Uchodźcy w Egipcie. Uciekli z Syrii, szukają spokoju pod piramidami

Redakcja
AP/EAST NEWS
Syryjczycy uciekają do Egiptu przed krwawą wojną w swoim kraju. Opuszczają zniszczone bombami domy. Mieszkają w najbiedniejszych dzielnicach wielkiego Kairu i Aleksandrii

Egipt stał się nowym celem ucieczki zdesperowanych uchodźców z Syrii. W sumie jest ich już tu 122 tysiące. Od początku tego roku przyjechało oficjalnie ponad 25 tysięcy, wynika z danych ONZ. Egipskie władze prowadzą wobec nich nietypową politykę. W kraju nie utworzono żadnego obozu dla uchodźców. Zamiast tego zamieszkują oni gęsto zaludnione i najbiedniejsze dzielnice dwóch największych miast - Kairu i Aleksandrii. Część z nich dostaje niewielką pomoc finansową od Unii Europejskiej. To nie wystarcza na przeżycie. Dlatego pracują gdzie mogą i jeśli tylko mogą, bo jak sami mówią dostać robotę nie jest łatwo. Główną przeszkodą to brak oficjalnego pozwolenia na pracę. Lokalny rząd zapewnia tylko podstawową opiekę zdrowotną.

Na podłodze w wynajętym mieszkaniu Magas

Magas Tarhwan uciekła z całą rodziną z Syrii w 2013 roku. Mieszkała w Damaszku. Jej dom został zbombardowany w czasie walk armii Baszara al-Assada z opozycją. Teraz siedzi na podłodze wynajętego mieszkania w jednej z części Obour City w Kairze. W drzwiach nie ma zamków. Obok trójka jej dzieci - malutka Hala i trochę starsi Nazem i Karam. Męża nie ma w domu. Dziś sprzedaje owoce kilka ulic dalej. Wyjątkowo udało mu się dostać pracę na tydzień.

Magas ma typowy strój arabskiej kobiety. Długą suknię do stóp. Na głowie czarną chustę. Obok na podłodze stoi butla z gazem i palnikiem. W garnku gotuje się ryż. Kobieta dorzuca do niego pokrojone warzywa. Co chwilę miesza w garze aluminiową łyżką, którą zaraz odkłada na bok. W bulgocący gar wpatrują się jej dzieci. Siedzą rządkiem koło mamy na podłodze. W jej domu wszystko dzieje się na podłodze, bo rodziny nie stać na meble. Ja też siedzę na podłodze i słucham Magas. Obok nas kilka walizek. W nich rzeczy całej rodziny. Z nimi przyjechali cztery lata temu i gotowi są w każdej chwili do wyjazdu.

Jej historia jest codziennością tysięcy uchodźców z Syrii, którzy znaleźli się w Egipcie. Życie jej rodziny zmienił marzec 2013 roku. Od wielu miesięcy trwały ciężkie walki w dzielnicy Damaszku, gdzie mieszkała Magas. Jednak bomby cudem omijały jej dom. Od początku roku nocą cała rodzina nie spała już u siebie. Przenieśli się do rodziców jej męża w bezpieczniejszej części Damaszku. Ta zapobiegliwość uratowała im życie. Lecz kiedy bomby zniszczyły ich dom, nie mieli co ze sobą zrobić. Mąż lada dzień mógł dostać powołanie do rządowego wojska dyktatora Baszara al-Assada. Zdecydowali, że uciekną z tego piekła.

Wybrali Egipt, bo nie chcieli skończyć w jednym z obozów dla uchodźców w Jordanii czy Turcji, a w sąsiednim Iraku szalało Państwo Islamskie. Sprzedali co mieli, resztę pożyczyli i samolotem przedostali się do stolicy Sudanu Chartumu. Wydali na to większość swoich pieniędzy. Do Kairu jest stamtąd dwa tysiące kilometrów. Jechali przez dwa tygodnie wzdłuż Nilu. Część kierowców podwoziła ich za darmo. Innym musieli płacić. Na granicy sudańsko-egipskiej wystąpili o status uchodźców. Tak robi 90 procent syryjskich rodzin przybywających do Egiptu, dla których droga Damaszek-Chartum-Kair jest obecnie najpopularniejszym szlakiem ucieczki.

Bez wsparcia Unii Europejskiej byłoby jeszcze gorzej

Tysiące syryjskich uchodźców od kilku lat mieszka w części Kairu zwanej Obour City. Ich dzieci chodzą do lokalnych szkół. Po zajęciach uczęszczają do centrów pomocy. Jedno z nich prowadzi „Al Gad Relief Foundation”. To organizacja pozarządowa działająca przy wsparciu Unii Europejskiej, która pomaga syryjskim uchodźcom w Egipcie i zaopatruje część z nich w niezbędne leki, a także organizuje zajęcia dla dzieci i ich rodziców. Ma to ułatwić aklimatyzację w nowym społeczeństwie.

Przy wsparciu unijnym działa zresztą więcej podobnych NGO. Wśród nich centrum dla „kobiet po przejściach” w Maadi, jednej z dzielnic Kairu. Inne takie miejsce to ośrodek wsparcia uchodźców w Aleksandrii, prowadzony przez Caritas we współpracy z UNHCR. Wreszcie ośrodek w miejscowości Alabour utworzony przez UNICEF i francuską fundację „Terres des Hommes”.

Od początku 2016 roku Komisja Europejska przekazała na pomoc humanitarną dla uchodźców zarejestrowanych w Egipcie 7,9 miliona euro

- Opiekujemy się 50 tys. dzieci syryjskich uchodźców i ich rodzinami - informuje Aldo Biondi z departamentu pomocy humanitarnej ECHO, działającego przy Komisji Europejskiej. - Nie chcemy, żeby przerywały edukację po przymusowej emigracji. Natomiast rząd Egiptu zapewnia im m.in. dostęp do miejscowej służby zdrowia.

Przeciętny zasiłek, który dostają uchodźcy objęci pomocą UE wynosi we wrześniu 1320 funtów egipskich na rodzinę. Dla porównania cena miesięcznego wynajmu dwupokojowego mieszkania waha się od 1000 do 1500 funtów. Nawet nie ma co przeliczać tego na euro, bo w Egipcie szaleje inflacja. Od listopada ubiegłego roku ceny wzrosły o 120 procent. Na początku 2016 roku kraj rozpoczął reformy zalecane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Zgodnie z radami bankierów z Waszyngtonu polecono rządowi, aby wstrzymał państwowe dopłaty do benzyny i gazu. Skutkiem tego ceny benzyny we wrześniu tego roku były dwa razy wyższe niż 12 miesięcy temu. Mięso podrożało z 40 do 160 egipskich funtów. Podobnie inne produkty.

Dlatego od listopada 2016 roku były już dwie podwyżki unijnych zasiłków.

- Syryjscy uchodźcy wydają je w dużej części na edukację swoich dzieci - ocenia Aldo Biondi. - Maluchy trafiają do szkół wspomaganych finansowo przez UE, ale które istniały już wcześniej, założone przez samych syryjskich uchodźców.

Korupcja i fabryczna linia do torturowania

Sytuacja gospodarcza w Egipcie jest coraz trudniejsza. W kraju twardą ręką rządzi wojskowa dyktatura gen. Abdela Fataha al-Sisiego. Na większości głównych ulic Kairu czy Aleksandrii stoją wojskowe posterunki. To prawdziwe twierdze zabezpieczone wysokimi na kilka metrów blokami betonu. Obok nich zaparkowane wojskowe pojazdy. Przed nimi żołnierze z karabinami gotowymi w każdej chwili do strzału. I tak co kilka kilometrów. Stan oblężenia!

Prezydent Egiptu generał al-Sisi dał siłom bezpieczeństwa zielone światło do bezkarnego stosowania tortur - podaje organizacja Human Rights Watch. W najnowszym raporcie pisze ona o „fabrycznej linii produkcyjnej” tortur. Obserwatorzy HRW dokumentują kolejne stadia cierpień, które przechodzą osoby aresztowane w Egipcie: od bicia po rażenie prądem elektrycznym, a nawet gwałty. - Nie ma nadziei na sprawiedliwość dla ofiar - mówią autorzy raportu, cytowani przez tygodnik Forum.

W kraju panuje korupcja. Spotkani na ulicy w Kairze Egipcjanie opowiadają, że za załatwienie dobrej pracy czy operację w szpitalu trzeba płacić. Podobnie jak za wiele innych mniejszych i większych spraw. Czy jest już tak źle, jak w książce „Afrykańska odyseja” niemieckiego dziennikarza Klausa Brinkbaumera z tygodnika Der Spiegel, gdzie główny bohater Ghanijczyk John Ampan mówi:

„Korupcja zniszczy Afrykę. Kilkadziesiąt lat temu można było ją zwalczyć, teraz jest już za późno. Wszyscy biorą, wszyscy płacą, każda przysługa kosztuje. Korupcja jest częścią naszej kultury i naszej codzienności. Pożera nas.”

Pieniądze wystarczyły dla czterech studentów

W siedzibie British Council w Kairze siedzi czterech studentów. Mieli ogromne szczęście. Za ich studia płaci Unia Europejska. Tysiące innych musiało przerwać naukę. Część z nich przez Morze Śródziemne popłynęła w stronę Europy.

Jeszcze kilka lat temu, gdy w kraju rządziło Bractwo Muzułmańskie, studenci z Syrii płacili takie samo czesne jak miejscowi. Od czerwca 2014 roku, czyli od czasu objęcia władzy przez wojsko z Abdelem Fatahem al-Sisim na czele, zasady zmieniono. Studiujący w kraju uchodźcy z Syrii płacą tak samo, jak inni cudzoziemcy.

- Za pierwszy rok nauki zapłaciłem 3 tysiące egipskich funtów - opowiada mi Mohammed al-Farouti, który w tym roku ukończył architekturę na Uniwersytecie w Kairze. - Na drugi rok też musiałem znaleźć 3 tysiące, ale już funtów angielskich, a nie egipskich, bo zmieniły się zasady. Nigdy nie byłoby mnie stać na dalszą naukę, gdyby nie pomoc z Unii Europejskiej.

Podobną drogę przeszedł Amar Kadah, który siedzi obok swojego kolegi i sączy miętową herbatę. Dzięki unijnym pieniądzom ukończył w Egipcie prawo. Co z tego, jeśli od dwóch lat nie może znaleźć pracy w swoim zawodzie. Był już na wielu rozmowach kwalifikacyjnych w kancelariach prawnych, ale nigdy nie zaoferowano mu zatrudnienia.

- W Egipcie, jako syryjski uchodźca nie mogę zarejestrować się jako prawnik - mówi Amar. - Dlatego od kilku miesięcy, żeby w ogóle mieć jakieś pieniądze sprzedaję na ulicy lody. Jeśli tak dalej pójdzie, będziemy znowu emigrować. Tylko dokąd? Nigdy nie zdecyduję się, żeby wziąć swoją żonę i trójkę małych dzieci na ponton i ruszyć przez Morze Śródziemne. To szaleństwo! Kilku moich znajomych utonęło w drodze przez wodę do Europy. Dwójka z nich miała małe dzieci.

Obrzezają dziewczynki, żeby wydać je za mąż

Pogarsza się też sytuacja materialna syryjskich uchodźców mieszkających nad Nilem, co prowadzi do kolejnych patologii. Jedną z nich jest tradycyjne obrzezanie małych dziewczynek, niezwykle popularne w Egipcie, ale nigdy nie spotykane w Syrii. Niestety część zdesperowanych, biednych rodziców małych Syryjek, chcąc wydać je za mąż w Egipcie, przejmuje miejscowe zwyczaje i zaczyna je obrzezać. Sygnały w tej sprawie napływają od początku tego roku.

- Docierają do nas raporty mówiące o tym, że część małych dziewczynek, dzieci syryjskich uchodźców w Egipcie, jest obrzezana - informuje Aleksandar Bodiroza, szef funduszu ludności ONZ, który spotkał się przed tygodniem z delegacją dziennikarzy z Europy w Kairze.

,,Tradycyjne wycięcie łechtaczki zwane chitanem przeszły prawie wszystkie Egipcjanki niezależnie od tego czy są muzułmankami czy chrześcijankami” - pisze mieszkający od wielu lat w Aleksandrii Piotr Ibrahim Kalwas w swojej książce „Egipt: Haram Halal”. Cytuje tam egipską działaczkę feministyczną Halę Jusuf, która mówi, że problem nie jest natury religijnej tylko kulturowej, a przede wszystkim obyczajowej: „Dziewczynki są obrzezane, aby w przyszłości nie myślały o seksie. To plugastwo i barbarzyństwo ciągnie się jeszcze od czasów przedislamskich”.

Jeden z największych orędowników obrzezania dziewczynek Naser asz-Szakir tak tłumaczy konieczność przeprowadzenia tego zabiegu:

„Kobieta jest największym zagrożeniem mężczyzny, jego złym duchem prowadzącym na manowce. A zwodzi go zawsze tym, co ma pomiędzy nogami. Dlatego należy to wyciąć”.

Pas rzezania zaczyna się w Somalii i ciągnie na zachód do wybrzeży Atlantyku. Najwięcej, bo ponad 90 procent kobiet obrzezanych jest w Egipcie, Sudanie, Erytrei, Somalii i Dżibuti. Jednak nigdy ten zwyczaj nie dotarł do Syrii.

Piotr Ibrahim Kalwas we wspomnianej książce cytuje egipskiego uczonego religijnego, profesora Abd as-Salama Abd ar-Rahima as-Sukkariego, który tak opisuje operację usunięcia łechtaczki:

„Na początku powinien zostać przywołany Bóg, aby pobłogosławił ten zabieg. Następnie trzymamy mocno dziewczynkę za kończyny i wsadzamy w jej zęby drewniany klocek, aby nie odgryzła sobie języka. Wycinamy łechtaczkę dokładnie, tak aby nie pozostał po niej ślad, bo po kilku latach odrośnie i trzeba będzie powtarzać operację.”

Kręgi rodziców syryjskich i egipskich

W jednej z sal w szkole w Obour City siedzi trzydzieści kobiet. Większość z nich uciekła z Syrii, część jest z Egiptu. Przyszły na cotygodniowe zajęcia. Spotkania mają zintegrować uchodźców z miejscową społecznością. Wszystkie ubrane w długie suknie do samych stóp. Siadam z tłumaczem wśród nich. Na głowach mają chusty. Widać tylko ich twarze. Choć jest środek dnia pali się żarówka. Okno szczelnie zasłonięte, zastawione telewizorem. Nic dziwnego za oknem potworny żar. Nad głowami wiruje wielki wiatrak. Co ciekawe, choć jesteśmy w kraju muzułmańskim, w szkolnej sali nie ma żadnych symboli religijnych. Choć jesteśmy w kraju, gdzie rządzi wojskowa dyktatura, w sali nie wisi portret prezydenta Al-Sisiego. Wszędzie wokół tylko namalowane przez dzieci kolorowe obrazki. Jest też atlas świata. Na mapie Bliskiego Wschodu nie ma państwa Izrael. Zarówno Syryjki, jak i Egipcjanki rozmawiają po arabsku. Kobiety rozumieją się. Różni ich jedynie akcent.

Swoją historię opowiada mi Fatima z Aleppo w Syrii.

- Z całą rodziną uciekłam dwa lata temu ze zniszczonego miasta - mówi Fatima. - Moja córka nie wytrzymywała psychicznie ciągłych nalotów. Kilka razy dziennie przerażona wchodziła pod stół. Wiele razy zdarzało się, że sikała ze strachu. Nie mogłam na to patrzeć. Wiedziałam, że musimy uciekać zanim dziecko załamie się psychicznie. Tak znaleźliśmy się w Egipcie.

Fatima mówi, że z córką jest już lepiej. Najważniejsze, że nad głową nie słyszymy codziennych odgłosów spadających bomb. To daje podstawowy spokój. Siedmioletnia dziś córeczka wraca do zdrowia. Już tylko raz w tygodniu wchodzi pod stół i płacze. Lekarz mówi, że z czasem będzie z nią coraz lepiej.

Pozostałe kobiety przysłuchują się naszej rozmowie. Pytam, czy któraś z nich myśli o tym, żeby jechać dalej do Europy. Odpowiada chóralne - Taaaak! Wszystkie Prawie wszystkie ręce w górze. Tylko trzy chcą wracać do Syrii. A jedna zostać na miejscu w Egipcie.

Pytam ich czy wiedzą, że w moim kraju, w Polsce, większość ludzi nie lubi uchodźców? Dodaję, że szczególnie nie lubią takich, którzy wyznają islam i są z Syrii? Nazywają ich terrorystami, brudasami, ciapatymi, czyli takimi co mają ciemniejszą skórę. Kobiety kręcą z niedowierzaniem głowami. Widać, że nie chcą uwierzyć w to, co mówię. Dlatego powtarzam jeszcze raz. W końcu jedna z nich mówi: - Zapytaj się ludzi u siebie, co by zrobili na naszym miejscu? Może mają jakąś radę, jak zachować się, gdy w kraju szaleje wojna, a nasze domy zamieniły się w ruinę i nie mamy pieniędzy, żeby je odbudować? Obiecuję, że po powrocie zapytam. Pozostałe kobiety klaszczą. Na koniec częstują świeżo upieczonym ciastem i pachnącą miętową herbatą. Do sali wbiegają ich małe dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl