Unijne absurdy. Kura w klatce ma stać pazurami do przodu

Redakcja
Rozmowa z prof. Mirosławem Piotrowskim, posłem do Parlamentu Europejskiego.
Prof. Mirosław Piotrowski: - W każdym takim absurdzie chodzi o duże pieniądze.
Prof. Mirosław Piotrowski: - W każdym takim absurdzie chodzi o duże pieniądze.

Prof. Mirosław Piotrowski: - W każdym takim absurdzie chodzi o duże pieniądze.

- Już za miesiąc, bo pierwszego maja, poda pan wyniki ogłoszonego przez siebie konkursu na największy unijny absurd. To będzie już piąta edycja konkursu. Co skłoniło pana do jego zorganizowania?
- Kiedy ponad pięć lat temu zostałem wybrany posłem do Parlamentu Europejskiego, często w trakcie obrad, a zwłaszcza w trakcie głosowania nad różnymi dokumentami, posłowie wokół mnie zrywali się z miejsc i rozrzucali papiery, krzycząc: "Przecież to absurd! Nad czym my tutaj głosujemy?!" A potem w kuluarach wymieniali się zgryźliwościami na temat przepisów, nad którymi trzeba było głosować. Dorzucali kolejne absurdy.

- Co ich tak bardzo bulwersowało?
- Na przykład kwestia lusterek wstecznych w ciągnikach rolnych i osobno lusterek wstecznych w ciągnikach leśnych, którą kiedyś omawialiśmy. A potem głosowaliśmy. I dalej: wycieraczki przednie w ciągnikach rolnych i leśnych.

- Pan to podaje tak dla prowokacji, prawda? Tak symbolicznie tylko?
- Pan nie wierzy? Ależ tak! My naprawdę nad tym głosowaliśmy. Parlament Europejski reguluje nie tylko kwestię wycieraczek w ciągnikach leśnych. A co pan powie na taką debatę, cytuję dosłownie. "Rola i znaczenie cyrku w Unii Europejskiej".

- Jeśli przyjąć, że tym cyrkiem jest sam Parlament Europejski... Ale on chyba nie jest okrągły jak nasz Sejm...
- Albo taka debata, która odbyła się kilka miesięcy temu. Jej tytuł: "Jak przybliżyć przestrzeń kosmiczną do Ziemi".

- Chyba najlepiej za pomocą lunety.
- Posłowie byli innego zdania. Tak więc, z jednej strony nagradzane propozycje konkursowe pokazują absurdalność niektórych pomysłów unijnych, a z drugiej strony nadmierne marnotrawstwo.

- Na przykład?
- Pięć lat temu, gdy wybieraliśmy szefa Komisji Europejskiej, pana Barroso, nasza grupa polityczna w PE zażądała od niego wykazu utajnionych komitetów roboczych, pomagających komisji opracowywać różne przepisy. My domagaliśmy się ujawnienia ich spisu, przypuszczając, że było ich około trzystu. Barroso jednak nie chciał nam ich ujawnić, więc postawiliśmy mu ultimatum, że jeśli nam nie dostarczy pełnej listy, to będziemy głosować przeciwko niemu. Na dzień przed głosowaniem wysłał nam wykaz tych komitetów z własną linią budżetową, z prośbą o niepublikowanie jej w mediach.

- Co to jest linia budżetowa? Kaska do przetrwonienia?
- Zarezerwowane środki do wykorzystania na konkretne cele tych komitetów. Okazało się, że było ich trzy tysiące dziewięćdziesiąt cztery.

- Chyba trzysta dziewięćdziesiąt cztery.
- Nie, trzy tysiące dziewięćdziesiąt cztery komitety robocze, stałe i tymczasowe. Dziesięć razy tyle, ile podejrzewaliśmy.
- Po co ich aż tyle? I czym się zajmowały?
- Wśród nich znalazło się aż kilka komitetów do spraw etykietowania tekstyliów, dalej komitet do spraw wind, komitet do spraw dobrego samopoczucia zwierząt, komitet do spraw banana, tak, tak do tego obśmiewanego banana i jego krzywizny. I tak dalej, i tak dalej... Teraz zmieniono ich nazwę na grupy eksperckie i zredukowano ich liczbę.

- Do wyjściowych trzystu?
- Obecnie jest ich równy tysiąc.

- Wróćmy do konkursu...
- Wprawdzie ja jestem jego pomysłodawcą i fundatorem nagród, ale decyzję podejmuje jury pod przewodnictwem znanego politologa prof. Marka Żmigrodzkiego. Nasze jury przyjmuje zgłoszenia tylko udokumentowane, podparte konkretną dyrektywą lub cytatem wypowiedzi, np. komisarza UE. Co roku wpływa około sto zgłoszeń. Jako pierwszy absurd nasza komisja nagrodziła pięć lat temu dyrektywę, która brzmi "O produkcji jaj hodowlanych na wolnym wybiegu".

- Brzmi pożytecznie.
- Owszem. Tyle tylko, że po wielu miesiącach ciężkiej pracy orzeczono, cytuję dosłownie: "Kura w klatce ma stać pazurami do przodu". Koniec cytatu. To było jedno z donioślejszych ustaleń. Wszystkie te unijne absurdy dzielę na dwie kategorie. Pierwsze to są absurdy techniczne, czyli dyrektywy i szczegółowe przepisy, a drugie rudymentarne to te, które wiążą się z ideologią i polityką Unii Europejskiej oraz wpływają na jej działania.

- Jak to rozumieć?
- Na przykład kilka lat temu utrącono kandydaturę Rocco Buttiglione na komisarza z powodu jego chrześcijańskich poglądów, choć ojcami założycielami UE byli przecież chrześcijańscy demokraci.

- Pamiętam tę wrzawę. On wtedy powiedział, że para homoseksualistów to nie jest małżeństwo.
- I ukarano go za te poglądy. Po tym wszystkim jeden z kardynałów niemieckich stwierdził, że dziś żaden z ojców założycieli Unii Europejskiej, takich jak na przykład Konrad Adenauer czy Robert Schumann, w świetle tej interpretacji nie mógłby zostać komisarzem UE.

- Tak się Unia wyszlifowała w politycznej poprawności, że odtrąciłaby własnych ojców?
- Tak. I to właśnie zaliczam do tej drugiej kategorii unijnych absurdów.

- Eurobiurokraci boją się waszego konkursu?
- Na pewno go monitorują. Niedawno KE wycofała przepis nakazujący liczenie sęków w desce, co poczytuję za drobny sukces naszego konkursu. Poza tym stwierdzono, że nikt się do tego przepisu nie stosował.

- A komu próbowano w ten sposób dogodzić?
- Zarówno Rada jak i Komisja Europejska dążą do tego, aby wszystko standaryzować, ujednolicać, aby mieć wpływ na każdy aspekt życia i aktywności człowieka. Podliczanie sęków było właśnie taką desperacką próbą standaryzowania czegoś, co niekoniecznie trzeba znormalizować.
- Kolejne przykłady?
- Proszę bardzo. Tarcznik niszczyciel. Jest to szkodnik, który niszczy drzewa. Rada i Komisja Europejska postanowiły z nim walczyć, wydając, cytuję, "zakaz posiadania jego okazów poprzez państwa członkowskie".

- To jest tak, jakby chcąc walczyć z katarem, zakazać ludziom kichania.
- Kiedyś publicznie powiedziałem, że jak kogoś latem na działce tną komary, to wystarczy napisać do Komisji Europejskiej, a ona wyda stosowną dyrektywę o zakazie posiadania komarów.

- Ale na takim liczeniu sęków to ktoś nieźle wcześniej zarobił przez te dwadzieścia lat?
- Dyrektywa ta była po prostu lekceważona.

- Ale przecież Unia to też masa korzyści: brak kontroli na granicach, możliwość pracy, przemieszczania się, jedna waluta...
- Te zalety są bezsporne, choć przykład wspólnej waluty w kontekście problemu greckiego jest przynajmniej dyskusyjny. Poza tym w imię czego musimy godzić się, aby Unia wchodziła we wszystkie aspekty naszego życia? Już nawet nie gospodarczego, ale rodzinnego, prywatnego. Dlaczego decydenci unijni mają ustalać wielkość ogórka...

- O tym słyszałem...
- ... albo ciężar kapusty...

- A to dla mnie nowość!
- Albo czy musi nam regulować kanty ścian w szpitalach?

- Kanty?
- Tak. Muszą być okrągłe i to ściśle według drobiazgowo opracowanych instrukcji. Albo czy Parlament Europejski musi zajmować się takimi uregulowaniami, o proszę, mam je nawet przed sobą, jak "Minimalne wymagania dotyczące komunikatów werbalnych"?

- A co to w ogóle jest i jaka jest pana odpowiedź?
- Są to określone unijne standardy dotyczące formułowania krótkich wypowiedzi. Należy się zastanowić, czy na pewno chcemy na to przeznaczać naszą składkę członkowską.

- Dziękuję panu jako płatnik podatków za tę odpowiedź. No to słucham dalej.
- A dalej jest... jeszcze dalej! Na przykład w zeszłym roku otrzymaliśmy zalecenie, żeby unikać zwrotów wskazujących na konkretną płeć. W Wielkiej Brytanii ukazał się nawet prześmiewczy artykuł pt. "Unia neutralna płciowo". Według zaleceń nie można używać słów typu dyrektorka, kierowniczka...

- Toż dopiero co feministki walczyły o tę dyrektorkę...
- A dziś jest to już niepostępowe. Nasze feministki pozostały w tyle. Ma być bezpłciowo. No widzi pan, jak to szybko idzie.
- Ale przecież nie we wszystkich językach rzeczowniki mają różne rodzaje. W angielskim "teacher" to nauczyciel - i on, i ona.
- Tym razem ten rzeczownik pozostawiono w spokoju, ale o innych pomyślano w stosownych gremiach. Zalecono również, aby np. w języku angielskim unikać zwrotów Mrs, Miss, w niemieckim Frau, Fräulein, czyli, pani, panna. Zamiast tego zaleca się zwracać się po imieniu, ponieważ autorzy uważają, że samo wskazanie stanu cywilnego jest już dyskryminacją.

- A pocałować w rękę jeszcze można?
- W niektórych krajach może to zostać uznane za molestowanie seksualne, więc doradzałbym ostrożność.

- Czy jest coś, czym nas jeszcze Unia zadziwi w produkcji przepisów?
- Kiedyś w europejskim towarzystwie zażartowałem sobie, że Komisja Europejska zajęła się regulacją sznurowania butów, oddzielnie prawego, oddzielnie lewego. I moi rozmówcy w to uwierzyli. Ale nie dlatego, że tacy naiwni, ale że przyzwyczaili się do absurdalnych regulacji.

- Może ja tego nie zapiszę, bo ktoś przeczyta i jeszcze podchwyci i będzie miał dobrze płatną robotę na pięć lat?
- Może... W zeszłym roku nagrodziliśmy tylko propozycję przepisu, a nie gotowy przepis, żeby wprowadzić dwa różne egzaminy na prawo jazdy: jeden na manualną skrzynię biegów, a drugi na automatyczną.

- Gdybym zatem zamienił swego fiata z ręczną skrzynią na jakiegoś automatycznego "amerykana", musiałbym raz jeszcze zdawać prawko?
- Tak, choć tryb przypuszczający jest tu raczej niewłaściwy. Jak pokazuje pragmatyka działań w UE, tego typu ogłaszane propozycje po prostu wchodzą w życie i stają prawem.

- Skąd w nich taka pasja do płodzenia tylu regulacji?
- Rodzą się one w wyniku kompromisów w Radzie i Komisji Europejskiej, ale także nie należy zapominać, że w różnych strukturach UE pracuje tysiące urzędników. Aby więc tę swoją pracę uzasadnić, aby jej nie stracić, wykazują się częstokroć nadmierną fantazją twórczą i wymyślają problemy.

- Słynne powiedzenie Stefana Kisielewskiego...
- Że socjalizm rozwiązuje bohatersko problemy, które sam sobie stwarza.

- Ale żeby aż tak przeginać? Przecież europosłowie i eurourzędnicy nie są durniami.
- Oczywiście, że nie. Są to ludzie kulturalni, wykształceni, władają kilkoma językami, są obyci w świecie. Jednak każda z pozoru absurdalna decyzja ma drugie dno - finansowe.

- Jak to rozumieć?
- Odpowiem tak. W 2006 roku kapituła naszego konkursu wyróżniła pomysł uznania ślimaka za rybę śródlądową. Tę inicjatywę Unia wcieliła w życie w tym roku i ślimak został rybą. Dlaczego? Otóż zamiana ślimaka na rybę powoduje, że Francuzi, którzy zbierają i hodują najwięcej ślimaków będą mogli otrzymać na hodowlę "ślimakoryb" takie same dotacje, jak na prawdziwe ryby. Znana jest sprawa marchewki, która w Portugalii została uznana za owoc. Dlaczego? Bo Unia dotuje dżem, a dżemy robi się z owoców. Ale w Portugalii dżemy robi się z marchewki, więc aby pozyskać na te portugalskie dżemy dotacje, marchewka stała się owocem. Obśmiewany banan i jego krzywizna też jest tylko sprawą wtórną. Bo tak naprawdę kryje się za tym chęć narzucenia Unii, aby dofinansowywała banany tylko z byłych kolonii francuskich. Powołano komisję, która miała odrysować banan francuski i zrobić rzekomo wzorcowy bananowy szablon.
- I każdy banan, który nie zmieści się w szablonie miał iść na śmietnik?
- Nie, on był za mało unijny, przestawał być bananem. Można się zastanowić, czy np. banan Chiquita stał się jabłkiem? Z pewnością zaczął mieć większe problemy niż tzw. banan unijny, ale przede wszystkim nie mógł być dotowany.

- To trochę tak, jak się ustawia przetargi w polskich gminach, gdzie tak mocno mnoży się parametry i wymagania, aby spełniała je jedna tylko firma. Przypadkiem należąca do znajomego wójta.
- Powtarzam: za tymi absurdami, które nas tak oburzają lub rozśmieszają, kryje się głęboki sens, często finansowy. Dlatego nasz konkurs nie jest tylko czczą zabawą na wyłapywanie absurdów europejskich. On ma zadanie uświadamiać ludziom, na co wydawane są ich pieniądze. Na co przeznacza się ten jeden procent PKB składki każdego kraju, także Polski.

- A jak pana tam traktują w Brukseli? Jako rozrabiakę? Albo może jako taran? Przychodzą i mówią: "Kurczę, panie Mirku, niech pan coś robi, bo nam nie starcza odwagi. Boksuj ich pan, panie Mirku z Polski!"?
- Owszem wielu podchodzi i wyraża poparcie. Są nawet tacy europosłowie i urzędnicy, którzy chętnie by dorzucili własne, nieznane dotychczas propozycje.

- A dlaczego pan organizuje te konkursy? Mógłby się pan dostosować, brać dietę i opowiadać głodne kawałki o integracji i tolerancji...
- Niektórzy nawet idą dalej niż pan w tych dociekaniach. Pytają na przykład, co ja robię w Parlamencie Europejskim, skoro krytykuję poczynania UE w wielu sektorach. Odpowiadam wtedy, że wiele osób posiadających podobne poglądy ma prawo mieć swojego reprezentanta w PE. Wszyscy w Polsce bez względu na swój stosunek do UE płacimy na nią składkę. Gdyby tę składkę wpłacali wyłącznie bezkrytyczni euroentuzjaści, pytanie to byłoby zasadne. Niedawno we Włoszech w Bari europosłowie debatowali nad inicjatywą Unii Śródziemnomorskiej, takiej potencjalnej wewnętrznej struktury w ramach UE, lansowanej przez wcześniejszą prezydencję francuską. Taka Unia to dodatkowe fundusze dla jej członków. I całe popołudnie zastanawiano się całkiem serio, jaki jest wyróżnik europejskiego mieszkańca basenu Morza Śródziemnego. Wie pan, jaki?

- Jest nim kędzierzawy, opalony krzykacz wymiatający bagietką talerze?
- Blisko! Uznano, że mieszkaniec przyszłej Unii Śródziemnomorskiej to człowiek żywiący się owocami morza.

- Ale przecież w Oslo czy w Helsinkach też jedzą owoce morza. Zaraz, zaraz, ja też ostatnio kupiłem w Tesco mieszankę morskich robaków. Hura, jestem człowiekiem Śródziemnomorza!
- Ja nie mówię, kto nim jest, ale w jaki sposób planuje się przekierowanie środków unijnych i jakie argumenty będą formułowane, aby dofinansować część obywateli UE, ale tylko z południa Europy.

- To może zacznijmy jeść ośmiorniczki, a wtedy się na tę kasę załapiemy?
- Gwarantuję panu, że wówczas zmieniono by kryteria.

- Dziękuję za rozmowę.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Unijne absurdy. Kura w klatce ma stać pazurami do przodu - Nowa Trybuna Opolska

Wróć na i.pl Portal i.pl