Tragedia w Bytomiu: mija pół roku. W wybuchu gazu zginęły matka i dwie córki. Na jakim etapie jest śledztwo, co mówią mieszkańcy?

Patryk Osadnik
Patryk Osadnik
Ul. Katowicka kilka dni po tragedii
Ul. Katowicka kilka dni po tragedii Patryk Osadnik
6 stycznia 2020 roku mija dokładnie sześć miesięcy od tragedii, do jakiej doszło przy ulicy Katowickiej w Bytomiu. Na początku lipca ubiegłego roku na parterze kamienicy o numerze 37 miał miejsce wybuch gazu, w którym zginęła trzyosobowa rodzina - Barbara oraz jej dwie córeczki - Laura i Linda. Prokuratura wciąż prowadzi śledztwo, które ma ustalić przyczyny wybuchu, ale w Bytomiu przybywa insynuacji i plotek. Przyglądamy się temu, jak wygląda sytuacja pół roku po tragedii.

W wybuchu gazu zginęła matka i dwie córki

Do tragedii w Bytomiu doszło 6 lipca 2019 roku. Była sobota, około godz. 13.20, kiedy w mieszkaniu z numerem jeden na parterze kamienicy przy ulicy Katowickiej 37 wybuchł gaz.

Siła uderzenia była tak silna, że wyrwała wszystkie okna oraz drzwi, uszkadzając przy tym sąsiednie lokale, gdzie przewracały się nawet murowane ściany. Jęzory ognia buchały na drogę.

Pierwsi do pomocy rzucili się sąsiedzi z okolicznych kamienic, wyprowadzając ze środka budynku mieszkańców. Później na miejscu pojawiło się 29 zastępów straży pożarnej, pogotowie, policja… niestety w wybuchu zginęły trzy osoby – 38-letnia Barbara oraz jej dwie córeczki Laura i Linda, w wieku kolejno 8 i 5 lat.

Ranne zostały również trzy osoby. U dwóch skończyło się to lekkimi obrażeniami. Najciężej ucierpiała kobieta, która w momencie wybuchu przechodziła pod oknami kamienicy. Z oparzeniami trzeciego stopnia trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

Mieszkańcy Bytomia byli w szoku. Z resztą pozostają w nim do dziś. Przez wiele dni pod kamienicą zapalali znicze, na pogrzeb Barbary i jej dwóch córek przynieśli setki białych kwiatów.

Dziś, 6 stycznia 2020 roku, mija dokładnie pół roku od tragedii w Bytomiu, a jej przyczyny wciąż nie są znane. Sprawdzamy, na jakim etapie stoi prokuratorskie śledztwo, rozmawiamy z lokatorami kamienicy i wsłuchujemy się w to, co o tragedii mówią mieszkańcy Bytomia. Jak dziś płynie życie na ulicy Katowickiej?

Prokuratura wciąż czeka na ekspertyzy biegłych

Śledztwo mające wyjaśnić przyczyny tragedii od samego początku prowadzi Prokuratura Okręgowa w Katowicach. W tym celu zabezpieczono dziesiątki dowodów, a w aktach sprawy znalazły się setki stron dokumentacji sporządzonej przez Powiatowego Inspektorat Nadzoru Budowlanego oraz Polską Spółkę Gazowniczą, które powołały specjalne komisje do spraw zbadania przyczyn wybuchu gazu w kamienicy przy ul. Katowickiej 37.

- W toku prowadzonego śledztwa przesłuchaliśmy około sześćdziesięciu świadków, niektóre osoby kilkukrotnie. Byli to m.in. strażacy, pracownicy gazowni, świadkowie i mieszkańcy kamienicy czy rodzina ofiar – mówi prokurator Waldemar Łubniewski.

Do tej pory najważniejszą informacją, jaką udało się nam uzyskać z prokuratury, są wstępne wyniki sekcji zwłok. Mówią one o tym, że bezpośrednią przyczyną śmierci Barbary, Laury i Lindy nie był wybuch, ale zatrucie tlenkiem węgla, czyli czadem.

Akta sprawy mają już sześć tomów i niedługo zrobią się jeszcze grubsze. Prokuratura liczy na to, że do końca marca spłyną zaległe ekspertyzy biegłych do spraw gazownictwa, kominiarstwa, pożarnictwa oraz ostatnie wyniki sekcji zwłok.

Nie poczyniliśmy jeszcze rozstrzygających ustaleń co do przyczyn tragedii i nie zrobimy tego bez brakujących ekspertyz - Waldemar Łubniewski

- Nie poczyniliśmy jeszcze rozstrzygających ustaleń co do przyczyn tragedii i nie zrobimy tego bez brakujących ekspertyz. Opinie, na które czekamy, mogą być powodem przeprowadzenia kolejnych czynności procesowych, dlatego nie możemy wykluczyć, że to śledztwo będzie jeszcze długo trwało - wyjaśnia prokurator Łubniewski.

Wybuch gazu w Bytomiu nastąpił na ul. Katowickiej, w ścisłym centrum miasta

Wybuch gazu w Bytomiu. Zginęła matka i jej dwie córeczki. Mi...

Śledztwo trwa, a ludzie sami szukają przyczyn tragedii

Już w dniu wybuchu zaczęły pojawiać się pierwsze głosy, a raczej plotki i insynuacje, dotyczące przyczyn tragedii. Do dziś na mieście mówi się o dwóch wersjach zdarzeń: samobójstwie lub nieszczęśliwym wypadku.

- Po wybuchu przyszedł jej przyjaciel i powiedział, że ona planowała samobójstwo. Że była załamana. On bardzo płakał. Dzień wcześniej, chciał wziąć dziewczynki do siebie, ale ona powiedziała, że nie, że wszystko będzie dobrze, że nic się nie stanie – mówiła jedna z sąsiadek w rozmowie z reporterem „Uwagi” TVN.

Barbara samotnie wychowywała córki, ponieważ ojciec opuścił rodzinę już kilka lat wcześniej i nie płacił alimentów. Mieszkały w lokalu komunalnym, korzystając z pomocy Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie.

Obdarowała swoje dzieci ogromną miłością. Były z sobą tak zżyte we trzy - Katarzyna Grolik

- Była szalenie zdolna i kreatywna. Z dnia na dzień otwierała się coraz bardziej. Była wesoła, szczęśliwa i radosna. Obdarowała swoje dzieci ogromną miłością. Były z sobą tak zżyte we trzy, że trudno je było oddzielić – opowiadała Katarzyna Grolik, wiceprezes fundacji „Inicjatywa”, dla „Uwagi”.

„Inicjatywa” to grupa wsparcia, w której kursach i szkoleniach udział brała Barbara.

Jedni świadkowie wybuchu mówią, że ciała kobiet po wyniesieniu z kamienicy były blade i sztywne. Tak, jakby cała trójka nie żyła od dłuższego czasu. Inni z kolei opowiadają, że Barbara oddychała jeszcze podczas próby reanimacji.

Wszystko są to jedynie insynuacji i strzępy relacji. Podobnie jak to, że strażacy w mieszkaniu zobaczyli odkręcone kurki z gazem.

- To bzdura. Przy takiej temperaturze nie sposób tego stwierdzić, ponieważ wszystkie plastikowe elementy kuchenki były spalone i przetopione – mówi mł. ogn. Wojciech Krawczyk z Państwowej Straży Pożarnej w Bytomiu.

Temat tragedii w Bytomiu wrócił na początku grudnia 2019 roku, kiedy do wybuchu gazu doszło w Szczyrku. Zdaniem prokuratury przyczyną tego zdarzenia był błąd pracowników firmy budowlanej, którzy uszkodzili gazociąg, co poskutkowało wybuchem, w którym zginęła ośmioosobowa rodzina Kaimów, a ich dom zrównał się z ziemią. Mieszkańcy Bytomia zaczęli wtedy jeszcze głośniej mówić o tym, że do tragedii w ich mieście przyczynił się remont ulicy Katowickiej.

- Ciężki sprzęt pracował całymi dniami, kto wie, czy nie uszkodzili instalacji? - pyta Eleonora, mieszkanka kamienicy, w której doszło do tragedii.

Jedni świadkowie mówili zresztą, że gaz było czuć w okolicy od kilku dni, drudzy, że zaledwie kilkanaście minut przed wybuchem. Kto ma rację?

Źródła zbliżone do prokuratury informują jednak, że ten wątek w biegu śledztwa został już uznany za bardzo mało prawdopodobny.

Wiele mówi się również o tym, że prowadzony remont opóźnił i utrudnił akcję ratunkową. A winą obarczono Tramwaje Śląskie.

Prowadzony remont mógł nawet ograniczyć ilość ofiar wybuchu - mł. ogn. Wojciech Krawczyk

- Straż pożarna przyjechała dopiero po 25 minutach, a pogotowie jeszcze później. Przez pół godziny żadne służby nie przyjeżdżały. Ludzie sami musieli sobie radzić - mówił na gorąco Robert, mieszkaniec zniszczonej kamienicy.

- Pierwsze zastępy straży pożarnej pojawiły się na miejscu wybuchu po trzech minutach od odebrania zgłoszenia przez dyżurnego – odpowiada mł. ogn. Krawczyk.

Pożar opanowano po dziesięciu minutach. Karetka pogotowia na miejsce zdarzenia dojechała po sześciu minutach od otrzymania zgłoszenia i podjechała pod zniszczoną kamienicę.

Wozy strażackie i tak nie mogą podjechać zbyt blisko miejsca zdarzenia, bo takie są przepisy bezpieczeństwa. Jedynym utrudnieniem dla strażaków była nawierzchnia, po której ciężej było się poruszać, jednak i to nie wpłynęło znacząco na przebieg akcji ratunkowej.

- Prowadzony remont mógł nawet ograniczyć ilość ofiar wybuchu. Kto wie, co mogłoby się wydarzyć, gdyby obok przejeżdżał tramwaj lub samochody? - pyta wnikliwie mł. ogn. Krawczyk.

Lokatorzy milczą i chcą zapomnieć. „Tragedia to tragedia”

Państwo Eleonora i Mieczysław mieszkają pod dwójką od 1995 roku. Są małżeństwem, oboje przeżyli już ponad 80 lat. Ona porusza się o balkoniku, on podkreśla, że ma jeszcze zdrowie i jeśli trzeba, to nawet na piąte piętro zajdzie.

- Dosłownie pięć minut przed wybuchem z góry zeszli sąsiedzi i powiedzieli, żebyśmy zadzwonili na straż pożarną, ponieważ w kamienicy czuć gaz - pamięta dobrze Eleonora. - Waliliśmy do drzwi, ale nikt nie otworzył. Żona wróciła do mieszkania, ja przypomniałem sobie, że nie zamknąłem drzwi do piwnicy, więc zszedłem na dół… - mówi Mieczysław i szybko dodaje, że to uratowało mu życie.

Nie czuliśmy gazu, więc pomyślałam, że po co mam gdziekolwiek dzwonić? - Eleonora

Klucz w drzwiach piwnicy zdążył przekręcić tylko raz. Ogłuszył go potężny huk, a wokół zrobiło się ciemno, gorąco i duszno. W tym samym momencie jego żona usiadła w fotelu, włączyła swój ulubiony serial i wzięła do ręki telefon.

- Nie czuliśmy gazu, więc pomyślałam, że po co mam gdziekolwiek dzwonić? Nawet nie zdążyłam odłożyć słuchawki - opowiada.

Akcja ratunkowa po wybuchu gazu w kamienicy przy ul. Katowickiej 37 w Bytomiu

Wybuch gazu w Bytomiu. "Akcja ratunkowa była spóźniona" - tw...

Chwilę później leżała już na podłodze. Wokół niej było mnóstwo szkła, drewna i gruzu. Uderzenie miało taką siłę, że połamało wszystkie meble, wybiło szyby z okien, a nawet przewróciło ścianę pomiędzy mieszkaniami starszego małżeństwa i sąsiada spod czwórki.

Gdyby Eleonora i Mieczysław zostali na korytarzu chwilę dłużej, to najprawdopodobniej oboje by zginęli. Być może razem z sąsiadami spod piątki. Oni jednak spieszyli się na ślub, więc powiadomili sąsiadów o zapachu gazu i w pośpiechu wypadli z kamienicy.

Mieczysław wbiegł na parter i zobaczył ścianę ognia, który buchał z drzwi sąsiadki z naprzeciwka.

- Tego dnia wiał silny wiatr, na klatce był przeciąg, zwłaszcza teraz, kiedy wyrwało drzwi, okna i część ścian… dzięki temu udało mi się jakoś przedostać do żony - uważa.

Być może przez ten przeciąg małżeństwo nie wyczuło gazu, który ulatniał się pod jedynką. Mężczyzna wszedł do miejsca, które już w żaden sposób nie przypominało jego mieszkania. Żonę znalazł na podłodze w salonie, przywaloną pozostałościami mebli i szkłem:

- Chciałem jej pomóc, ale sam się przewróciłem, nie potrafiłem wstać. Pomogli nam ludzie z zewnątrz, sąsiedzi. Weszli do mieszkania, wyprowadzili na ulicę.

Trzy miesiące. Tyle zajął remont ich mieszkania. Musieli wymienić wszystkie okna, meble, podłogi, a nawet odbudować część ścian.

- Gdyby nie to, że jesteśmy ubezpieczeni, to nie dalibyśmy sobie rady. Pomocy było zbyt mało. I tak musieliśmy z własnej kieszeni dołożyć blisko dwadzieścia tysięcy złotych - żali się Eleonora.

Trzy miesiące spędzili w hostelu, co zapewniła im ubezpieczalnia.

- Modliłam się o talerz dobrej zupy. W domu mogę ugotować na dwa dni za dwadzieścia złotych, tam nie wystarczało to nawet na obiad, było naprawdę ciężko.

Remont mieszkania pod trójką nadal trwa. Jego właściciel nie chce jednak z nami rozmawiać. Podobnie jak małżeństwo spod piątki: - Przykro mi, żona nie chce tego wspominać - mówi mężczyzna, którego życia najprawdopodobniej uratowało pospieszne wyjście z kamienicy na ślub. - Tragedia to tragedia, nic więcej nie trzeba mówić - rzuca lokator spod czwórki i zamyka drzwi.

Pomoc przyszła z miasta, województwa i od mieszkańców

6 lipca 2019 roku życie wielu rodzin wywróciło się do góry nogami. Wszyscy potrzebowali pomocy – psychologicznej i materialnej.

- Rodzinie ofiar i rodzinom osób poszkodowanych zapewniono pomoc psychologiczną. Na placu Klasztornym dla mieszkańców zostało zorganizowane po tragicznym wybuchu gazu wsparcie w szkole i w specjalnym busie – informuje Tomasz Sanecki z Urzędu Miasta w Bytomiu. - Dla wszystkich tych, którzy nie mogli wrócić do swoich mieszkań zostały również zapewnione miejsca noclegowe. Do dyspozycji poszkodowanych był także rzeczoznawca, który pomagał w wycenie straty w mieszkaniach.

Zaraz po wybuchu szesnaście rodzin otrzymało z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie po dwa tysiące złotych na doraźne potrzeby. Później kolejne sześć tysięcy wypłacił Urząd Wojewódzki. Dla najbardziej poszkodowanych to jednak wciąż było zbyt mało. Państwo Eleonora i Mieczysław mieli szczęście, ponieważ byli ubezpieczeni, a i tak musieli do remontu dołożyć sporo ze swojej kieszeni.

Gorzej miał się sąsiad spod trójki, ale tutaj z pomocą ruszyła Liga Kobiet Nieobojętnych, która na pomoc lokatorom kamienicy przy ulicy Katowickiej 37 zorganizowała specjalną zbiórkę pieniędzy.

Wiemy, że to tylko kropla w morzu potrzeb, ale każda pomoc się liczy - Anna Kowolik

- Odzew mieszkańców był bardzo pozytywny, ponieważ udało nam się zebrać kilka tysięcy złotych. Zainicjowałyśmy spotkanie z mieszkańcami, zarządcą wspólnoty, MOPR-em i Bytomskimi Mieszkaniami, gdzie ustalono podział zebranych pieniędzy, tak, aby największa suma trafiła do najbardziej poszkodowanych. Wiemy, że to tylko kropla w morzu potrzeb, ale każda pomoc się liczy - uważa Anna Kowolik, prezes LKN.

W sumie stowarzyszeniu udało się zebrać 7327 złotych.

- W związku z wybuchem gazu Bytomskie Mieszkania dokonały w dwóch lokalach przebudowy pieców, uszkodzonych w wyniku wybuchu gazu, jak również w sąsiednich budynkach wymieniona została stolarka okienna w dwudziestu trzech lokalach oraz dwie zniszczone bramy – nadmienia Sanecki

Mieszkańcy Bytomia pożegnali ofiary wybuchu gazu. To matka i jej dwie córeczki

Pogrzeb ofiar tragicznego wybuchu gazu w Bytomiu: Barbarę, L...

Jak dziś wygląda życie przy ulicy Katowickiej?

6 stycznia 2020 roku, pół roku po tragicznym wybuchu gazu, w którym zginęła Barbara, Laura i Linda, trzy osoby zostały ranne, a mieszkańcy kamienicy musieli na kilka miesięcy opuścić swoje mieszkania, życie przy ulicy Katowickiej w Bytomiu płynie spokojnie i… normalnie.

Zakończył się remont drogi, na którą wróciły tramwaje i samochody, mieszkańcy wspólnie świętowali na niej sylwestra i wszyscy lokatorzy wrócili już do swoich mieszkań, choć nie wszystkie zostały w pełni wyremontowane.

O tragedii sprzed sześciu miesięcy przypomina jedynie blizna na fasadzie kamienicy, w której doszło do wybuchu. Wyraźne pęknięcie, fragmenty wyrwanego tynku i osmolone ślady wokół okien mieszkania z numerem jeden, skąd wydobywały się jęzory ognia.

W oczy rzucają się też puste, brudne okna mieszkania, których przed Bożym Narodzeniem nikt nie umył, nie wywiesił w nich firanek. Niewykluczone jednak, że niedługo ktoś się tam wprowadzi. Podje jedynką znajduje się lokal komunalny, który wciąż jest w remoncie.

O tragedii sprzed sześciu miesięcy wciąż pamiętają lokatorzy kamienicy numer 37 i ich sąsiedzi, choć wolą o tym nie mówić, próbują zapomnieć.

Zobaczcie koniecznie

Bądź na bieżąco i obserwuj

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tragedia w Bytomiu: mija pół roku. W wybuchu gazu zginęły matka i dwie córki. Na jakim etapie jest śledztwo, co mówią mieszkańcy? - Dziennik Zachodni

Wróć na i.pl Portal i.pl