Święto Niepodległości 11 listopada. Piotr Zaremba: Pytania podstawowe na stulecie niepodległości

Piotr Zaremba
Zaremba: Warto pytać - egoizm narodowy czy bardziej filozofia „za wolność naszą i waszą”?
Zaremba: Warto pytać - egoizm narodowy czy bardziej filozofia „za wolność naszą i waszą”? fot. Bartłomiej Ryży
W ostatniej chwili, rzutem na taśmę, obóz rządzący wrócił do gry, niejako „przejmując” marsz niepodległości. Robi to dość bezwzględnie, acz wolę jego patronat nad ludźmi na ulicach Warszawy niż niekontrolowanych przez nikogo narodowców, których próbują okiełznać urzędnicy prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz.

Mnie znacznie bardziej od tych doraźnych przepychanek interesują w stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości pytania podstawowe. Warto je zadać w czasie, kiedy troska o polskie interesy nie wymaga już daniny krwi. Ale wymaga jednak pewnego wysiłku, choćby czysto intelektualnego.

Czy Polska jest potrzebna?

Nie odmawiam nikomu prawa do patriotyzmu. Ba, wierzę w ten patriotyzm. Myślę, że ludzie z różnych stron sceny życia publicznego kierują się subiektywną miłością do Polski, że wyobrażając sobie inaczej polskie państwo i polskie społeczeństwo, myślą o nich jak o swoich rodzicach. Mam jednak wrażenie, że emocje i odruchy to jedno, przemyślenia co innego. I w tym przypadku więcej pytań ciśnie mi się pod adresem środowisk dziś opozycyjnych. Liberalnej lewicy, liberalnej inteligencji.

Wizję obecnie rządzących mniej więcej znamy. Zdaniem Jarosława Kaczyńskiego, silne państwo narodowe jest gwarantem najróżniejszych polskich interesów. Jest również podmiotem pozwalającym na uprawianie w ramach struktur europejskich realnej, a nie tylko nominalnej, obywatelskiej demokracji. PiS można pytać o to, czy deklaracje obrony interesu Polaków nie kłócą się z nieskutecznością tej ekipy. Albo czy w obrębie polskiej demokracji wszystko dzieje się dobrze. Ale wizja przyszłości polskiej niepodległości rysowana jest dość precyzyjnie. Gorzej z receptą na pogodzenie jej z realiami Unii Europejskiej.

Kiedy w latach 30. Polacy podważali ład wersalski, a nawet przyłożyli rękę do jego rozmontowania, działali na własną niekorzyść

Środowiskom dziś opozycyjnym trzeba natomiast zadać ważne pytanie. Czy chcecie, aby Polska była nadal? Czy przewidujecie ją w swoich wizjach i planach - nie w perspektywie roku, dwóch, ale lat 20 czy 50.

Powtarzając zapewnienia o wierze w cudzy patriotyzm, nie jestem tu pewien konsekwencji. Nie tylko dlatego, że zaledwie kilka lat temu czołowe mainstreamowe media uwielbiały debaty o końcu tradycyjnego, a czasem wszelkiego patriotyzmu, a celebryci byli skłaniani przez te media do opowieści, jak to nie czują się patriotami. To coś mówi o klimacie intelektualnym.

Są jednak rzeczy ważniejsze, programowe. Przykładowo, aby znaleźć bat na PiS, liberalna opozycja wróciła do żądania szybkiego marszu ku euro, które miałoby zastąpić złotówkę. Jest to wyraźnie konstrukcja polityczna, nawet ideologiczna. Ekonomiści nie ukrywają, że doraźnie euro raczej osłabiłoby polską gospodarkę, tak jak pozbawiło skutecznie osłony gospodarki krajów Europy południowej przed kryzysem.

Sejm. Awantura o Marsz Niepodległości. "Ten idiota obraża Polaków"

Pytania o suwerenność

Ale skoro cel jest polityczny, to spytajmy jaki to cel. Niewątpliwie marsz ku europejskiej walucie, to marsz ku osłabianiu polskiej suwerenności. Prawda, jest to zapisane w traktatach akcesyjnych, ale i w Europie Zachodniej wróciła debata o sensie wspólnej waluty. Chcemy być nadgorliwi? Ale jeśli tak, przyznajmy się otwarcie do celu. Czy na końcu jest wspólne europejskie państwo?

A skoro już o tym rozmawiamy, warto może zadać wiele pytań pomocniczych.

Czy silne państwo narodowe jest, czy nie jest gwarancją lepszej ochrony tych 38 milionów Polaków, którzy mieszkają nad Wisłą i Odrą? Czy to nie na polskim rządzie ciąży odpowiedzialność za ich powodzenie i dobrobyt? Czy osłabianie tego rządu na rzecz struktur ponadnarodowych nie zmierza logicznie do nadania nam statusu wciąż autonomicznych, ale jednak peryferii?

Czy nie jedynie samodzielne, silne państwo polskie jest w stanie zadbać skutecznie o nasze dziedzictwo historyczne i kulturowe? Czy gdybyśmy byli autonomicznym bytem w ramach europejskiego superpaństwa, ta troska nie stałaby się jedynie pielęgnowaniem cepelii? Regionalnego zanikającego obyczaju zmienionego z czasem w dziwactwo?

Czy wreszcie tylko państwo narodowe nie czyni nas obywatelami uczestniczącymi w debacie, kontrolującymi skutecznie władze publiczne. Czy wiara w to, że rolę polskich władz publicznych przejmą ostatecznie europejskie, nie gubiąc demokracji, poczucia podmiotowości ludzi mieszkających nad Wisłą, nie jest fantasmagorią? Nie skazałoby nas na status ludzi zagubionych w mgle biurokratycznych, nie dyskutowanych przez nikogo realnie, dyrektyw, dekretów i przepisów?

Jesteśmy wspólnotą etyczną?

Czy wreszcie - to może pytanie najważniejsze - nie warto posłuchać prof. Andrzeja Nowaka, który zaproponował nową definicję polskości. Chce on, aby myśleć o Polsce jako o wspólnocie „nie tyle etnicznej, co etycznej”.
Naturalnie taka konkluzja zmusiłaby nas do wysiłku, aby jakoś tę polskość na powrót definiować? Egoizm narodowy czy bardziej filozofia „za wolność naszą i waszą”? Więcej pozytywizmu czy romantyzmu?

Katolicki naród polski czy jednak także wielokulturowość? Co czyni Polaków nie tyle wyjątkowymi, co innymi od kultur i cywilizacji sąsiednich? Co możemy wnieść do Europy? Można się o to zawzięcie kłócić. Ważne jednak abyśmy byli świadomi pytań. Nie zatracili zdolności ich zadawania.

Jeśli ktoś uważa, że Polska jest czymś prowizorycznym, przejściowym, nie powinien nas pozostawiać w nieświadomości, co do swoich założeń i zamiarów. Ba, powinien jak najszybciej wyłożyć swoje cele i plany, zacząć przekonywać do nich polską opinię publiczną. Ja twierdzę, że w wielu sferach silne i sprawne polskie państwo jest nie tylko kwestią sentymentu, ale interesu. Że z kolei przekonanie prof. Nowaka o etycznym wymiarze polskości dotyka pytania, jak być lepszym, jak nadać swemu życiu sens.

Ale jeśli ktoś uważa inaczej, niech dyskutuje, kłóci się, wygrywa pod innymi, wprost wykładanym i hasłami wybory.

Jaki ład europejski?

Jest naturalnie jeszcze inne pytanie, które warto zadać obu już stronom bieżącego politycznego sporu. Polska roku 1918 była produktem splotu okoliczności, który zyskał nazwę „ład wersalski”. Wszyscy zaborcy przegrali. Ale też Francji Polacy byli potrzebni dla przeciwwagi wobec Niemiec, a USA biorące początkowo udział w układaniu nowej mapy Europy chciały idealistycznego nowego układu sił przeciwstawianego starej cynicznej dyplomacji. Anglii nie byliśmy potrzebni, ale też nie wadziliśmy aż tak bardzo, aby nie przystała na naszą egzystencję.

Kiedy pod koniec lat 30. Polacy lekkomyślnie podważali ład wersalski, a nawet przyłożyli rękę do jego rozmontowania (prawda, epizodycznie i nie jako siła sprawcza - odbierając Czechosłowacji Zaolzie) działali na własną niekorzyść. Nie to zadecydowało o jej upadku w roku 1939. Niemniej warto pamiętać tę lekcję.

I warto pytać dzisiaj, co gwarantuje już nie tylko nasze istnienie (w moim przekonaniu niezagrożone), ale naszą pozycję. Ci po prawej stronie, którzy flirtują z myślą o zbawiennych skutkach wielkiej zapaści Unii Europejskiej, powinni przedstawić alternatywne scenariusze. Czy aby na pewno istnieją?

Ci z kolei, którzy dostrzegają w Unii Europejskiej, ba w obecnym kształcie Unii Europejskiej, coś niepodlegającego żadnym korektom, powinni się zastanowić, czy nie popadają w sprzeczność. Tak bardzo chcą się schować za jej parawanem, że godzą się na sytuację, kiedy Polski i Polaków nie będzie za niej w ogóle widać. W ten sposób cel główny: zyskanie bezpieczeństwa staje się własnym przeciwieństwem. Jaki jest sens stabilizowania i ochraniania czegoś, co niewidoczne i nieistotne?

Polska międzywojenna pełna była wielkich geopolitycznych debat, które nie zabezpieczyły w ostateczności Polski. Dziś w miejsce debat mamy plemienno-partyjne łupaniny, w których każda ze stron mistyfikuje i przerysowuje stanowisko strony drugiej. Niewiele w tym sensu.

W jakich warunkach mieszkali nasi przodkowie w dwudziestoleciu międzywojennym?

Tak Polacy mieszkali przed wojną. Zobacz 10 najbardziej zask...

Krzyczmy czasem: Polska

Ale to nie oznacza, że nie istnieją przytoczone powyżej dylematy. Że nie ma sensu pytanie: czy w ogóle chcemy Polski? I po co nam ta Polska? Warto je sobie zadawać w okolicach tego dnia - nie po to, aby komuś dokuczyć, ale po to, aby wiedzieć. Znać cele i działać racjonalnie dla ich osiągnięcia. To ważniejsze niż pomniki, koncerty i ceremonie.

Polityk PO Tomasz Siemoniak wyśmiał na Twitterze tytuł muzealnej wystawy „Krzycząc: Polska”. Wyśmiano to od razu, że jest literackim nieukiem, bo nie wie, że to cytat z Juliusza Słowackiego. A przecież o tyle miał trochę racji, że Słowacki przedrzeźniał egzaltowanych patriotów, niezdolnych do zadania sobie pytania: „Polska, ale jaka”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na i.pl Portal i.pl