Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Usuną tarczycę superbezpiecznie

Jolanta Gromadzka-Anzelewicz
Prof. Zbigniew Śledziński (od lewej) lokalizuje nerw krtaniowy podczas operacji tarczycy
Prof. Zbigniew Śledziński (od lewej) lokalizuje nerw krtaniowy podczas operacji tarczycy G. Mehring
Chrypka, kłopoty z mówieniem, ból przy przełykaniu, a bywa, że jeszcze większe problemy zdrowotne. Niemal każdy z tysiąca mieszkańców Pomorza, którzy każdego roku muszą poddać się operacji tarczycy - boi się powikłań po tym zabiegu.

Na szczęście na te - mniej lub bardziej uzasadnione - lęki medyczna inżynieria znalazła lekarstwo. Wczoraj gdańscy lekarze z Kliniki Chirurgii Ogólnej, Endokrynologicznej i Transplantacyjnej Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego poinformowali nas o dwóch pierwszych, bardzo bezpiecznych operacjach tarczycy przeprowadzonych z użyciem tzw. neuromonitoringu. Pierwszej pacjentce chirurdzy usunęli tarczycę z powodu raka, drugiej - z powodu tzw. wola nawrotowego.

- Główne niebezpieczeństwo w tego typu operacjach polega na uszkodzeniu nerwu krtaniowego wstecznego - wyjaśnia prof. dr hab. Zbigniew Śledziński, szef kliniki. - Jego zmiażdżenie, naciągnięcie lub - nie daj Boże - przecięcie jest przyczyną cierpienia i kalectwa wielu pacjentów, głównie mniej doświadczonych chirurgów.

W polskich sądach toczy się rocznie kilkanaście spraw z tego powodu, w których chorzy domagają się wysokich odszkodowań (od 200 tys. zł wzwyż). Tymczasem można tego powikłania uniknąć, dzięki niewielkiemu urządzeniu, które kosztuje ok. 90 tys. zł. Jak działa?

- Chirurg za pomocą specjalnej sondy znajduje nerw krtaniowy i ustala jego przebieg - wyjaśnia prof. Zbigniew Śledziński. - Przez cały czas operacji widzi go na monitorze. Gdy sonda znajduje się blisko nerwu, system natychmiast ostrzega chirurga sygnałem wizualnym i dźwiękowym. Stosowanie neuromonitoringu ułatwia pracę chirurgowi, który do tej pory działał w pewnym sensie "po omacku", oraz skraca czas operacji.

Poszukiwanie nerwu tradycyjną metodą trwało nawet dwie godziny i nie zawsze kończyło się pełnym sukcesem. Dodatkowo neuromonitor zapamiętuje dane z zabiegu operacyjnego, przechowuje je w swojej pamięci, w razie potrzeby można je przenieść do komputera (w postaci pliku), wydrukować i dołączyć do historii choroby pacjenta jako dowód prawidłowo przeprowadzonego zabiegu. Zdaniem prof. Śledzińskiego najważniejsze jest jednak bezpieczeństwo chorego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki