Testy na koronawirusa. Czy rząd okłamuje ludzi? Sprawdzamy

Marcin Rybak, KC
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne Pixabay
- To apel do władz: Nie oszukujcie ludzi - grzmiał w sobotę starosta głogowski Jarosław Dudkowiak, informując o śmierci 45-letniego mężczyzny, który w kwarantannie czekał na przeprowadzenie testów na koronawirusa. Nie doczekał się. - Nie okłamujcie ludzi! Tych testów nie ma - mówił ostro starosta. Tłumaczył, że szansę na badanie mają tylko ci, którzy sami wybiorą się do szpitala zakaźnego. Pozostali pacjenci muszą czekać na testy wiele dni. - Mamy wystarczającą ilość testów i są one wykonywane systematycznie - odpowiedział późnym wieczorem wojewoda Jarosław Obremski. Który z panów ma rację? Wygląda na to że obaj. Bo testy teoretycznie rzeczywiście są. Gorzej z szybkim dostępem do nich.

45-letni kierowca tira z Głogowa niedawno wrócił z Niemiec. Źle się poczuł. Skierowano go na kwarantannę. Czekał na przeprowadzenie testów na koronawirusa. Gdy w sobotę około godz. 16 policja chciała sprawdzić czy głogowianin sumiennie odbywa kwarantannę w domu, okazało się że mężczyzna nie żyje. Dopiero sekcja zwłok wykaże, czy mężczyzna rzeczywiście miał koronawirusa i czy był on przyczyną jego śmierci.

- Najsmutniejsze jest to, że ta osoba czekała na testy. Wzywam ministra, aby te testy były, aby nie okłamywać społeczeństwa. Osoby w kwarantannach mają problem z wykonaniem testów(...) Nie oszukujcie ludzi. Róbcie testy. To najważniejszy apel do rządzących - mówił w sobotę starosta głogowski Jarosław Dudkowiak. - Apeluję o powstrzymanie emocji. Obecnie mamy wystarczającą ilość testów i są one wykonywane systematycznie - zareagował wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski.

Przeczytaj o tym więcej

Jak jest więc naprawdę? Czy testy na koronawirusa są, czy ich nie ma? Jak ustaliliśmy, w magazynach sanepidu we Wrocławiu jest ich sporo - nawet kilka tysięcy. Rzecz w tym, że wielu potencjalnych zakażonych czeka nawet kilka dni na wykonanie wymazu. Dopiero taki wymaz przesyłany jest do laboratorium we Wrocławiu, gdzie wykonywany jest sam test. Na informację o wyniku czekać można kolejnych kilka dni. To największy problem w powiatach, w których nie ma szpitala zakaźnego. Czyli w większości regionu.

- Nie wiem jak długo dokładnie czekał na wymaz mężczyzna, który zmarł w sobotę. Wiem, że ludzie u nas czekają minimum trzy dni – mówi dziś portalowi GazetaWroclawska.pl starosta głogowski Jarosław Dutkowiak. - Nasi lekarze ani laboranci nie mogą sami pobierać wymazów. Muszą to być specjalnie przeszkolone osoby. Procedura wygląda tak, że trzeba zgłosić się do sanepidu, ten wzywa specjalną karetkę, do pobierania wymazów. Najprostszy sposób żeby zrobić test, to samemu udać się do szpitala zakaźnego. Tyle że osoby objęte kwarantanną nie mogą wychodzić z domów.

Starosta dodaje, że osoby objęte kwarantanną mają problem z dotarciem do „zwykłego” lekarza. To często ludzie chorzy, czasem na przewlekłe choroby. Czasem źle się czują i nie wiadomo czy te dolegliwości, to skutek zarażenia koronawirusem czy inne schorzenie. Poza telefonem do lekarza nic nie mogą zrobić. Nie mogą pójść do przychodni czy na izbę przyjęć szpitala. Te kilka dni oczekiwania na wymaz, a potem wynik to też wielki stres. - Mieliśmy grupę 24 osób, uczestników rekolekcji, organizowanych gdzieś poza Głogowem. Dwie osoby były podejrzewane o koronawirusa i cała grupa pięć dni czekała na informację, że u tych dwóch osób wykluczono zakażenie - opowiada starosta Jarosław Dutkowiak.

Starosta mówi prawdę. Na specjalną karetkę, której załoga może wykonać wymaz u osób z podejrzeniem koronawirusa, trzeba czekać długo. - Wymazy w kierunku SARS-CoV-2 od osób, które przebywają w kwarantannie i spełniają kryteria, są pobierane przez specjalistyczne zespoły pogotowia na zlecenie powiatowych inspektorów sanitarnych – tłumaczy Anna Ulicka, wiceszefowa sanepidu w Oławie. - Ze względu na bardzo dużą liczbę zleceń czas oczekiwania na pobór wymazu może być wydłużony, do dwóch, trzech dni – dodaje. Kryteria o których mówi Ulicka, to m.in. upłynięcie minimum 7 dni od momentu narażenia na zakażenie.

Andrzej Wyrzykowski, szef sanepidu w Kamiennej Górze tłumaczy portalowi GazetaWroclawska.pl, że na karetkę z ekipą wykonującą wymazy muszą czekać ci pacjenci, którzy są poddani kwarantannie bo mogły mieć kontakt z osobą zakażoną. W innej sytuacji są osoby poddane kwarantannie w związku z powrotem do Polski oraz te, które w ogóle nie są objęte kwarantanną. Te będą poddane testom po kontakcie ze szpitalem zakaźnym i decyzji lekarza zakaźnika. - Jeżeli ktoś sam nie ma jak zgłosić się do szpitala, powinien wezwać pogotowie. Specjalna karetka dowiezie taką osobę do najbliższego szpitala zakaźnego - wyjaśnia Wyszykowski. - Na karetkę do wymazów czekaliśmy u nas najwyżej półtora doby - zastrzega Wyszkowski.

- My czekaliśmy czasem kilka godzin, czasem do następnego dnia. Ale w różnych dniach może być różna sytuacja. W zależności od liczby zleceń, jakie ma do obsłużenia pogotowie - mówi Jarosław Szypiłło, szef sanepidu w Górze.

Póki co na Dolnym Śląsku jest jedno laboratorium, w którym wykonywane są testy. To laboratorium sanepidu przy ul. Składowej we Wrocławiu. Od 28 lutego wykonano w nim 2170 testów (stan na sobotni wieczór) z pozytywnym wynikiem u 66 osób. W sobotę na Dolnym Śląsku kwarantanną objęte były 2854 osoby, nadzorem sanepidu - 2550.

Nie przegap tych informacji

To ważne! Zobacz!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Testy na koronawirusa. Czy rząd okłamuje ludzi? Sprawdzamy - Gazeta Wrocławska

Wróć na i.pl Portal i.pl