Szymon Hołownia kandydatem na prezydenta? Piotr Zaremba: Poważnych spraw nie topmy w kabarecie

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba, publicysta
Piotr Zaremba, publicysta fot. Bartłomiej Ryży
Ostatnie kilka tygodni przyniosły ułożenie na nowo politycznego boiska. Rząd ma skład trochę bardziej zgodny z oczekiwaniami premiera Mateusza Morawieckiego, ale kontrolę nad resortami siłowymi i spółkami skarbu państwa zachowuje partyjna centrala na Nowogrodzkiej.

Wstępne wskazanie przez PiS Krystyny Pawłowicz i Stanisława Piotrowicza na nowych członków Trybunału Konstytucyjnego sygnalizuje zamiar pójścia drogą prowokowania opozycji i środowisk liberalnych. Ale znów zaczęło się mówić o odejściu prezesa TVP Jacka Kurskiego „na ważne stanowisko państwowe”. Powody są jednak nie tyle estetyczne co skutecznościowe. To on ma być winien tego, że zwycięstwo nie jest całkowite.

Symbolem tej „niecałkowitości” jest ostateczne przejęcie przez opozycję władzy w Senacie. Nie daje jej to możliwości trwałego blokowania inicjatyw pisowskiej większości. Ale umożliwia skuteczniejsze poddawanie ich osądowi i krytyce. Opozycja staje się symbolicznie dysponentem jakiegoś kawałka państwa - będzie zatwierdzała kandydatów na rzecznika praw obywatelskich, prezesa NIK lub IPN.

Jeśli w maju przyszłego roku w ręce opozycji wpadłaby prezydentura, los pisowskich rządów byłby smętny. Prezydent może zniweczyć swoim wetem każdą ustawę przyjętą przez tak kruchą większość. Może wspólnie z Senatem zarządzać referenda. Tak naprawdę może nawet rozwiązać parlament, co zresztą w sytuacji trwałego pata byłoby rozwiązaniem naturalnym.

Tym bardziej rośnie waga nowej kampanii prezydenckiej. Na razie akcentuje się przewagę bardzo aktywnego Andrzeja Dudy nad niepozbieranymi partiami opozycyjnymi. Obecną głowę państwa widać też było mocno podczas inauguracji prac parlamentu. Grzeczny (także wobec Aleksandra Kwaśniewskiego), pojednawczy, próbujący posługiwać się chwilami językiem przeciwnika, podkreślający wielonarodowy i wieloreligijny charakter Rzeczpospolitej. To natura tego prezydenta, ale trudno się też oprzeć wrażeniu, że także i natura kampanii, gdzie szuka się zwolenników po różnych stronach.

Tymczasem jednak do zamętu w szeregach partii opozycyjnych, zwłaszcza Koalicji Obywatelskiej, dochodzi atmosfera poszukiwania nowości, skutecznej drogi, poza zgranymi politycznymi twarzami. Wicenaczelny „Gazety Wyborczej” Jarosław Kurski zaproponował skupienie się wokół kandydatury rzecznika praw obywatelskich Artura Bodnara. Naraził się na ataki polityków PO. Bartłomiej Sienkiewicz pytał, czy gazeta chce być partią. Skądinąd sprawa jawi się jako fikcja, bo Bodnar zapewniał kilkakrotnie, że kandydować nie zamierza.

Polska jest krajem o zbyt niepewnej pozycji, aby składać prezydencką władzę w ręce kompletnego amatora

Gdyby nawet tego nie mówił, natura tej kandydatury i argumenty za nią wyłożone w „Wyborczej”, czynią ją mało przekonującą. Podkreśla się zasługi Bodnara w walce z „pełzającym autorytaryzmem” PiS. Polacy dowiedli w kolejnych zachowaniach, że co najmniej nie widzą tego tematu jako czegoś palącego. Jest on dziś raczej rozrywką dla inteligenckich elit, nawet jeśli poszczególne zarzuty skierowane pod adresem pisowskich władz, a dotyczące przestrzegania praworząd-nościowych standardów, brzmią przekonująco.

Ale jest i inna kandydatura, która może się dla opozycji zorganizowanej w partie większym problemem. Portal Polityka Insight twierdzi, że istnieje sztab (ba, dwa sztaby!) ludzi rozpoznających wyborcze szanse Szymona Hołowni. Dawniej poważny publicysta, podkreślający swój katolicyzm, ale dziś przede wszystkim prezenter popularnego TVN-owskiego show „Mam talent”, sam ma być zainteresowany sprawdzeniem swoich szans. Nie mówi „tak” ani „nie”, ale swoimi tweetami wyraźnie podsyca wiarę w to, że potrzebne jest coś nowego, poza zgranym kartelem PiS-PO. Robi więc to samo co w 2015 roku Paweł Kukiz, który tak właśnie wszedł do wyborów prezydenckich. A ostatnio Robert Biedroń.

Zarazem Hołownia jest jeszcze bardziej spoza polityki od byłego parlamentarzysty Biedronia, a nawet startującego wcześniej w wyborach samorządowych muzyka rockowego Kukiza. Ludzie zainteresowani jego startem powołują się na przykład ukraińskiego aktora Wołodymira Zelenskiego, który wziął prezydenturę z marszu, pokonując urzędującą głowę państwa, będącą emanacją tamtejszej oligarchicznej polityki. Są i przykłady mniej widowiskowe, jak nagłe premierostwo Czech dla populistycznego biznesmena Andreja Babisza. Nawet Emmanuel Macron zdobył prezydenturę Francji wprawdzie z pozycji ministra i polityka, ale też człowieka, który wywrócił łatwo utrwalony od lat partyjny system i podział. Poza Europą najbardziej spektakularnym przykładem jest inny biznesmen Donald Trump. On z kolei skolonizował jedną z głównych partii, Republikańską, korzystając z instytucji powszechnych prawyborów.

W warunkach tak zwanej demokracji medialnej takie inwazje powinny być naturalne i coraz częstsze. Chociaż poza twarzą potrzebne są struktury i pieniądze. Za Hołownią stoją podobno pieniądze Dominiki Kulczyk. Struktur za to nie ma. Choć można sobie zadać pytanie, czy na przykład TVN nie zechce mieć kandydata, który przy okazji zapewniałby tej stacji darmową reklamę. Ta telewizja ma zaś po opozycyjnej stronie większe znaczenie niż dołująca gazeta nawołująca do poparcia „nudnego prawnika”.

Portal Oko Press w naturalny sposób zainteresowany tym, co dzieje się po tej politycznej stronie, wskazał na czynniki sprzyjające takim nieoczekiwanym ruchom. Polacy mają nie interesować się polityką, zawodowych polityków nie cenić i nie szanować, za to reagować na świat medialnych celebrytów. Brzmi to przekonująco. Agenda Hołowni jest jak na razie skromna i nieco egzotyczna. To katolik, ale budujący swój wizerunek na krytykowaniu kościelnej hierarchii i niezgadzaniu się z prawicą. Wypowiada się głównie, bardzo emocjonalnymi apelami, na tematy ekologiczne. Temat jest modny wśród młodego pokolenia, ale czy wystarczy aby przyciągnąć je do urn? Na starsze generacje to może nie wystarczyć, chyba że pociągnie je ku dziennikarzowi snobizm. Słowa Hołowni jawią się jako potrawa dla elit. On sam może i nie.

Zawsze jest jeszcze kampania, która weryfikuje pierwsze, najlepsze nawet wrażenia. Kiedyś Polacy uchodzili za takich, którzy mogą kogoś lubić, ale ufają prawdziwemu lub domniemanemu doświadczeniu. Tak było w roku 1995, kiedy Jacek Kuroń nie zamienił swojej popularności na masowe poparcie, poza partyjnym centrolewicowym elektoratem. On zresztą był jednak zawodowym politykiem. Ale czasy się zmieniają. Już przykład Kukiza pokazał, że zwycięstwo takich outsiderów wciąż jest niemożliwe. Ale ich wejście do polityki i zamieszanie w niej - i owszem.

Fiasko jego ugrupowania i ratowanie się samego Kukiza na pokładzie jak najbardziej profesjonalnego PSL wykazało zarazem krótkotrwałość takich fenomenów. Czy Hołownia gotów byłby wejść do polityki, nie po to aby wygrać, ale aby coś zbudować już po kampanii prezydenckiej w elektoracie liberalnym czy centrolewicowym? Trudno powiedzieć.

Nie sprawia wrażenia człowieka z grubą skórą przygotowanego na wątpliwe przyjemności szarpania się z polityką profesjonalną. Ale może jednak poczucie wyborców nie lubiących PiS, że ich partie są niegotowe do wysunięcia czegoś nowego, da mu nawet chwilowy prymat po opozycyjnej stronie? Wciąż nie bardzo w to wierzę, Polska ma o wiele bardziej stabilną politykę niż Ukraina. I ów prymat, i pozostanie na dalszej, ale widocznej pozycji, wymagałyby raczej przejścia jakiejś części klasycznego politycznego establishmentu na stronę nowej gwiazdy. To z kolei musiałoby mieć trwalsze podstawy w postaci badań opinii publicznych. I to nie z jednego miesiąca. Każda nowość ma bowiem w polskiej polityce chwilową premię.

Hołownia - choćby jako widmo - to już dziś kara za kunktatorstwo i wypalenie się głównej siły opozycyjnej, czyli Platformy Obywatelskiej. Czy coś więcej? Dowiemy się niedługo. Na koniec osobiste zdanie. Dla mnie jeśli byłby to trwalszy fenomen, to także dowód na brak powagi polityki w przyszłości.

Ta obecna jest toporna co do metod i toksyczna co do treści. Ale oczywista przypadkowość ewentualnej politycznej kariery dziennikarza wydaje mi się wyganianiem dżumy cholerą. Polska jest krajem o zbyt niepewnej pozycji, zwłaszcza międzynarodowej, aby składać prezydencką władzę w ręce kompletnego amatora bez zaplecza. Człowieka znanego przede wszystkim z pisanych zawczasu żarcików w rozrywkowym programie. Przypomnę, że prezydent jest w Polsce zwierzchnikiem sił zbrojnych, ma udział w prowadzeniu polityki zagranicznej. Obronność i sprawy międzynarodowe nie powinny być topione w najsympatyczniejszym nawet kabarecie.

POLECAMY W SERWISIE POLSKATIMES.PL:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Niedziele handlowe mogą wrócić w 2024 roku

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl