Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uchodźcy z Donbasu świętują z nami w Wieluniu

Zbigniew Rybczyński
Zbigniew Rybczyński
Małżonkowie Ałła i Igor wraz z synem Aleksandrem i kotem Zeusem sprowadzili się do Wielunia na zaproszenie władz miasta. Po wojennych doświadczeniach z Donbasu cieszy ich sam fakt, że mają dach nad głową
Małżonkowie Ałła i Igor wraz z synem Aleksandrem i kotem Zeusem sprowadzili się do Wielunia na zaproszenie władz miasta. Po wojennych doświadczeniach z Donbasu cieszy ich sam fakt, że mają dach nad głową Zbyszek Rybczyński
W styczniu zostali ewakuowani z Donbasu, by pół roku później osiedlić się w Wieluniu. Ałła, Igor i Aleksander nie mogą się już doczekać swoich pierwszych świąt Bożego Narodzenia w Polsce.

Jesteśmy bardzo ciekawi, jak będą wyglądać święta i powitanie Nowego Roku w Polsce. Czekamy z niecierpliwością - mówi zgodnie rodzina Kobeców. Do Wielunia przyjechali z ośrodka w Rybakach w woj. warmińsko-mazurskim. Znaleźli się w grupie Ukraińców polskiego pochodzenia, którzy na początku roku zostali ewakuowani z ogarniętego walkami z prorosyjskimi separatystami Donbasu.

U naszych wschodnich sąsiadów dominującym odłamem chrześcijaństwa jest prawosławie, w którym święta Bożego Narodzenia obchodzi się dwa tygodnie później niż w Kościele rzymskokatolickim. Różnica wynika z posługiwania się innymi kalendarzami - gregoriańskim i juliańskim. W tym drugim, przy którym pozostali grekokatolicy, wigilia Narodzenia Pańskiego przypada 6 stycznia.

- Moja świętej pamięci babcia mówiła, że tak nie może być, żeby jedni mieli święta w grudniu, a drudzy w styczniu. I obchodziła je dwa razy - wspomina z uśmiechem Ałła Kobec.

Na wschodzie Polski, gdzie prawosławni stanowią silną grupę wyznaniową, większość z nich obchodzi święta według tradycji grekokatolickiej. Trudniej jest o to w centrum Polski. Najbliżej Wielunia jest parafia prawosławna w odległej o 60 kilometrów Częstochowie. Łatwiej jest świętować razem z katolikami, co też zamierzają zrobić państwo Kobecowie.

- Słyszałam już, jak śpiewali kolędy, kilka melodii rozpoznałam. Aż się ciepło na duszy zrobiło. Słowa może i inne, ale myśl pewnie ta sama. Dopytuję przyjaciół, jak się tutaj obchodzi święta, kiedy trzeba do kościoła iść, jakie życzenia składać - opowiada Ałła Kobec. - Rodzinne święta są bardzo ważne. Na co dzień jesteśmy zagonieni, mamy dla siebie mało czasu, a tak chociaż ten jeden raz w roku możemy się spotkać i wszyscy razem usiąść za jednym stołem.

Wieluńska cerkiew przestała być miejscem kultu religijnego w 1914 r., kiedy miasto opuścili Rosjanie. Budynek stał opustoszały aż do 1934 r., kiedy został zaadaptowany na potrzeby muzeum. Budynek zmodernizowano, zdjęto kopuły. Po wojnie była świątynia stała się siedzibą domu kultury.

Państwo Kobec są pełni uznania, że u nas tak dba się o zabytki. Jak mówią, na Ukrainie pewnie nikt nie przejmowałby się opustoszałym obiektem i popadłby w ruinę. Swoją symbolikę ma fakt, że mąż Ałły, Igor, występuje na scenie Wieluńskiego Domu Kultury. Został członkiem działającego przy WDK zespołu Old Traditional Jazz Band, uczy też innych gry na puzonie.- Scena jest tam, gdzie stał ołtarz. Mówię więc do męża, że pracuje w świętym miejscu i sam Pan Bóg słyszy, jak gra - uśmiecha się Ałła.

Teraz Igor uczy się grać kolędy. Z zawodu jest muzykiem, w Doniecku przez ponad 20 lat pracował jako dyrektor Akademii Instrumentów Dętych. Uciekając z ojczyzny, musiał zostawić swoje trzy puzony. Teraz ma już nowy instrument i oprócz pracy w WDK, kieruje orkiestrą dętą z Kurowa pod Wieluniem. To rodzinna miejscowość obecnego burmistrza Wielunia Pawła Okrasy, który sam dał się poznać jako organista w miejscowym kościele.

- W święta będziemy grać kolędy na mszy. Solidnie się przygotowujemy na próbach. Będzie to dla mnie nowe doświadczenie, jestem przekonany, że bardzo ciekawe - mówi Igor Kobec.

Tak jak u nas, w Kościele prawosławnym w wigilię Bożego Narodzenia nie spożywa się potraw mięsnych. Rozpoczęcie celebracji Narodzenia Pańskiego zaleca się po północy. Jak domyślają się Kobecowie, obrządki bożonarodzeniowe obu tradycji mają wiele wspólnych cech, tylko inaczej rozkłada się akcenty. Ale są również elementy, które będą dla nich całkowitą nowością. Jak na przykład pasterka.

- Słyszałam, że w nocy ludzie idą do kościoła, a po powrocie mogą już jeść potrawy mięsne. Mam nadzieję, że pójdziemy. Bardzo chciałabym zobaczyć, jak to wygląda - mówi Ałła.

Zaskoczeniem dla Kobeców była też informacja, że część Polaków w okresie świąt praktykuje wizyty na cmentarzu, by wspomnieć bliskich, z którymi już nie można zasiąść przy wspólnym stole. Jak mówią, u nich tego nie ma. Jest natomiast odpowiednik katolickiego dnia Wszystkich Świętych, kiedy mieszkańcy masowo odwiedzają nekropolie. Przypada kilka dni po Wielkanocy.
Koleżanki z pracy dopytują Ałłę, czy będzie ubierać choinkę. Bo jak to tak bez choinki, gdzie prezenty schować? Ale akurat tego zwyczaju Kobecowie nie traktują jako obowiązkowego.

- Nie wiem jeszcze. Żywej choinki szkoda, a sztuczna to mi się nie podoba - tłumaczy Ałła. - Poza tym czasu mało, bo długo pracuję. Kupię od babci na targu stroik na stół i na tym się chyba skończy.

U grekokatolików święta Bożego Narodzenia trwają trzy dni. Pierwszy dzień (7 stycznia) poświęcony jest narodzeniu Jezusa Chrystusa, w drugim obchodzona jest uroczystość Świętej Rodziny, a w trzecim Kościół prawosławny czci pamięć pierwszego męczennika i diakona - świętego Stefana. Ale, jak podkreślają przybysze z Ukrainy, świętowanie trwa właściwie tydzień, czyli do Nowego Roku. Wita się go nie mniej hucznie niż u nas. Kobecowie są ciekawi sylwestra pod gwiazdami na wieluńskim rynku. Będzie oczywiście zabawa przy muzyce, ciepły poczęstunek, pokaz fajerwerków.

Rodzina Kobeców sprowadziła się do Wielunia w sierpniu. Zaopiekowano się nimi kompleksowo - dostali mieszkanie i pomoc w znalezieniu pracy. Władze zaprosiły 3-osobową rodzinę „w poczuciu odpowiedzialności za zdrowie i życie naszych rodaków”, jak uzasadniono w uchwale Rady Miejskiej Wielunia.

- Uznaliśmy, że mamy moralny obowiązek, aby umożliwić nowe życie tym, których teraz dotknęła wojna - przekonuje burmistrz Wielunia Paweł Okrasa.

- To, co dzieje się w Donbasie, to jest wojna - nie mają wątpliwości Kobecowie. - Tu, w Wieluniu, cieszymy się, że w ogóle mamy dach nad głową. Gdyby nie pomocna dłoń, którą wyciągnęli do nas Polacy, to nie wiem, co by z nami było.

Nigdy nie zapomną dnia, kiedy na ich blok spadła bomba. Oglądali akurat telewizję, gdy nagle w mieszkaniu wyleciały wszystkie okna i drzwi. Przeżyli tylko dlatego, że mieszkali na drugim piętrze. Ich sąsiedzi z góry mieli mniej szczęścia. Aleksander został jednak poraniony odłamkami szkła. Kiedy szukali pomocy, okazało się, że na miejscu nie ma już żadnych chirurgów. Pierwszej pomocy udzielał mu dentysta.

Do ośrodka na Mazurach przyjechali tylko z najpotrzebniejszymi rzeczami. No i z kotem Zeusem, o którym za sprawą mediów dowiedziała się cała Polska. Kobetsowie nie wyobrażali sobie, żeby zostawić zwierzaka na pastwę losu. Docenili to rodzimi obrońcy praw zwierząt. Aleksander otrzymał ostatnio podziękowanie od stowarzyszenia „Symbiossis” z Gliwic. „Za czynienie dobra, wyjątkowe serce i empatyczne podejście do naszych Braci Mniejszych, i to, że obchodzi Pana los zarówno ludzi, jak i zwierząt potrzebujących troski i miłości” - dziękuje zarząd stowarzyszenia.

W Rybakach mieli się zaaklimatyzować, m.in. ucząc się języka polskiego. Najlepiej sobie z nim radzi Ałła.

- W Rybakach było śmiesznie, bo dali nam elementarz dla dzieci. Po 50 latach znowu w pierwszej klasie. Co zrobisz - śmieje się Ałła. - Nauczycielka zachęcała: nie bój się mówić, jak ktoś nie zrozumie, do dopyta. Trudne to, ale się staram .

Kobecowie są już zameldowani w Wieluniu i mają pracę. Powoli urządzają mieszkanie, zawierają znajomości, poznają miasto. Z tym ostatnim nie ma większego problemu.

- Wieluń to nie jest duże miasto, więc nie potrzeba dużo czasu, żeby je poznać - wtrąca Aleksander.

Jego mamie szczególnie podoba się, że Wieluń jest zielonym miastem. Życie w 25-tysięcznym miasteczku jest dla Kobeców nowym doświadczeniem. Donieck, z którego uciekali przed wojną, to ukraińska metropolia.

- Wszędzie samochody, autobusy, tramwaje, trolejbusy, wszyscy pędzą na złamanie karku. A tu w Wieluniu wszystko toczy się pomalutku. Ciągle mi mówią, żebym się tak nie spieszyła - śmieje się Ałła.

Uchodźcy z Ukrainy ze smutkiem konstatują, że ich ojczyzna została podzielona. Uważają, że gdyby ci, którzy wybijali ją na niepodległość, bardziej dbali o narodową kulturę, tradycję, krzewili patriotyzm, to dziś nie byłoby wojny w Donbasie. Są też przekonani, że Ukraina w podobnej sytuacji nie zrobiłaby tyle, co nasz kraj dla osób o polskich korzeniach: - Tam by do głowy nikomu nie przyszło, żeby pomóc. A nas Polska przyjęła jak swoich rodaków. Za to wszystkim Polakom dziękujemy. Teraz jesteśmy mieszkańcami Wielunia i cieszymy sie z tego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki