To oni ratowali Adasia z Racławic

Katarzyna Ponikowska
Anna Mendak (siedzi na miejscu pasażera) i Anna Osuch (stoi w karetce) uczestniczyły w akcji ratowania małego Adasia.
Anna Mendak (siedzi na miejscu pasażera) i Anna Osuch (stoi w karetce) uczestniczyły w akcji ratowania małego Adasia. fot. Katarzyna Ponikowska
To ratownicy z olkuskiego pogotowia ratunkowego wieźli małego chłopca do Krakowa. Potem z zapartym tchem śledzili dalsze doniesienia o wybudzaniu dziecka z hipotermii.

- To dzięki zaangażowaniu wielu osób udało się uratować Adasia. Wszystkim trzeba za to podziękować - mówi Anna Mendak, lekarka z karetki olkuskiego Pogotowia Ratunkowego.

Anna Mendak ma 34 lata i spore doświadczenie w ratowaniu ludzi. Na oddziale ratunkowym przy Nowym Szpitalu w Olkuszu pracuje od dziewięciu lat. Jest kierownikiem jednego z zespołów ratunkowych. Właśnie tego, który został wezwany do małego Adasia. Ma specjalizację z chorób wewnętrznych, a od niedawna również z reumatologii. Pracuje też w Szpitalu Specjalistycznym im. J. Dietla w Krakowie.

Cztery osoby w karetce
To była spokojna niedziela. Zespół ratunkowy siedział w dyżurce, kiedy przez radio dostali wezwanie do Racławic. Było ok. godz. 9.30. Nie do końca wiedzieli, do jakiego przypadku jadą. Dostali tylko szybkie wytyczne od dyspozytora - zatrzymanie krążenia u dziecka, wyziębienie.

Na miejscu była już co prawda karetka z Jerzmanowic, ale tylko z podstawowym zespołem ratowników. Tymczasem, kiedy w grę wchodzi zatrzymanie krążenia, wtedy wzywa się ambulans specjalistyczny, z lekarzem. A olkuska była najbliżej zdarzenia.

Do karetki oprócz Anny Mendak wsiadła też Anna Osuch, 56-letnia pielęgniarka, która w olkuskim szpitalu zaczęła pracę, jak miała 22 lata. Najpierw na chirurgii, a od ponad 20 lat na karetce. Podobnie zresztą jak Jerzy Komperda, ratownik - kierowca, który tego dnia prowadził auto. Na interwencję załapał się też student trzeciego roku medycyny - Tomek Łysek. Na co dzień uczy się w Zabrzu, ale ponieważ pochodzi z Olkusza, każdą wolną chwilę spędza w Nowym Szpitalu. Chce się uczyć, więc dlatego korzysta z każdej okazji, by jechać do interwencji. - Mam rewelacyjny zespół, który zjadł zęby w pogotowiu. Są to osoby z doświadczeniem, wyczuciem i praktyką. Wiem, że dużo umieją zrobić i czuję się z nimi komfortowo - nie ukrywa Anna Mendak.

Reanimacja i modlitwa
Kiedy po Racławicach rozeszła się wieść, że zaginął 2-letni Adaś, wszyscy zaangażowali się w poszukiwania. Ksiądz podczas porannej mszy z ambony zaapelował, by po nabożeństwie pomóc szukać dziecka. I parafianie rzeczywiście ruszyli w drogę zaraz po wyjściu z kościoła. W takich chwilach każdy taki gest jest ważny.

Dziecko jako pierwsza zobaczyła jedna z sąsiadek, ale bała się podejść. Widziała nad rzeką tylko wystające nóżki chłopca. Natychmiast zaalarmowała policjantów, którzy byli w pobliżu.

Do Racławic jechali 12 minut. Nie wiedzieli, czego się spodziewać. Tak naprawdę nigdy tego nie wiadomo. - Kiedy dojechaliśmy na miejsce, koło domu była masa ludzi, sąsiedzi, rodzina, policja. Niektóre osoby płakały. Byłam przerażona - nie ukrywa Anna Osuch. Ktoś ich skierował we właściwe miejsce.

- Oczywiście, że był stres - przyznaje Mendak. - Reanimacja dziecka jest największym koszmarem dla ratownika. Przecież taki maluch powinien się bawić, a nie leżeć nieprzytomny - mówi pani Ania. Tym bardziej że według statystyk udaje się uratować zaledwie 5 proc. pacjentów, u których wystąpi zatrzymanie krążenia przed przyjazdem do szpitala.

Mimo to zespół szybko i profesjonalnie wziął się do pracy. Dziecko nie dawało oznak życia. - Termometr, który mamy w karetce mierzy temperaturę ciała od 20 stopni. Jak się okazało później, chłopiec miał 12,7 stopni. Nie wiedzieliśmy nawet, że jest tak dramatycznie niska, bo nasz termometr po prostu nie zadziałał - wyjaśnia pani Ania.

Zespół cały czas był w kontakcie z dyspozytorem. Ponieważ helikopter nie mógł wylądować, zapadła decyzja, by chłopca przewieźć do Krakowa karetką. - Kiedy mieliśmy odjeżdżać, do karetki wsiadł ksiądz. Spytał, czy może się pomodlić. Trwało to chwilę, ale może też pomogło... - zastanawia się lekarka.

Nagroda, że żyje
Nikt z zespołu nie słyszał akcji serca, na monitorze też nic nie było widać. - Zrobiliśmy wszystko, co się dało, żeby małego ratować - podkreślają ratownicy.

Akcja trwała ok. godziny. Pół godziny reanimowano dziecko na miejscu, pół godziny w ambulansie podczas jazdy. - Dobrze, że to była niedziela rano i że nie było ruchu na drodze - mówią kobiety.

Po odwiezieniu chłopca do Krakowa, cały zespół z zapartym tchem śledził dalszy rozwój wydarzeń - mówi Anna Mendak. - Jesteśmy dumni i zadowoleni, bo bez naszych rąk by się to nie udało.

Pani Anna przyznaje, że praca ratownika jest bardzo ciężka, stresująca i wyczerpująca, czasem ma się dość. - Ale kiedy zdarza się taka sytuacja jak z Adasiem, kiedy uda się uratować ludzkie życie, to daje kopa i motywację do dalszego działania - mówi lekarka. - Nie chcemy robić z siebie bohaterów, nie oczekujemy nagród. Nagrodą jest dla nas to, że Adaś żyje i wyszedł z tego bez szwanku - mówią zgodnie członkowie zespołu.

Lekarze uważają, że to cud, fenomen na skalę światową
Do zdarzenia doszło w niedzielę, 30 listopada w Racławicach. Babcia 2-letniego Adasia w nocy około 3 sprawdzała, czy mały spokojnie śpi. Rano z przerażeniem zauważyła że dziecka nie ma w domu. Zaalarmowała policję. Ta zaczęła szukać Adasia.

Chłopca odnaleziono po kilku godzinach, całkowicie wyziębionego, nieprzytomnego.

Dziecko leżało nad rzeką, 600 metrów od domu. Chłopiec miał na sobie tylko piżamę. Policjant, który jako pierwszy do niego dotarł, pobiegł do najbliższego domu i tam w ciepłym pomieszczeniu rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie. Najpierw przyjechała karetka z Jerzmanowic, potem z Olkusza. Ta ostatnia przewiozła malucha do szpitala w Prokocimiu.

3 grudnia udało się wybudzić Adasia ze śpiączki. Potem chłopca odłączono od respiratora. Gdy Adaś zaczął nawiązywać kontakt z rodzicami i lekarzami, zaczęto wierzyć, że wyzdrowieje.

Lekarze uważają, że to cud, że dziecko zostało uratowane z tak głębokiej hipotermii.
Fizycznie wszystko jest już dobrze. Tak naprawdę przyszłość pokaże jednak dopiero, czy przez wychłodzenie nie zaszły jakieś zmiany w mózgu. (poni)

Zobacz najświeższe newsy wideo z kraju i ze świata
"Gazeta Krakowska" na Youtubie, Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: To oni ratowali Adasia z Racławic - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl