Tysiące uchodźców z Ukrainy na granicy. Wszystkim zaczyna brakować sił

Dorota Kowalska
Dorota Kowalska
8 marca. Przejście graniczne w Medyce
8 marca. Przejście graniczne w Medyce K_kapica_afk
Do Polski przybyło już ponad milion Ukraińców uciekających przed wojną. Punkty recepcyjne pękają w szwach, dworce kolejowe przypominają noclegownie. A to dopiero początek - tym ludziom trzeba zapewnić mieszkania, pracę, edukację, dostęp do służby zdrowia.

W Starej Miłosnej, to część dzielnicy Wesoła w Warszawie, ludzie skrzyknęli się już 26 lutego, w trzecim dniu wojny na Ukrainie. Mają na Facebooku swoje grupy, znajomych. Zaczęła Ela. Napisała, że kupiła 120 bułek w piekarni, klient, który stał za nią, zapytał, czy to dla Ukraińców, czy kanapki pojadą na granicę, odpowiedziała, że tak. Wyjął z portfela 100 złotych. „To ja się dorzucam” - powiedział. Z czasem liczba dorzucających się rosła. Ela założyła zeszycik, w którym zapisuje wszystkie wydatki. Robi i publikuje zdjęcia paragonów.

- Z Facebooka dowiedziałam się, że ludzie pomagają. Zapytałam, czy czegoś nie dokupić do tych kanapek. Brakowało ogórków, poszłam, kupiłam i zaniosłam do Eli - opowiada Irena, mieszkanka dzielnicy. Jak poszła, tak została. W mieszkaniu było już kilka osób. Produkcja kanapek szła niemal taśmowo, na dodatek na kuchni gotowały się dwa gary pysznej zupy. Zupę na Ukrainę zabrał Mikołaj, kierowca autobusu. Irena do godz. 3.00 nad ranem podgrzewała ją i przelewała do termosów - w Starej Miłosnej zabrakło ich zresztą w sklepach. Kanapki pojechały pod Pałac Kultury.

- W sklepach były tłumy ludzi, kupowali pampersy, chusteczki. Wiadomo, że nie dla siebie - mówi Irena. W sobotę, na ich grupie na Facebooku pojawił się post, że do godz. 18.00 na pobliskiej stacji BP czeka autobus, że można przynosić do niego dary dla ukraińskiego wojska. Kiedy poszła do apteki po środki opatrunkowe, leki, okazało się, że wszystko wykupione. Dostała ostatnie opatrunki i sól fizjologiczną, bo wody utlenionej już nie było. Do autobusu z torbami przyszło pół dzielnicy. W zeszłym tygodniu na Facebooku odezwał się do nich Jerzy z Garwolina. Wziął na siebie produkcję kanapek, w którą zaangażował kobiety z Koła Gospodyń Wiejskich i znajomych. I tak kilka razy w tygodniu na granicę, na warszawskie dworce jadą z Garwolina kanapki oklejone niebiesko-żółtymi serduszkami. Ela z pieniędzy przekazanych przez sąsiadów i znajomych z całego świata kupuje soki, jogurty, słodycze. Jeżdżą do Dorohuska co dwa dni, najczęściej Krzysztof, właściciel osiedlowego warzywniaka, i Iwan, Ukrainiec, który od swojego polskiego szefa dostaje wtedy wolne. Irena z Magdą, żoną Krzysztofa, pojechała do Dorohuska w miniony wtorek.

- Są tam strażacy, harcerze, bardzo pomocni są policjanci, celnicy i Straż Graniczna. Jest wielu wolontariuszy, przyjeżdżają ludzie z Niemiec i Anglii. Są przedstawiciele operatorów sieci komórkowych, rozdają ludziom startery do telefonów, od razu je rejestrując. Nieformalnie współpracujemy z Polską Akcją Humanitarną, załatwiła to Tina, która zresztą pojechała na granicę z pierwszym konwojem ze Starej Miłosnej, u nich w magazynach zostawiamy nasze rzeczy - opowiada Irena. - Pomoc uchodźcom została sprywatyzowana, państwa, przynajmniej na tamtym przejściu, nie widać - dodaje.

Pomagają zwykli ludzie. We wtorek na granicy gotowali kotły zupy, grillowali kurczaka i kiełbaski. Ukraińcy, żeby przejść na polską stronę, stoją w kilometrowych kolejkach: w zimnie, mrozie, na wietrze. Kiedy przejadą do Polski, dostaną jedzenie, ciepłe picie, kakao, wodę do przyrządzania mleka dla dzieci. Zdarza się, że po parę godzin czekają, żeby wydostać się z granicy. Transport do centrum recepcyjnego, 5 km od przejścia, organizują strażacy ochotnicy, ale autobusów, które jechałyby do miast i miały wolne miejsca, jest niewiele. Irena wiozła do Warszawy matkę z dwiema córkami, jedną z sześciomiesięcznym dzieckiem. Zanim wyjechały do Piły, spędziły na Dworcu Wschodnim parę godzin. Tam miało być spokojnie, najluźniej, ale i tak ludzie spali pod kasami, a nawet w przejściu na perony.

- Pomoc dla ukraińskich uchodźców opiera się na mediach społecznościowych - mówią ci, którzy się w nią angażują. - Jest bardzo dobrze zorganizowana, ale spontaniczna. Na dłuższą metę tak się nie da. Ludzi, wśród nich dzieci, wciąż przybywa - tłumaczą.

Nie tylko warszawski Dworzec Wschodni jest pełen uciekających przed wojną, jeszcze gorzej sytuacja wygląda na Dworcu Centralnym i Zachodnim.

Jak mówiła w TOK FM Adriana Porowska z Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej, sytuacja jest bardzo zła. Brakuje koordynacji działań.

- To jest po prostu dramat. To są płaczące dzieci, to są przerażone starsze osoby, które potrzebują przeróżnych informacji - relacjonowała aktywistka. Uchodźcom pomagają coraz bardziej zmęczeni wolontariusze, przedstawiciele miasta i osoby prywatne, które „próbują w jakiś sposób ogarnąć ten chaos”. Tyle tylko, że żaden dworzec nie jest przygotowany do tego, by stać się miejscem noclegowym dla tłumów przerażonych ludzi.

- Jeśli ja słyszę, że my na Dworcu Zachodnim mamy ogarniętą koordynację, to ja się zastanawiam: Boże, co się dzieje na Dworcu Centralnym? Jak to tam wygląda? - relacjonowała Porowska.

Sytuacja jest naprawdę poważna, sama widziała, jak jedna z wolontariuszek zemdlała.

- Zobaczycie, że dojdzie do dramatów. My nie wytrzymamy fizycznie - podsumowała w rozmowie z TOK FM.

O tym, że jest źle, wiedzą wszyscy, którzy choć trochę włączyli się w pomoc uchodźcom. We wtorek do warszawskiego ratusza zaproszone zostały największe polskie organizacje pomocowe: Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, Polska Akcja Humanitarna, Caritas Polska i UNICEF.

- Konkluzja naszych rozmów jest taka, że państwo polskie i my wszyscy stoimy przed największym kryzysem humanitarnym od czasów II wojny światowej. Jeżeli chodzi o liczbę uchodźców, którzy zmierzają w naszą stronę, te liczby będą zmieniać się z godziny na godzinę. Jeszcze dwa dni temu przez nasze punkty przewinęło się 18 tysięcy osób, a dziś już 30 tysięcy osób - wyliczał Rafał Trzaskowski, prezydent Warszawy. - Musimy ustrukturyzować nasze działania, potrzebny jest system, który będzie radził sobie z tym, co przed nami. W tej chwili najważniejsza jest koordynacja i to, byśmy się przygotowali na różne scenariusze rozwoju sytuacji, a te będą na pewno bardzo poważne. Rozmawiamy z rządem, jesteśmy gotowi do pomocy, ale przede wszystkim musimy rozmawiać z Unią Europejską, Organizacją Narodów Zjednoczonych i specjalistami - dodał prezydent.

Wiadomo, że od pierwszego dnia rosyjskiej agresji na Ukrainę do Polski przybyło łącznie 1,33 mln uchodźców. Wśród nich 93 proc. stanowią Ukraińcy. Zdaniem szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella w wyniku wojny na Ukrainie do Unii Europejskiej może przybyć nawet 5 mln uchodźców.

- Musimy zmobilizować wszystkie środki Unii Europejskiej, by pomóc krajom, które przyjmują te osoby - mówił Josep Borrell w poniedziałek w Montpellier na briefingu prasowym przed spotkaniem unijnych ministrów rozwoju. Potrzebujemy więcej szkół, więcej centrów recepcyjnych, więcej wszystkiego - dodał unijny dyplomata.

Na przejściu granicznym w Medyce też tysiące uchodźców. Przy jednym z punktów krząta się młoda dziewczyna, podając zmarzniętym ludziom, którzy dopiero przekroczyli granicę, gorącą kawę i herbatę, dzieci z kolei dostają jakieś łakocie. Tą młodą wolontariuszką jest 23-letnia Białorusinka Dasha Miazhennikowa, która od pierwszego dnia wojny pracuje na granicy jako wolontariuszka.

- Sama jestem uchodźcą, ponieważ w zeszłym roku byłam zmuszona opuścić Białoruś, więc wiem, co to znaczy. Mimo że od roku mieszkam w Warszawie, gdy usłyszałam, że Rosja zaatakowała Ukrainę, to postanowiłam coś zrobić i jakoś pomóc - opowiada dziewczyna. - Przyjechałam tutaj samochodem z myślą, żeby kogoś zabrać, jednak, gdy zobaczyłam, że na miejscu potrzebna jest pomoc, to postanowiłam zostać i działam jako wolontariusz - dodaje Dasha.

W punkcie, w którym wolontariuszem jest Dasha, pomagają również Polacy i Ukraińcy. We wtorek dyżur jako koordynator ma właśnie Dasha.

- Ci ludzie przybywają tutaj cały dzień i całą noc, więc na pewno potrzebna jest żywność oraz woda, z której można gotować gorącą kawę lub herbatę. W nocy jest bardzo zimno. Ludzie, którzy czekają na swoich bliskich, są zziębnięci, a nie każdy się zmieści do ogrzewanych namiotów, więc chociaż ciepłym napojem się rozgrzewają - tłumaczy.

Nie ukrywa, że przydałyby się ręce do pracy. Brakuje ludzi do rozładunku towarów dostarczanych przez darczyńców, do sprzątania. Chętni do pomocy mogą się zgłosić do jednego z wolontariuszy pracujących na granicy i on już pokieruje do koordynatorów tam działających.

Tak właśnie zrobili strażacy Dariusz Ostrowski z OSP Bestwina oraz Jan Jura z OSP Wieprz, którzy na przejściu pracują jako ratownicy medyczni.

- Mamy stosowne uprawnienia i pomyśleliśmy, że przyda się nasza pomoc tutaj. Nie pomyliliśmy się, bo rzeczywiście niektórzy uchodźcy potrzebują pomocy, przy różnych dolegliwościach oraz przy podawaniu leków. Była sytuacja, że jednej pani skończyła się insulina w drodze i trzeba było szybko działać, aby zdobyć lek i jej go podać. Zresztą pomagamy też tam, gdzie zajdzie potrzeba, od robienia herbaty po sprzątanie czy rozładunek darów. Najważniejsze teraz tutaj na granicy to dodatkowe namioty, gdzie można się ogrzać, ciepłe koce i folia termoizolacyjna, ponieważ noce są bardzo zimne - mówią druhowie OSP.

Mimo ogromnej pracy, jaką wykonują wolontariusze, wciąż jest ich zbyt mało.

- Potrzebujemy wolontariuszy do pracy w hali sportowej w Ustrzykach Dolnych, która polega na sortowaniu dostarczonych darów, oraz na przejście graniczne w Krościenku. Tam potrzebni są ludzie do wydawania ciepłych posiłków - mówi Karolina Twardeusz, koordynator do spraw wolontariuszy przy UM Ustrzyki Dolne.

Ogromną pomoc i zaangażowanie ze strony tak naprawdę prywatnych osób widzą sami uchodźcy.

- Bardzo dziękujemy za okazałą nam pomoc. Dobrze tu nami się opiekujecie, chociaż wierzę, że ta wojna szybko się skończy i będę mogła wrócić na Ukrainę, bo wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej - mówi łamiącym się głosem Antonina.

Kobieta wspólnie z córką i wnukiem uciekli z miasta Kamieńskie w obwodzie dniepropietrowskim. Na Ukrainie został zięć Antoniny i jej schorowana matka, o których bardzo się martwi.

Antonina nie zostanie na przejściu granicznym, ruszy dalej w Polskę. Będzie potrzebowała pomocy, jak tysiące jej rodaków. Tyle tylko, że ci, którzy pomagają, opadają z sił. Na warszawskim Torwarze, gdzie wojewoda mazowiecki zorganizował kilka dni temu punkt recepcyjny dla uchodźców z Ukrainy, sytuacja wygląda dramatycznie.

„Żarty się skończyły, wojewoda tylko udziela wywiadów, jak wszystko jest pod kontrolą, a my, wolontariusze, jesteśmy już na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej” - napisała na jednym z portali społecznościowych Joanna Niewczas, koordynatorka wolontariuszy w tym miejscu. Kobieta opisuje, że brakuje środków finansowych na zakup leków dla uchodźców. Lekarze wypisują recepty, a wolontariusze wykupują je za własne pieniądze. Brakuje jedzenia.

„Wolontariusze odpowiadają za organizację kilku tysięcy posiłków dziennie, obdzwaniając restauracje i prosząc o dary. Nie jesteśmy w stanie zapewnić posiłków dla uchodźców przy takiej liczbie osób. Nie dostaliśmy żadnych środków do zagospodarowania w sytuacji kryzysowej. Za kuchnię odpowiadają harcerze, to osoby bez doświadczenia w gastronomii, nie mamy kontroli nad ważnością i świeżością produktów, nie ma żadnych zasad BHP. Jest ogromne ryzyko epidemii spowodowanej brakiem przestrzegania wymogów sanitarnych” - alarmuje Joanna Niewczas.

Nie ma środków higieny, maseczek i rękawiczek, nie ma możliwości dezynfekcji rąk, stołów. Jak podkreśla koordynatorka wolontariuszy, na Torwarze są już przypadki COVID-19, ona sama też jest zakażona.

„Nikt nie przestrzega reżimu sanitarnego, wojewoda nie dostarczył żadnych środków ochrony sanitarnej. Jeżeli chodzi o czystość - wojewoda zapewnił jedną osobę do sprzątania. Łazienki są w opłakanym stanie, uchodźcy sami sprzątają toalety. Nie dostaliśmy wsparcia ze strony żadnej organizacji, wszyscy wolontariusze to grupa znajomych, która zebrała się oddolnie. Pracują oni po 20 h dziennie” - wylicza Joanna Niewczas.

A przecież to dopiero początek. Wyzwań, które stoją przed polskim rządem, przed nami wszystkimi, jest znacznie więcej. Uchodźcom trzeba zapewnić mieszkania, pracę, edukacje, dostęp do służby zdrowia. Wiadomo, że niewielki procent Ukraińców jest zaszczepionych przeciw COVID-19, w ogóle nie wszyscy mają szczepienia, które w Polsce są obowiązkowe. W poniedziałek rząd przedstawił specustawę, która, jak stwierdził premier Mateusz Morawiecki, ma zaproponować „coś w rodzaju namiastki normalnego życia” dla uciekających przed wojną w Ukrainie. Każdy obywatel Ukrainy, który po 24 lutego wjechał legalnie do Polski, będzie mógł zostać w naszym kraju przez 18 miesięcy, na początek dostanie 300 zł pomocy. Ustawa gwarantuje też wsparcie finansowe w wysokości 40 zł dziennie dla tych, którzy przyjmują uchodźców na podstawie umowy podpisanej z gminą. To wsparcie będzie przysługiwać dwa miesiące.

Ukraińcom w trakcie pobytu w Polsce zostanie przyznany numer PESEL. Aby załatwić sprawy urzędowe, utworzy im się profil zaufany. To ważne, bo od początku tego roku, aby uzyskać prawo do 500+, 300+ czy rodzinnego kapitału opiekuńczego, trzeba złożyć wniosek online. Będą także musieli założyć konto w banku, bo ZUS wypłaci świadczenia wyłącznie przelewem. W myśl nowych przepisów Ukraińcy będą mogli podjąć zatrudnienie w Polsce bez dodatkowych wymogów czy zezwoleń. Pracodawca będzie musiał jedynie w ciągu siedmiu dni powiadomić najbliższy urząd pracy o tym fakcie za pośrednictwem portalu praca.gov.pl.

Przemysław Czarnek, minister edukacji, rozmawiał z ukraińskim ministrem oświaty i nauki. Szef MEiN w wywiadzie dla PAP zapowiedział, że dla uchodźców utworzone zostaną oddziały przygotowawcze, w których będą się oni uczyć języka polskiego. Do pomocy ministerstwo chce zaangażować ukraińskich studentów studiujących na polskich uczelniach.

Zanim to jednak nastąpi, polskie szkoły już teraz gotowe są przyjąć wszystkie dzieci, które chcą podjąć taką naukę. I takie dzieci są przyjmowane. Na polskich uczelniach wyższych mogą studiować ukraińscy studenci.

W Polsat News wiceszef MSZ Paweł Jabłoński został zapytany, jakie koszty może ponieść Polska, jeśli milion Ukraińców zdecyduje się zostać w Polsce i czy rząd ma szacunki w tej sprawie.

- Te koszty będą bardzo duże, będą liczone w miliardach złotych - oświadczył wiceszef MSZ. - Wstępne szacunki mówią o kilku miliardach, dochodzimy nawet do 10 mld zł, jeśli bierzemy pod uwagę system edukacji, system opieki zdrowotnej, ubezpieczenia społecznego - przekazał.

Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej, już w zeszłym tygodniu ogłosiła, że Bruksela przeznacza 500 mln euro z budżetu UE na potrzeby humanitarne zarówno w Ukrainie, jak i krajach Unii, dokąd trafiają uchodźcy.

Na razie nie ustalono, ile dokładnie z tego trafi do Polski. Natomiast wiadomo, że już 85 mln euro dla Ukrainy i 5 mln euro dla Mołdawii jest przekazywane na dostarczanie tam żywności i wody, na opiekę zdrowotną i udzielanie schronienia. A Komisja Europejska we wtorek, 8 marca, postanowiła udostępnić kolejne 420 mln euro z unijnej siedmiolatki 2014-20. Bez tej decyzji te fundusze jako niewydane zwrócono by krajom płatnikom do wspólnej kasy unijnej.

- Do Unii z Ukrainy trafiło już ponad dwa miliony uchodźców. W niecałe dwa tygodnie przybyło tylu ludzi, ilu trafiło do całej Unii w latach 2015-2016. A będzie więcej. I będziemy potrzebowali więcej pomocy - powiedziała Ylva Johansson, komisarz UE ds. wewnętrznych.

Tyle tylko, że pomoc potrzebna jest już teraz. Po ponad dwóch tygodniach wojny wciąż nie brakuje tych, którzy jeżdżą na granicę, ale są coraz bardziej wyczerpani. Jerzy z Garwolina, ten od kanapek z serduszkiem, napisał we wtorek na Facebooku, że wyłącza się na kilka dni, że musi odpocząć, pobyć trochę z rodziną. Zrobił już dla uchodźców 11 258 kanapek. W środę i w czwartek na drogowym przejściu w Dorohusku znowu byli wolontariusze ze Starej Miłosnej. Lada dzień będą pakowali tira z pomocą dla tych, którzy dni i noce spędzają w schronach. Zbiórkę prowadzą: cukiernia, warzywniak, zakład fryzjerski. Pytanie tylko, jak długo dadzą radę.

Współpraca:
Wojciech Tatara

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl