"Świat milczy, a obozy koncentracyjne mogą wrócić". Rozmowa z dyrektorem Muzeum Stutthof w Sztutowie

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Jeden z pierwszych dni funkcjonowania niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof - początek września 1939. Na zdjęciu: więźniowie - Polacy z Wolnego Miasta Gdańska
Jeden z pierwszych dni funkcjonowania niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof - początek września 1939. Na zdjęciu: więźniowie - Polacy z Wolnego Miasta Gdańska Archiwum Muzeum Stutthof
To autentyzm miejsca, dawnego, niemieckiego obozu koncentracyjnego najbardziej sprzyja budowaniu empatii, wpływa na zrozumienie zagłady jaką ściągnęli na świat naziści, a przede wszystkim niedoli, jaką cierpieli ci, którzy zostali w niemieckich obozach koncentracyjnych zamknięci - mówi Piotr Tarnowski, dyrektor Muzeum Stutthof w Sztutowie.

Mówił Pan niedawno, że w nowej sytuacji epidemiologicznej musimy nauczyć się rozumieć czym był KL Stutthof w inny, niż dotychczas, sposób. W minioną sobotę pod Pomnik Walki i Męczeństwa przyszło 75 osób. Znacznie mniej niż zazwyczaj, ale i tak sporo.
To liczba, przede wszystkim symboliczna, bo 75 osób przyszło w 75 rocznicę wyzwolenia KL Stutthof. Gdybyśmy chcieli to zaplanować, to zapewne by się nie udało. Zazwyczaj, nawet gdy uroczystości wypadały w niewygodnym terminie, przychodziło na nie znacznie więcej uczestników.

Tych symboli 9 maja 2020 r. w Muzeum Stutthof było znacznie więcej, łącznie z modlitwą ekumeniczną, nagraniem płk. Piątkowskiego, które musiało zastąpić apel poległych i asystę wojskową. Wydaje się, że i w warunkach epidemii, wirtualnie, można było tę rocznicę przeżyć równie mocno, jak zazwyczaj.
Nie da się tego stwierdzić od razu, zbadać w sposób ankietowy. Potrzeba będzie dziesiątek rozmów z uczestnikami, dodatkowych pytań. W warunkach epidemii hołd ofiarom KL Stutthof mogliśmy oddać tylko w sposób ograniczony do minimum, wirtualny, choć z ogromnym zaangażowaniem. By poznać historię KL Stutthof nie trzeba przyjeżdżać tu osobiście. Można dostrzec powiązanie tego miejsca z historią II wojny światowej, historią, którą napisały totalitarne reżimy XX wieku, szukając choćby informacji w internecie. Muzeum Stutthof o to zresztą dba, a za pośrednictwem naszej księgarni internetowej można zamówić specjalistyczne publikacje. Myślę jednak, że osobista wizyta zapewnia coś, w czym każde z wirtualnych rozwiązań będzie zawodne. Zrozumiemy, czym był KL Stutthof, kiedy będziemy mogli na własne oczy dostrzec były niemiecki obóz koncentracyjny. Między wiedzą a zrozumieniem nie ma znaku równości.

Chodzi o doświadczenie osobiste, dotknięcie historii?
Zauważmy - oto jestem w tej przestrzeni, w autentycznym miejscu i mogę się odciąć od relatywizmu historycznego, który bardzo często składa się na zniekształcenie obrazu przeszłości, próbując ocenić wydarzenia, które miały miejsce 75 lat temu, stosując przesłanki współczesne. Tymczasem jest to zwyczajnie niemożliwe. Wiele lat temu mądrzy ludzie, byli wśród nich dawni więźniowie Stutthofu zdecydowali, że upamiętnienie ofiar niemieckiego obozu koncentracyjnego musi mieć formę muzealną, właśnie na terenie byłego KL. Jednym z podstawowych narzędzi, przez które przemawia placówka muzealna, jest artefakt, czyli w dużym skrócie - autentyzm. Muzeum Stutthof to autentyczna lokalizacja, obiekty, baraki, budynek komendantury, Brama Śmierci. To one mają sprzyjać budowaniu empatii, dążeniu do rzeczywistego przełożenia wiedzy historycznej, na zrozumienie zagłady jaką ściągnęli na świat naziści, a przede wszystkim niedoli, którą cierpieli ci, którzy zostali w niemieckich obozach koncentracyjnych zamknięci.

