Teść Adama Bieleckiego: Góry dla zięcia są całym światem

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Magdalena Baranowska-Szczepańska
Adam Bielecki podczas polskiej zimowej wyprawa na Broad Peak
Adam Bielecki podczas polskiej zimowej wyprawa na Broad Peak Polski himalaizm zimowy
Z Pawłem Bugajnym, teściem Adama Bieleckiego, rozmawia Magdalena Baranowska-Szczepańska.

Pana zięć to bardzo odważny, silny i uparty człowiek. Musi mieć jeszcze jakieś inne cechy, które pozwalają mu zdobywać ośmiotysięczniki?

- Zimą na ośmiotysięczniku było mniej ludzi niż wylądowało na Księżycu. Latem są tam zupełnie inne warunki i nie można wejścia w tamtych warunkach porównywać do tych, które panują tam obecnie. Trzeba więc mieć niesamowite predyspozycje fizyczne, po prostu trzeba być maksymalnie wytrenowanym. Przecież wszystkie wejścia były dramatyczne. Bo w takich wyprawach jest tak, że ostatkiem sił wchodzi się na ten szczyt, ale tak naprawdę to jest początek drogi. Bo wspinanie się na ośmiotysięcznik to jest walka o zejście, trzeba na to wykrzesać siły. A człowiek jest wtedy całkowicie wyczerpany, odwodniony, bez jedzenia, jest zwykle ciemno i zimniej niż było w ciągu dnia przy ataku szczytowym. Tych trudności dodatkowych jest więc cała masa. I dlatego ci, co nie byli na ośmiotysięczniku i myślą, że jak dotrą to jest koniec wyprawy, są w wielkim błędzie. Adam ma już ogromne doświadczenie, a Denis Urubko to genialny człowiek jeśli chodzi o historie himalaizmu.

- Czasami trenujemy wspólnie z Adamem - mówi jego teść Paweł Bugajny.
- Czasami trenujemy wspólnie z Adamem - mówi jego teść Paweł Bugajny. PAWEŁ BUGAJNY/facebook

Jest Pan bardzo dumny z zięcia, prawda?

- Jestem. I nie mówię tu o kwestii bohaterstwa, którego dokonali, choć ono oczywiście jest bardzo ważne, ale o kwestii sportowej. Oni weszli trzy razy szybciej niż wszyscy inni to robili i jeszcze pokonali tę drogę w zupełnej ciemności. Pobili rekord wszelkich rekordów, zrobili coś niesamowitego. Wszyscy się wypowiadają o tej akcji z podziwem. A ci co tam byli, doskonale wiedzą, co to jest pionowe wspinanie w takim tempie i takich warunkach. To po prostu jest najwyższy poziom profesjonalizmu.

Bał się Pan o zięcia?

- Tak bardzo się nie obawiałem tej akcji. Bo Denis Urubko był w armii radzieckiej i on szkolił wszystkich alpinistów w Tienszanie. Wyszkolił dziesiątki himalaistów, to jest człowiek precyzyjny, doskonale zakłada stanowiska asekuracyjne, ma wspaniałe umiejętności, doświadczenie, więc byłem spokojny. Przy tej akcji ratunkowej zebrało się dwóch najlepszych na świecie. Może jeszcze dwie, trzy by się znalazły na świecie na tym poziomie, ale trzeba by nieco poszukać.

Góry dla Adama Bieleckiego to jego pasja. Czy na co dzień w prywatnych sytuacjach rodzinnych one także dominują?

- Tak, zawsze, to jest jego całe życie. On jest zawodowcem. W wieku nastu lat powiedział, że chce zostać wspinaczem i tak się stało. To jest jego zawód. Jak ktoś chce profesjonalnie, wysoko i daleko wchodzić, to nie da się tego połączyć z inną pracą zawodową. To trzeba trenować na najwyższym poziomie, tak jak wszyscy pozostali zawodowi sportowcy. Jego profesja wiąże się z długotrwałymi wyjazdami, to z kolei wiąże się ze zdobywaniem rozmaitych licencji, co w przypadku ośmiotysięczników jest naprawdę bardzo kosztowne. Na szczęście funkcjonuje program Polski Himalaizm Zimowy, którego twórcą był Artur Hajzer, który niestety zginął. Ale dzięki temu zimowy himalaizm się rozwinął. I teraz my Polacy jesteśmy liderami, bo udało nam się zdobyć wszystkie szczyty. Jeśli dodać jeszcze do tego Denisa Urubko, który też ma polskie obywatelstwo, to jesteśmy naprawdę silną ekipą.

Adam Bielecki
Adam Bielecki archiwum Polska Press

Pan również się wspina. Musi mieć więc z zięciem wspólne tematy do rozmów. Czy zdarza się Wam razem trenować?

- Tak, pracujemy wspólnie i przygotowujemy się do ultrabiegów, czyli wszystkich biegów powyżej 40 kilometrów i to po górach. Braliśmy na przykład udział w Biegu Rzeźnika to było 80 kilometrów w Bieszczadach, Łękowyma – 150 kilometrów w Beskidach.

Ile trwa przygotowanie do wyprawy?

Po powrocie z każdej wyprawy jest około miesiąca na regenerację sił i potem znów wraca się do intensywnych treningów. Adam trenuje 5, 6 razy w tygodniu. I to nie jest godzina, tylko co najmniej kilka godzin. Pojawiają się różne sekwencje i okresy przygotowań, ale jak już ruszy machina, to się jej nie przerywa. Myślę, że tak jak Adam jest teraz przygotowany fizycznie do wyprawy, tak jeszcze nigdy nie był.

Czy korzystał z jakiegoś wyjątkowego sprzętu?

- Tak, ma w domu takie dziwne urządzenie. To są jakby takie schody ruchome. Bo samo bieganie po płaskim niewiele da. Trzeba się wspinać, by uruchomić inne grupy mięśni. Tu w Poznaniu trudno jest nam znaleźć górki. Takie schody to był wspaniały wynalazek, który wiele mu dał. Poza tym korzystał też z dużego wsparcia fizjologów.

Wielkopolska nie ma gór, ale są świetne tereny do biegania. Czy Pana zięć ma jakieś ulubione miejsca w Wielkopolsce, w których trenuje i wypoczywa?

- Adam razem z moją córką mieszkają w Łopuchowie, pod Murowaną Gośliną i tereny Puszczy Zielonki czy Warty zna jak własną kieszeń. Przebiegł już te tereny na wszelkie sposoby i wielokrotnie. Ze wzniesień ma do dyspozycji tylko Dziewiczą Górę i tam może potrenować, ale bywa także i na niej. Czasami wspólnie startujemy w lokalnych biegach. Adam wypoczywa najbardziej w domu. Moja córka kocha zwierzęta, obecnie zajmuje się końmi, ale wcześniej spędziła w Afryce sporo czasu z małpami, szympansami i gorylami. Dziś opiekuje się ponad 50. końmi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Teść Adama Bieleckiego: Góry dla zięcia są całym światem - Plus Głos Wielkopolski

Wróć na i.pl Portal i.pl