Tadeusz Cymański: Nie możemy robić żadnych wygibasów. Siła spokoju

Agaton Koziński
Agaton Koziński
Bartek Syta/polska press
Czego pan oczekuje? Że za chwilę zrobimy coś takiego, co przebije Konfederację i Zandberga? W tym układzie sił w Sejmie musimy być przede wszystkim odpowiedzialni - mówi Tadeusz Cymański, poseł Zjednoczonej Prawicy

Nie żałuje pan, że w ostatnich wyborach nie kandydował do Senatu, zamiast do Sejmu?
Nie. Skądże?

Bo teraz prawdziwa polityka jest w Senacie. W Sejmie będzie pan tylko naciskał guziki.
Zobaczymy. Ta kadencja jest cały czas przed nami, nie sądzę, żeby w jej trakcie zabrakło nam emocji. Już kampania do parlamentu była fascynująca - dlatego jestem przekonany, że Sejm też nie będzie się ograniczał tylko do naciskania guzików. A sytuacja, że w obu izbach parlamentu są różne większości, czyni sytuację jeszcze ciekawszą.

Opozycja zdołała wybrać swojego marszałka w izbie wyższej. W meczu Sejm - Senat jest teraz 0:1?
Nie traktuję tego w ten sposób. Przede wszystkim dlatego, że nie da się jeden do jednego zestawić obu izb. W głosowaniach rozstrzygający jest Sejm, to on ma prawo do ostatniego głosu. Także według mnie nadmierne ekscytowanie się przewagą w Senacie przez opozycję jest przesadą - bo ta przewaga to dla nas utrudnienie, ale nie bariera nie do przebycia. Przecież to Sejm ma ostatni głos przy głosowaniach. Jeśli już, to mam nadzieję, że przewaga opozycji w Senacie sprawi, że wyżej zawiśnie poprzeczka.

W jaki sposób?
Możemy utrudnić pracę opozycji w Senacie tylko na jeden sposób - stanowiąc możliwie jak najlepsze prawo. W ten sposób podniesiemy poprzeczkę.

Na razie to opozycja argumentuje, że marszałek Grodzki - kulturą osobistą i polityczną - podnosi poprzeczkę na poziom dla Was nieosiągalny.
Takie argumenty to pycha. Mam w ogóle nadzieję, że mówienie o konkurentach w sposób prześmiewczy, czy obraźliwy w końcu opozycji z głowy wywietrzeje.

Tomasz Grodzki już wykorzystuje nowe możliwości i zapowiada wezwanie przed senacką komisję Mariana Banasia. W ten sposób Senat będzie Wam strzelał gola za golem.
Proszę pamiętać, że to wszystko dzieje się na oczach innych. Nie tylko komentatorów, ale również wyborców. Wszystko ma swoje granice. Przy takich ruchach jak zaproszenie prezesa NIK ważne są również intencje, które temu przyświecają. Bo wydaje mi się, że władzę, jaką ma marszałek Senatu, można wykorzystywać w lepszy sposób.

Nie widać zbyt dużej chęci do rozwikłania sprawy Banasia w obozie władzy. To dlatego Senat przejmuje inicjatywę.
Na pewno Marian Banaś znalazł się w niekorzystnej sytuacji, zebrały się nad nim chmury. Ale marszałkowie Sejmu i Senatu powinni zachowywać więcej powściągliwości. My też czekamy, aż zakończy się wyjaśnianie spraw wokół prezesa NIK. To się przedłuża, ale pośpiech w tej sprawie nie jest wskazany. Jeśli marszałek Grodzki chce to przyspieszyć, to takie intencje rozumiem. Ale jeśli chce widowiska, to tego się obawiam.

Albo po prostu opozycja nie ufa metodom, które stosuje Wasz obóz przy wyjaśnianiu tej sprawy - i uruchamia własne procedury.
Teraz pan mówi, że większość w Senacie nie ufa większości sejmowej, która doprowadziła do wyboru Mariana Banasia. Poczekajmy. Za szybko, żeby już teraz jednoznacznie oceniać, w radykalny sposób. Dopiero za miesiąc, dwa będzie można coś więcej powiedzieć w tej sprawie. Wtedy uda nam się ocenić, czy są to działania konstruktywne, czy odwrotnie. Ja wolę żyć nadzieją.

Żyje pan też nadzieją, obserwując nadchodzące spowolnienie gospodarcze? We wtorkowym tekście dla „Rzeczpospolitej” Jerzy Hausner i Mirosław Gronicki postawili tezę, że deficyt budżetowy w 2021 r. może dojść nawet do 4,5 proc., i że rząd nie za bardzo ma narzędzia, żeby amortyzować efekty spowolnienia. Politycznie to może oznaczać koniec rządów waszej ekipy.
Nikt nigdy nie mówił, że będzie łatwo. Tylko człowiek pozbawiony elementarnej wyobraźni mógłby twierdzić, że nic się w najbliższych latach wydarzyć nie może. Nasz rząd wprowadził transfery społeczne na ogromną skalę. To duża odpowiedzialność, ale też ciężar dla budżetu - bo to są sztywne wydatki, a wiadomo, że zawsze dużo łatwiej jest dać niż zabrać. Choć mamy nadzieję, że uda nam się jeszcze poprawić wysokie wskaźniki ściągalności podatków. Poza tym polska gospodarka cały czas się rozwija, dlatego w przyszłość patrzymy z nadzieją. Choć oczywiście nie lekceważę zagrożeń.

Hausner i Gronicki piszą, że grozi nam stagflacja - połączenie niskiego wzrostu gospodarczego z wysoką inflacją.
Niczego nie można wykluczyć, wiele zjawisk na rynkach międzynarodowych jest niezależnych od nas. Dlatego nie lekceważymy tego komentarza, który pan przed chwilą przytoczył. Ale nie traktujemy go też jak wyroczni delfickiej.

Bardziej mi chodzi o polityczne konsekwencje problemów, które diagnozują Hausner z Gronickim. Czy nie jesteście uzależnieni od dobrej koniunktury gospodarczej jak hazardzista od kasyna?
Faktem jest, że te transfery milionom Polakom ułatwiły życie. Podkreślał to premier w swoim exposé. Ale nie sprowadzałbym poparcia dla nas tylko do tego, że ruszyły bogate transfery społeczne i jest dobra koniunktura gospodarcza. Jest jeszcze cały świat wartości, obrona tradycyjnego, chrześcijańskiego porządku, patriotyzm, rodzina. Mocno to podkreślamy i mam przekonanie, że dla wielu naszych wyborców te kwestie są najważniejsze.

Tyle że jak zacznie się spowolnienie, natychmiast zaatakuje was Lewica, mówiąc, że nie umiecie zbudować prawdziwego państwa dobrobytu. Z drugiej strony uderzy Konfederacja, twierdząc, że wcale nie robicie dość w celu ochrony tradycyjnych wartości . Nagle wam się elektorat skurczy o połowę.
Nie, aż tak nie będzie. Choć faktem jest, że teraz totalna Platforma dostała wsparcie ze strony dwóch skrzydłowych. Cała opozycja wykorzysta to bardzo bezwzględnie. Oddzielna sprawa, że nienawiść do PiS-u wszystkich jest większa.

Większa niż co?
Niż lewicowość partii lewicowych, czy patriotyzm partii narodowych. Już mamy tego przykłady w tym Sejmie. Choćby Adrian Zandberg, który najpierw długo mówił o tym, jak bardzo powinny wzrosnąć emerytury, a potem zapowiedział, że nie poprze naszego postulatu zniesienia limitu 30-krotności składki do ZUS. Przecież dla Lewicy powinno być oczywistością poparcie tego postulatu.

Lewica zapowiedziała, że tego rozwiązania nie poprze, bo jest złe - i zapowiedziała złożenie własnego wniosku w tej sprawie.
Na poczekaniu wymyślono coś, żeby nie poprzeć naszego postulatu.

Typowa sztuczka sejmowa. Będąc w podobnej sytuacji, zachowalibyście się podobnie.
Może jestem naiwnym optymistą, ale wierzę w to, że jeśli pojawiają się dobre projekty, to w takiej sytuacji można być ponad podziały polityczne.

Jednak żalenie się na Lewicę, że zablokowała zniesienie limitu 30-krotności, brzmi kuriozalnie. Przecież macie w Sejmie większość bezwzględną.
Tylko proszę nie odbierać moich słów jako żalów, bardziej chciałem podkreślić, że dziwi mnie sytuacja, w której żaden projekt nie może być ponadpartyjny. Tego żałuję najbardziej. Żaden konflikt polityczny nie powinien zamykać drogi do współpracy w kwestiach najważniejszych. Tak jest w innych krajach. Tymczasem u nas jesteśmy na drodze, która sprawi, że to będzie niemożliwe. Pojawiły się tego pierwsze sygnały.

To może między wierszami żali się pan, że wy daliście Lewicy prezent w postaci kierowania sejmową komisją rodziny, a oni się wam nie odwdzięczyli, popierając zniesienie limitu 30-krotności?
To byłoby myślenie na skróty, tego unikam. Bardziej chodzi mi o zjawisko, które uważam za kuriozalne - że nie można pod żadnym pozorem poprzeć projektu konkurencji politycznej, nawet najlepszego. To przykra sytuacja.

Faktem jest, że z jednej strony chce was podgryźć Lewica, z drugiej Konfederacja. Jak sobie z tym poradzicie? Spróbujecie sprawić, żeby te dwa ugrupowania walczyły ze sobą, a nie z wami?
Na pewno pojawi się ostre iskrzenie między skrajną lewicą a Konfederacją. Wiadomo, że duża partia, która wygrywa wybory z poparciem ponad 40-procentowym, musi być szeroka, mieć różne skrzydła. Tymczasem skrajne środowiska nie grają o 30 proc. głosów i więcej. Im wystarczy kilka, kilkanaście procent. Takim partiom łatwiej podbijać bębenek. Już to robi Lewica, przebijając nasze propozycje dotyczące emerytur. Z kolei Konfederacja podnosi sprawy żydowskie, kwestie związany z aborcją - proponują skrajne rozwiązania w tych tematach, licząc, że w ten sposób przeciągną część wyborców. Polacy też są zresztą społeczeństwem bardzo zróżnicowanym.

Jak silnie będą was Lewica i Konfederacja kąsać po skrzydłach? Otrząśniecie się z tego, czy to mogą być poważne ukąszenia?
Jedyną receptą dla nas jest wzmocnienie jeszcze silniejsze całego naszego obozu. Ta historia ze zniesieniem limitu 30-krotności nie była potrzebna.

W sensie niepotrzebnie wrzuciliście temat?
Nie, temat został wrzucony niejako z urzędu, to są zapisy ustawy budżetowej. Premier Morawiecki zapowiedział, że będziemy nad tym pracować, bo to rozwiązanie jest sprawiedliwe, zmniejsza dysproporcje między dobrze i słabo zarabiającymi. Szef rządu w ten sposób się określił, nie tylko merytorycznie, ale też moralnie. Można się z tym nie zgadzać, tak robią m.in. środowiska liberalne, ale naszym zadaniem jest po prostu robić swoje. Zwłaszcza w sytuacji, gdy w Sejmie jest tyle partii.

W poprzedniej kadencji było ich pięć. Teraz podobnie.
Ale wcześniej nie było Konfederacji, która teraz miała szczęście i pokonała próg. To była największa niespodzianka. Z kolei Adrian Zandberg zrezygnował z cnoty bycia prawdziwym lewicowcem i poszedł z innymi, byle tylko być w Sejmie. Na marginesie to właśnie postawa Zandberga w 2015 r. sprawiła, że mieliśmy w tamtym Sejmie bezwzględną większość, mimo że zdobyliśmy zdecydowanie mniej głosów niż w tym roku.

Teraz pewnie SLD dużo trudniej byłoby wejść do Sejmu, gdyby partia Razem nie stworzyła z nią wspólnych list.
To akurat mniej istotne. Ważniejsze to było w 2015 r., kiedy podział na lewicy otworzył nam drogę do samodzielnych rządów, mimo że zdobyliśmy wtedy 2 mln głosów mniej niż w tym roku. Wtedy pan d’Hondt był dla nas bardzo szczodry, teraz dużo mniej.

Bez przesady - premię od niego dostaliście także teraz. W dodatku Konfederacja zdobyła wyjątkowo mało mandatów, to dlatego macie znów bezwzględną większość.
Rzeczywiście, te sytuacje to wzorzec do wykładu opisującego, jak działa d’Hondt. W 2015 r. 14 proc. głosów się zmarnowało, teraz tylko jeden procent. Choć nie zmienia to faktu, że był w tym roku dla nas dużo bardziej skąpy.

Można też powiedzieć, że karma wraca. Poza tym dziwi pana kręcenie nosem - przecież dzięki niemu dalej macie samodzielną większość.
To prawda. Choć już w Senacie tak idealnie nie jest. Pewnie można zastanowić się, czy nie popełniliśmy błędów w kampanii. Poza tym przy wyznaczaniu kandydatów w poszczególnych okręgach zachowaliśmy się pryncypialnie - i można zapytać, czy ta pryncypialność nie kosztowała nas utraty kilku mandatów senackich.

Jesteśmy już w tej kadencji. Pan jest parlamentarzystą od 1997 r. Jako człowiek PiS, a potem Solidarnej Polski zwykle uchodził pan za jednego z bardziej pryncypialnych posłów - aż tu nagle pana obóz przesuwa się do centrum, na jego bokach wyrastają bardziej radykalne siły, a wy stajecie się zaporą przed tymi radykalizmami. Jak się pan czuje w tej roli?
Nie wiem, czy można powiedzieć, że kiedyś byłem radykałem. Na pewno mam radykalne poglądy na kwestie społeczne. Niektórzy, z prezesem Kaczyńskim na czele, nazywają mnie socjalistą. Ale ja się tego nie wstydzę, po prostu mam wyraziste poglądy w tych kwestiach. Natomiast nigdy nie twierdziłem, że mam w 100 procentach rację. Nigdy nie byłem zacietrzewiony, choć wiem, że czasami trzeba mówić twardo.

Pana obóz długo był najbardziej radykalnym, pryncypialnym - aż nagle mocno przesunął się do centrum. Jak pan się odnajduje w tej sytuacji?
Wyrazistość wcale nie przekreśla zdolności do dialogu. Należy rozmawiać z innymi, spróbować ich zrozumieć. Ja mam dobre relacje z liberałami, nawet z lewakami rozmawiam, nie mam żadnych uprzedzeń. Choć jednocześnie dziwi mnie, że oni przyjęli tak ostry kurs.

Do tej pory PiS przyzwyczaił wszystkich, że to on jest ostry. Teraz pojawili się ostrzejsi - a wy musicie doskonalić sztukę dialogu.
Na pewno zapłacimy za to jakiś koszt. Już słyszę komentarze, że Zandberg, czy Korwin-Mikke podeszli do naszego ciastka i swoimi łapkami wyciągają z niego rodzynki - czyli przejmują wątki prospołeczne, które dają dziś punkty wyborcze. Choć ja pozostaję niezmiennie optymistą.

Nie wątpię w pana optymizm. Ale jednocześnie stanął przed wami problem, który musicie rozwiązać. Bo przesunęliście się w kierunku pozycji, które kiedyś zajmowała Unia Wolności.
Proszę wygumkować te porównania do Unii Wolności. Ale na pewno obecna sytuacja wymusi na nas potrzebę większego dialogu. Dla nas słowem-kluczem będzie słowo „normalność” - mówił zresztą o tym prezes. Na pewno to oznacza, że nie możemy być radykalni.

Wypisz-wymaluj: siła spokoju.
Musimy trzymać wysoko gardę, by przyjąć ciosy, jakie wyprowadzą nasi rywale. Musimy się bronić normalnością. Bo nie jest normalne snucie teorii o globalnej masonerii rządzącej światem. Tak samo jak nie są normalne lewackie działania prowadzące do rozbicia rodziny, czy tak daleko idące propozycje podniesienia emerytur. Faktem jest, że do tej pory Platforma była bezradna - bo my przejęliśmy lewicowe wartości oraz praktycznie cały elektorat opowiadający się za chrześcijańskim systemem wartości. Natomiast teraz sytuacja jest inna.

Nie było przyciągnąć Konfederacji do siebie? W poprzedniej kadencji były okazje - ale wy wciągnęliście do swoich szeregów tylko Adama Andruszkiewicza.
To pytanie poproszę postawić, gdy będzie pan rozmawiał z prezesem Kaczyńskim.

Pan by ich przeciągnął?
To pan powiedział.

Wróćmy do zadeklarowanej przez was normalności. Wcześniej była „siła spokoju” Unii Wolności”, „ciepła woda w kranie” Platformy - i te partie traciły władzę, gdy realizowały te postulaty. Obronicie się?
Nie wiem, co jest nam pisane, wiem, że wszystko ma swój czas. Trzeba mieć świadomość przemijania także w polityce. Przecież nie będziemy rządzić do końca świata. Na pewno ta kadencja będzie dla nas trudniejsza niż poprzednia.

Ostatnia w roli rządzących?
Tak bym tego nie powiedział. Cały czas uważam, że mamy rezerwy, po które możemy sięgnąć.

Gdzie?
W kwestiach społecznych. Możemy w nich zrobić jeszcze więcej niż nam się udało do tej pory.

Chce pan rozdać jeszcze więcej pieniędzy?
Nie powiem o szczegółach, tylko opiszę mechanizm. To, co zrobiliśmy do tej pory, pozwoliło jedynie nadrobić zapóźnienia. Ale można zrobić więcej w tych kwestiach. Wystarczy spojrzeć na kraje skandynawskie, by się przekonać, jak dużo możemy jeszcze zrobić w ramach polityki społecznej.

Polityka społeczna jest droga - a właśnie wchodzimy w fazę spowolnienia. W tej kadencji będziecie mieli mniej pieniędzy do wydania niż w poprzedniej.
Jest takie powiedzenie, że szczęście się szybko męczy. Ale ja wychodzę z założenia, że szczęście PiS-u jest silne, niezmordowane. Ma końskie zdrowie. Poza tym szczęście sprzyja lepszym. Dlatego mam nadzieję, że to spowolnienie nie okaże się światowym kryzysem - a my unikniemy błędów i będziemy konsekwentnie realizować to, co zapowiedział premier w exposé. Ale nie możemy też robić żadnych wygibasów. Siła spokoju. Musimy konsekwentnie realizować to, co założyliśmy.

Siła spokoju w praktyce politycznej oznacza nudę. A PiS zawsze był wszystkim - tylko nie nudą. Jak wy sobie z tym poradzicie?
A czego pan oczekuje? Że za chwilę zrobimy coś takiego, co przebije Konfederację i Zandberga? Nie możemy. Lubię humor, jestem optymistą, ale w obecnym układzie sił w Sejmie, gdy mamy taki, a nie inny skład partii w nim, musimy być przede wszystkim odpowiedzialni. Nawet jeśli zapłacimy za to wysoką cenę - choć cały czas wierzę, że ten ambitny plan, który narysowaliśmy, jest możliwy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Tadeusz Cymański: Nie możemy robić żadnych wygibasów. Siła spokoju - Plus Polska Times

Wróć na i.pl Portal i.pl