Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szymon Ziółkowski kończy z młotem, a zaczyna z polityką

Radosław Patroniak
Za 21 dni igrzyska w Rio de Janeiro. Szymon Ziółkowski, mistrz olimpijski z Sydney, tam nie jedzie, ale inni rzucać będą młotem firmowanym przez niego
Za 21 dni igrzyska w Rio de Janeiro. Szymon Ziółkowski, mistrz olimpijski z Sydney, tam nie jedzie, ale inni rzucać będą młotem firmowanym przez niego Grzegorz Dembiński
– Niektórzy nie potrafią zejść ze sceny w odpowiednim momencie, ale mnie się wydaje, że ja akurat dobrze wybrałem ten moment. Żona podpowiedziała, żebym zakończył karierę 1 lipca, w dniu 40. urodzin, bo jak minie parę lat, to nie będę miał problemu z odtworzeniem daty. No i trudno się z nią nie zgodzić – mówił nam kilka dni temu Szymon Ziółkowski. Były mistrz olimpijski i świata w rzucie młotem przeszedł do nowej rzeczywistości bardzo płynnie, jak mało który wielki sportowiec...

– Niektórzy nie potrafią zejść ze sceny w odpowiednim momencie, ale mnie się wydaje, że ja akurat dobrze wybrałem ten moment. Żona podpowiedziała, żebym zakończył karierę 1 lipca, w dniu 40. urodzin, bo jak minie parę lat, to nie będę miał problemu z odtworzeniem daty. No i trudno się z nią nie zgodzić – mówił nam kilka dni temu Szymon Ziółkowski. Były mistrz olimpijski i świata w rzucie młotem przeszedł do nowej rzeczywistości bardzo płynnie, jak mało który wielki sportowiec...

Wyjątkowe pozostaje jego złoto z Sydney (2000), wywalczone w niedzielnym, deszczowym konkursie. Podopieczny Czesława Cybulskiego miał wtedy tylko 24 lata, nie był faworytem, a mimo to przeszedł na zawsze do historii wielkopolskiego sportu. - Do zakończenia konkursu pozostał tylko jeden rzut, ale wykonywać miał go Szymon, nikt już więc nie mógł go przeskoczyć. Radość, jaka zapanowała, trudno opisać. Ryki, krzyk i płacz radości - wspominał młodszy brat Szymona Ziółkowskiego, Paweł.

Z kolei młodsza siostra Michalina startowała w tym czasie na zawodach młociarek w Stargardzie Szczecińskim. - Gdy wchodziłam do koła, za każdym razem spiker podkreślał, że właśnie rzucać będzie siostra mistrza olimpijskiego - mówiła Michalina Ziółkowska na łamach naszej gazety w wydaniu z 26 września 2000 r.

– Na pierwszy trening zaprowadził mnie ojciec. On zaszczepił we mnie miłość do lekkiej atletyki - wspominał Szymon Ziółkowski. Bohater Poznania i Wielkopolski wrócił z Sydney na słynny stadion przy ul. Pułaskiego, gdzie do dziś zawodnicy Cybulskiego jedną z rzutni mają w „krzakach”. Mimo że nasz jedyny złoty medalista igrzysk zawsze reprezentował barwy AZS Poznań, do dziś ma trochę żalu do miejscowych działaczy i władz miasta, iż nie wykorzystały jego osiągnięcia do poprawy bazy treningowej.

– Po zdobyciu złotego medalu podczas IO i MŚ poprosiłem prezesa klubu, aby zmodernizowano obiekt treningowy. Zapytał - „Szymon, ale po co? Zdobyłeś dwa złote medale, to widocznie ten obiekt jest wystarczający dla Ciebie”. - Tak nie powinno być, to trzeba zmienić - tłumaczył jedenaście lat temu jedyny złoty medalista olimpijski z naszego regionu.

Szkolimy centralnie i na obozach
W miniony poniedziałek spotkaliśmy się w jego biurze poselskim. Temat słabego zaplecza treningowego wielkopolskich i polskich sportowców wrócił jak bumerang.

– Elitę lekkoatletów mamy imponującą, ale nie mamy drugiego szeregu zawodników i masowości. Przez to nie ma konkurencji i nacisku na tych, którzy są najlepsi. Nic się nie zmieniło pod tym względem od 15 lat. Brakuje nam infrastruktury i trenerów, którzy poza tymi, którzy są na etatach w związku, są bardzo źle opłacani. Zarabiają kopiejki, a chce się od nich, by wychowywali mistrzów świata. To jakaś paranoja – przyznał poseł Platformy Obywatelskiej.
Według niego Królowa Sportu w Polsce źle znosi też odejścia gwiazd. – Po zakończeniu kariery przez tyczkarki Monikę Pyrek i Annę Rogowską mamy w tej konkurencji pokoleniową „dziurę”. Na szczęście w młocie jest inaczej, ale to nie znaczy, że tak samo będzie za dziesięć lat. Jestem zwolennikiem amerykańskiego systemu szkolenia. Za oceanem sportowcy trenują i pracują tam, gdzie mieszkają. U nas wszystko odbywa się centralnie. Większość już nawet nie psioczy, że spędza 200 dni poza domem, bo wszyscy już do tego przywykli. Sportowcy powinni być związani ze społecznością lokalną i powinni się już w trakcie kariery przygotowywać do „życia po życiu” – zauważył Ziółkowski i podał przykład Wojciecha Fortuny, który po zakończeniu kariery musiał sprzedawać trofea olimpijskie, by przeżyć.

W Rio de Janeiro będzie młot „Ziółkowski”
Pod koniec ubiegłego roku poszła fama, że poseł Ziółkowski poleci na swoje szóste igrzyska do Rio de Janeiro za zasługi, czyli nawet jak nie będzie daleko rzucał młotem i nie wypełni minimum olimpijskiego, to i tak załatwi sobie wyjazd do Brazylii.

– Czytałem i słyszałem o tym, ale nie przywiązywałem do tego zbyt dużej wagi. Robiłem swoje i do maja walczyłem o to, by być w formie predysponującej mnie do wyjazdu. Parę spraw złożyło się jednak na to, że igrzyska prawdopodobnie obejrzę przed telewizorem – przyznał poznański młociarz.

W styczniu stracił on trenera Grzegorza Nowaka, który nie był objęty szkoleniem centralnym, dostał propozycję pracy w Chinach i podpisał wieloletni kontrakt.

– Drugi czynnik to stabilizacja finansowa i ekonomiczna. Dopóki byłem tylko zawodnikiem, dopóty jak opuściłem trening, to wiedziałem, że przez to mogę być w słabszej formie, a co za tym idzie mogę stracić szanse na medal, nagrodę czy stypendium. Teraz już mnie jednak sumienie nie gryzło, bo siedziałem w ławie poselskiej i wiedziałem, że to jest moja główna praca – tłumaczył pięciokrotny uczestnik igrzysk olimpijskich.

Do „Miasta Boga” raczej nie poleci, bo nie ma specjalnego „parcia”, tym bardziej, że chętnych do bycia w oficjalnej delegacji jest bardzo dużo.

– W Rio de Janeiro będzie jednak na pewno młot „Ziółkowski” – mówił nasz bohater, wskazując jednocześnie na czarną kulę z charakterystyczną cienką linką. – Wspólnie z Dariuszem Szczepanikiem, szefem firmy „Polanik”, uznaliśmy, że młot z moim nazwiskiem może jeszcze zrobić furorę, tym bardziej, że przesunęliśmy w nim zgodnie z przepisami środek ciężkości i szybko docenili go zawodnicy. Na pewno „Ziółkowskim” będą rzucać w Rio Anita Włodarczyk i Paweł Fajdek. A wiadomo jak jest z najlepszymi. Od nich słabsi biorą nie tylko technikę – przekonywał poznański parlamentarzysta.
Młot „Ziółkowski” to edycja limitowana (kosztuje około 2 tys. zł), ale „Polanik” na co dzień produkuje też inny sprzęt lekkoatletyczny w postaci kul, oszczepów i dysków. Piotrkowska firma, od wielu lat dostarcza sprzęt na prestiżowe imprezy typu igrzyska czy Diamentowa Liga.

Moje miejsce jest w stolicy Wielkopolski
Murowanym kandydatem do złota będzie następca Ziółkowskiego, czyli Paweł Fajdek, który mieszka i trenuje w Poznaniu, pochodzi z Dolnego Śląska, a reprezentuje barwy Agrosu Zamość.

– Słyszałem takie głosy, że warto go wziąć pod nasze skrzydła, ale ja nie jestem za tym, żeby kogoś przeflancowywać na siłę. Wolę, żebyśmy w Poznaniu stawiali na młodych. Poza tym poznaniacy, tak samo zresztą jak inni mieszkańcy, potrafią docenić jak ktoś sam utożsamia się z miastem i regionem, a nie dlatego, że ktoś mu chce więcej zapłacić – podkreślił 40-letni młociarz.
On sam zawsze reprezentował barwy AZS Poznań i uniknął przeprowadzki do innego klubu i miasta, choć miał kilka takich propozycji. – Zawsze się czułem poznaniakiem z krwi i kości, tak samo zresztą jak AZS-iakiem. Każdy jest kowalem własnego losu, ale stolica Wielkopolski to moje miejsce na Ziemi i pewnie się to już nie zmieni – dodał Ziółkowski.

„Poznań stawia na sport” – to był raczej żart niż hasło
Rozmawianie o poznańskim sporcie z posłem na Sejm VIII kadencji to nie jest więc droga przez mękę. Kiedy poruszamy palące kwestie były mistrz olimpijski nabiera rozpędu, niczym za najlepszych czasów na rzutni.

– „Poznań stawia na sport” to był przed laty bardziej żart niż hasło. Potencjał zawodniczy i klubowym mamy w naszym mieście dość duży, natomiast z infrastrukturą leżymy na całej linii. Przespaliśmy czas budowy nowoczesnych hal. Uciekły nam wielkie imprezy typu MŚ w siatkówce czy ME w piłce ręcznej. Nie uciekło nam piłkarskie Euro, ale to tylko dlatego, że mnóstwo pieniędzy wpompowaliśmy w stadion. Budżet mocno obciążyły też Termy Maltańskie. Brak hali skutkuje nie tylko brakiem wielkich imprez sportowych, ale także upadkiem kultury w mieście. Wstyd się przyznać, ale pod tym względem Poznań bardzo ustępuje w Polsce miastom podobnej wielkości – ubolewał Ziółkowski.

W Poznaniu za kadencji Jacka Jaśkowiaka nie widzi on też szans na przełom w funkcjonowaniu sportu. – Obecny prezydent jest fanem imprez, do których infrastruktura nie jest potrzebna, czyli biegów, triathlonów i maratonów kolarskich. Z drużyn klubowych niepodzielnie rządzą piłkarze Lecha, ale nie uważam, że Poznań jest tylko zakochany w klubie z Bułgarskiej. Pewnie, że przydałaby się jakaś przeciwwaga. Z zainteresowaniem patrzę na żużel, ale to sport innych miast wielkopolskich, więc chyba większe szanse rozwoju ma hokej na lodzie. Półmilionowa aglomeracja potrzebuje innych atrakcji poza meczami ligowymi piłkarzy. Inna sprawa, że obecny prezydent musi też naprawiać błędy z przeszłości – zauważył Ziółkowski.
Jego zdaniem kluczową sprawą w najbliższych latach będzie dla miasta przygotowanie lokalizacji i projektu budowy hali widowiskowo-sportowej. Bez niej Poznań znów przegra rywalizację z innymi miastami i kompletnie zostanie zmarginalizowany.

– Nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że można zmodernizować Arenę lub wybudować halę w centrum miasta. Można to zrobić tylko od podstaw i na obrzeżach, by 10-15 tys. osób swobodnie mogło do niej dotrzeć na mecz, przedstawienie czy koncert. Arena jest zabytkiem i musimy o nią dbać, ale nie uczynimy z niej już sportowej wizytówki miasta. Wprawdzie fala międzynarodowych imprez przeszła już przez Polskę, ale będzie następna, bo my jesteśmy dużym krajem, dobrze położonym i za kilka lat pewnie znów dostaniemy organizację wielkich imprez. Bez nowoczesnej hali Poznań więc nie zaistnieje i nie odrodzi się – stwierdził mistrz olimpijski z Sydney.

W polityce nie zrobi się niczego w pojedynkę
Mariaż z polityką rozpoczął się u niego sześć lat temu, kiedy został członkiem honorowego komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego przed wyborami prezydenckimi.
– Różnica między sportem a polityką jest taka, że do koła zawsze wchodziłem sam i byłem zdany tylko na siebie. W polityce liczy się tylko drużyna i nie da się wygrać meczu bez gry kolektywnej – tłumaczył Ziółkowski.

Według niego świat polityki zupełnie inaczej wygląda na korytarzach i kuluarach niż na sali plenarnej. – To nie jest fajny temat, bo to jest świat, połączeń, koneksji i zobowiązań. Inna sprawa, że wbrew wielu opiniom nie jest to przypadłość wyłącznie polska. Tak się dzieje na całym świecie i nie bardzo można temu zaradzić. W sali sejmowej siedzę na krześle nr 157, a w karierze sportowej często startowałem z nr 156 i śmieje się, że to kolejny etap w moim życiu. Tylko nie wiem czy wytrzymam w nim aż 27 lat. Obok mam Adama Korola i Tomasza Kucharskiego, czyli też byłych mistrzów olimpijskich, tylko nie w lekkiej atletyce, a w wioślarstwie. Nie ma co ukrywać, że czasami tęsknimy za sportem i jego zasadami, bo w porównaniu z polityką jest on bardzo czysty i szlachetny – przyznał poznański poseł.
Zanim trafił on na Wiejską próbował się dostać dwa lata temu do Sejmiku Wielkopolskiego z listy Ryszarda Grobelnego.

– Wtedy postawiłem na złego konia. Potem zostałem „jedynką” Platformy Obywatelskiej na liście do Sejmu i miałem najlepszy wynik. Można powiedzieć, że wciąż jestem politycznym „kotem”, ale staram się zdziałać jak najwięcej dla Poznania i regionu. Bez polityki nie da się robić też sportu. Nie chcę powiedzieć, że to moja zasługa, że będziemy mieli w Poznaniu na Golęcinie halę lekkoatletyczną do zimowych treningów, ale na pewno mocno przyczyniłem się do tego, że obiekt ten powstanie i zwiększy potencjał sportowy naszego miasta – podkreślił Ziółkowski.

Podpadł „starszyźnie” , ale tylko w mediach
O pierwszym miejscu dla Ziółkowskiego na liście wyborczej PO mówiło się dużo, a najwięcej chyba wśród doświadczonych polityków, którzy poczuli się urażeni, że „młokos”w polityce okazał się bardziej perspektywiczny niż oni.

– Prywatnie nikt mi nie dał odczuć, że jest do mnie źle nastawiony. Byłem przez jakiś czas medialnie napiętnowany, bo podpadłem „starszyźnie”, ale wiadomo minął jakiś czas i wszyscy już pogodzili się z tamtym rozdaniem – mówił popularny młociarz.

Nie chce mówić o rewolucji w swoim życiu, bo uważa, że za bardzo do niej nie doszło.
– W domu nadal jestem tak upierdliwy jak byłem. Prywatnie Ziółkowski to nieciekawa postać. A wyjazdy do Warszawy to też nie taka nowość. Zamieniłem tylko ośrodek COS w Spale na hotel przy Wiejskiej. Najbardziej dziwią mnie w Sejmie obszary niekompetencji oraz fakt, że politycy przekrzykują się i mają więcej czasu antenowego niż sportowcy – zakończył zawodnik, wybrany osiem lat temu sportowcem półwiecza w plebiscycie naszej redakcji.

Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski