Stanisław Kogut, ostatni tak barwny polityk. Wspomnienie

Łukasz Winczura
Łukasz Winczura
Cztery lata temu mówił w rozmowie z nami: „Wierzę w swojego Anioła Stróża, tysiąc razy przekonałem się, że nade mną czuwa”. A potem w życiu Koguta zaczęły się problemy: areszt, zarzuty, a na koniec - zakażenie koronawirusem. Były senator zmarł w niedzielę.

FLESZ - Kosztowna kwarantanna pracowników

Stanisław Kogut pochodzący z małopolskich Stróż irytował, rozśmieszał, wzbudzał wdzięczność. Nikt nie zostawał jednak wobec niego obojętny. Polityk miał COVI-19.

O prawdziwym polityku mówi się, że na jego widok albo bierzesz lektykę i go nosisz triumfalnie po mieście, albo łapiesz kubły na śmieci, tłuczesz witryny sklepowe, podpalasz samochody. Tak przynajmniej jest napisane w książkach z dziedziny marketingu politycznego.

Stanisław Kogut, który zmarł w niedzielę w gorlickim szpitalu bez wątpienia był politykiem. Prawdziwym. Wyrazistym. Kontrowersyjnym i skutecznym.

Co w sercu, to na języku

Nawet jego polityczni adwersarze przyznają, że nie był typem „politycznego Światowida”, czyli takiego, co to układa się pod bieżącą sytuację. Mówią wprost: „Kogut, Stosek, był szczery do bólu, czasem ciężki. Co miał w sercu, było na języku”. A to niektórych mocno nieraz bolało. W stolicy miał ksywkę „Święty gangster”.

Czemu? Bo bez pardonu walczył. O kolejarzy, o Kościół, o swoją fundację dla niepełnosprawnych im. Ojca Pio. Ale przy okazji wszyscy dodają: „Miał serce na dłoni”. Mawiał o sobie, że jest „człowiekiem Solidarności” i wielkim admiratorem zmarłego tragicznie pod Smoleńskiem prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego

- Znałem wiele lat Staszka. Przy wszystkich kontrowersjach, jakie wzbudzał, po prostu był dobrym człowiekiem. Szkoda, że odszedł - mówi tarnowski poseł z lat 1993-2001, Grzegorz Cygonik, były rzecznik prasowy klubu parlamentarnego Akcji Wyborczej Solidarność, w której polityczne szlify zdobywał Kogut.

Ale i po drugiej strony barykady politycznej słychać podobne głosy.

- Był czas na chłodną krytykę jego niektórych poczynań, ale w obliczu śmierci trzeba przyznać, że Staszek był dobrodusznym, życzliwym i wielce zasłużonym dla ziemi grybowskiej, Sądecczyzny i nie tylko człowiekiem. Sądecka prawica, ba lokalna polityka, prędko nie znajdzie jego godnego następcy. Mówię to z ręką na sercu - podkreśla Stanisław Kaim (SLD), były prezydent Nowego Sącza.

Stanisław Kogut urodził się 67 temu w Białej Niżnej. W pobliskim Grybowie ukończył studium mechaniczne i podjął pracę na kolei. Był naczelnikiem stacji naprawy wagonów w Stróżach.

Ale, po kolei (nomen omen), bo tak opisywał swoje korzenie: Urodziłem się w rodzinie chłopsko-robotniczej, nigdy tego nie ukrywałem. Mama, moja kochana mama, zawsze wpajała mi zasady miłości do drugiego człowieka, mówiła, że chlebem trzeba się dzielić, jeżeli ktoś jest w potrzebie. Że drugiego człowieka zawsze trzeba traktować jako podmiot. Tę dewizę czynię, szanuję i się nie wstydzę; żyję tak, jak nauczyła mnie mama. Mama już nie żyje, na jej pogrzebie 1,5 roku temu podziękowałem jej, że mnie nauczyła tych zasad dzielenia się chlebem, że nauczyła mnie modlitw „Zdrowaś Mario” i „Ojcze Nasz” - opowiadał w wywiadzie, której udzielił Marii Mazurek dla naszej gazety.

Jego tata uprawiał rolę i pracował jako robotnik. Ziemi mieli niewiele, bo raptem półtora hektara. Ale mieli też krowę, a to wówczas było już coś. Stanisław Kogut miał czterech braci. Trzech po dziś dzień żyje. Sam doczekał się z małżonką trójki dzieci.

Polityczne curriculum vitae

Do życia publicznego Stanisław Kogut wchodzi po 1989 roku. Zaczyna na poważnie angażować się w działalność społeczną i polityczną. Zapisuje się do „Solidarności”, zostaje grybowskim radnym. Pnie się po kolejnych szczeblach władzy. Zasiada w sejmiku województwa małopolskiego, jest nawet jego wiceprzewodniczącym. Jego kariera nabiera rozpędu w 1997 roku, gdy zostaje krajowym szefem kolejowej „Solidarności”.

-Piąłem się po tych wszystkich szczeblach solidarnościowych. Byłem przewodniczącym, tutaj w Stróżach, międzyzakładowej Solidarności, następnie długie lata byłem przewodniczącym okręgowej sekcji kolejarzy w Krakowie, a później już na całą Polskę. Aż w 2005 roku pan prezes Jarosław Kaczyński zaproponował mi kandydowanie z Prawa i Sprawiedliwości do Senatu Rzeczpospolitej. Tak się zaczęła moja działalność polityczna - wspominał.

Tyle że przed wejściem do parlamentu Stanisław Kogut - jako szef kolejowej „Solidarności” - siał niemały popłoch wśród prezesów central kolejowych. W Warszawie mawiano, że jednym telefonem może sprawić, że staną pociągi w całym kraju.

- Co ja z nim czasem miałem… - wzdycha Krzysztof Janik (SLD). - Poznałem go jako kolejarskiego związkowca w latach naszych rządów, czyli między 2001 a 2005. Prowadził wtedy jakąś wielką demonstrację związkową. Premier Leszek Miller kazał mi się z nim spotkać i pogadać. No to siadłem i pogadałem. Brałem go pod włos na sentyment, iż wiem, że w Stróżach jest wielka stacja rozrządowa, taka ważna dla Polski. Uśmiechnął się. Ale w negocjacjach zawodnikiem był twardym. Dogadać się ze „Stoskiem” jednak szło. Trudno, bo trudno, ale jednak szło. Ale Staszek, bez obrazy, przypominał mi gościa rodem z PRL, który wszędzie potrafi trafić i wszystko załatwić. Taki człowiek. Wyrzucisz go drzwiami, zaraz go widzisz, jak wchodzi przez okno - opowiada ówczesny szef MSWiA.

Kogut upominał się wówczas, potem także i w Senacie, między innymi o wyższe pensje dla maszynistów, konduktorów, pracowników WARS-u. Pomagał też wdowom i sierotom po zmarłych kolejarzach.

- Staszek Kogut nie tyle prosił, co wprost żądał i wymuszał na zarządach podniesienie płac. A prezesi? Cóż, stali skuleni i potulnie kiwali głowami - wspomina Andrzej Czerwiński (PO), były poseł sądecki i minister skarbu w rządzie Ewy Kopacz.

W stolicy Stanisław Kogut miał jedno ulubione miejsce. Prywatnie najbardziej lubił się spotkać w nieistniejącej dziś restauracji „Mała Serbia” przy ul. Emilii Plater. Przytulny lokalik, z dość smaczną kuchnią w dobrych cenach znajdował się na tyłach hotelu Mariott. Kogut miał tam swój stolik.

