Tylko co drugie wezwanie pogotowia jest do pacjenta w stanie zagrożenia życia. Ratowników już wzywano do reanimacji papugi i psa

Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Liliana Bogusiak-Jóźwiak
Pawel Lacheta/ Polska Press/ Express Ilustrowany
Tylko co drugi wyjazd karetki pogotowia to wezwanie do pacjenta, którego życie może być zagrożone. Pozostałe to wizyty u osób, które pomoc powinny otrzymać u lekarza podstawowej opiece zdrowotnej. Zdarzają się też kuriozalne wezwania, które na szczęście dyspozytorom dwukrotnie udało się „rozpracować”.

Zdenerwowany mężczyzna wzywa karetkę do Maciusia, którego reanimuje. Stan chorego ma się pogarszać, ale dzwoniący robi, co może. Dopiero po dłuższej chwili okazuje się, że Maciuś to papuga.
Kolejna sytuacja spod Łodzi. Zdenerwowany mieszkaniec wzywa pomoc, bo u jego przyjaciela doszło do zatrzymania krążenia. Dyspozytor dopytuje o szczegóły. Okazuje się, że karetka miałaby pojechać do psa. W tym samym czasie na pomoc czekał pacjent z udarem.

- Zespół karetki pogotowia nie wystawia recept, zwolnień lekarskich, zaświadczeń ani nie orzeka o stanie zdrowia – przypomina Adam Stępka, ratownik Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego i jego rzecznik prasowy. - Niestety. Często dopiero na miejscu okazuje się, że taki był faktyczny powód wezwania pogotowia. Dzwoniący dyspozytorowi zgłaszał co innego.

I tak zespół przyjeżdża do mieszkania chorego, który wzywał karetkę z powodu trudności z oddychaniem. Tymczasem pacjent po weekendowym pijaństwie prosi lekarza o wypisanie zwolnienia, bo nie chce lub nie może pójść do pracy.
Kolejne wezwanie do pogryzienia przez psa. Na miejscu okazuje się, że pijany wezwał karetkę do równie pijanego kolegi. Tego pies co prawda ugryzł, ale półtora miesiąca wcześniej.

„Zbadajcie go, bo jest jakiś dziwny” – poprosiła wieczorem dyspozytora pogotowia żona łodzianina w średnim wieku. Gdy karetka przyjechała na miejsce pan siedział w fotelu i oglądał mecz. Ratownikom opowiedział, że wrócił z pracy po kilku głębszych. Żona zaczęła robić mu wyrzuty, więc udawał, że jej nie słyszy. Oglądał mecz.

- Gdy przyjechaliśmy mężczyzna uklęknął przed nami i przepraszał nas za bezzasadne wezwanie - wspomina ratownik.
Kolejna historia. Dzwoni lokatorka wieżowca na Radogoszczu. Pod blok podjeżdża karetka na sygnale. Drzwi mieszkania otwiera kobieta w papilotach i szlafroku. „Pani dzwoniła, że jest tu osoba nieprzytomna”? - pyta ratownik. „Tak – odpowiada kobieta. - Bo ja tu cały dzień taka nieprzytomna chodzę”.
Himalaje bezczelności osiągnęli łodzianie, którzy wezwali pogotowie do dziecka, które - jak zapewniali dyspozytora - źle się czuje. Na miejscu okazało się, że oczekują od lekarza, że ten wypisze ich synowi zwolnienie z wf-u.

Ale karetki wzywają do swoich pracowników, którzy gorzej się poczuli w czasie pracy, ich szefowie. Zgodnie z regulaminem firmy (ale wbrew ustawie o ratownictwie medycznym) oczekują, że pracownicy pogotowia stwierdzą, czy zatrudniony może po chwilowej niedyspozycji wrócić na stanowisko pracy czy też nie.
Po pogotowie dzwonią również pracownicy opieki społeczne oczekując, że ratownik oceni czy bezdomny może być zabrany do ośrodka pomocy społecznej.

Jak mówią ratownicy większość wezwań do sytuacji nie będących zagrożeniem życia wynika ze zwykłego cwaniactwa, zaburzeń zachowania lub zaburzeń psychicznych dzwoniącego.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tylko co drugie wezwanie pogotowia jest do pacjenta w stanie zagrożenia życia. Ratowników już wzywano do reanimacji papugi i psa - Express Ilustrowany

Komentarze 3

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

G
Gość
Zaburzenia psychiczne to ma 70% w tym zawodzie w karetkach i na SOR ach w łódzkich szpitalach i na oddziałach tak jak się odnoszą do pacjentów to głowa mała. Psy chyba mają lepiej w schroniskach.
G
Gość
"Jak mówią ratownicy większość wezwań do sytuacji nie będących zagrożeniem życia wynika ze zwykłego cwaniactwa, zaburzeń zachowania lub zaburzeń psychicznych dzwoniącego." KŁAMSTWA I BZDETY ALE TAK MÓWIĄ BO NAJCHĘTNIEJ TO BY NIC NIE ROBILI I SPALI W KARETKACH CO NIE?A ZARABIAĆ TO BY CHCIELI Z 10.000ZŁ.
G
Gość
Nie wiem do czego jeżdżą wiem jedno. Do kogoś z mojej rodziny z podejrzeniem wyrostka jechali 2 godziny tak się spieszą... Ogólnie mają wszystko gdzieś w więkoszości. W 70% w tych karetkach są aroganci buraki i dyletanci z wiedzą na poziomie salowego. Kiedyś przyjechała taka jedna wielka lekareczka i mi wmawia ,że po samym EKG ona stwierdza ,że nie mam zawału i niedokrwienia serca.... HAHAHA a z tego co wiem to trzeba zrobić jeszcze markery sercowe. Ale tego już mi nie powiedziała . EKG i wypad z karetki. A jakie to było niesympatyczne przy tym to inna sprawa. Zero kultury zero ogłady zero poszanowania . Wiedza też mierna. Przyjeżdżają jak z łaski a do papugi nie wzywałam nigdy. Ogólnie łódzkie ratownictwo medyczne jest bardzo liche. A po pavulonach to ja do nich zaufania w ogóle nie mam. Już nigdy nie odbudują tego co stracili wtedy ludzie pamiętają i się boją.
Wróć na i.pl Portal i.pl