Urke Nachalnik. Z cel Mokotowa do światowej kariery pisarskiej

Wojciech Rodak
Wojciech Rodak
Gmach więzienia, tzw. "czerwoniaka", w Łomży
Gmach więzienia, tzw. "czerwoniaka", w Łomży Wikipedia/Commons
Urke Nachalnik pochodził z bogatego żydowskiego domu. Upadł nisko - półświatek wessał go jak bagno. Nie poddał się. Wprost z więziennych murów trafił na literackie salony.

W połowie 1934 r. reporter „Wiadomości Literackich” Antoni Wysocki, w towarzystwie krytyka Emila Skiwskiego i rysownika Romana Gineyki, udał się ze stolicy do pobliskiego Otwocka, by przeprowadzić wywiad ze wschodzącą gwiazdą ówczesnej literatury kryminalnej Ickiem Farbarowiczem, szerzej znanej pod pseudonimem Urke Nachalnik. Były złodziej przywitał ich na dworcu.

„Mimo przebytych 15 lat więziennej katorgi wygląda silnie i zdrowo – opisywał go dziennikarz „WL” - Szeroki w ramionach, krępy, średniego wzrostu, o twarzy smagłej, wygolonej, rysach nieregularnych, kanciastych, jakby wykuty niezgrabną ręką rzeźbiarza, ozdobionych szczerym uśmiechem i jasnym wejrzeniem piwnych oczu.”

Duże wrażenie zrobiła na przybyłych willa, pod adresem Matejki 1, w której mieszkał pisarz z uroczą żoną i figlarnym synkiem. Piętrowy dom stał w ogrodzie pełnym kwiatów. - Miło jest otwierać drzwi własnym kluczem – zażartował były włamywacz, zapraszając gości do obszernego hallu, z którego rozchodziły się schody wyłożone dywanem. Wnętrza urządzone były nadzwyczaj gustownie. Widać było, że nie skąpiono na nie grosza. Zresztą Nachalnik wreszcie nie musiał oszczędzać. Po latach dostał należny mu spadek po ojcu. Poza tym żydowskie gazety z USA świetnie płaciły mu za artykuły i opowiadania. Publikacje ukazujące się na rodzimym rynku niestety przynosiły mu mizerne zyski. Czy miał więc jakieś inne problemy?

- Piszę dużo - „żalił się” gościom – Dużo za dużo.

Wysocki zauważył, że pomimo złej sławy otaczającej Farbarowicza, ludzie ufali mu. Wręcz garnęli się do niego. Reporter wieszczył mu przyszłe funkcje i zaszczyty.

„Kiedy wracaliśmy na dworzec przechodnie życzliwie kłaniali się sławnemu autorowi – pisał wysłannik „WL” – Poczciwy Otwock. Wybaczył, zapomniał, wierzy. Jest nadzieja, że z czasem pan Ignacy [Nachalnik – red.], burżuj, zostanie wybrany ławnikiem rady miejskiej, może nawet burmistrzem, i zabagnioną gospodarkę miasta doprowadzi do ładu.”

Z relacji ewidentnie wynika, że metamorfoza Icka Farbarowicza zrobiła na nich spore wrażenie. Nic w tym dziwnego. W końcu rozmawiali z człowiekiem, który niemal całe swoje swoje dorosłe życie przesiedział w więzieniu, z wyrokami za kradzieże. Spodziewali się ujrzeć chociaż cień gangsterskiej legendy, a przywitał ich poczciwy mieszczanin, tatuś w ciepłych kapciach. Jednak droga Urke Nachalnika do tej stabilizacji była ciernista.


ul. Matejki w Otwocku przy której mieszkał przed wojną Urke Nachlanik z rodziną

„Będzie rabinem”
Icek Baruch Farbarowicz urodził się w czerwcu 1897 r. w Wiźnie, osadzie wiejskiej położonej nad Narwią, pomiędzy Łomżą a Białymstokiem. Miejscowość ta liczyła wtedy ok. 3 tys. mieszkańców, z czego około 600 osób było wyznania mojżeszowego.

Ojciec Icka, S. Farbarowicz, był zamożnym i szanowanym młynarzem, zaprzyjaźnionym zarówno z miejscowymi urzędnikami, jak i ziemianami. Angażował się w życie lokalnej społeczności. W 1904 r. zainicjował powstanie miejscowej straży ogniowej i sfinansował jej wyposażenie. Mieszkał z rodziną przy samym wizneńskim rynku. W charakterystycznym piętrowym domu z gankiem, na którym wisiał szyld z napisem „Targowla muki”. Icek był jego pierworodnym, długo wyczekiwanym synem. Pani Farbarowiczowa przez pierwsze kilka lat małżeństwa nie mogła zajść w ciążę. Pomogła wizyta u cadyka-cudotwórcy z Libawy. Urodziła potem, oprócz Icka, jeszcze jednego syna (1899 r.), i dwie córki (w 1901 r. i 1913 r.).
Gdy mały Farbarowicz miał pięć lat rodzice spierali się, do jakiej szkoły go posłać. Ojciec chciał, żeby Icek poszedł do szkoły publicznej i „rozwijał rozum”. Matka, która wywodziła się z chasydzkiej rodziny, obstawała przy tym, że skoro „za pośrednictwem cadyka Bóg obdarzył ją dzieckiem”, to trzeba go wychować na rabina. I to właśnie jej zdanie przeważyło. W ten sposób Icek trafił do chederu, czyli żydowskiej szkoły religijnej.

Przyszły gangster wręcz nienawidził instytucji, w której przyszło mu rozpocząć edukację. Zajęcia odbywały się codziennie i trwały od ósmej rano do dziewiątej wieczorem. Prowadzono je w małej dusznej izbie. Dzieci uczyły się w niej pod okiem groźnego rebe, czyli nauczyciela, który terroryzował je przy pomocy dziesięcioramiennego kańczuga. „Od czasu do czasu próbował rebe swej nieograniczonej władzy, śmigając nim po plecach bliżej siedzących chłopców, więcej dla wprawy niż z potrzeby” - pisał po lata Nachalnik. W tej ciężkiej atmosferze malec poznawał Torę, Księgi Proroków i zaczął zapoznawać się z talmudem. Nauczył się również pisać i czytać po hebrajsku. Ze świeckiego zasobu wiedzy poznał jedynie cztery podstawowe działania matematyczne. Tak w „Życiorysie własnym przestępcy” podsumował swoją edukację do 12 roku życia:

„Przez cały czas nauki nie dowiedziałem się nawet, ile jest części świata. Nigdy mnie o tym nie uczono. Czy warto w takich mądrych chederach , gdzie mowa tylko o „Jehowie” i o „narodzie wybranym”, mówić o podobnych głupstwach?”

Zresztą rozgoryczenie ścieżką, którą wybrali dla niego rodzice, przewija się w całej jego autobiografii. Może gdyby nie frustracja wywołana przez szkoły religijne młody Icek nie zszedłby na złą drogę?

Pierwsze kradzieże
Młody Farbarowicz ukończył cheder z bardzo dobrymi notami. Uznawano go za wyjątkowo zdolnego. Nic więc dziwnego, że kontynuował naukę w jesziwie, czyli szkole rabinackiej, w Łomży. Ślęczenie nad Talmudem nużyło go niezmiernie. Dlatego też każdego dnia opuszczał je z radością. Tym większą, że na stancji czekała na niego 29-letnia gospodyni, która za plecami swojego 70-letniego męża, wprowadzała go w tajniki sztuki miłosnej. Młody Icek miał wtedy niespełna 13 lat.

Mimo sercowych zawirowań, młodzieniec świetnie radził sobie z nauką. W związku z tym w 1912 r. rodzice postanowili posłać go na nauki słynnej wówczas jesziwy w Bychowie nad Dnieprem. Kilka miesięcy po rozpoczęciu nauki Icek otrzymuje tragiczną wiadomość – zmarła jego matka. Jednocześnie ojciec zawiadomił go, że nie będzie dalej finansował jego edukacji. Ten radzi sobie jak najlepiej jak może. Utrzymuje się udzielania korepetycji, a także korzysta z pomocy finansowej... żydowskiej burdelmamy, z którą się zaprzyjaźnia.

Wiosną 1913 r. postanawia wrócić do domu. Popada w pierwszy, póki co dość nieznaczący, konflikt z prawem. Złapany w pociągu na jeździe bez biletu, zostaje odstawiony do domu przez żandarmerię. Ojciec przyjmuje go chłodno. Stawia mu ultimatum – albo porzuca szkołę religijną, albo nie dostanie już od niego ani grosza. Przekorny Icek - rozwścieczony dodatkowo faktem, że ojciec zdążył już sobie znaleźć nową żonę – odmawia porzucenia jesziwy.

Następnego dnia po wielkiej kłótni pan Farbarowicz wysyła syna, by odebrał pieniądze od jego dłużnika. Tak w ręce Icka dostają się 82 ruble. Młodzieniec, mając w pamięci postawę rodziciela, postanawia uciec z domu. Jedzie do Wilna. Tak popełnia pierwszą w życiu kradzież.

Tam nie cieszy się długo pieniędzmi. Zostaje obrabowany przez wileńskich oszustów. Ląduje na bruku. Z tarapatów wybawiają go miejscowi Żydzi. Otrzymuje posadę nauczyciela hebrajskiego i religii w jednym nadniemeńskich kurortów. Żyje mu się tam nie najgorzej. Czas osładza mu ognisty romans z uczennicą – piękną 18-letnią Sonią. Zakochuje się w niej. Jednak niebawem odkrywa, że adresatka jego młodzieńczych uczuć, dzieli się swoim ciałem nie tylko z nim. Wściekły Icek postanawia się zemścić.


Gmach więzienia, tzw. "czerwoniaka", w Łomży

Okrada kochanka Soni, nauczyciela francuskiego, z portfela i złotego zegarka. Nie uchodzi daleko ze swoim łupem. Na stacji kolejowej jego podejrzane zachowanie zwróciło uwagę policjanta. Został aresztowany. Przewieziono go Łomży, gdzie po raz pierwszy trafił do więzienia zwanego „czerwoniakiem”. Ta wizyta wryła mu się szczególnie w pamięć.

„Był 15 września 1913 r. usłyszałem za sobą trzask drzwi celi i zgrzyt zamka. A potem nastąpiła niczym niezmącona cisza – pisał – W celi zimno było nie do wytrzymania. Przypadłem całym ciałem do ściany wilgotnego muru słaniając się na nogach, z piersi wyrwało się spazmatyczne łkanie.”

Narodziny Nachalnika
Po dwóch miesiącach Farbarowicz senior wpłacił kaucję i Icek mógł wrócić do domu. W Wiźnie nie spotkał się z ciepłym przyjęciem. Wszyscy członkowie rodziny trzymali go na dystans. Nie dopuszczano go wspólnego stołu w czasie spożywania posiłków. Co gorsza, niedoszły rabin znów próbował okraść swojego ojca. Tym razem mu się nie udało. Rodziciel stłukł go na kwaśne jabłko.
Rozczarowana Ickiem rodzina, postanowiła wysłać go do stryja, który w głębi Rosji miał dobrze prosperującą piekarnię. Młodzieniec przepracował tam jedynie pół roku, do maja 1914 r. Po przebyciu ciężkiej choroby, zapalenia mózgu, brat ojca dał mu do zrozumienia, że powinien już wracać w rodzinne strony. Icek opuścił dom krewnego, ale wcale nie miał najmniejszego zamiaru udawać się do rodzinnego gniazda, w którym był niemile widzianym gościem. Zatrudnił się więc jako pomocnik przygodnie napotkanego furmana i został… złodziejem. Stało się tak, ponieważ dorożkarz utrzymywał kontakty z włamywaczami z grupy niejakiego Cwajnosa. Icek często woził ich „na roboty”. Z czasem złodzieje nabrali do niego zaufania i wciągnęli go do swojego gangu.

Cwajnos został mistrzem młodego Żyda. Farbarowicz terminował u niego podczas licznych włamów do mieszkań i sklepów na terenie Rosji. Nie próżnował. Gdy w okopach całej Europy krew zabitych żołnierzy lała się strumieniami, on wiódł beztroskie hulając z kompanami w najlepszych restauracjach. Stosy zrabowanych pieniędzy wydawał na dziewczynki i szykowne stroje. Wtedy właśnie ochrzczono go przezwiskiem „Nachalnik”, ze względu na jego gorącokrwiste usposobienie podczas złodziejskich wypraw. On sam dodał sobie drugi człon ksywki – urke – co w slangu przestępczym oznaczało specjalistę w określonej dziedzinie kryminalnej aktywności. Tak narodził się Urke Nachalnik – przestępca, który został literatem.

Od wyroku do wyroku
Dolce vita pana Farbarowicza nie potrwała długo. Szczęście przestało mu dopisywać. Coraz to wpadał w ręce organów sprawiedliwości i odsiadywał wyroki. Właściwie cały okres od początku 1915 r. aż do 1932 r. spędził za kratami różnych zakładów karnych. Przyjrzyjmy się zatem tylko jego największym wpadkom.

W lutym 1916 r. Nachalnik przyjechał do Berlina z zamiarem obłowienia się. Wraz z dwoma kolegami zrobił włam do ekskluzywnego sklepu przy głównej ulicy miasta. Niestety nie wszystko poszło zgodnie planem. Nasz bohater został złapany na gorącym uczynku i skazany na 10 lat więzienia. Odbywał karę w słynnym berlińskim więzieniu Moabit. Na szczęście wspólnicy o nim nie zapomnieli. Przesłali mu w kostkach cukru kilka „włosów angielskich”, którymi można było przepiłować kraty. W sierpniu 1916 r. Nachalnikowi udało się uciec przez okno karceru. Na zewnątrz w dorożce już czekali wspólnicy. Gdy zauważono jego zniknięcie był już daleko od rogatek Berlina.

Wrócił do Polski. Krążył pomiędzy Warszawą, a rodzinnymi terenami. Nie dopisywało mu szczęście. Co i rusz trafiał za kraty. Nie zawsze siedział za to, za co powinien siedzieć. Raz niemieccy okupanci mało go nie zabili, biorąc go za rosyjskiego szpiega.

Na dłuższy czas za więzienne mury Urke Nachalnik trafił w maju 1918 r. Został aresztowany, ponieważ zadenuncjowała go z zemsty jego była kochanka – łomżyńska fryzjerka. Potem niemieckie władze znalazły człowieka, który pod ich presją zeznał, że Farbarowicz brał udział w napadzie z bronią w ręku (co naprawdę nie miało miejsca). Proces rozpoczęty jeszcze pod zaborami, zakończył się w II RP. 12 lutego 1919 r. sąd w Łomży skazał Nachalnika na 6 lat więzienia. Po ogłoszeniu amnestii wymiar kary zmniejszono o jedną trzecią.

Nasz bohater odsiadywał wyrok najpierw w „czerwoniaku”, a potem, od listopada 1919 r., w zakładzie karnym na warszawskim Mokotowie. Świetnie radził w więziennych warunkach. Był silny, potrafił się bić, a do miał charyzmę. O jego „kompetencjach” najlepiej świadczy fakt, że jako Żyd współrządził celą wypełnioną głównie góralami skazanymi za udział w pogromach.


Gmach więzienia na warszawskim Mokotowie, w którym Urke Nachalnik odsiadywał wyrok

W sierpniu 1923 r. Urke Nachalnik wyszedł na wolność. Nie mógł znaleźć pracy. Brat nie chciał się z nim dzielić ojcowizną. Brak środków do życia znów sprowadził go na drogę występku. 20 grudnia 1923 r. na ul. Sukiennej w Białymstoku napadł z dwoma wspólnikami na bogatego żydowskiego kupca, który miał przy sobie sporą ilość gotówki. Napastnicy uchodzili objuczeni łupem, gdy w pogoń za nimi rzucił się przypadkowo spacerujący w tej okolicy posterunkowy. Udało mu się pojmać pechowego złodzieja. 4 stycznia 1924 r. białostocki sąd skazał Icka Farbarowicza na 8 lat ciężkiego więzienia. Większą część wyroku nasz bohater odbył w zakładzie w Rawiczu.

Więzienny literat
Podczas pierwszej dłuższej odsiadki w łomżyńskim więzieniu, w 1919 r., Urkę Nachalnik zaczął uczyć się pisać i czytać po polsku. Szybko opanował te umiejętności. Wkrótce czytanie książek stało się jego ulubionym zajęciem. Najpierw zafascynowała go sienkiewiczowska trylogia – jej bohaterowie śnili mu się po nocach. Potem, już na Mokotowie, pochłaniał dzieła Conrada, Sieroszewskiego, Gorkiego i Jacka Londona.


Okładka przedwojennego wydania jednej z książek Urke Nachalnika

Jego pierwsze utwory powstawały na ścianach cel. Nachalnik wydrapywał na nich krótkie wiersze. Potem układane przez niego nostalgiczne, aczkolwiek mocno grafomańskie, strofy znał na pamięć niemal każdy więzień Mokotowa. Wiele z nich drukowano na łamach „Głosu więźnia”.
W trakcie odbywania swojego ostatniego, jak się później okazało, wyroku Farbarowicz zaczął podejmować pierwsze próby prozatorskie. Pod koniec 1929 r. był na tyle zadowolony ze swoich tekstów, m.in. grafomańskiej powieści „Miłość przestępcy”, że wysłał ją Melchiorowi Wańkowiczowi. Szef wydawnictwa „Rój” słynął z wynajdywania tzw. naturalnych talentów literackich. Zauważył u Nachalnika pewien potencjał. Zasugerował mu napisanie autobiografii. Ten od razu zabrał się do pracy. Tak powstał „Życiorys własny przestępcy” - unikatowa książka, zawierająca bogaty opis społeczności polskich Żydów, a także fascynujące obrazki z życia i obyczajów kryminalistów, żyjących w owym czasie.

Fortuna z Ameryki
W styczniu 1932 r. Icek Farbarowicz wychodzi na wolność. Nie ma środków do życia, nie ma domu, nie ma pracy, a za murami więzienia szaleje „wielki kryzys”. Dzięki pomocy kilku dobrych ludzi i wsparciu brata z Wizny, udaje mu się w ciągu roku stanąć na nogi.

W Wilnie poznaje akuszerkę, Sarę, z którą bierze ślub i osiada w Otwocku. Po roku przychodzi na świat ich syn, Szmul.

W międzyczasie rozwija się jego kariera literacka. W 1933 r. na rynku pojawia się „Życiorys własny przestępcy”. W rok później na półki trafia kolejna część jego autobiografii pt. „Żywe grobowce”, opisująca życie Nachalnika za więziennymi murami. Obie książki otrzymały dobre recenzje, ale mimo tego sprzedawały się słabo. Niewiele większy komercyjny sukces odniosły wydane w 1938 r. przez M. Fruchtmanna jego dwie powieści o przygodach przestępców - „W matni” i „Rozpruwacze”. Środki na dostatnie mieszczańskie życie, opisywane przez reporterów „WL” na wstępie, Farbarowicz uzyskiwał z pisania opowiadań i innych krótkich form do żydowskich gazet w USA. Tak przynajmniej twierdzili ludzie z nim związani, w tym Wańkowicz. Kwestia ta niewątpliwie wymaga zbadania.


Plakat zapowiadający odczyt Urke Nachalnika w Warszawie

Śmierć
Icek Farbarowicz ponad 15 lat spędził w kryminale. Szczęściem rodzinnym cieszył się zaledwie przez sześć.

W 1939 r. Niemcy zajęli Polskę. Nachalnik został jedną z pierwszych ofiar Holokaustu w Otwocku. Rozstrzelano go już 11 listopada. Czym podpadł okupantom? Jedna relacja mówi, że rozkręcał tory. Druga, że ukrył w lesie skrzynkę z dynamitem. Jeszcze inna, że posiadał broń. Jedno jest pewne, zginął, bo ktoś na niego doniósł.

Losy jego rodziny także pozostają niewyjaśnione. Wiadomo tylko, że pod koniec listopada 1939 r. Sara i mały Szmul wyprowadzili się z Otwocka. Potem mieli znajdować się w getcie warszawskim. Wydaje się pewne, że im też nie udało się uratować z Zagłady.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl