Umarł profesor Wojciech Narębski, geolog i ostatni opiekun legendarnego misia Wojtka z II Korpusu

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
W piątek 27 stycznia zmarł w Krakowie podpułkownik Wojciech Narębski, ostatni żołnierz 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii wojsk generała Władysława Andersa, oraz opiekun sławnego kaprala Wojtka, niedźwiedzia z II Korpusu. Profesor Narębski urodził się w 1925 roku we Włocławku, zaś po wojnie spędził kilka lat w Toruniu, gdzie osiadła jego rodzina.
W piątek 27 stycznia zmarł w Krakowie podpułkownik Wojciech Narębski, ostatni żołnierz 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii wojsk generała Władysława Andersa, oraz opiekun sławnego kaprala Wojtka, niedźwiedzia z II Korpusu. Profesor Narębski urodził się w 1925 roku we Włocławku, zaś po wojnie spędził kilka lat w Toruniu, gdzie osiadła jego rodzina. Andrzej Banaś
Urodził się we Włocławku, studiował w Toruniu, mieszkał w Krakowie. W piątek 27 stycznia zmarł profesor Wojciech Narębski, wybitny geolog, ostatni żołnierz 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii wojsk generała Władysława Andersa, oraz opiekun sławnego kaprala Wojtka, niedźwiedzia z II Korpusu.

Zobacz wideo: Wilki w gminie Zławieś Wielka

od 16 lat

27 stycznia w Krakowie zmarł profesor Wojciech Narębski. Geolog, absolwent Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, a poza tym jeden z ostatnich żołnierzy wojsk generała Andersa i ostatni opiekun legendarnego kaprala Wojtka, niedźwiedzia z II Korpusu. To bardzo smutna wiadomość. Profesor był niezwykłym człowiekiem, o czym miałem szczęście przekonać się osobiście. Jakieś 11 lat temu, dzięki zaprzyjaźnionym członkom toruńskiej gałęzi jego rodziny, odwiedziłem profesora w jego krakowskim mieszkaniu. Wcześniej skontaktowałem się z nim telefonicznie. Powiedział, abym się na nic specjalnego nie nastawiał, on ma już prawie 90 lat i problemy z gardłem, więc nie może zbyt dużo mówić.

Polecamy

Ostatecznie przegadaliśmy chyba ponad trzy godziny. To znaczy mówił głównie profesor. Niedźwiedzia Wojtka, którego był opiekunem, wspominał miło, chociaż opowieści o nim już go męczyły. Ludzie chcieli słuchać przede wszystkim o misiu, a profesor miał tyle innych rzeczy do powiedzenia. Gdy więc zagłębił się ze wspomnieniami we włoskie wąwozy, przez które, po bardzo krętych drogach, jego jednostka transportowała amunicję, w pewnym momencie na stole pojawiły się mapy. Niedźwiedź Wojtek, który jeździł na pace ciężarówki, nosił skrzynki z pociskami i stał się godłem 22 Kompanii Zaopatrywania Artylerii, zszedł na nieco dalszy plan. Profesor zaczął opowiadać o fascynujących skałach Italii. Miałem wyrzuty sumienia, że pomimo tego cały czas wracałem do historii niedźwiedzia. Cóż, jest ona bez wątpienia jedną z najbardziej niezwykłych historii II wojny światowej, zaś profesor był jej świadkiem, nierozerwalnie z nią złączonym.
Profesor Wojciech Narębski przeżył 98 lat. Żegnając go przypominamy tekst, który powstał po wizycie w Krakowie w 2012 roku. Był on poświęcony obu Wojciechom - niedźwiedziowi i jego opiekunowi.

********

- Kiedy jesienią 1942 roku dotarłem do oddziału, od razu zameldowałem się jego dowódcy, majorowi Chełkowskiemu - wspomina profesor Wojciech Narębski. - Ten, gdy usłyszał, jak mam na imię, odparł: „O, kolejny Wojtek? Dobrze, więc ty będziesz małym Wojtkiem, bo my tu już jednego mamy. On jeszcze duży nie jest, ale niebawem będzie”.

Niedźwiedź Wojtek w kompanii przebywał od sierpnia, urodził się w Persji niecały rok wcześniej. Zanim został żołnierzem II korpusu, był maskotką, a później zmorą oficerów sztabowych. W obecnym Iranie, za kilka konserw małego misia kupił w kwietniu 1942 roku porucznik Anatol Tarnowiecki i podarował Irenie Bokiewicz. Niedźwiadek zaczął jednak sprawiać kłopoty, trafił zatem do sztabu. Tam psocił jeszcze bardziej. Pewnego dnia wdrapał się na stół i zeżarł przygotowane dla oficerów śniadanie. Za karę został przeniesiony do kompanii zaopatrującej w amunicję polskie baterie.

Polecamy

Gdyby nie działo się to podczas bliskowschodnich upałów, można by powiedzieć, że miał tam jak u Pana Boga za piecem. Kiedy był mały, spał razem ze swoim opiekunem Pietrkiem. Gdy podrósł, nocą warował przed jego namiotem. W dzień natomiast, gdy wojsko Andersa stacjonowało w Iraku... Oj, rację miał Władysław Broniewski pisząc, że „Lepiej mieć na dupie czyrak, niźli zamieszkiwać Irak”. Dni były potworne!

- Parszywie gorąco - wspomina Wojciech Narębski. - Przed namiotami mieliśmy gliniane stągwie z wodą, która dzięki temu, że parowała, była zimna. Lekarz cały czas pilnował, by każdy z nas dziennie wypijał jej cztery litry. Wojtek natomiast spędzał te dni w wykopanym przez kolegów i wypełnionym wodą dole, w którym się taplał.

Miłośnikiem kąpieli został zresztą na zawsze. W 1944 roku, gdy, już w Italii, przez trzy miesiące korpus walczył nad Adriatykiem, pewnego dnia miś, widząc morze, wyskoczył z ciężarówki, którą podróżował w szoferce, a na ogół stercząc na jej pace z łapami opartymi o dach kabiny kierowcy, i popędził w stronę wybrzeża.

Z Włoszkami na plaży

- Bardzo dobrze pamiętam tę scenę. My zaczęliśmy za nim wrzeszczeć: „Wojtek, wracaj!” A on nic, futro miał grube, gorąco mu było. Wpadł na plażę, a tam akurat kąpały się dziewczyny. Naturalnie od razu podniosły wrzask, więc my, pędząc za niedźwiedziem, zaczęliśmy wołać po włosku: „Nie bójcie się, ten niedźwiedź jest bardzo dobrze wychowany.”

No i Wojtek dał tego dowód. Ochłodził się pod okiem obserwujących go z brzegu kolegów, a później wyszedł na piasek, strząsnął z siebie wodę i poleciał na swoje miejsce w aucie.

Zanim duży Wojtek trafił do 22 kompanii, minęło więc nieco czasu. Droga, jaką pokonał wtedy Wojciech Narębski, była znacznie dłuższa. Syn Stefana Narębskiego, wybitnego architekta i profesora Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie, był nastolatkiem, gdy wybuchła wojna. Wstąpił wtedy do organizacji podziemnej.

Za wolność naszą i waszą

- W sumie była to dziecinada, niemniej przez rok wydawaliśmy pismo „Za wolność naszą i waszą”. Kto by pomyślał, że później będę pod tym hasłem walczył w Italii!

Jak wszyscy żołnierze Andersa, na antyczną ziemię, na której swoim bojowym rydwanem szalał wtedy bóg Mars, nasz rozmówca dotarł pokonując ziemię bardzo nieludzką - Związek Radziecki. Młodzieżowa organizacja podziemna została rozbita przez sowiecką bezpiekę, a Narębski, aresztowany tuż po swoich 16. urodzinach, trafił do więzienia. Stamtąd, kiedy armie hitlerowskie zaczęły zalewać imperium Stalina, razem z innymi więźniami został zapędzony na wileński dworzec kolejowy, załadowany do bydlęcgo wagonu i po 10 dniach podróży praktycznie bez jedzenia, trafił za kolczaste druty. Wyszedł dzięki układowi Sikorski-Majski. Nie od razu.

- To nie było tak, że nagle otwierały się bramy obozów - wspomina. - Zwalniani byliśmy po kolei, każdy z nas musiał najpierw mieć przydzielone miejsce pobytu. Ja trafiłem do sowchozu pod Kirowem (dawnej Wiatką - przyp. red.). Fatalnie, nawet ziemniaków tam nie było, żywiliśmy się marchewką hodowaną na wodzie. Na szczęście spotkałem kilku podoficerów z Nowej Wilejki, którzy zabrali mnie do wojska. Zostałem przyjęty, choć nie byłem jeszcze w wieku poborowym. Skrajnie wyczerpany, trafiłem jednak do szpitala, gdzie leczono mnie... sokiem z marchwi. Niemcy podchodzili wtedy pod Moskwę, niczego innego nie było.

Kuracja okazała się jednak skuteczna i nasz rozmówca, jako żołnierz oddziału wartowniczego, via Uzbekistan, Persję, Irak, Palestynę, ruszył na front. W Palestynie trafił 3. Dywizji Piechoty, formowanej w oparciu o słynną z walk o Tobruk Brygadę Karpacką. Tam jednak zachorował na zapalenie opłucnej i pięć miesięcy spędził w szpitalu. Po powrocie został odkomenderowany z piechoty do zaopatrzenia, gdzie trafił na swojego niedźwiedziego imiennika, o którym legenda mówi, że pod Monte Cassino, pod niemieckim ogniem nosił skrzynki z amunicją. Jak się okazuje, jest to bajka. Żołnierze 22 kompanii, krążąc po włoskich serpentynach ciężarówkami z wyłączonymi światłami, dowozili głównie amunicję do ciężkich baterii, ustawionych poza rejonem zmagań opisanych przez Melchiora Wańkowicza.

Człowiek w niedźwiedziej skórze

- Wojtek od szczeniaka wychowywał się wśród ludzi, czuł się więc chyba człowiekiem, a w każdym razie w wielu czynnościach nas naśladował - dodaje Wojciech Narębski. - Kiedyś zobaczył, że dźwigamy 150-kilogramowe skrzynki z amunicją i zaczął robić to samo. Jego główną zaletą było jednak - moim zdaniem - co innego. Nasz dowódca zdawał sobie sprawę z tego, że obecność sympatycznego misia wśród żołnierzy, którzy sporo przeszli i od dawna nie widzieli domu, doskonale wpływa na ich morale. Niedźwiedź na ogół siedział przed kancelarią na łańcuchu, nigdy nikomu nie zrobił krzywdy, a wprowadzał sporo humoru. Nieraz np. zdarzało się, że blisko nas stacjonowały żeńskie kompanie transportowe. Dowoziły zaopatrzenie, które my transportowaliśmy w stronę linii frontu, i wracały do baz na południu. Dziewczyny często suszyły swoją bieliznę. Kiedyś Wojtek na to pranie zaszarżował, a później wrócił do nas obwieszony sznurem z bieliźnianymi trofeami.

Kompanijny zwierzyniec był zresztą dużo większy. Jeszcze w Palestynie Wojtek miał niedźwiedziego kompana - misia Michała, który jednak miał dość podły charakter, trafił więc do zoo w Tel Awiwie. Jego dyrektor, uradowany ze zdobyczy, podarował w zamian Polakom małpkę. Krysia okazała się niezwykle złośliwa, więc jeśli dziś ktoś o niej pamięta, to tylko dzięki Wojtkowi, któremu dawała się we znaki.

Polecamy

Wojciech Narębski i Wojciech niedźwiedź ostatni raz spotkali się pod Bolonią. Miś nadal uprawiał zapasy z kolegami, które dla pokonanych ludzi zawsze kończyły się wylizaniem twarzy, człowiek natomiast skończył szkołę podchorążych (generał Anders dbał o wykształcenie swoich żołnierzy) i został instruktorem.

Co się stało z niedźwiedziem z II Korpusu?

Po wojnie niedźwiedź zamieszkał w edynburskim zoo, gdzie skończył żywot 2 grudnia 1963 roku. Miś, którego niezwykła, opisana w kilku książkach historia, staje się scenariuszem kolejnych filmów, był jedną z głównych atrakcji ogrodu w szkockiej stolicy. Podobno do końca reagował, gdy słyszał polską mowę, przez cały czas odwiedzali go także koledzy z jednostki.

Pomorski epilog

Wojciech Narębski już się z nim nie spotkał, wrócił do kraju w 1947 roku. Opowieści profesora słuchamy w jego krakowskim mieszkaniu. Uzbekistan, Persja, Irak... Same dalekie strony. Ściany uginają się od różnego rodzaju pamiątek - plany renowacji wileńskiego ratusza, sporządzone przez jego ojca, Stefana Narębskiego, przedwojennego głównego architekta miejskiego, do dziś zresztą w Wilnie bardzo życzliwie wspominanego, są tu również wojenne pamiątki naszego rozmówcy, przywiezione z Włoch, prezentuje się także kawałek toruńskiej starówki autorstwa Barbary Narębskiej-Dębskiej, siostry profesora, znanej toruńskiej artystki.

- Z Wielkiej Brytanii przypłynąłem do Gdańska, skąd pojechałem do Torunia, do którego wcześniej trafiła moja rodzina - mówi Wojciech Narębski. - Tu skończyłem chemię na UMK.

Później kolega niedźwiedzia o bardzo niezwykłym rozumku trafił do Krakowa, jednak powojenny epizod jego życia nie jest jedynym, jaki wiąże go z naszym regionem. Wojciech Narębski, podobnie jak jego siostra Barbara i brat Juliusz (przyszły dziekan Wydziału Biologii i Nauk o Ziemi UMK) urodzili się we Włocławku. Tam w latach 20. ubiegłego wieku ich ojciec, Stefan Narębski (20 lat później dziekan wydziału sztuk pięknych toruńskiej uczelni), był głównym architektem miejskim. Jemu Włocławek zawdzięcza m.in. budynek Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Umarł profesor Wojciech Narębski, geolog i ostatni opiekun legendarnego misia Wojtka z II Korpusu - Nowości Dziennik Toruński

Komentarze 1

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Pulkownik ? Jego pagony i beret starego munduru pokazujy dystynkcje kaprala !! Dlaczego wszyscy kombatanci II wojny swiatowej sa oficerami ?Czy to po to dano im stopnie oficerskie aby mieli wyzsze emerytury ?Przeciez mozna bylo dac im ,zasluzyli, wyzsze emerytury bez tego calego cyrku z awansami !
Wróć na i.pl Portal i.pl