od spijania resztek coca-coli chorują na cukrzycę. Stale, krzycząc, żądają trampek od Gucciego i najnowszych iPhone’ów, bo, sorry, ale te ostatnio znalezione w śmietniku wieszają się i smużą. A miniszczurki muszą w szybkim tempie na wyprzódki hakować, hejtować, lajkować, trollować i być online [on-line] na Fejsie. Trzeba być tępym dzwonem, żeby tego nie czaić.

Więc, szczurzy ojcze, dwój się i trój! Grzebżeż w tych kontenerach, żeby pocieszki nie pozdychały z nudów! Wiesz, drogi koleżko, jak sobie to rozważam, to mi się nóż w kieszeni otwiera. My, krety, stosujemy zimny chów i nie musimy zżymać się na zrzędzenie potomstwa.”

Zabrzęczał budzik. Tato Krzysia wszedł do pokoju i powiedział: „Synku, kupimy ci dziś nowego smartfona i zjemy coś w snackbarze, okej [okay/OK]?” – „Nie, tatusiu, dziękuję – odparł Krzyś - nie chcę żyć jak szczur.”

POLECAMY - KONIECZNIE SPRAWDŹ:

FLESZ: Strajk nauczycieli. Egzaminy i matury zagrożone

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo

Materiał oryginalny: V Dyktando Krakowskie. Publikujemy teksty, z którymi musieli się zmierzyć uczestnicy [GALERIA] - Gazeta Krakowska

Komentarze 9

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

g
gość
Tekst bardzo trudny. Kto wie, czy nawet polonista nie popełniłby jakiegoś błędu (sporo obcych wyrazów).
A
Antypatriota
Język polski jest na tyle trudny, że nie trzeba posiłkować się obcymi wyrazami, żeby podnieść stopień trudności dyktanda na możliwie jak najwyższy poziom. Autorytety językoznawcze w naszym kraju tyle mówią o potrzebie dbania język polski, a sami go zabijają, wprowadzając doń wyrazy obce, podobne do tych, których przykłady podałem w swoim wcześniejszym komentarzu. Czy naprawdę w KAŻDYM dyktandzie, bądź co bądź, z JĘZYKA POLSKIEGO, muszą się pojawiać wyrazy angielskie, francuskie, niemieckie czy - zgrozo! - keczua? Nie mówię tu o spolszczonych wyrazach, ale całkowicie obcych? Zupełnie nie rozumiem, w jaki sposób promowanie takich obcych słów przyczynia się do dbałości o język polski?
S
Sergiusz
Z tego co wiem odmianę wyrazów obcych oddzielamy od reszty słowa apostrofem tylko, jeśli końcówka oryginalnego wyrazu jest wymawiana inaczej niż byłaby wymówiona w języku polskim. Czyli książka Harry'ego, ale różdżka Rona. Nie rozumiem więc skąd wzięło się George'em w tekście. Moim zdaniem poprawnie jest "Georgem".
f
from łosoł
Dyktando łatwe, a migni i tak nie załapał się do pierwszej dyszki :) Dla migniego im łatwiej, tym trudniej.
p
pepe
Takie bardziej jewropejskie, niż Polskie, dyktando. Ale cóż, taki mamy klimat. Kto to układał? Zapewne zwolenniczka wartości normalnych, czyli europejskich. Zwolenniczka KOD-u?
s
stan
Zgadzam się całkowicie z ,,Antypatriotą" w 1000%.Kto to układał?Nie mogę uwierzyć ,że były przy tym osoby z tytułami prof.My musimy SAMI DBAĆ O CZYSTOŚĆ JEZYKA POLSKIEGO bo na tych z tytułami nie ma co liczyć.
A
Antypatriota
To było bardzo dobre i ciekawe dyktando, ale błagam: od kiedy to "ghostwriter", "toe-loop", " á rebours" czy też "ayahuaska" to wyrazy polskie? Nie mam nic przeciwko choćby najbardziej skomplikowanym słowom polskim, spolszczonym obcego pochodzenia lub obcym wyrazm określających nazwy geograficzne (vide: Appalachy), ale stosowanie zagranicznych słów w dyktandzie z języka polskiego, to jakiś koszmarny żart.
M
Mateusz
średni poziom był tegorocznego dyktanda, a specjalnie na nie przyjechałem do krakowa ;) po dyktandzie wybrałem się do mojej ulubionej knajpki Stara Zajezdnia na nagrodę w postaci pysznego obiadu :D
u
ujdno
dyktando polskie czy francuskie?
Wróć na i.pl Portal i.pl