Nie dalej jak w kwietniu brytyjski "The Economist" poświęcił artykuł polskiej wszechobecnej biurokracji. Według ustaleń dziennikarzy, liczba urzędników w Polsce sięga miliona. Z oficjalnych danych wiadomo, że sama administracja państwowa i samorządowa już w zeszłym roku zatrudniała 500 tysięcy osób.
U progu kapitalizmu w 1990 roku administracja liczyła niecałe 160 tys. urzędników. Wtedy wydawało się, że może być ich tylko mniej. Dziś, kiedy mamy trzy razy więcej urzędników, ze zdumieniem stwierdzamy, że wtedy było ich niewiarygodnie mało! Tylko przez cztery lata rządów PO administracja rozrosła się o 150 tysięcy etatów, co jest szczególnym przypadkiem, bo partia Tuska doszła do władzy szermując hasłem taniego państwa.
Rzecz jasna, wraz z rozwojem biurokracji biedni Birmańczycy co chwila - wzorem Polski - będą uszczęśliwiani przez swych polityków nowymi ustawami i przepisami, których celem będzie uproszczenie przepisów i ułatwienie życia obywatelom. W efekcie przepisy staną się tak skomplikowane i niejednoznaczne, że urzędnicy będą się miesiącami głowić, jaką wydać decyzję.
Jeśli któryś sprawę załatwi szybko, narazi się na posądzenie, że wziął łapówkę. Nawet sądy w identycznej sprawie będą wydawać odmienne wyroki. Szkoda Birmańczyków, tyle wycierpieli.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?