Stanfordzki eksperyment więzienny. Prof. Philip Zimbardo: To było więzienie prowadzone przez psychologów

Philip G. Zimbardo, Daniel Hartwig „Zimbardo”, tłumaczenie: Olga Siara, wyd. PWN, Warszawa 2019
pixabay/zdj. ilustracyjne
Prof. Philip Zimbardo, w rozmowie z Danielem Hartwigem, opowiada o tym, w jak wyglądał jego słynny eksperyment więzienny.

Opisz pierwszy dzień i teren eksperymentu. Więzienie składało się z trzech cel i wąskiego korytarza. Pilnowali go strażnicy. A gdzie byłeś ty i doktoranci i co robiliście?
Więzienie znajdowało się w piwnicy Jordan Hall. Miało tylko jedno wejście i wyjście na końcu korytarza, który nazwaliśmy dziedzińcem więziennym. Z drugiej strony postawiliśmy ścianę z niewielkim oknem przesłoniętym kurtyną, przez które można było wyglądać - tam rozstawiliśmy kamerę. My byliśmy za tą ścianą, w otwartym korytarzu. Obok mieliśmy pokój, w którym mogliśmy odpocząć - my, czyli personel. Później zabieraliśmy tam więźniów w ciężkim stanie psychicznym, żeby mogli na jakiś czas opuścić dziedziniec i dojść do siebie. Z naszego miejsca słychać było wszystko, co się dzieje na korytarzu. Jeśli chodzi o więźniów, to nie mieli pojęcia, kiedy są obserwowani, ponieważ patrzyliśmy na nich tylko od czasu do czasu. Często przynajmniej jeden członek personelu spał lub czekał na początek swojej zmiany. Czarna kurtyna ukrywała kamerę, która była niewidoczna z korytarza. W tamtych czasach nagrania wideo robiło się w systemie Ampex na jednocalowej taśmie. Była bardzo droga, jedna szpula kosztowała jakieś 70 dolarów; za jej wywołanie też trzeba było dużo zapłacić. Teraz dokumentowalibyśmy eksperyment przez cały czas. Wtedy mogliśmy nagrywać tylko kilka godzin dziennie. Wybraliśmy konkretne wydarzenia: pory posiłków, pory odwiedzin, karanie więźniów. Mieliśmy ograniczone możliwości. Ostatecznie w ciągu sześciu dni nagraliśmy dwanaście godzin. Bardzo tego żałuję. To znaczy cieszę się, że mamy te nagrania, ale żałuję, że nie dysponowaliśmy współczesną technologią cyfrową, która pozwoliłaby sfi lmować wszystko.

Ale nagrań magnetofonowych było więcej.
Nagrania magnetofonowe są znacznie dłuższe, bo spowolniliśmy taśmę. Uzupełnialiśmy nimi nagrania wideo. Rejestrowaliśmy również to, co się działo w celach - czego więźniowie byli nieświadomi. Dzięki temu dowiedzieliśmy się różnych ciekawych rzeczy. Pierwszego dnia nikt nie traktował sytuacji poważnie. Był rok 1971. Wszyscy strażnicy angażowali się w protesty przeciw wojnie. Wszyscy popierali ruch na rzecz praw obywatelskich. Niektórzy popierali nawet ruch feministyczny, którego początki przypadały na ten okres. Wszyscy mieli długie włosy. Wszyscy wyglądali jak wyjęci żywcem z filmu "Hair", łącznie ze mną. Nosiliśmy baki i długie brody. Wtedy byliśmy modni, ale z perspektywy czasu uważam, że wyglądaliśmy niechlujnie.

CZYTAJ TEŻ |

Baki?
Tak, baki. Długie włosy, kręcone włosy. I nagle mieli na sobie wojskowe mundury, a w tamtych czasach nikt nie lubił policji i wojska. Strażnicy dziwnie się czuli w mundurach. Nie leżały na nich dobrze. Więźniowie narzekali, że to, co robimy, jest głupie. Kiedy zgłosili się na ochotnika do badania życia więziennego, wielu sądziło, że będą siedzieć w celi, brzdąkać na gitarze, grać w karty, zabijać czas. Odsiadka kojarzyła im się z nudą. A strażnicy kazali im odliczać i robić pompki, poniżali ich i ciągle wydawali im jakieś rozkazy. Więźniowie uważali, że zostali wprowadzeni w błąd.

W więzieniach wszystko kręci się wokół władzy, którą mają strażnicy i którą więźniowie próbują przejąć

Czy strażnikom przyszło to naturalnie? Czyj to był pomysł, żeby tak się zachowywać?
Sami na to wpadli, to były pomysły strażników z każdej zmiany.

Czy próbowali przejąć kontrolę nad sytuacją? Wyjaśnij tę dynamikę, dlaczego do tego doszło.
Powiedziałem im: to wasze więzienie i wasi więźniowie. W ramach określonych granic to wy tu rządzicie. Jeśli więźniowie uciekną, to będzie wasza wina - wtedy eksperyment się skończy, badanie się skończy. Musicie utrzymywać ład i porządek. To było ich podstawowe zadanie. W więzieniach wszystko kręci się wokół władzy, którą mają strażnicy i którą więźniowie próbują przejąć na różne sposoby. Moje pierwsze spotkanie ze strażnikami też zostało nagrane. Ogólnie mówiąc, dostali wyraźne przyzwolenie na to, żeby sprawować władzę, ale nie na to, żeby wyrządzać więźniom krzywdę. Jestem przekonany, że zapowiadałem im, że przemoc fizyczna jest niedopuszczalna i nie będzie tolerowana. Ale nie zabroniłem stosowania przemocy psychicznej, która rzecz jasna była znacznie gorsza. Po pierwszym dniu powiedziałem do swoich asystentów: „To nie działa”. Dzieciaki się śmiały, a strażnicy prosili: „Przestańcie, traktujcie to poważnie”. Pamiętam, że spotkałem się z Curtem, Davidem i Craigiem i stwierdziłem: „Słuchajcie, to nie ma sensu. Jeśli nic się nie zmieni, to znaczy, że zmarnowaliśmy mnóstwo czasu i wysiłku. Możliwe, że jutro trzeba będzie dać sobie z tym spokój”. Następnego dnia rano zbuntowali się więźniowie z dwóch z trzech cel. Zabarykadowali się, zerwali swoje numery, ściągnęli nylonowe pończochy i zaczęli wyzywać strażników. Wydarzyło się to na koniec nocnej zmiany.

Jak to się stało, dlaczego do tego doszło?
Nie wiemy.

Aha.
Generalnie buntowali się przeciwko dehumanizacji, jakiej ich poddawano. Nie chcieli być tylko numerami. Nie chcieli być anonimowi. Nie chcieli, żeby ktoś mówił im, co mają robić. Uznali, że nie taka była umowa. Mieli doświadczyć więziennego życia, a nie poniżania i upokorzeń. Strażnicy z tej zmiany przyszli do mnie i zapytali:- Co mamy zrobić? Odpowiedziałem: - To wasze więzienie. Co chcecie zrobić? Stwierdzili: - Potrzebujemy posiłków. Sami nie damy rady. Każdą z trzech ośmiogodzinnych zmian pełniło po trzech strażników. Razem było ich dziewięciu. Wytypowaliśmy też trzech strażników i trzech więźniów na zastępstwo w razie potrzeby. W sumie dawało to dwadzieścia cztery osoby. Wezwaliśmy wszystkich dwunastu strażników, a oni stawili się w więzieniu. Prowodyrem buntu był więzień 8612. Prawdziwy cwaniak. Ciągle się wydzierał i przeklinał. Postawił sobie za cel upokorzyć strażników. Później, trzydzieści sześć godzin od rozpoczęcia badania, jako pierwszy przeszedł załamanie nerwowe. Protestujący więźniowie zabarykadowali się w swoich celach. Znaleźli gdzieś linę i zawiązali drzwi w taki sposób, że strażnicy nie mogli ich otworzyć. Później z tego bezpiecznego miejsca zaczęli krzyczeć i wyzywać strażników. Powiedziałem wtedy: „Boże, to katastrofa”. Prowodyr krzyczał do niższego od siebie strażnika: - Ty mały gnojku. Kiedy stąd wyjdę, skopię ci tyłek. Strażnik odpowiedział:- Jasne. W porządku. Jeszcze zobaczymy. Teraz sprawa stała się osobista. Nie odgrywali już tylko swoich ról. Ktoś zagroził: - Kiedy stąd wyjdę, skopię ci tyłek. Strażnik odpowiedział: - Naprawdę? Zobaczymy. Kiedy zebrało się dwunastu strażników, włamali się do celi i rozebrali zbuntowanych więźniów do naga. Niektórych związali. Izolatką był schowek na korytarzu, w którym wcześniej stały stare pudła i szafki na dokumenty. Opróżniliśmy go. Miał trochę ponad metr szerokości, jakieś trzy metry wysokości i niecały metr głębokości. Zamknęli tam dwóch więźniów, prowodyra, numer 8612, i drugiego więźnia. Innych rozebrali, związali i zostawili na podłodze. Trzecia cela się nie zbuntowała. To była „grzeczna cela”. Zaraz po stłumieniu buntu strażnicy oznajmili: „W porządku. Wy wszyscy straciliście przywilej posiłków. Nie dostaniecie nic na kolację. Zamiast tego przygotujemy specjalny posiłek dla celi numer 1”. Kazali tym więźniom wyjść i podali im specjalną kolację. Pozostali więźniowie wołali: „Nie jedzcie tego. Nie jedzcie tego. Przyłączcie się do nas!”. To złamało jedność w grupie więźniów, bo chłopcy z celi nr 1 zjedli tę kolację. Wtedy nastąpił przełom - jeden ze strażników powiedział: „Wiecie co? Ci więźniowie są niebezpieczni. Będziemy musieli nad nimi zapanować”. W tym momencie nie jest to już eksperyment prowadzony przez psychologów, tylko więzienie prowadzone przez psychologów. To więzienie, nad którym trzeba przejąć kontrolę, żeby już więcej do czegoś takiego nie dopuścić. Strażnicy z następnej zmiany zapytali: „Jak mogliście na to pozwolić? Co z wami?”. Odtąd strażnicy z nocnej zmiany postępowali wyjątkowo brutalnie, żeby udowodnić, jacy potrafi ą być twardzi i umieją zapanować nad wszystkimi więźniami.

CZYTAJ TEŻ |

Jak się czułeś, patrząc na to wszystko? Co o tym myślałeś? Jak oceniałeś tę sytuację?
To było ogromne zaskoczenie. Powiedzieliśmy sobie: „O rany! Nagle coś się zaczęło dziać. Nie musimy kończyć badania, pozwolimy mu toczyć się dalej i zobaczymy, co się stanie”.

Martwił cię rozwój wydarzeń?
Nie. Jedynym problemem była przemoc fizyczna, kiedy strażnicy włamali się do cel i wyciągali więźniów. Nie chciałem wyjść wtedy na dziedziniec. Nie mogłem temu zapobiec. Ale później zebrałem wszystkich strażników i powiedziałem: „Nie możecie używać siły. Możecie ich przytrzymać, jeśli to konieczne. Ale nie możecie ich bić. Możecie używać swoich pałek, ale tylko symbolicznie. Jeśli ich dotkniecie, jeśli ich uderzycie, wasz udział w eksperymencie się skończy”. Ciągle im to powtarzałem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

2024 Omówienie próbnej matury z matematyki z Pi-stacją

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na i.pl Portal i.pl