Mówił Pan, nawiązując do pandemii, że 75 lat temu świat również chorował. Objawami tej choroby były antysemityzm, nienawiść i dymiące kominy krematoriów. Choroby trzeba leczyć i kilkadziesiąt lat temu udało się znaleźć lekarstwo. Jednak ten wirus nadal jest obecny.
Ja mogę udzielić odpowiedzi, ale to jest pytanie właściwie do nas wszystkich - zwłaszcza tych, których zainteresowania sięgają dalej niż zasięg wzroku czy odległość wyciągniętej, własnej ręki. Nie raz na wykładach, czy w przemówieniach rocznicowych podkreślałem, że mechanizmy, które budowały obozy koncentracyjne, uruchomiły komory gazowe i piece krematoryjne, mimo tego że miliony osób odwiedziły miejsca takie jak Muzeum Stutthof i wyszły z nich w zadumie, mogą się powtórzyć. Mimo że byłe obozy koncentracyjne odwiedzali liderzy państw, w ciągu kilkudziesięciu lat powojennej Europy, to możliwe było to, co się wydarzyło w dawnej Jugosławii, Rwandzie, lub to, co cały czas dzieje się w Birmie. Świat milczy. W Muzeum Stutthof przypominamy cały czas, że powinniśmy być dzielni społecznie i osobiście, wskazywać niegodziwości i mobilizować zasoby ludzkości by temu przeciwdziałać. To milczenie, w odpowiedzi na naszą pracę, nasze apele, przeraża mnie chyba najbardziej.

W tym roku nie było pod Pomnikiem Walki i Męczeństwa spotkania osobistego ze Świadkami Historii, ale można obejrzeć wirtualnie wystąpienie Petroneli Brywczyńskiej, która trafiła do KL Stutthof w wieku 9 lat kilka tygodni przed końcem wojny i była tu 9 maja 1945 r.
Petronela Brywczyńska nas ostrzegła. Wszystkim nam powiedziała, jak kilkutygodniowy "incydent" w jej bardzo długim życiu, na nią wpłynął. Jak uczynił ją słabszą, nieufną. Jak sama podkreśliła, to i tak było niedużo. Zło, którego doświadczyli więźniowie obozów koncentracyjnych, wpływało na ich rodziny, zaburzało ich relacje międzyludzkie, społeczne. Petronela Brywczyńska ostrzegła nas też przed trucizną obojętności, tym czynnikiem tworzącym obozy koncentracyjne. Mówił też o tym pięknie w styczniu w Muzeum Auschwitz Marian Turski. Przyznam, że osobiście trudno mi owo piętno, o którym wspomniała Petronela Brywczyńska u niej odczytać. To bardzo ciepła, serdeczna osoba, ceniąca naszą pracę.

Projekt "To my jesteśmy Pamięcią, towarzyszył tej wyjątkowej, z uwagi na okoliczności, rocznicy. Poprosiliście, by chętni nagrywali fragmenty relacji Świadków Historii, które później pojawiają się w mediach społecznościowych Muzeum Stutthof. Na jakim jest on etapie?
Ten projekt nie ma etapów. On trwa. Taka nagrana relacja, skoro nie można było przyjść osobiście pod Pomnik Walki i Męczeństwa i upamiętnić ofiary KL Stutthof, jest jak złożenie wiązanki kwiatów, zapalenie znicza. To też spotkanie ze Świadkiem Historii, czyli najważniejszy element, którego zabrakło w czasie uroczystości 9 maja. Nie mogliśmy być razem z nimi, posłuchać ich i pokazać, jak bardzo są dla nas ważni. "To my jesteśmy Pamięcią" nie jest projektem dla muzeum, tylko dla naszych kombatantów. Wymyśliliśmy, że chcemy mieć 2077 nagranych wystąpień - czyli dokładnie tyle, ile dni trwała II wojna światowa, ile funkcjonował KL Stutthof, od 2 września 1939 r. do 9 maja 1945 r. Dlatego to, czy ktoś przysłał nam nagranie jeszcze w kwietniu, w maju, czy dopiero przyśle, jest w tej chwili najmniej istotne. Pamięć ma trwać. Musimy ją podtrzymywać.

Mówił Pan niedawno w rozmowie z Magdaleną Rigamonti, że KL Stutthof był miejscem zapomnianym. Jednak patronat prezydenta RP nad ostatnimi uroczystościami, ale też kilka innych wydarzeń, również w sferze naukowej, mogą świadczyć, że to zjawisko zostało odwrócone.
Mówiłem o czymś, co należy już do przeszłości. Stutthof został w pewnym sensie zapominany jeszcze w czasie działań wojennych. Los więźniów nie był na tyle ważną przesłanką dla dowódców wojskowych, by dążyć do jak najszybszego zajęcia terenu, na którym był położony. Został zablokowany i to wystarczyło, by Niemcy nie mogli zaszkodzić planom, które doprowadziły Armię Czerwoną do Berlina i złamania ówczesnego państwa niemieckiego. Drugi raz został zapomniany po wojnie. Nie dążono do upamiętnienia ofiar tego obozu w formie muzealnej (za wyjątkiem starań byłych więźniów). A przecież takie placówki powstawały na Majdanku, czy w Auschwitz. W przypadku Stutthofu nie widziano takiej potrzeby, historia ludzi, którzy tu zginęli i cierpieli, nie była dla ówczesnych władz, ich propagandy, istotna. Moje słowa o zapomnieniu nie były przyganą w stosunku do moich poprzedników w Muzeum Stutthof. Oni działali na taką skalę, jaką pozwalały przyznane im środki. Każdy z nich wykorzystywał swoje możliwości, a każdy miał inne. Warto też przypomnieć, że przez cały czas funkcjonowania placówki wysokie noty uzyskiwał zespół pracowników naukowych muzeum. Natomiast w ogólnym obrazie miejsc pamięci, Muzeum Stutthof było na drugim, dość zamazanym planie. Mniemam, że to się dzięki naszym wysiłkom, ale też naszych przełożonych, już lata temu zmieniło. To będzie, jak sądzę, jeszcze bardziej widoczne w niedalekiej przyszłości, w obliczu planów inwestycyjnych, modernizacyjnych, konserwatorskich lub związanych z utworzeniem nowej wystawy stałej. Naszym zamierzeniem, co warto ogłosić przy okazji rozmowy o 75 rocznicy oswobodzenia KL Stutthof, jest stworzenie instytucji o europejskim standardzie muzealniczym, które będzie jeszcze ważniejszym elementem polityki historycznej państwa, choć wpisywać się będziemy i w inne dzieła.

Czy w Muzeum Stutthof postępuje proces związany z "odmrażaniem" placówek dla zwiedzających?
Przygotowujemy się do ponownego otwarcia dla gości. Pierwszym etapem byłoby udostępnienie przestrzeni plenerowych, bez możliwości wchodzenia do obiektów. Chcielibyśmy, by nastąpiło to jeszcze w maju.

Przesłanie Petroneli Brywczyńskiej, byłej więźniarki KL Stutthof

Petronela Brywczyńska, trafiła do KL Stutthof w ostatnich tygodniach funkcjonowania obozu, wraz z mamą i ojcem. Miała 9 lat. Codziennością były głód, choroby, strach, śmierć, bicie, tortury, płonące stosy trupów, płonący obóz żydowski. Petronela Brywczyńska do dziś pamięta twarze oprawców, w tym jedną ze strażniczek tulącą z czułością szczeniaka, a na więźniów spoglądająca z nienawiścią. - Dobrze się przyjrzałam, jak może wyglądać taki człowiek. Potwór - wspominała. Doczekała wyzwolenia, 9 maja 1945 r.
Petronela Brywczyńska nagrała specjalne przesłanie do pokoleń, z okazji obchodów 75 rocznicy wyzwolenia KL Stutthof (w całości zamieszczone w mediach społecznościowych Muzeum Stutthof).
- Jeszcze długo po wojnie nie mogłam uwierzyć, że nie trzeba się bać i uciekać przed bombami. Długo jeszcze zrywałam się w nocy krzycząc „uciekajmy, lecą samoloty!” Jakim byłam człowiekiem? Mocno poranionym. Zniszczyli moje dzieciństwo, okaleczyli psychicznie, głodzili, straszyli. To się odbiło na moje psychice. Byłam inna, niż moje rówieśniczki – zastraszona, nieśmiała, ustępująca wszystkim. Czy jest przebaczenie? Tak. Ja przebaczyłam. Taki był system, nie wszyscy byli mordercami. Wspomnienia tak przykre z dzieciństwa mocno się utrwaliły. Zwiedzając Muzeum w Stutthofie patrzyłam na niedopalone, małe czaszki i przypominam sobie moje koleżanki z obozu, które wzrokiem odprowadzałam do łaźni, nie wiedząc, że szły do komory gazowej. Widok komendantury do dziś wzbudza we mnie strach. Słyszę warkot motorów, na których jeździli SS-mani, ich głośne rozmowy, śmiech i oddawanie honorów oficerom. W ubiegłym roku miałam spotkanie z młodzieżą w budynku komendantury. Czułam w duszy obecność oprawców, których tak potwornie się bałam. Dzisiejsze muzeum nie przypomina obozu z tamtych czasów. Wtedy było pełno ludzi: wychudzonych, chorych, smutnych, przygnębionych i zastraszonych. Panowały straszny brud, choroby, głód i strach. Dziś teren jest uporządkowany, rosną kwiaty, zieleńce. Rozebrano komórki, w których bito ludzi, zbutwiał wielki kopiec dziecięcych bucików. Zabudowano krematorium, bo dawniej piece były pod gołym niebem. Tylko komora gazowa, nazywana łaźnią, pozostała taka sama, Można na jej ścianach odczytać ostatnie słowa ludzkiej tragedii. Niech to moje przesłanie będzie dowodem dla przyszłych pokoleń. By takiej zbrodni, takiego ludobójstwa, już nigdy nie było.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Najlepsze atrakcje Krakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Świat milczy, a obozy koncentracyjne mogą wrócić". Rozmowa z dyrektorem Muzeum Stutthof w Sztutowie - Plus Dziennik Bałtycki

Komentarze

Komentowanie artykułów jest możliwe wyłącznie dla zalogowanych Użytkowników. Cenimy wolność słowa i nieskrępowane dyskusje, ale serdecznie prosimy o przestrzeganie kultury osobistej, dobrych obyczajów i reguł prawa. Wszelkie wpisy, które nie są zgodne ze standardami, proszę zgłaszać do moderacji. Zaloguj się lub załóż konto

Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.

Podaj powód zgłoszenia

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.
Wróć na i.pl Portal i.pl