Tajemnica zgonu góralki z Bukowiny Tatrzańskiej

Redakcja
Robert Kuchta w sądeckim sądzie. Już raz usłyszał tu wyrok 5 lat więzienia za śmierć babci, teraz ma drugi proces
Robert Kuchta w sądeckim sądzie. Już raz usłyszał tu wyrok 5 lat więzienia za śmierć babci, teraz ma drugi proces Artur Drożdżak
34-letni Robert Kuchta: Ja nie zabiłem swojej babci. Prokurator: To kto złamał jej 12 żeber? Sprawę zgonu 79-letniej Zofii Kuchty rozstrzygnąć musi sądecki sąd - pisze Artur Drożdżak.

Zofia Kuchta to dobry, przedwojenny rocznik 1932. Przeżyła Niemca, przetrwała Ruska, urodziła czterech synów i całe życie spędziła w Bukowinie Tatrzańskiej. Pod koniec życia mocno chorowała i pojawiał się problem, gdy co pewien czas trafiała do zakopiańskiego szpitala.

Szpitalne donosy
Lekarze alarmowali wtedy policję: Kobieta została pobita. Ma obrażenia brzucha, krwiaki, złamany obojczyk, wybity bark.
Śledczy natychmiast zaczęli sprawdzać niepokojące sygnały. Kuchta studziła ich zapał: Nikt się nade mną nie znęca. Pośliznęłam się na śliskiej podłodze. Mam kłopot z nadciśnieniem i od czasu do czasu tracę przytomność, upadam. Nie dawano jej wiary.

Policja ma podejrzenia
Funkcjonariusze mieli na oku jej wnuczka Roberta. Znali go od dawna i podejrzewali, że to on znęca się nad babcią, bije ją, powoduje obrażenia. Ona szczupła, niewysoka, on wielki chłop, 190 cm, 110 kg wagi. Z rodzicami kilkanaście lat spędził w USA, chodził tam do szkoły, ale po tragicznej śmierci ojca wrócił do Polski, do Bukowiny.
Tu jego wychowaniem zajęła się babcia, Zofia. Zdobył zawód piekarza, nawet był zatrudniony w piekarni. Potem koło domu babci otworzył bar, w którym prowadził małą gastronomię, w sezonie ciężko pracował też na wyciągu narciarskim, który dochodził do jego posesji. Kuchta święty nie był. Miał na koncie kilka wyroków, głównie za włamania, ale trafiły się też za znieważenie funkcjonariuszy policji. Za kratkami spędził z pięć lat, zebrało się tyle, bo był recydywistą.
Jednak babcia nie dała o nim powiedzieć złego słowa. Kategorycznie i konsekwentnie zaprzeczała, by wnuk ją skrzywdził i pobił. Odmiennie zeznawał jedynie jej syn Andrzej, który z nią mieszkał i twierdził, że wnuk Robert stosuje przemoc wobec babci. Tego jednak nie udało się potwierdzić, a Andrzej Kuchta zmarł w 2010 r.

Opiekuńczy wnuczek

Nie minęło kilka miesięcy i góralka znowu trafiła do szpitala. Po raz kolejny powtórzył się scenariusz: lekarze zauważyli siniaki na jej ciele, powiadomili policję, która znowu usłyszała kategoryczne stwierdzenia: wnuk nie robi mi krzywdy, przewróciłam się, dlatego mam obrażenia.

Prokurator wszczął sprawę, postawił Kuchcie zarzut znęcania się nad babcią i wujkiem Andrzejem, ale po pół roku ją umorzył. Nie znalazł żadnych dowodów, by doszło do takiego przestępstwa.

Śledczy przepytali w tej sprawie mieszkańców Bukowiny, sąsiadów i dalszą rodzinę góralki. Nikt jednak nigdy nie widział, by wnuk robił krzywdę swojej babce. Anna T., pracownica socjalna z opieki społecznej, Robertowi Kuchcie wystawiła jak najlepszy świadectwo: nie kryła, że w odróżnieniu od syna Andrzeja wnuk Zofii Kuchty troskliwie się nią zajmował.

- Miała lekarstwa, Robert dbał o jej zdrowie, higienę, zmieniał pampersy, mył, opiekował się nią - nie kryła. W jej opinii nie znęcał się nad kobietą. Zadbał też o dom, ocieplił go, wykonał ogrzewanie i łazienkę. 24 marca 2011 roku przed południem Zofię Kuchtę odwiedził listonosz i kolega jej wnuka. Góralka z nimi rozmawiała, nie wyglądała najlepiej, po południu zmarła w domu. Robert o zgonie powiadomił służby medyczne. Lekarz przyjechał na miejsce, stwierdził zgon naturalny, odjechał.

Wyniki po sekcji

Jednak dalsza rodzina kobiety była przekonana, że babka nie zeszła z tego świata, ot tak. Prokurator po jej sugestiach zarządził wykonanie badania zwłok Zofii Kuchty. Wyniki sekcji stały się podstawą do zatrzymania i aresztowania wnuka kobiety.

- Wpadła do mnie chmara policjantów, zabrali mnie na przesłuchanie - wspomina Kuchta. Na osiem miesięcy zamknęły się za nim bramy więzienia. Nie przyznał się do znęcania się nad babką i spowodowania uszkodzenia jej ciała, które skutkowały zgonem Zofii Kuchty. Taki zarzut postawiła mu prokuratura w Zakopanem. Oparła się na opinii biegłego z krakowskiego Zakładu Medycyny Sądowej, który napisał, że kobieta w dniu śmierci, kilka godzin przed zgonem, doznała urazu w postaci złamania pięciu żeber z lewej strony klatki piersiowej. Miała też stłuczoną wargę oraz obrażenia grzbietu dłoni. Ponadto kilka tygodni wcześniej ktoś złamał jej siedem żeber po stronie prawej. Te wszystkie urazy skutkowały niewydolnością oddechową, ropnym zapaleniem płuc i zgonem.

Robert dbał o zdrowie babci.Mył ją, zmieniał pampersy, kupował leki

- U kobiety stwierdziłem mnogie urazy czynne zadane nieustalonym narzędziem i to, że była co najmniej dwa razy pobita - napisał biegły. Jego zdaniem, obrażenia na grzbietach rąk mają charakter obronny.

Zmienny biegły
W opinii uzupełniającej już nie wspomniał o nieustalonym narzędziu, którego mógł użyć sprawca pobicia. Jeszcze raz poproszony o bardziej szczegółowe wywody na temat obrażeń ujawnionych u Zofii Kuchty, nie wykluczał, że niektóre mogły powstać na skutek upadku z większej wysokości. Nie wykluczał, że coś ciężkiego mogło spaść na kobietę i stąd te połamane żebra.

- Dziwna jest ta zmienność u biegłego. Ja od początku do końca twierdziłem, że nie jestem sprawcą pobicia babci. Ona ciągle się wywracała i stąd te wszystkie obrażenia - podtrzymuje. Pamięta, że babcia miała duże kłopoty z utrzymaniem równowagi. Czasem sama chodziła do łazienki i raz nawet wyrwała ze ściany umywalkę, gdy próbowała usiąść w toalecie. Może więc doznała urazu i coś na siebie zrzuciła ciężkiego? - zastanawia się wnuk kobiety.

Przekonuje, że siniaki na jej ciele powstawały z jednej strony od upadków. Z drugiej zaś, bo brała leki, które powodowały rozrzedzenie krwi, co, jego zdaniem, powodowało łatwiejsze tworzenie się krwiaków. Widział obrażenia, ale babcia nie chciała, by ją zawoził do lekarza.

- Bo miała świadomość, że nie będą wierzyć, że nic złego jej nie zrobiłem - potwierdza. O tym jak była schorowana świadczy 12 kart informacyjnych chorób, na które cierpiała: od miażdżycy, przez nadciśnienie, zwyrodnienie stawów, migotanie przedsionków, po cukrzycę.

Góralka nie miała też ochoty rozmawiać z policją, co wiązało się z przeszłością Zofii Kuchty. - W dawnych czasach sprzedawała alkohol i milicja ją za to ścigała. Od tamtej pory nie szanowała stróżów prawa, nie miała o nich dobrego zdania - opowiada wnuk kobiety.

Majątek za milion

Jego zdaniem, w tle oskarżeń o spowodowanie śmierci babci są duże pieniądze. Dom, hektarowa działka z wyciągiem narciarskim w centrum Bukowiny mogą być warte nawet milion złotych. Zofia cały majątek jeszcze w 2007 r. przepisała na Roberta, jednocześnie wydziedziczyła wszystkich pozostałych wnuków.

- Jaki więc miałbym motyw, by pozbawiać ją życia. Przecież i tak wszystko miałem zapisane - dziwi się. Uważa, że na majątku babci raczej zależy drugiej wnuczce, Justynie, oskarżycielce posiłkowej w sprawie.

- Ale ona nie chciała jej widzieć za życia, bo Justyna miała plan, by babcię umieścić w hospicjum. Widzi pan to? Góralka wyrwana z rodzinnej wsi żyje w hospicjum - oburza się. Przypomina, że tylko on zajmował się babcią, dbał o nią, pielęgnował. Druga wnuczka nie była tym zainteresowana.

- Nie wiem nawet ile babcia miała lat, pytałem o to na rozprawie - przypomina sobie. Liczy się z tym, że trafi do więzienia, bo opinia biegłego jest dla niego niekorzystna.

- No i jestem recydywistą. Dziwne tylko, że z taką przeszłością nie zadbałem o zatarcie śladów rzekomej zbrodni - kwituje.

Drugie podejście

Sądecki sąd już po raz drugi zajmuje się jego sprawą. W pierwszym procesie Kuchta został skazany na 5 lat więzienia za spowodowanie śmierci babci. Wyrok został uchylony i proces odbywa się od początku. Robert Kuchta nie przyznaje się do winy.

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Tajemnica zgonu góralki z Bukowiny Tatrzańskiej - Gazeta Krakowska

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl