Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szalała za nią Marynarka Wojenna! Wielka gwiazda przedwojennego kina i teatru. Wybrzeże Marii Malickiej

Gabriela Pewińska
Gabriela Pewińska
Narodowe Archiwum Cyfrowe
- Karol Olgierd Borchardt tak wspominał czas, gdy kręcono w Gdyni „Zew morza”: „Gwiazdy pierwszej wielkości krajowego filmu przepięknej panny Marii Malickiej nie udało nam się obserwować. Szalała za nią Marynarka Wojenna na ORP Kujawiak. Podziwiano ją także na torpedowcu szkolnym ORP Generał Sosnkowski” - mówi Zdzisław Kordecki, aktor, autor książki „Oddani Melpomenie. Portrety ludzi teatru”.

Maria Malicka, wielka przedwojenna gwiazda polskiego teatru i kina. Aktorka zjawiskowej urody. Talent. Jerzy Waldorff w roku 1974 pisał o niej po spektaklu „Słodki ptak młodości”: „Zobaczyłem aktorkę nie tylko doskonałą, lecz młodą, która lśniła tak wielkim blaskiem, iż gasiła partnerów. Na scenie była jedna ona!”.

Występowała przed marszałkiem Piłsudskim i prezydentem Mościckim. Na portretach uwieczniali ją Kossak, Pankiewicz, Niesiołowski, Gottlieb, Witkacy i Geppert. Nazywano ją aniołem zesłanym do teatru przez Boga. Na jej jubileuszowy spektakl w 1974 roku, a zagrała w sztuce Oscara Wilde’a „Wachlarz Lady Windermere”, zaproszony został ówczesny metropolita krakowski kardynał Karol Wojtyła. Nie mogąc przybyć, napisał do aktorki list, w którym m.in. czytamy: „Życzę, aby wszyscy, do których przez Panią uśmiecha się dobry Bóg, darzyli Ją zawsze wdzięcznością...”.

Lucyna Legut w „Testamencie psa” (1961) jako Piekarzowa.  - Byłam prawdziwą amantką, tylko z charakterem - mówiła

Aktorki sprzed lat. Od dziewczątek po heroiny. Gdańskie aman...

Dlaczego dziś ją wspominamy?

Właśnie w lipcu mija 50 lat od ostatniego przyjazdu Marii Malickiej na Wybrzeże. Ściślej mówiąc, do Sopotu, gdzie grała swoją popisową rolę w spektaklu Teatru Powszechnego z Łodzi - „Profesja pani Warren”.

Będąc w Sopocie, jadała obiady w słynnym pensjonacie Janiny Gąskiewiczowej na Obrońców Westerplatte. Zachował się nawet wpis do księgi pamiątkowej: „...zbyt wielką pokusą są te smakowite, znakomite obiady. Dwa kilo więcej żywej wagi!”.

Do końca, a żyła lat 94, utrzymywała wagę i figurę młodej dziewczyny... Pierwszy raz przyjechała na Wybrzeże w roku 1920, przybyła do Gdańska wraz z grupą aktorów, literatów i dziennikarzy jako recytatorka. Odnotowała to nawet prasa Wolnego Miasta, tak polska, jak i niemiecka. Dekadę później występowała tu wraz ze swoim mężem Zbigniewem Sawanem i Aleksandrem Żabczyńskim w „Trio” Lenza. Zagrała też w dwóch przedwojennych filmach kręconych na Pomorzu: „Zew morza” i „Wiatr od morza”.

Przypomnijmy, „Wiatr od morza” z 1930 roku został nakręcony na podstawie książki Stefana Żeromskiego. To - swego czasu uznany za zaginiony - ostatni polski film niemy. Odnaleziono go w 2001 roku w Pradze. W obsadzie same gwiazdy: Maria Malicka, Adam Brodzisz, Eugeniusz Bodo, Kazimierz Junosza-Stępowski, Adolf Dymsza. Wcześniejszy, bo z 1927 roku, „Zew morza” to historia o synu młynarza, który, podążając za głosem marzeń, wypływa w morze, lecz po latach wraca do swej miłości sprzed lat, Hanki, panienki ze dworu. W roli Hanki - Maria Malicka.

Karol Olgierd Borchardt w „Kolebce nawigatorów” tak wspominał czas, gdy kręcono ten obraz: „Gwiazdy pierwszej wielkości krajowego filmu przepięknej panny Marii Malickiej nie udało nam się obserwować. Szalała za nią Marynarka Wojenna na ORP Kujawiak. Podziwiano ją także na torpedowcu szkolnym ORP Generał Sosnkowski i na jachcie urzędu rybackiego Gazda”. Po wojnie, jak już wspomniałem, szturmem zdobyła wybrzeżową publiczność.

Mimo upływu lat wyglądała wciąż świetnie. Zresztą słynęła z tego, że czas jakby dla niej nie istniał.

Młodniała, gdy wymagała tego rola. W „Gwieździe” Kajzara, która była jedną z ostatnich, wcieliła się w osiem różnorakich postaci, począwszy od wiekowej starowinki, niegdyś gwiazdy z Domu Starości, by po chwili ukazać się jako młoda, piękna kobieta. Tę niezwykłą metamorfozę wspominano nawet na jej pogrzebie. W Gdańsku w roku 1955 wystąpiła w swojej legendarnej roli, Anny w „Świcie, dniu i nocy”. Reżyser Wilam Horzyca, choć przedstawienia nie mógł zobaczyć i opierał się na relacjach innych, zanotował, że wyglądała zupełnie tak samo jak wtedy, gdy grała tę rolę w roku 1923... Oklaskiwać ją mogła też publiczność Opery Leśnej. Wystąpiła tu z warszawskim programem „Tylko o miłości”. Zagrała Julię w scenie balkonowej z „Romea i Julii” Szekspira. Partnerował jej Ignacy Gogolewski.

Julię? Ile Malicka miała wtedy lat?

Dopiero 58... Gdy wystąpiła z łódzkim Teatrem Powszechnym w Gdyni w sztuce „Filomena Marturano”, nasza wybrzeżowa pisarka Stanisława Fleszarowa-Muskat pisała tak: „Maria Malicka wyposażyła postać Filomeny w najprawdziwszą kobiecość. Tę właśnie, która jest nie tylko urokiem, ale i cierpieniem. (...) Znakomita rola pozwoliła Malickiej błysnąć w pełni rozległymi możliwościami talentu. Publiczność oklaskuje ją gorąco. Między innymi i za to, że wciąż jest tak nieprzemijająco urocza”.

Oklaskiwano ją też w hali Stoczni Gdańskiej.

W wieczorze przygotowanym przez Tymoteusza Ortyma „Qui pro quo kontra Morskie Oko”. Było to nawiązanie do wystawionej w przedwojennym teatrze Morskie Oko rewii „Hallo! Malicka i Sawan!”. Tu recytowała „Ewę” Tuwima. W 1958 z kolei wystąpiła z „Matką i kurtyzaną” Grzymały-Siedleckiego na kilku wybrzeżowych scenach, m.in. na ulicy Wajdeloty w Gdańsku w późniejszym teatrze Malwiny Szczepkowskiej - Studiu Rapsodycznym. Dziś w tym miejscu stoi popularny sklep. Tłumy waliły na to przedstawienie...

Jak dziś do owego sklepu. Wtedy chodziło się „na Malicką”...

Dziś, jak ktoś powiedział, „odeszły lwy salonowe, odchodzą gwiazdy sceny”... Gdy Maria Malicka przyjechała do Sopotu z krakowskim Teatrem Słowackiego ze spektaklem „Łowcy głów”, recenzent „Głosu Wybrzeża” Tadeusz Rafałowski pisał: „W roli Marty, pogromczyni swego męża Juliana wystąpiła Maria Malicka. Była wprost znakomita. Szczególnie podziwiałem sposób, w jaki operowała głosem. Najlżejsza intonacja była tu pełna wymowy. Zamierzony przez artystkę efekt podkreśla mimika i gest. Najprostsze, jak najbardziej opanowane środki i jednocześnie największy uzyskiwany efekt”. Będąc na Wybrzeżu, zawsze odwiedzała malarza Antoniego Suchanka.

Aż dziw, że jej nie namalował... Tak jak gdańskiej aktorki Kiry Pepłowskiej, której był admiratorem.

Wpadała doń dosłownie na chwilę, między spektaklami. Pewnie nie miała czasu pozować...

Pan widział te wszystkie przedstawienia?

Na „Profesję pani Warren” pojechałem nawet do Łodzi. Krakowski spektakl też miałem szczęście zobaczyć.

Szalała za nią Marynarka Wojenna! Wielka gwiazda przedwojenn...

Kiedy pierwszy raz zobaczył pan Malicką na scenie?

Byłem wtedy bardzo młodym aktorem teatru Miniatura. Pojechaliśmy do Łodzi z występami. Któregoś z łódzkich aktorów spytałem, na co warto pójść do teatru. Gorąco polecił „Poskromienie złośnicy”. „Przecież tam gra Malicka, proszę pana!” - tłumaczył. Już wiele o Malickiej wiedziałem, w zasadzie słyszałem o niej od dziecka. O teatrze mówiło się w domu. Ale wtedy ujrzałem ją pierwszy raz. Ten moment pamiętam do dziś, choć minęło... 65 lat. Wielu porównywało ją z Modrzejewską...

Co było potem?

I jako student, i później, gdy grałem w Krakowie, podziwiałem niemal wszystkie jej role. Wybrałem się też do Wrocławia, by ją zobaczyć w premierze „Matki i kurtyzany”. Pamiętam też warszawską premierę przedstawienia „Adela i stresy” w Teatrze Komedia. Malicka gra Felicję, żonę dyrektora, która, mimo że w młodym wieku zaledwie statystowała, uznawała się za wielką aktorkę, wręcz mówiła cytatami ze sztuk Szekspira. Tytułowa Adela to osoba jasnowidząca i różne rzeczy przepowiada. Jest scena, gdzie mówi tak: „A pani dyrektorowa w Teatrze Narodowym gra Lady Makbet”. Na te słowa na widowni - dosłownie - rozpętała się niekończąca się burza oklasków...

Dlaczego?

Właśnie wtedy w Teatrze Polskim szykowano się do premiery „Makbeta”, gdzie Lady Makbet grała żona ówczesnego premiera Nina Andrycz... Kiedy brawa wreszcie ucichły, Malicka musiała zacząć kwestię od początku: „Coś ty powiedziała?” - rzekła do Adeli, na co ta powtórzyła: „A pani dyrektorowa w Teatrze Narodowym gra Lady Makbet”. A Malicka na to: „Och nie, Desdemonę! Na Makbetową jeszcze jestem za młoda”... I znów huk braw!

A ile miała wtedy lat?

Naprawdę 66. Z tekstu wynikało, co wypominał jej sceniczny mąż, że Felicja była po czterdziestce. - Ale wyglądam na 30 - skwitowała aktorka w swoim stylu. Również w Sopocie, gdzie przybyła z tą sztuką, witano ją owacyjnie! Byłem wtedy na widowni, a po spektaklu nawet w garderobie, gdzie mogłem, wzruszony, pokłonić się wielkiej ARTYSTCE.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki