Tatry. Konie z saniami poniosło na szlaku do Morskiego Oka. Ludzie wskakiwali w śnieg, by uciec z ich drogi

Aurelia Lupa, ŁB
Niebezpieczna sytuacja na szlaku do Morskiego Oka. Poniosły konie ciągnące góralskie sanie. Zdarzenie nagrał jeden z turystów. - Córka do dziś jest przestraszona - mówi turysta. Sprawę chce wyjaśnić teraz Fundacja VIVA, która zajmuje się walką o prawa zwierząt.

Do zdarzenia doszło w poniedziałek ok. południa w rejonie Włosienicy - w miejscu, do którego dojeżdżają góralskie sanie (a latem wozy) z turystami.

- Gdy byliśmy na Włosienicy, wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać widoki. I w pewny momencie usłyszeliśmy głośny hałas. Odwróciłem się i zobaczyłem te pędzące konie. Biegły szybko, pewnie jakieś 50 kilometrów na godzinę. W saniach nie było nikogo. Moja żona wskoczyła w zaspę, ja złapałem córkę i też wskoczyliśmy do śniegu - opowiada Mariusz Łaszewski, turysta z Łeby, który nagrał całe zdarzenie.

Potem zaczął krzyczeć do innych wędrowców poniżej, by ci uciekali. Oni również wskakiwali w zaspy. - Na końcu widziałem jak konie te wbijają się w skarpę śniegu. Dopiero po pięciu minutach woźnica spokojnym krokiem sobie schodził. Pytam się go, czy będzie łapał te konie. A on mi mówi, że i tak ich nie dogoni - mówi turysta. - Na szczęście nam nic się nie stało, ale tylko dzięki temu, że szybko zareagowaliśmy. Gdyby na szlaku w tym czasie były jakieś osoby starsze, albo ktoś z wózkiem dziecięcy, mogłoby dojść do nieszczęścia - mówi turysta.

Dodaje, że jego córka do wieczora była w szoku. - Ona i moja żona były mocno zdenerwowane - mówi mężczyzna.

Na szczęście do spłoszenia się koni doszło w momencie, gdy nie było w saniach żadnych turystów. Niestety, nie było tam także woźnicy.

Zbigniew Kowalski, który z ramienia Tatrzańskiego Parku Narodowego nadzoruje transport konny na tym szlaku, zaznacza, że konie przebiegły ok. 300-400 metrów szlakiem. - Potem jeden z nich przewrócił się na bandę ze śniegu. Sanie również się wywróciły. Fiakier, gdy do nich doszedł, stwierdził, że koniom nic się nie stało. Zaczął zjeżdżać nimi w dół i spotkał pracownika parku. Poinformował go o tym zdarzeniu. My z naszej strony wezwaliśmy na miejsce lekarza weterynarza, który zbadał konie. Również stwierdził, że zwierzętom nic się nie stało - mówi Zbigniew Kowalski.

Jak dodaje, według fiakrów konie mogły zostać spłoszone przez plastikowe sanki, które zsunęły się blisko koni. - Trudno jednak to jednoznacznie powiedzieć. To jest chwila moment, gdy konie się płoszą i zaczynają pędzić. Z końmi trzeba bardzo uważać. Są one strachliwe i mogą się wystraszyć czymś, co dla nas może wydawać się niegroźne - mówi pracownik TPN.

Sprawą zdarzenia ze szlaku zajęła się już fundacja VIVA, która broni praw zwierząt. Anna Plaszczyk zapowiada, że będzie wyjaśniać sprawę. - To drugi taki wypadek na tej trasie. Poprzedni odbył się w czerwcu 2020 roku. Wówczas to zdarzenie zakończyło się tragicznie dla jednego ze zwierząt. Jeden koń z uwagi na odniesione rany, musiał zostać poddany eutanazji - mówi Anna Plaszczyk. - To co się stało w ostatni poniedziałek, było skrajnie niebezpiecznym zdarzenie.

I dodaje, że sanie nie mają hamulców, a jeśli furmana nie było w saniach, nikt nie mógł ich wyhamować. Po raz kolejny Fundacja VIVA apeluje do TPN o zakazanie transportu konnego na tym szlaku. - Co jeszcze musi się stać, żeby dyrektor TPN podjął decyzję o likwidacji tego transportu? Jeżeli nie może podjąć z powodu cierpienia zwierząt, to powinien ją podjąć z powody zagrożenia jakie te zaprzęgi stwarzają dla turystów - mówi Anna Plaszczyk.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl