Uwięzieni w argentyńskim raju. Historia gdyńskiej pary, która z powodu pandemii koronawirusa przerwała wyprawę życia i utknęła w Mendozie

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Wideo
od 16 lat
Kiepski dzień spędzony na surfowaniu wciąż jest lepszy, niż znakomity dzień w pracy – to jedno ze zdjęć, które można znaleźć na profilu instagramowym „Giraffes on tour”. Prowadzi go gdyńska para: była reprezentantka Polski w piłce ręcznej Monika Stachowska oraz miłośnik sportów ekstremalnych Krzysztof (nazwisko do wiadomości redakcji).

Są przedstawicielami pokolenia X. Długo pracowali na swoją pozycję zawodową. Nie odłożyli jednak marzeń o wyjątkowych wakacjach. A kiedy już się na nie zdecydowali, rezygnując z pracy zarobkowej, sielski czas przerwał im chaos związany z pandemią koronawirusa na świecie. Wyjechali do Ameryki Południowej, w planach mieli jeszcze zwiedzanie Azji. Utknęli w Argentynie, skąd nie mogą się ruszać – pod groźbą więzienia – co najmniej do 10 maja.

- Moim marzeniem po zakończeniu kariery sportowej było wyruszenie w podróż z plecakiem – zaczyna Monika Stachowska, była piłkarka ręczna gdańskich i gdyńskich klubów. - Chciałam wylecieć do Stanów Zjednoczonych na trzy miesiące. Wyszło jednak tak, że w niedzielę rozegrałam ostatni mecz, a w poniedziałek byłam w pracy w korpo. Wkręcałam się mimo to w różne rzeczy. Był surfing w Portugalii, czy kurs turystyki zimowej w Tatrach. Zakochałam się również w narciarstwie. Sportowcy zazwyczaj po zakończeniu kariery mają niższe przychody niż dotychczas, więc pewne rzeczy odkładają na później.

Marzenia o podróży w daleki zakątek świata odżyły wraz z poznaniem nowego partnera. Zbliżył ich aktywny tryb życia. Miłośnik sportów ekstremalnych, który skacze na spadochronie, jeździ na nartach i szaleje na kitesurfingu zaproponował, aby obrać inny kierunek. Padło na Amerykę Południową, z racji tego, że Krzysztof biegle zna język hiszpański.

Zmieniony plan wyprawy w egzotyczne zakątki świata

- Zawsze chciałam jechać do Azji. Pomysł na Amerykę Południową mnie trochę zestresował, bo zawsze byłam żołnierzykiem, który musi mieć przygotowany plan. Ustaliliśmy, że odwiedzimy najpierw Amerykę Południową, czyli Ekwador, Kolumbię i Brazylię, a później przeniesiemy się do tańszej Azji, gdzie czekać na nas miały Wietnam, Laos i Kambodża – mówi Monika.

- Brazylię wybraliśmy ze względu na karnawał. Z Rio de Janeiro mieliśmy przeskoczyć do Azji. Mieliśmy popływać na kite w fajnym miejscu. Nie wykupowaliśmy od razu wszystkich biletów. Chcieliśmy mieć swobodę decydowania, gdzie zostać dłużej, a gdzie dać się złapać w pułapkę turystyczną. Korzystanie z mil programu lojalnościowego linii lotniczych dawało nam taka możliwość. Jedyne co mieliśmy zaplanowane to to, że spotykamy się w Guayaquil w Ekwadorze i że na koniec lutego musimy dotrzeć do Rio de Janeiro na karnawał. Reszta była drogą w nieznane – dodaje Krzysztof.

Oboje cały czas monitorowali sytuację w Azji, skąd rozprzestrzeniała się pandemia koronawirusa. Uspokajały ich informacje o tym, że zagrożenie jest coraz mniejsze, a rządy Chin czy Wietnamu zaczynają sobie z groźną chorobą radzić.

- W Rio de Janeiro zdecydowaliśmy, że wstrzymamy się z wylotem do Azji, żebyśmy nie znaleźli się w takiej sytuacji, że zostaniemy tam odcięci od możliwości powrotu. Krzysztof wymyślił więc, żeby wybrać się do Argentyny. Po 20 godzinach jazdy autobusem znaleźliśmy się przy wodospadach Iguazú, które leżą na granicy brazylijsko-argentyńskiej. Stamtąd pojechaliśmy do Buenos Aires – tłumaczy Stachowska.

Ucieczka z Buenos Aires

Jak teraz przyznają, uroki nowo poznawanych rejonów świata i mozaika kulturowa sprawiły, że żyli w pewnej ignorancji informacyjnej. W Argentynie atmosfera zaczęła się zmieniać wraz z napływającymi z Włoch informacjami o dużej śmiertelności zakażonych koronawirusem. Rządzący krajem zaczęli reagować szybko, zamykając ruch samolotowy.

- Mieliśmy w planie oglądanie lodowców w Patagonii. Kupiliśmy już bilety, ale, niestety, przepadły. Stwierdziliśmy też, że uciekamy z wielkiego Buenos Aires, aby ten trudny czas spędzić w przyjemniejszym miejscu. Rzutem na taśmę dostaliśmy się do autobusu, który jechał w kierunku słynącego z wina regionu Mendoza. Mieliśmy dużo szczęścia, bo spotkaliśmy w nim Niemkę, od której dowiedzieliśmy się, że anulowano jej bilet lotniczy, więc wsiadła do autobusu. Jak się okazało był to jeden z ostatnich autobusów przed blokadą – opowiada była reprezentantka Polski w piłce ręcznej.

W związku z rosnącym zagrożeniem epidemiologicznym rząd argentyński zwrócił się z prośbą do mieszkańców, aby ograniczyć wychodzenie z domów do minimum. Argentyńczycy za nic mieli jednak te apele i zaczęli wykorzystać wolny czas na swój imprezowy styl życia.

Argentyna stawia na zabawę, więc rząd to ucina

- Argentyńczycy się bawili. Całują się tutaj wszyscy na przywitanie. Piją yerba mate, a korzystają przy tym z tej samej bombilli. Na reakcję rządu nie trzeba było długo czekać i tuż przed długim weekendem (19 marca) wyłączył on z ruchu transport publiczny i lotniczy – wyjaśnia Krzysztof, który na bieżąco śledzi prasowe doniesienia.

Mieszkańcy Argentyny masowo przesiedli się więc do prywatnych samochodów, aby wyrwać się z Buenos Aires i przenieś do leżącego nad Atlantykiem Mar del Plata. Wówczas tamtejszy rząd w jednym posiedzeniu wystosował dekret o stanie wyjątkowym w państwie. Od północy 20 marca nikt w Argentynie nie może wychodzić z domu, pod groźbą kary więzienia od 6 miesięcy do 2 lat. Wyjątki stanowią tylko osoby udające się do najbliższego sklepu spożywczego (jedna osoba z danego gospodarstwa domowego), pracownicy służb medycznych, produkujący żywność oraz wybrani pracownicy dużego przemysłu.

- Rząd argentyński jest radykalny, ale postawił sprawę jasno: służba zdrowia nie jest gotowa na gwałtowny wzrost zachorowań. Do 21 marca stwierdzono tutaj 158 przypadków zachorowań na koronawirusa. Argentyna przeżyła serie kryzysoów gospodarczych. Od 2017 roku peso zdewaluowało się czterokrotnie z 15 peso za dolara do 63 peso wg obecnego kursu. Rząd wprowadził limit wymiany amerykańskiego dolara do 200 na dzień, tym samym tworząc dobrze nam znany rynek cinkciarzy na każdym rogu pięknego Buenos Aires. Mimo groźby recesji spowodowanej wirusem rząd bezzwłocznie wprowadził ogólnonarodową kwarantannę. Patrząc na liczbę 3200 obywateli, aresztowanych za nieprzestrzeganie kwarantanny, rząd nie zawaha się użyć wojska – przekonuje Krzysztof.

- Po przyjeździe do Mendozy okazało się, że znalezienie Airbnb (wynajem wakacyjny domów lub pokoi – przyp.), które by nas przyjęło jest prawie niemożliwe. Argentyńczycy jak... zarazy obawiają się turystów. Spotkaliśmy się z odmowa obsługi w restauracjach. Ostatecznie okazało się, że będziemy musieli zmienić Airbnb po dwóch dniach - w piątek...czyli zaraz po ogłoszeniu krajowej kwarantanny. Udało nam sie znaleźć taksówkę, która przewiozła nas do nowego Airbnb, ale jakie było nasze zdziwienie, gdy po godzinie do drzwi zapukała policja. Dzięki długiej dyskusji właścicielki pensjonatu z policją pozwolono nam zostać w nowym mieszkaniu, ale policja postawiła sprawę jasno: jeśli znajdą nas na ulicy, to zostaniemy aresztowani – mówi Monika Stachowska.

Narodowa kwarantanna w Mendozie

Po dwóch dniach w wynajmowanym mieszkaniu skończyło się im jedzenie. Właściciele zaoferowali pomoc, ale wobec problemów natury technicznej gdynianie zdecydowali się sami wybrać do sklepu spożywczego. A w nim znowu pojawiła się policja.

- Mamy gotówkę, ale nie chcemy się jej pozbywać, bo nie wiemy, jak długo będziemy zmuszeni pozostać w Argentynie. I tylko dlatego sami wybraliśmy się do sklepu. Po drodze ponownie zatrzymała nas policja. Tym razem okazało się, że po zakupy spożywcze może wyjść tylko jedna osoba z danego adresu. Ostatecznie ja zostałam z policjantami, a Krzysztof zrobił zakupy - opowiada Monika.

Para z Trójmiasta do 31 marca musi przebywać w domu, bo to obecnie wyznaczony termin narodowej kwarantanny w Argentynie. Z informacji uzyskanej w konsulacie w Buenos Aires dowiedzieli się, że wyloty w ramach rządowego programu powrotów z LOT-em są obsługiwane z Rio de Janeiro, do którego nie mogą się dostać…

- Moglibyśmy spróbować skorzystać z oferty innych europejskich przewoźników, ale wówczas możemy wylądować w Paryżu, Madrycie czy Berlinie, z których także się nie dostaniemy do Polski – wyjaśnia Stachowska. - To nie są miasta, w których chcielibyśmy się teraz znaleźć. W Ameryce Południowej możemy być dłużej, ponieważ jest tutaj taniej. Jest ciepło i słonecznie (28-30 stopni), jedzenie jest tańsze niż w Polsce, a wino z górnej półki kosztuje 10-12 złotych. Wynajmujemy mieszkanie w domu jednorodzinnym, w którym mamy do dyspozycji trzy pokoje i sympatyczny taras za ok. 1800 złotych na miesiąc. Za podobne w Trójmieście trzeba by zapłacić ok. 3 tysiące złotych. Wcześniej nocowaliśmy głównie w hostelach.

- W Argentynie ceny są rozsądne, pogoda piękna i jest nam dobrze, ale w tym raju jesteśmy uwięzieni – dodaje Krzysztof. - Plany podróży mieliśmy wielkie i sporo rzeczy jeszcze do nadrobienia, ale to wszystko się zmieniło i drzwi nam się zatrzasnęły w Mendozie.

A gdyby tak rzucić to wszystko i pracować w winnicy

Zamknięci w mieszkaniu Polacy ciągle zastanawiają się nad swoją przyszłością. Rozważają nawet opcję, aby zostać dłużej w Argentynie, jeśli lokalne obostrzenia zostaną zdjęte, a nadal nie będzie lotów do Europy. Być może za wikt, opierunek i wino zatrudnią się w jednej z wielu winnic prowincji Mendoza.

- Pomysłów mamy dużo. Zauważamy, że my jako Europejczycy, nawet ci drugiego sortu, czyli z kraju postkomunistycznego, jesteśmy zepsuci, w porównaniu z mieszkańcami Ameryki Południowej. Kupujemy domy, samochody jeździmy na coraz bardziej egzotyczne wakacje i ciągle jest mało. Punkt odniesienia zmienia się bardzo mocno, kiedy odwiedza się inny, biedniejszy region świata – mówi Monika Stachowska.

Gdynianie wybierając się w podróż życia, która miała trwać cztery miesiące, założyli oczywiście pewien budżet. Ich przygoda powinna skończyć się pod koniec kwietnia. Zapewniają, że żyją oszczędnie, aby czuć się bezpiecznie. Teraz ich jedyne wydatki to mieszkanie oraz jedzenie.

- Pierwszy raz w życiu mam tak, że tylko wydaję, a nie zarabiam. Na początku tej podróży było to nawet stresujące. Nie mamy dzieci, ale pewne zobowiązania są. Dopóki mieścimy się w terminie podróży, dopóty jest dobrze. Może nawet traktowalibyśmy całą sytuację jak studium charakteru, gdyby nie to że w bliskiej rodzinie Krzysztofa są starsze osoby wymagające opieki po upadku. Niestety, bez latających samolotow do Polski musimy liczyć na pomoc rodziny, która jest na miejscu – dodaje Stachowska.

Jednocześnie gdynianie nie mają wątpliwości, że pandemia koronawirusa może w Ameryce Południowej zebrać ponure żniwo. Kraje te nie dysponują budżetami, które mają kraje europejskie. Publiczna służba zdrowia z pewnością nie udźwignie rosnącego w zawrotnym tempie wskaźnika zakażeń. Patrząc na opieszałość i ignorancję rządu w Brazylii, można by nawet podejrzewać, że “naturalne” zmniejszenie populacji faweli - dzielnic biedy - może być rządowi na rękę.

- Zamknięci w naszym argentyńskim domku postanowiliśmy, że fajnie spędzimy ten czas. Cele i plan dnia zostały ustalone. Przygotowujemy pyszne tanie argentyńskie steki. Monika nie wie co traci, bo jest królikiem (śmiech). Codziennie ćwiczymy przez godzinę, a z pomocą internetu nadrabiamy zaległości – kończy Krzysztof.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl