Swietłana Alliłujewa. Kobieta, która jako jedyna sprzeciwiła się woli Stalina [FRAGMENT KSIĄŻKI]

Rosemary Sullivan
Stalin na pikniku ze znajomymi (1921 r.)
Stalin na pikniku ze znajomymi (1921 r.) SPUTNIK/EAST NEWS
Swietłana Alliłujewa przez całe życie zmagała się z piętnem bycia córką Stalina. W wieku niemal 40 lat, w 1967 roku, po brawurowej ucieczce z kraju poprosiła o azyl polityczny w USA i potępiła zbrodnicze rządy własnego ojca.

Jak to jest być córką Stalina? Jak to jest przez całe życie nosić ciężar tego nazwiska? W ZSRR Stalin był postacią mitologiczną, wodzem, najwyższym przywódcą, który uczynił ze Związku Radzieckiego supermocarstwo i wygrał wojnę z nazistami. Dla milionów rodaków był również potworem, który odpowiadał za tragiczne lata terroru i gułagów. Na Zachodzie przedstawiano go jako jednego z najbardziej bestialskich dyktatorów. Jakkolwiek by się nie starała, Swietłana Alliłujewa nie mogła wyjść z cienia, rzucanego przez jej ojca na cały świat. Narzekała wielokrotnie: „Gdziekolwiek nie pojadę - na jakąś wyspę czy do Australii - i tak będę politycznym zakładnikiem nazwiska mojego ojca” .

Jej życie w ZSRR było drogą przez mękę. Matka, Nadieżda Alliłujewa, popełniła samobójstwo, gdy Swietłana miała zaledwie sześć i pół roku. W czystkach, które Stalin przeprowadził wśród rodaków w latach 30., ucierpieli krewni. Ukochana ciotka Maria i wuj Aleksander Swanidze - brat i szwagierka pierwszej żony Stalina - zostali aresztowani i straceni jako wrogowie narodu. Ich syn, Johnik, towarzysz zabaw małej Swietłany, zniknął bez śladu. Wujek Stanisław Redens, mąż siostry Nadii, Anny, również został skazany na śmierć. Wuj Swietłany, Paweł, brat matki, zmarł na atak serca wywołany miesiącami życia w panicznym strachu. Kiedy Swietłana miała 17 lat, ojciec skazał jej pierwszego ukochanego, Aleksieja Kaplera, na 10 lat Gułagu. Jej przyrodniego brata, Jakowa, naziści zabili w obozie jenieckim w 1943 roku. W 1947 i 1948, podczas represji znanych jako „kampania antykosmopolityczna”, na siedem lat odosobnienia zostały skazane Anna (siostra matki) i wdowa po wuju Pawle, Żenia. Córka Żeni, Kira, trafiła do więzienia, a później na wygnanie.

Po śmierci ojca w 1953 roku nastąpił szereg tragicznych zdarzeń. Starszy brat Swietłany, Wasilij, został aresztowany, a w 1962 roku zapił się na śmierć. Przyjaciele z kręgów literackich w połowie lat 60. jeden za drugim trafiali do obozów pracy. Kiedy Swietłanie udało się odnaleźć spokój w ramionach Brajesha Singha, odmówiono jej prawa do zamążpójścia, chociaż ukochany był na łożu śmierci. Wreszcie pozwolono jej zabrać prochy wybranka do jego ojczystych Indii.

CZYTAJ TAKŻE: Stalin był zauroczony Leninem. Ale umiał mu się przeciwstawić [MŁODY STALIN. MONTEFIORE]

W wieku 41 lat, w połowie życia, Swietłana Alliłujewa postanowiła uciec z ZSRR. Wieczorem 6 marca 1967 roku Rosjanka wkroczyła do ambasady amerykańskiej w New Delhi i poprosiła o azyl. Uciekała od przeszłości i szukała w wolnym świecie życia, którego brakowało w ZSRR. Uważała, że traktowano ją tam jak rządową własność. Amerykański Departament Stanu początkowo odmówił, obawiając się pogorszenia stosunków z Sowietami. Swietłana czekała w Szwajcarii na pozytywną decyzję dyplomatów.

Kiedy otrzymała wizę turystyczną i zgodę na przyjazd do USA, Amerykanie witali ją jako najsłynniejszą w historii uciekinierkę z sowieckiego reżimu. Czekała na nią kariera pisarki. Zarobiła fortunę na książce Dwadzieścia listów do przyjaciela, czyli pamiętniku z 1963 roku, który udało jej się wywieźć z ZSRR i sprzedać wydawcy za półtora miliona dolarów. Ponieważ zupełnie nie znała się na pieniądzach, rozdała ogromne sumy, a resztę straciła, wpadłszy w pułapkę przebiegłej Olgivanny Wright, wdowy po słynnym architekcie Franku Lloydzie Wrighcie, która wplątała Swietłanę w małżeństwo z Wesleyem Petersem, głównym architektem Wrightowskiej Fundacji Taliesin. W wieku 45 lat Alliłujewa urodziła córkę. Olga była dla niej wielkim pocieszeniem. W Moskwie pozostawiła bowiem 21-letniego syna, Józefa, i 16-letnią córkę, Katię. Intrygi knute nieustannie przez KGB nie pozwalały jej skontaktować się z nimi przez kolejne 15 lat.

W nieszczęściach pomagało jej dość ironiczne poczucie humoru. Mawiała: „Nie łudzę się już ani trochę, że kiedykolwiek uda mi się uwolnić od tej łatki - że przestanę być córką Stalina. […] Rodziców się nie wybiera, ale żałuję, że moja matka nie wyszła za cieślę” . Przez większość z 44 lat spędzonych na Zachodzie żyła życiem wędrowca. Przeprowadzała się 30 razy. Zdarzyło jej się na chwilę uciec z powrotem do ZSRR. Mówiono, że jest niezrównoważona. Historyk Robert Tucker twierdził, że „mimo wszystko przypominała trochę ojca” . Z ojcem miała jednak tak naprawdę mało wspólnego. Nie uznawała przemocy. Podejmowała ryzyko i radziła sobie z nim. Była przywiązana do życia, potrafiła tryskać nieoczekiwanym optymizmem - choć okropieństwa XX wieku wpisały się w jej biografię krwistoczerwonym atramentem.
Odebrała solidną lekcję na temat różnych rodzajów zła, z którymi ludzie muszą się mierzyć. Żyjąc na styku dwóch światów podczas zimnowojennych sporów Wschodu z Zachodem, od żadnej ze stron nie otrzymała wsparcia. Musiała powoli uczyć się reguł rządzących Ameryką. Był to fascynujący, choć nierzadko dość bolesny proces.

Dla Alliłujewej postać ojca jawiła się tak samo skomplikowanie jak dla postronnych obserwatorów. Jej stosunek do Stalina naznaczony był wyraźnym paradoksem. Zdecydowanie brzydziła się jego bestialstwem, a mimo to wspominała troskę, z jaką zajmował się nią, gdy była mała. Pamiętała również chwile, gdy bywał zły. Starała się zrozumieć jego motywacje. „Nie wydaje mi się, by miewał wyrzuty sumienia. Nie znał raczej czegoś takiego. Myślę, że nie zaznał szczęścia ani zabijając, ani niszcząc, ani zyskując czyjkolwiek podziw” .

Powtarzała przy tym wielokrotnie, że błędem byłoby po prostu nazywać go potworem. Należało raczej zastanowić się, co musiało zdarzyć się w jego życiu prywatnym i społecznej egzystencji, że człowiek ten wywarł taki wpływ na historię świata. Swietłana twierdziła również, że ojciec nigdy nie działał sam. Winę za czyny ponoszą także tysiące współsprawców.

Swietłana Alliłujewa wyobrażała sobie, że na Zachodzie zbuduje życie oparte na pisaniu i że odnajdzie kogoś, z kim spędzi czas w szczęściu. Mimo heroicznych wysiłków była przekonana o własnej klęsce, choć inni nie podzielali tego zdania. To cud, że w ogóle udało jej się to wszystko przetrwać.

***

6 marca 1967 roku o godzinie siódmej wieczorem do bramy ambasady amerykańskiej położonej przy Shantipath Avenue w New Delhi podjechała taksówka. Pod czujnym spojrzeniem hinduskiego policjanta pełniącego wartę ruszyła dalej, w stronę kolistego podjazdu przed budynkiem. Osoba siedząca z tyłu spojrzała na taflę wielkiego basenu, która mieniła się jasno wśród zapadającego zmroku. Na powierzchni, nic sobie nie robiąc z tryskających w górę strumieni fontanny, dryfowało kilka kaczek i gęsi. Budynek miał fasadę z dziurkowanych betonowych bloków, dzięki którym zyskiwał na wizualnej lekkości. Pasażerka natychmiast zauważyła, jak bardzo różnił się on od gmachu sowieckiej ambasady, którą właśnie opuściła. „A więc tak wygląda Ameryka” - pomyślała.

CZYTAJ TAKŻE: Stalin był zauroczony Leninem. Ale umiał mu się przeciwstawić [MŁODY STALIN. MONTEFIORE]

Kiedy Swietłana Alliłujewa wspięła się po schodach, jej oczom ukazał się amerykański orzeł w płaskorzeźbie wmontowanej w szklane drzwi. Wszystkie ważne decyzje od zawsze podejmowała pośpiesznie. Jeśli przekroczy ten próg, swoje dotychczasowe życie utraci na zawsze. Nie miała wątpliwości, że gniew Kremla prędzej czy później ją dosięgnie. Wiedziała, że igra z losem. Czuła, jak ogarnia ją strach. Zdecydowała się na najważniejszy krok. Uciekła, ale nie miała najmniejszego pojęcia, gdzie rzuci ją przeznaczenie. Nie wahała się jednak. Z małą walizką w ręce nacisnęła dzwonek u drzwi ambasady.

Danny Wall, żołnierz piechoty morskiej pełniący służbę przy wejściu, otworzył drzwi i spojrzał uważnie na stojącą przed nim niewysoką kobietę w średnim wieku. Była schludnie ubrana, ale na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Już miał poinformować ją, że ambasada jest nieczynna, gdy podała mu paszport. Zbladł. Wpuściwszy kobietę do środka, zamknął drzwi na klucz i zaprowadził ją do sąsiedniego pokoiku.

Następnie zadzwonił do Roberta Rayle’a, wicesekretarza ambasady, który zajmował się zbiegami z innych krajów. Akurat go nie było, lecz oddzwonił po kilku minutach. Wall podał mu specjalny kod operacyjny, po którym rozmówca poznał, że do ambasady zgłosił się sowiecki uciekinier. Rayle z pewnością nie spodziewał się czegoś podobnego w poniedziałkowe popołudnie spokojnie upływające w indyjskiej stolicy.

Kiedy dotarł do ambasady o 19.25, skierowano go do pokoju, w którym kobieta rozmawiała z konsulem George’em Hueyem. Gdy tylko otworzył drzwi, odwróciła się do niego i niemal od razu oznajmiła:

- Pewnie mi pan nie uwierzy, ale jestem córką Stalina!

Rayle spojrzał na tę skromną, jednak atrakcyjną kobietę o rudych włosach i bladoniebieskich oczach, które spokojnie się w niego wpatrywały. Nie tak wyobrażał sobie córkę sowieckiego przywódcy - chociaż sam nie wiedział, czego powinien się był spodziewać. Wręczyła mu paszport. Rzucił tylko okiem - w dokumencie było wyraźnie napisane: obywatelka sowiecka Swietłana Josifowna Alliłujewa. Josifowna to prawidłowy patronimik oznaczający „córkę Józefa”. Rayle szybko rozważył możliwe sposoby działania. Być może Sowieci próbowali wcisnąć im szpiega. Mogła być agentką kontrwywiadu. Albo zwykłą wariatką. George Huey zapytał, kompletnie zmieszany:

- Mówi pani, że pani ojcem był Stalin? „Ten” Stalin?

Jako urzędnik odpowiedzialny za uciekinierów z bloku sowieckiego Rayle musiał najpierw potwierdzić tożsamość przybyłej. Po krótkiej rozmowie udał się do centrali telefonicznej i zatelegrafował do Waszyngtonu, prosząc o wszystkie dane, które zgromadzono na temat Swietłany Josifowny Alliłujewej. Odpowiedź nadeszła po godzinie: „Żadnych śladów”. Waszyngton nie wiedział na jej temat zupełnie nic - ani CIA, ani FBI, ani Departament Stanu nie miał z nią dotąd do czynienia. Rząd amerykański nie zdawał sobie sprawy, że Stalin w ogóle ma córkę.
Czekając na odpowiedź z Waszyngtonu, Rayle przesłuchał Swietłanę. Jak dostała się do Indii? Twierdziła, że z ZSRR wyruszyła 19 grudnia w ramach oficjalnej misji dyplomatycznej. Rząd sowiecki wydał specjalną zgodę, by zgodnie z hinduską tradycją mogła rozsypać prochy swojego „męża” - Brajesha Singha na wodach rzeki Ganges w jego rodzinnej wsi Kalakankar w regionie Uttar Pradesh. Dodała z goryczą, że z powodu obcego obywatelstwa Singha Aleksiej Kosygin, przewodniczący sowieckiej Rady Ministrów, osobiście odmówił im prawa do zawarcia związku małżeńskiego. Po śmierci wybranka otrzymała pozwolenie na przewiezienie prochów do Indii. W ciągu trzech spędzonych tam miesięcy zakochała się w kraju swojego „męża” i poprosiła o zgodę na dłuższy pobyt. Odmówiono.

- Na Kremlu uważa się, że jestem własnością państwa - powiedziała ze wstrętem. - Jestem córką Stalina!

Zaraz potem wyjaśniła, że pod naciskiem ze strony Sowietów rząd Indii odmówił przedłużenia jej wizy. Miała już dość bycia traktowaną jak „narodowa relikwia”. Nie miała więc zamiaru wracać do ZSRR. Spojrzała zdecydowanie na Rayle’a i oznajmiła, że chciałaby prosić o azyl polityczny.

Zdaniem Rayle’a wszystko wskazywało na to, że ta spokojna kobieta wierzyła w to, co mówi. Mężczyzna natychmiast zrozumiał, jakie konsekwencje polityczne trzeba brać pod uwagę, jeśli jej opowieść była prawdziwa. Jeśli naprawdę jest córką Stalina, to należy do jednej z najważniejszych sowieckich dynastii. Jej ucieczka byłaby dla Sowietów potężnym ciosem. Bez wątpienia tamtejszy rząd dołożyłby wszelkich starań, by ją odzyskać. Ambasada amerykańska znalazłaby się w środku poważnej zawieruchy.

CZYTAJ TAKŻE: Stalin był zauroczony Leninem. Ale umiał mu się przeciwstawić [MŁODY STALIN. MONTEFIORE]

Rayle miał przy tym swoje podejrzenia. Zapytał, dlaczego nie nosi po ojcu nazwiska „Stalin” czy „Dżugaszwili”. Odpowiedziała, że w 1957 roku zmieniła nazwisko ze „Stalin” na „Alliłujewa” (czyli panieńskie nazwisko matki, Nadieżdy). Takie samo prawo przysługiwało wszystkim sowieckim obywatelom.

Następnie zapytał, gdzie się dotąd zatrzymała.

- W pokojach gościnnych ambasady sowieckiej - odparła.

Raptem kilkaset jardów stąd. Jak udało jej się niezauważenie wymknąć?

- Trwa tam wielki bankiet z okazji wizyty delegacji wojskowej. Wszyscy świętują też zbliżający się Międzynarodowy Dzień Kobiet.

Następnie zapytał, ile może czasu upłynąć, zanim ktoś spostrzeże jej nieobecność. Odparła, że jeszcze kilka godzin, gdyż wszyscy bez wyjątku na pewno byli teraz zupełnie pijani. Przypomniawszy sobie nagle, że właśnie w tym momencie oczekiwano jej w domu byłego ambasadora Indii w ZSRR, T.N. Kaula, Swietłana zawołała w nagłym przypływie paniki:

- Muszę zadzwonić do jego córki, Preeti, i powiedzieć, żeby na mnie nie czekała.

Rosemary Sullivan,  „Córka Stalina”, wydawnictwo "Znak"
Rosemary Sullivan, „Córka Stalina”, wydawnictwo "Znak" MatPras

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na i.pl Portal i.pl