Swoich wyborców stale i niezmiennie „podrywał” na hasło: „Inni mówią, a ja robię”. Wchodząc w październiku 2005 roku do pomieszczeń „izby refleksji”(tudzież „Izby kropki i przecinka”, jak o Senacie mawiają dziennikarze parlamentarni), od razu zwrócił na siebie uwagę dziennikarzy. Wyróżnił się bowiem strojem. Na swoje pierwsze senatorskie zaprzysiężenie założył mundur kolejarski. Później w Senacie chodził wyłącznie w garniturze. Ale zawsze miał poluzowany krawat.

W wyborach 2007 roku Kogut zdobył rekordowe poparcie. Głosuje na niego prawie 163 tysięcy mieszkańców Sądecczyzny. Przez kilka dni spekulowało się wówczas w kuluarach sejmowych, że Kogut ma otrzymać jedną z najważniejszych komisji w Senacie, którą zajmuje się gospodarką narodową.

Wszystkie polityczne wojny

W życiu, jak i w polityce, był zero-jedynkowy. Mówił to, co myśli. Dyplomatą raczej by nie został.

Często był gościem debat w RDN Małopolska, diecezjalnym radiu diecezji tarnowskiej. Były sytuacje, gdy niektórzy interlokutorzy odpuszczali wizytę w rozgłośni na wieść, że w studiu będzie Stanisław Kogut. Bo senator w słowach nie przebierał. Arkadiusz Mularczyk, po przejściu do „Solidarnej Polski” dowiedział się na przykład, że jest „zdrajcą” i „mułem”. Obaj przerzucali się we wnioskach do centrali PiS o wykluczanie się z partii. Podobna sytuacja miała miejsce z ex-prezydentem Nowego Sącza, Ryszardem Nowakiem.

- Nie dmuchajcie tak mojego wyimaginowanego konfliktu ze Stanisławem Kogutem, bo przesadzacie. Mieliśmy inne zdania. I tyle, nic w tym złego. Doceniam to, co senator Kogut zrobił dla naszego regionu - mówi w rozmowie telefonicznej Arkadiusz Mularczyk.

Co na to senator Kogut?

- E, bez przesady. On może mieć odmienne poglądy, ale nie jest tak, żebym go nie lubił, żebym źle mu życzył czy jakoś szczególnie brzydko o nim mówił. Ja jestem katolik, uważam, że Jezus, nikt inny, to jest król tego świata - Kogut w prasowych rozmowach. Ot, cały Stosek.

Ale wojenki jednak były. Oto przykład. Taki sądecki polityczny „Grunwald”. W rolach głównych: Stanisław Kogut i były wiceminister finansów, poseł z Limanowej, Wiesław Janczyk. Poszło o szefa regionu. To starcie tak relacjonowaliśmy na łamach naszej gazety:

„Niedziela, 20 listopada, 2016 roku, aula WSB-NLU w Nowym Sączu. Od wczesnych godzin przedpołudniowych zjeżdżają się delegaci z całego okręgu wyborczego, obejmującego teren od Gorlic po Zakopane.

Janczyk nawet nie rachował szabel, bo liczył na swoje zaplecze polityczne, które opiera się na samorządowcach. No i oczywiście miał w rękach glejt od Jarosława Kaczyńskiego. Kogut też nie okazywał specjalnych emocji. Jednak każdy, kto go znał, mógł się domyślić, że za wszelką cenę będzie chciał udowodnić, kto naprawdę rządzi na Ziemi Sądeckiej. Doszło do zawiązania spółdzielni przeciw Janczykowi.

Janczyk nie uzyskał niezbędnego poparcia.”

Za swoje odebrał też niegdyś Andrzej Czerwiński. Najpierw usłyszał publicznie, w debacie, takie oto słowa „ Andrzej, ty pieprzysz jak pierwszy sekretarz”.

- Ale to nic - śmieje się były minister skarbu. - Było lepiej. Kazał mi kiedyś iść na kolanach do Lourdes, w pokutę za to, co podobno zrobiłem ze Strażą Graniczną w Sączu, chociaż nie wiem, o co mu chodziło - mówi.

Forza „Kolejarz”!

Klub piłkarski „Kolejarz” Stróże powstał w 1949 roku. Tam Stanisław Kogut najpierw realizował się jako sportowiec.

- Właściwie to tak się poznaliśmy. Ja byłem obrońcą i stoperem w „Sandecji”, a Staszek napastnikiem w „Kolejarzu”. Już wtedy na boisku kilka razy dość mocno się ścieraliśmy. Potem się to przeniosło na politykę - wspomina Andrzej Czerwiński.

Kiedy przestał być zawodnikiem, został działaczem. Jego marzeniem było, by drużyna zagrała w Ekstraklasie. Dopiął swego: za jego prezesowania „Kolejarz” skończył ligę na czwartym miejscu w I lidze. Ale przy okazji pokazywał swój charakter.

- Gdy byłem w senacie, gdzieś tam sobie uścisnęliśmy rękę, gdy przychodził jako związkowiec na obrady. Ale poznałem go bliżej, gdy byłem prezesem PZPN, bardzo często mnie odwiedzał i cały czas mówił o tym swoim „Kolejarzu” i o jakimś spisku dużych drużyn, żeby wykluczyć czy ograć Stróże - wspomina wielkokrotny reprezentant Polski Grzegorz Lato.

08.10.2020 wieliczkawojcech duda kolekcjoner owady  fot. anna kaczmarz / dziennik polski / polska press

Sześć tysięcy owadów. Niezwykła kolekcja i osobliwa pasja Wo...

W 2012 roku w internecie furorę robił filmik, zatytułowany „Senator Kogut i jego obłuda”. Nakręcili go kibice GKS Katowice. Obraz zaczynał się fragmentem obrad Senatu i wypowiedzią polityka ze Stróż. - Ja jako katolik mam przykazanie miłości. Nie zionę do nikogo nienawiścią. Nie chcę nikogo obrazić - deklarował.

Na kolejnych scenach widzimy rozjuszonego Koguta i wiązankę puszczoną pod adresem arbitrów:- Sędzia, ty dziadygo! Co ty, szmaciarzu dajesz?! Ty kretynie, do budy wejdź! Gów… się na piłce znasz! Idiota! Przyjechali chamy! Idźżesz, ty matole! Ty mongole! Ale wyście gnoje warszawskie! - gotował się na kolejne decyzje sędziego podczas meczu swojego „Kolejarza”.

Soczysty monolog Kogut wygłosił w Wielki Piątek. A prosto ze stadionu miał iść na nabożeństwo.

Ale o zawodników bardzo dbał. Rozmawiamy z Krzysztofem Lipeckim, który przez trzy sezony grał w Stróżach. Dziś pracuje w Bruk-Bet Termalice Nieciecza. Ma doktorat uzyskany na krakowskim AWF. - Prezes był bardzo zaangażowany w klub. Żył nim. Ale nie wtrącał się trenerom w taktykę czy wyszkolenie. Miał być wynik. Do szatni przychodził rzadko. Natomiast zawsze był na stadionie. Ale zawsze można było pójść do niego, do tego sławnego pokoiku i porozmawiać. Interesował się naszym życiem prywatnym, pytał, jak można pomóc - mówi.

„Stróże Arena” miały niebagatelny wpływ na życie osobiste Stanisława Koguta. Tam poznał żonę, która zagrzewała dopingiem piłkarzy.

Oczko w głowie

Fundację Pomocy Osobom Niepełnosprawnym senator założył 7 marca 1998 roku. W kolejnym oddano do użycia halę sportową dla niepełnosprawnych i trzy sale komputerowe. Zmodernizowane zostały boisko i kort tenisowy. W niedługim czasie został oddany dworzec PKP przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Pojawiła się także cała infrastruktura na terenie miejscowości: chodniki, parkingi. Obecnie w skład kompleksu Fundacji wchodzi Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjne im. Ojca Pio z krytą pływalnią. Do tego hipoterapia, stajnia. Kogut wszystko robił „na maksa”.

- Odwiedziłem ten ośrodek, bo kombinowaliśmy coś z jego hipoterapią i naszą tarnowską stadniną w Klikowej w Tarnowie - mówi Krzysztof Janik. - Dwa razy z wrażenia szczęka mi opadła. Pierwszy, gdy zobaczyłem rozmach przedsięwzięcia, a drugi, kiedy zobaczyłem listę darczyńców. Firmy i spółki od lewa do prawa. Był nawet baner PKS-u z Tarnowa, choć ten już dawno splajtował. Kogut miał tę zaletę, że potrafił z każdym trzymać - dodaje.

- Ino ja tylko na ojca Pio biorę - odbijał piłeczkę.

Nie wstydził się mówić, że żebrze na biednych. - Dlaczego podjąłem decyzję, żeby pomagać akurat niepełnosprawnym? Wybór był prosty: w pamięci utknął mi niepełnosprawny kolega, z którym chodziłem do szkoły. I różnie był traktowany. Kiedyś uważano, że to kara od Boga. Takie dzieci zamykano w komodzie, zostawiano na miedzy, jak szli do prac rolnych. Marzyłem, żeby w Polsce była tolerancja - opowiadał Marii Mazurek.

Ojciec Afgańczyka

W czerwcu 2008 roku na zaproszenie Koguta do Ośrodka im. Ojca Pio w Stróżach przyjechała grupa pięciu wychowanków domu dziecka w Kabulu w wieku 10-11 lat. Przez dwa tygodnie leczyli się i zwiedzali Małopolskę. Jeden z nich, Jamaludidin, szybko zaprzyjaźnił się z polskimi rówieśnikami i rodziną Kogutów.

Tuż przed powrotem dzieci do Afganistanu, Kogut wpadł na pomysł, by go adoptować. - Kiedy do nas przyjechał, wyglądał jak przysłowiowy Łazarz. Był bliski śmierci. Decyzję o ewentualnej adopcji podjąłem wspólnie z żoną - opowiadał w rozmowie z tygodnikiem „Wprost”.

Do przysposobienia młodego Afgańczyka jednak nie doszło. - Cały Staszek. Do bólu wrażliwy na krzywdę i cierpienie - mówi posłanka Anna Paluch (PiS). I wspomina: Pamiętam, jak kiedyś zaprosiłam do siebie, czyli do Krościenka, grupę dzieci z terenów ogarniętych wojną w Osetii. On od razu chciał je widzieć w Stróżach. Załatwił 50 śpiworów, przygotował paczki. Te biedne dzieci przyjechały tylko w tenisówkach i w jednej zmianie odzieży. A wyjechały obładowane. Mam cały czas taki obrazek przed oczami. Lotnisko wojskowe na Balicach, odlot, bagaże jadą do luku. A tu za chwilę, na taśmie, pojawia się kilkadziesiąt metrowej wielkości kogutów. Maskotek, które szyła jedna rodzina w Stróżach. Trzeba było widzieć wtedy minę celników i pograniczników, kiedy te zabawki przesuwały się do prześwietlenia. Szkoda, że nie można było wtedy robić zdjęć.

A propos wspomnianych pluszaków. Identyczne maskotki rozdawał wszystkim gościom, których przyjmował w Stróżach.

- Razu pewnego z kolegą robiliśmy wywiad z senatorem. Na koniec dostaliśmy te koguty na pożegnanie. W drodze do Tarnowa zatrzymała nas policja. „Drogowi” mało nie padli ze śmiechu, kiedy zobaczyli na siedzeniu ten ofoliowany pluszowy drób, który przypięliśmy pasami do foteli - śmieje się dziennikarz jednej ze stacji radiowych.

Stanisław Kogut swoich gości w Stróżach przyjmował w małym saloniku obok recepcji w ośrodku ojca Pio. Szafy w pokoiku były wypełnione statuetkami i medalami, a ściany nie mieściły dyplomów z podziękowaniami. Poczęstunek standardowy: kawa i ciasto. Żadnych win, drinków, koniaków. Senator był zadeklarowanym abstynentem. Kiedyś, przy okazji choroby nowotworowej brata, na intencję jego wyzdrowienia złożył ślub, że nie tknie nigdy alkoholu. Drażniło go też, gdy ktoś w jego obecności chciał zapalić.

Sam najczęściej pił herbatę. Parzoną, z torebki. W szklance.

Tąpnięcie

W połowie stycznia tego roku przychodzi strzał. CBA aresztuje Koguta.

Wokół niego służby „tańczyły” już wcześniej. W grudniu 2017 roku niczym grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość o pierwszym aresztowaniu senatorai jego syna. Zarzuty bardzo mocne: wielomilionowe łapówki. Syn Koguta w areszcie przesiedział dziesięć miesięcy, wyszedł po wpłaceniu 800 tysięcy złotych kaucji. Wcześniej, w lutym 2018 roku Senat - w którym większość wówczas miał PiS - pochylał się nad uchyleniem immunitetu Kogutowi. Kaczyński zarządził dyscyplinę. Jakież musiało być jego zdumienie i irytacja, gdy okazała się, że część towarzyszy partyjnych Koguta stanęła za nim murem i senatora nie udało się wsadzić za kratki.

Kogut spokojnie dotrwał do końca kadencji.

Potem było już tylko gorzej. Kogut bezpowrotnie stracił szansę na partyjną nominację w ubiegłorocznych wyborach. Wszystko postawił na jedną kartę. Wystartował z własnego komitetu.

- Kilka razy spotkał się z Rafałem Skąpskim, byłym wiceministrem kultury z SLD i namawiał go do startu. Mógł też liczyć na ciche wsparcie Andrzeja Czerwińskiego - ujawnia Stanisław Kaim.

Kogutowi przyszło przełknąć gorycz porażki: 70 424 głosy nie wystarczyło do reelekcji. Mało tego, pokonał go jego były asystent Witold Durlak, którego poparło 107 149 górali.

Testament

W kwietniu 2018 roku senator opublikował oświadczenie. Bardzo osobiste. Jakby czuł, że przychodzi mu się powoli żegnać ze światem? Oddajmy mu zatem głos.

„Ja Senator RP Stanisław Kogut czuję wewnętrzną potrzebę pojednania się z każdym, kogo w jakikolwiek sposób obraziłem czy uchybiłem jego godności. Ten trudny dla mnie czas zaowocował głęboką refleksją i spojrzeniem z innej perspektywy na ludzi, z którymi nie zawsze się zgadzałem. Wrodzona impulsywność często brała górę nad zdrowym osądem i mogła niejednokrotnie wyrządzić przykrość. Dlatego też zwracam się z gorącą prośbą do wszystkich, którzy chowają w swoim sercu jakąkolwiek urazę w stosunku do mojej osoby o wybaczenie. Jednocześnie zapewniam, że ja nie żywię do nikogo żadnej urazy”.

- Nie mam mu czego wybaczać, bo mi krzywdy nie zrobił. Ale tak się zastanawiam, kto pociągnie to wszystko, co zbudował. Bo zniweczyć je, to byłaby dopiero tragedia - mówi Stanisław Kaim.

- Doprowadziłem do takiego zapisu, że w razie, nie daj Boże, upadku fundacji, cały majątek idzie na fundację o podobnym profilu działania - uspokajał Stanisław Kogut w rozmowie z naszą gazetą.

Tylko trochę przykro, że na stronie jego fundacji nie ma nawet wzmianki o odejściu jej założyciela....

Pogrzeb senatora odbędzie się w niedzielę 25 października w Stróżach. Msza żałobna zostanie odprawiona w kościele parafialnym o 13.30.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Stanisław Kogut, ostatni tak barwny polityk. Wspomnienie - Gazeta Krakowska

Wróć na i.pl Portal i.pl