Szaszkiewicz: Stefan W. uczył się zła na najlepszym uniwersytecie

Marcin Banasik
Marcin Banasik
Andrzej Banas / Polska Press
Zdaniem dr Macieja Szaszkie­wicza, profilera, byłego adiunkta Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie więzienie to uniwersytet przestępczy. Skazani uczą sie tam fachu i pielęgnują poczucie zemsty. W takim miejscu dojrzewały myśli Stefana W. , zabójcy prezydenta Gdańska.

Na nagraniach z tragedii widać jak napastnik biega z nożem po scenie, wymachuje rękami i coś krzyczy. Prawie nikt nie zwraca uwagi na prezydenta Adamo­wicza, który poważnie ranny osuwa się na ziemię.
Też zwróciłem na to uwagę. Ludzie, którzy tam stali nie byli w stanie zrozumieć co się stało. Przyszli oglądać radosną imprezę, a nie tragedię. Kiedy zabójca biegał z nożem, osoby stojące najbliżej sceny zaczynały już zdawać sobie sprawę z tego, że coś się wydarzyło, a ci dalej stojący, jeszcze z radością wymachiwali rękami i nagrywali widowisko komórkami.

Zabójca osiągnął swój cel?
Niestety tak. Proszę zwrócić uwagę na to, że kiedy wcześniej prezydent Adamowicz mijał go wchodząc po schodach na scenę, napastnik go nie zaatakował. On potrzebował do tego kamer i świateł. Idealnym momentem był finał całej imprezy.

Czyli miał tylko jedną szansę na realizację planu?
Tak. I, jak widać, wykorzystał ją w stu procentach. Prawdopodobnie musiał wcześniej ćwiczyć zabójczy scenariusz, bo przecież żeby wbić komuś nóż prosto w serce tak precyzyjnie, nie można się wahać. Zarówno zabójca, jak i ofiara mieli na sobie zimowe ubrania, one przecież krępują ruchy i amortyzują ciosy. Mimo to ostrze doszło do serca. Po dźgnięciu prezydenta napastnik biegał z nożem po scenie jak zwycięzca. Przedstawił się, wykrzyczał całemu świata swoje krzywdy...

...po czym bez żadnego oporu pozwolił się obezwładnić. Dlaczego nie próbował uciekać?

Widać, że jego plan nie przewidywał ucieczki z miejsca zabójstwa. Poza tym na wolności, za to co zrobił, u nikogo nie zyskałby uznania, nie miałby się gdzie podziać, musiałby ciągle uciekać. Natomiast w więzieniu, jeśli tam trafi – bo biegli badają czy w momencie napaści był świadomy swoich czynów – będzie kimś ważnym. Za kratami jest inny świat, tam im ktoś popełni bardziej spektakularną zbrodnię, taką o której trąbią w mediach, tym wyżej jest w więziennej hierarchii.

Stefan W. dopiero co wyszedł na wolność po odsiedzeniu 5,5 roku za napady na banki. Ma 27 lat, mógł zacząć życie od nowa.
Tak może powiedzieć tylko ktoś, kto nigdy nie trafił za kraty. Tam świat wygląda zupełnie inaczej, system wartości jest odwrócony. Wie pan co odpowiada prawie każdy skazany – któremu udowodniono przestępstwo – zapytany za co siedzi?

Za niewinność.
Dokładnie. Jest to oczywiście forma żartu, ale tak często powtarzanego, że niesie on ze sobą pewną więzienną prawdę. Pracowałem z więźniami osiem lat, zrobiłem nawet małe badanie na temat częstego powtarzania tego sformułowania. Wynika z niego, że dla więźnia liczy się nie to co naprawdę zrobił, ale to czy prokuratura ma dowody na jego przestępstwo. Przykładowo, więzień twierdzi, że ma dwóch świadków, którzy mogą przysiąc iż nie było go na miejscu kradzieży. Sęk w tym, że sąd nie zgodził się na przesłuchanie tych świadków, bo do skazania wystarczyły mu dowody zebrane przez śledczych. Taka osoba myśli sobie wtedy, że sąd skazał go niesłusznie i stronniczo. Na dodatek widzi, że w celi obok siedzi ktoś, kto więcej nakradł, a dostał mniejszy wyrok. Dla niego to niesprawiedliwe. To są podstawy do myślenia o swojej niewinności i krzywdzie. Tak rodzi się żądza odwetu. Dla niektórych zemsta staje się głównym sensem życia. Nie mamy pewności, czy takie myśli siedziały w głowie Stefana W. Wykażą to dopiero badania.

Czy to oznacza, że przestępcy potrafią uwierzyć we własną niewinność, mimo że fakty temu przeczą?
Powiem nawet więcej. Kiedyś rozmawiałem z więźniem, który na wolności trudnił się wyrywaniem kobietom torebek na ulicy. Wiedziałem, że pochodził z biednej rodziny i często jego matka nie miała co do garnka włożyć. Zapytałem go, czy okradając kobiety nie ma świadomości, że być może skazuje dzieci tych matek na taką samą biedę jakiej on doświadczył. Odpowiedział oczywiście, że nie myśli o tym, ale ciekawe było to, że dostrzegał w swoich czynach pewną pozytywną wartość. Mówił, że w pewien sposób uczy te kobiety, jak nie dać się okraść. Bo skoro raz przez nieuwagę dały się podejść złodziejowi, to następnym razem będą bardziej zapobiegliwe i to ochroni je przed kolejna stratą.

Co mogło siedzieć w głowie Stefana W., kiedy planował zabójstwo?
Grzebiąc w psychice takich ludzi natykamy się na całkiem nieoczekiwane motory działania. Wieloletni więźniowie mogą mieć już mocno skrzywioną psychikę. Skazańcy mogą nawet podświadomie dążyć do powrotu za kraty, ponieważ na wolności nic nie znaczą, rodzina się ich wyrzekła i nie mogą znaleźć pracy. A w zamknięciu, jeśli są wysoko w więziennej hierarchii, mogą być kimś ważnym, komu inni osadzeni okazują szacunek. Druga sprawa to rozumowanie przestępców, które zazwyczaj wyklucza bądź bagatelizuje dalekosiężne myślenie, czyli np. o skutkach przestępstw. Ważne jest głównie to, co chcę zrobić w tym momencie, najlepiej coś, na co nie zdobyłby się nikt inny. Poczucie wartości takiego człowieka jest wtedy bardzo wysokie, rekompensuje mu ono doznane krzywdy. W jego odwróconej hierarchii wartości takim czynem może być dokonanie wyjątkowo okrutnej zbrodni. Doskonałym miejscem do obmyślania planów zbrodni jest więzienie.

W założeniu ustawodawcy zakłady karne mają przecież pełnić rolę resocjalizacyjną.
Z moich doświadczeń wynika, że więzienie to jest jeden wielki uniwersytet przestępczy. Dajmy na to, ktoś zostaje skazany na dwa lata. Według ustawodawcy człowiek powinien resocjalizować się m.in. przez dolegliwość kary. Skazaniec podczas pobytu za kratami, na skutek wysokiej dolegliwości tej sytuacji, powinien dojść do wniosku, że nie warto być przestępcą, bo skutkuje to takimi karami. W rzeczywistości wygląda to jednak zupełnie inaczej. Na początku pobytu w zamknięciu więzień myśli sobie, że to źle, że popełnił przestępstwo, nie powinien tego więcej robić, postanawia zerwać z przestępczością.

Takie przemyślenia nachodzą go np. przez kilka dni, tygodni, może nawet pół roku. Ale co robić przez pozostały półtora? Nuda i monotonia więzienna sprawiają, że większość czasu schodzi osadzonym na rozmowach ze współwięźniami. Głównym tematem dyskusji są przestępstwa, które się popełniło. W ten sposób człowiek uczy się jak je popełniać, a z drugiej strony jak nie wpaść. Przecież po zatrzymaniu przez policję, każdy jest ekspertem w doradzaniu, co trzeba zrobić, żeby uniknąć wpadki. Nawet jeśli więzień wychodzi na wolność i początkowo trzyma się postanowień, że znajdzie pracę i zacznie wszystko od początku, to zwykle w zakładach słyszy jednak, że nie chcą byłego więźnia. A koledzy przychodzą i mówią, że mają plan na pewny skok. To drugie jest bardziej kuszące, niż proszenie się o zatrudnienie.

Siedzimy tu sobie kulturalnie, rozmawiamy, pijemy kawę. Czy ja, albo inny człowiek nie związany ze światem przestępczym byłby zdolny dokonać takiej zbrodni?
Powiem panu, że tak, choć jest to mało prawdopodobne. Musiałby pan znaleźć się w takim konglomeracie zawiłości życiowych, z których nie widziałby pan wyjścia. Proszę zwrócić uwagę na to, że w więzieniach znajdują się ludzie ze wszystkich warstw społecznych. Trafiają tam osoby bez wykształcenia i profesorowie, są tam też artyści, biznesmeni, księgowi. Droga przestępcza kusi ludzi ze wszystkich warstw społecznych. Ci, którzy ulegają niskim motywom, mają otwartą drogę do kariery w podkulturze przestępczej. Są tacy, którzy potrafią piąć się po szczeblach przestępczej drabiny bardzo szybko.

Czy jednym z nich jest Stefan W?
Myślę, że dla ludzi ze świata przestępczego dokonał czegoś wielkiego. W więzieniu ma zapewniony podziw i szacunek innych osadzonych.

Czy za tak precyzyjnie przeprowadzonym zabójstwem mógł stać niepoczytalny człowiek?
Zdarzają się zbrodnie popełnione pod wpływem urojeń, kiedy np. ktoś słyszy głosy, że musi zabić, żeby uratować świat. Są to jednak przypadki niezwykle rzadkie. Stefan W. mógł równie dobrze grać niepoczytalnego. Wiedząc, że ciężko mu będzie uciec z miejsca zbrodni być może uznał, iż najlepiej nie uciekać, tylko udawać „wariata”. Nawet bowiem osoby chore psychicznie mają okresy poprawy, w których nie kierują nimi ich urojenia i myślą prawidłowo. Może więc zdarzyć się, że właśnie wtedy dokonują cynicznie zbrodni licząc na uniewinnienie, bo mają przecież „żółte papiery”. Byłoby to bardzo wyrafinowane działanie, które powinno zostać wykryte przez biegłych lekarzy, którzy go badają.

A co z hipotezą, że ktoś nakłonił 27-latka do zabójstwa?
To jest prawdopodobne, ale w niewielkim stopniu, gdyż w naszej polskiej mentalności nie leżą tego typu zachowania. Rzadko się zdarza, że zabójcą ktoś steruje. Motywacja do popełnienia tak przemyślanej zbrodni mogła się zrodzić raczej tylko w głowie osoby, która sama chciała ją popełnić. Nakłanianie nie daje aż tak wielkiej motywacji. Oczywiście są to tylko hipotezy, które niedługo zostaną zweryfikowane.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Szaszkiewicz: Stefan W. uczył się zła na najlepszym uniwersytecie - Plus Dziennik Polski

Wróć na i.pl Portal i.pl