Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Szwagierki" w Teatrze Dramatycznym. Spektakl przegadany, a szkoda bo z dużym potencjałem. O stereotypach i smutnych życiowych rolach kobiet

Urszula Śleszyńska
Urszula Śleszyńska
Spektakl "Szwagierki" można oglądać w Teatrze Dramatycznym jeszcze w marcu i w kwietniu
Spektakl "Szwagierki" można oglądać w Teatrze Dramatycznym jeszcze w marcu i w kwietniu Wojciech Wojtkielewicz
Świetna scenografia i charakteryzacja to zdecydowanie plusy spektaklu "Szwagierki" Michela Tremblay’a w reżyserii Michała Znanieckiego zrealizowanego w Teatrze Dramatycznym im. A Węgierki w Białymstoku. Na scenie aż czternaście kobiet, które rozmawiają, śpiewają i wchodzą w interakcje. Jest też dwóch mężczyzn, z których jeden jest wyobrażeniem, a drugi, w przebraniu - najbardziej kobiecą i pociągającą postacią ze wszystkich bohaterek. Bo kobiety tu pokazane są brzydkie, przedstawione w krzywym zwierciadle i niestety prześmiewczo. A i aktualność tekstu powstałego w latach 60. XX wieku pozostawia dużo do życzenia.

Spis treści

To spektakl niestety niepozbawiony wpadek. Poruszający tematy niby aktualne i na czasie, ale operujący archaizmami i posługujący się stereotypami. Wydaje się, że tekst nie przetrwał próby czasu, a jedyne aktualne kwestie - jak aborcja, rola kobiet w świecie czy szerzący się konsumpcjonizm - są spłycone, niedokończone, albo... dopisane. Te ostatnie - osadzone w białostockim środowisku lokalnym - śmieszą tylko wtajemniczonych, więc niezrozumiałe są dla osób chociażby spoza naszego regionu.

Po zdecydowanie za długim i momentami po prostu nudnym pierwszym akcie, pojawia się na szczęście drugi - w którym dzieje się więcej. I który trochę ten spektakl ratuje, bo pokazuje jak wielki potencjał tkwi w aktorkach białostockiego Teatru Dramatycznego, których warsztat jest tu niedoceniony. Niestety, kiedy zaczyna się robić naprawdę ciekawie, historia nagle się kończy. A tak naprawdę powinna się właśnie tam zaczynać. Podczas bisu, który wypuszcza aktorki z narzuconych kanonem czy też formą ram. To wtedy, przez te dodatkowe 5 minut, mogą w końcu pokazać siebie. Bez karykaturalnych kostiumów, stereotypowych wałków na głowie i sińców - nie tyle pod oczami, co na połowie twarzy. I owszem - charakteryzacja jest dobra. Ale niestety ujmuje kobietom i absolutnie nie pokazuje kobiecości. Pokazuje zmęczone życiem, wredne babska, których nie da się polubić. To trochę taka opowieść o Kopciuszku. Kopciuszka pozbawiona, a skupiająca się jedynie na macosze i złych siostrach. I czyniąca z nich ogół kobiecości.

Kobiecość nie do końca kobieca

A te kobiety, które widzimy już na koniec, po pierwszych brawach, bez peruk, bez gąbek które niekorzystnie zniekształcają im sylwetki - to kobiety, którym się wierzy. I które chce się oglądać. Które są prawdziwe - po zrzuceniu niewygodnych butów - tych fizycznych i tych przysłowiowych. I takie kobiety powinny być w tej teatralnej kuchni. Kobiety, które nie boją się przekląć, rzucić rubasznego żartu czy obgadać jedna drugą - a przy tym wykazujące się kobiecością, której tak bardzo w "Szwagierkach" brakuje. Bo jeśli to mężczyzna w damskiej garsonce i peruce jest najbardziej kobiecy i na tle całej reszty wcale nie karykaturalny, świadczy chyba o czymś.

Wspomniany już przeze mnie bis wypuszcza kobiety z tej teatralnej kuchni, z karykatury rodem z podrzędnych kabaretów. Kuchni, która zawsze jest miejscem najciekawszych rozmów i najlepszych imprez. A tutaj staje się więzieniem - nie tylko dla bohaterek wtłoczonych w schematy i konwenanse, ale też dla widzów, którzy kręcą się i wiercą czekając na scenę, która przyciągnie uwagę i zmusi do faktycznego zastanowienia. Zaciekawi, a nie tylko skłoni do zwykłego rechotu.

A skoro już przy kuchni jesteśmy - to jest świetnie zaaranżowana - scenografia naprawdę robi wrażenie. Niestety brakuje w niej życia. Jest pusta. Brakuje sprzętów, nawet zwykłego stołu, który jest przecież sercem kuchni. Są za to krzesła - przestawiane niczym w dziecięcej zabawie i narzucające ramy. Te ramy, z których kobiety tak bardzo chciałyby się wyrwać. I bez których ten spektakl mógłby być lepszy.

Przerysowanie - które nie zawsze jest dobre

Kostiumy są tu przerysowane, ale nie w tę dobrą stronę. One przytłaczają aktorki. Nie pozwalają im do końca rozwinąć skrzydeł. I sprawiają, że są niewiarygodne. Wielka szkoda, bo wystarczyłoby zrezygnować z peruk i wyjąć gąbkę spod spódnic i z bluzek.

Są tu też piosenki, ale musical to to nie jest. Bardziej spektakl muzyczny. A może nawet spektakl z muzyką. Piosenki się bronią. Zarówno jeśli chodzi o muzykę, jak i tekst. Ten niestety, czy to przez wzgląd na momentami zbyt głośny podkład, czy akustykę sali - bywa niezrozumiały. Świetnie jednak wypadają w swoich piosenkach i Kamila Wróbel-Malec i Katarzyna Siergiej. Bardzo dobrze słucha się też Agnieszki Możejko-Szekowskiej, której utwór sprawia, że człowiek jakoś bezwiednie się uśmiecha. Podobnie zresztą jak kreowana przez nią postać - razem z Justyną Godlewską-Kruczkowską i Moniką Zaborską wypadają lekko i nie przeszkadza im nawet peruka czy umieszczona tu i tam gąbka. Ciągną ten pierwszy akt i są autentycznie zabawne - kiedy trzeba i refleksyjne - kiedy sytuacja tego wymaga. Ciekawie też prezentuje się Urszula Szmidt - w tej całej feerii krzykliwych postaci jest przeciwwagą - kobietą uzależnioną od środków przeciwbólowych, spokojną tym niepokojącym rodzajem spokoju. I tragiczną w tej całej sytuacji.

Genialnie też wypada epizod zagrany przez Katarzynę Mikiewicz i Katarzynę Siergiej. To co aktorki prezentują jest zabawne, świetnie zagrane i ciekawe. I aż żal, że tak krótko można oglądać ich interakcję na scenie.

Na uwagę zasługuje również Sławomir Popławski, który świetnie radzi sobie nie tylko na szpilkach, ale też sprawdza się w roli współczującej ciotki. Szkoda tylko, że to on jest tu najbardziej kobiecy. I ani przez chwilę nie wydaje się karykaturalny - w przeciwieństwie do faktycznych kobiet.

Smuci trochę zmarnowany potencjał. To naprawdę mógłby być dobry spektakl.

Twórcy i obsada "Szwagierek"

Autorem przekładu jest Józef Kwaterko. Przedstawienie w Teatrze Dramatycznym im. A. Węgierki w Białymstoku reżyseruje Michał Znaniecki. Scenografię zaprojektował Luigi Scoglio, a kostiumy – Bartosz Jakub Kamiński-Lingo. Za choreografię odpowiada Inga Pilchowska. Muzykę skomponował Hadrian Filip Tabęcki. Konsultacji wokalnych udzieliła Anna Ozner. Za przygotowanie muzyczne obsady spektaklu odpowiada Marcin Nagnajewicz. Muzyka do przedstawienia została nagrana przez zespół RANGO AT-TACK.

W spektaklu występują: Beata Chyczewska, Renata Dobosz (gościnnie), Justyna Godlewska-Kruczkowska, Arleta Godziszewska, Paula Gogol, Katarzyna Mikiewicz, Agnieszka Możejko-Szekowska, Małgorzata Putynkowswką/Alicja Ewa Złoch (gościnnie), Katarzyna Siergiej, Urszula Szmidt, Kamila Wróbel-Malec, Monika Zaborska, Sławomir Popławski oraz Mateusz Stasiulewicz.

Przedstawienie będzie można obejrzeć:

  • 16 i 17 marca (godz. 19)
  • oraz 13 i 14 kwietnia (godz. 18).
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny