Trudno o optymizm

Antoni Libera
Dzięki przyjęciu chrztu od Czechów, a nie od Niemców, Polska zabezpieczyła się przed dominacją germańską, ale jednocześnie stanęła na uboczu cywilizacji zachodniej. Ten stan rzeczy utrzymuje się do dziś. Ale teraz bez współpracy z innymi w ramach Unii Europejskiej wpadniemy w szpony pasożytniczej Rosji. Tymczasem przyszłość UE jest coraz bardziej zagrożona, gdyż jest ona tworem sztucznym, dalekim owocem oświeceniowej utopii

Aby przewidywanie przyszłości wspólnoty czy państwa nie było tylko zabawą, lecz pretendowało do próby odgadnięcia rozwoju wypadków, musi być poprzedzone uzmysłowieniem sobie głębszych uwarunkowań sytuacji, w jakiej przewidywanie to się podejmuje.

Na co zwróciłbym uwagę?Sięgnąłbym do samego początku. A mianowicie do tego, że Polska przyjęła chrzest, po pierwsze, z Rzymu, a nie z Bizancjum, a po drugie, od Czech, a nie od Niemców. Te dwie okoliczności zaważyły na historii narodu. Przyjęcie chrztu z Rzymu związało Polskę z Zachodem; przyjęcie go od Czech - zbawiennie, ale i ryzykownie - naznaczyło ów związek pewnym dystansem.

Zbawiennie w tym sensie, że zabezpieczyło młodsze kulturowo plemiona słowiańskie przed dominacją germańską; ryzykownie w tym sensie, że od samego początku pozostawiało Polskę na uboczu. Warto zwrócić uwagę, że większość ludów słowiańskich przyjęła chrzest z Bizancjum, czyli prawosławie. Z liczących się ludów słowiańskich tylko Czesi i Polacy znaleźli się po stronie Rzymu.

Dawało im to szansę tworzenia własnego idiomu kulturowego na tle europejskich "rodzin" - romańskiej, anglosaskiej, germańskiej czy skandynawskiej. I tak się rzeczywiście stało. W ciągu pięciuset lat Polska wyrosła na potężne mocarstwo o wyrazistej, odrębnej osobowości. Było przeciwwagą, z jednej strony, dla Rusi i wojowniczego islamu, a z drugiej, dla dominujących w centrum Europy Niemiec.

Ten naturalny rozwój uległ zakłóceniu i załamaniu w XVI i XVII w. wraz z reformacją, która wynikała ze stopniowego uwiądu feudalizmu i tworzyła grunt dla tworzenia się nowych systemów społeczno-politycznych opartych na technice i pieniądzu. Otóż jeśli większość europejskich "rodzin" narodowych w większym lub mniejszym stopniu wkroczyła na tę drogę, to Polska, niebywale wówczas zasobna, nie. Reformacja została stanowczo odrzucona. Polska pozostała feudalnym molochem. Stało się to zaczątkiem powolnego procesu, który wraz z innymi bolączkami doprowadził kraj naprzód do cywilizacyjnej niewydolności, a z czasem do politycznej zapaści. I kiedy Europa Zachodnia na przełomie XVIII i XIX w. weszła w fazę dynamicznego kapitalizmu, Polska, pozbawiona państwowości, nie uczestniczyła w tych przemianach jako podmiot, lecz jako wyzyskiwany niewolnik. Podstawowym polskim problemem stało się ratowanie bytu narodowego i walka o niepodległość.

Po jej odzyskaniu w 1918 r. Polska zaczęła nadrabiać wieloletnie zapóźnienia. Szło jej to całkiem nieźle. Proces ten został jednak przerwany przez konflikt dwudziestowiecznych totalitaryzmów. Co stało się w ich wyniku, wiemy aż nadto dobrze. Polska naprzód została doszczętnie zniszczona i osłabiona biologicznie, a następnie na blisko 50 lat dostała się pod skrajnie destrukcyjny wpływ Rosji sowieckiej.

Wyjście z tej opresji graniczyło z cudem, a jednak się udało. Polska nie tylko ponownie odzyskała niepodległość, lecz w ciągu zaledwie 15 lat na powrót przyłączyła się do Europy, i to na zasadach instytucjonalnych.
Co z tego wynika? Przede wszystkim korzyści. Unia Europejska daje Polsce ogromne wsparcie gospodarcze i cywilizacyjne, a nadto pewną ochronę polityczną. Istnieją też jednak zagrożenia. Chodzi o to, że Unia, daleki owoc oświeceniowej utopii, jest tworem sztucznym, a przeto o niepewnej trwałości. Na razie się sprawdza, ale już widać rozmaite wynaturzenia, które mogą w przyszłości przerodzić się w zarzewie konfliktu. Powstaje zupełnie nowa klasa czy oligarchia unijnych urzędników, która kieruje się własnymi interesami. Ta zideologizowana biurokracja przeradza się z wolna w neonomenklaturę XXI w. Drugi problem to słabość duchowa europejskiego Zachodu, prawie całkowita laicyzacja, co znalazło swój wyraz w odrzuceniu czysto symbolicznego odniesienia się do wartości chrześcijańskich w preambule eurokonstytucji. Istnieją więc uzasadnione obawy, że po dającym się pomyśleć ataku islamskiego terroryzmu Unia zachwieje się, rozpadnie i jej niegdysiejsi członkowie zaczną działać na własną rękę z okrzykiem na ustach "ratuj się, kto może".

Dramat Polski polega na tym, że gdy wreszcie, po tylu nawałnicach, dotarła do, wydawałoby się, bezpiecznego portu, okazuje się on już nie tak pewny jak dawniej. Nasz kraj, z jednej strony, absolutnie nie może sobie pozwolić na działanie w pojedynkę, na votum separatum (które byłoby dalekim echem sławetnego liberum veto), na próbę tworzenia własnej, "trzeciej" drogi, ponieważ jest na to za słaby. Prędzej czy później wpadły w szpony drapieżnej, pasożytniczej Rosji.

Z drugiej strony musi uważać nauczony przez liczne doświadczenia z przeszłości, aby nie zostać przez Zachód może już nie tyle "zdradzony", co - w chwili kryzysu czy wręcz kataklizmu, jaki może nastąpić w wyniku starcia z cywilizacją islamu - porzucony, pozostawiony nagle samemu sobie.

Polski eurosceptycyzm ma dwa źródła. Jedno tkwi w głębokich pokładach narodowych kompleksów i lęków: w indolencji, obawie przed wszelką nowością i zmianą, w niechęci do wszystkiego co obce, w przywiązaniu do ciasno pojmowanej tradycji, w tym do rytualnych form życia religijnego. Drugie jest pochodną analizy i interpretacji duchowej kondycji europejskiego Zachodu, powstałych i krzewionych na samym Zachodzie. Inaczej mówiąc, jest funkcją ideowego samokrytycyzmu, który jest pewną stałą tej cywilizacji. Niebezpieczeństwo czyha z dwóch stron. Z jednej strony, Polska powinna wystrzegać się przejmowania tego samokrytycyzmu en bloc i wylania w ten sposób dziecka judeochrześcijańskiej cywilizacji, tradycji i wartości, na których się opiera, wraz z kąpielą nacjonalizmu, kolonializmu, autorytarnych rządów itd. Straciłaby wtedy - jak to już się stało w niektórych państwach europejskich - wszelką siłę oporu przeciwko wpływom obcych cywilizacji i próbom podważania swych podstawowych wartości. Z drugiej zaś strony, istnieje niebezpieczeństwo przeciwne, mianowicie popadnięcia w skrajności, głoszone przez eurosceptyków radykalnego, nieliberalnego pokroju, i wylania w ten sposób dziecka rozsądku i liberalizmu wraz z kąpielą prowincjonalnego zacofania.

Skoro jednak Unia Europejska z jednej strony łatwo ulega pokusom anty-amerykanizmu, z drugiej zaś zdaje się być ślepa na niebezpieczeństwo, jakie płynie z Rosji, a Polska nie jest dość silna, by sama się bronić, jedno jest pewne: przewidywania na rok 2020 optymistyczne być nie mogą.

Antoni Libera, pisarz i reżyser teatralny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl