Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Średniacy też chcą wyższych pensji

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Zarobki. Obowiązujące w wielu firmach siatki płac trzeba wyrzucić do kosza - przekonuje Wojciech Grzeszek, szef małopolskiej „Solidarności”.

Od nowego roku płaca minimalna wyniesie 2000 zł brutto (teraz 1850), w życie wejdzie również rewolucyjna ustawa o minimalnej stawce na zleceniach - na początek ma to być 13 zł za godzinę. - To minimum dla ciężko harujących ludzi, którzy byli dotąd jawnie wykorzystywani - uważa Wojciech Grzeszek, szef małopolskiej „Solidarności”.

WIDEO: Paweł Blajer: Lepiej jak rośnie zatrudnienie niż jak rosną pensje

Źródło: Dzień Dobry TVN/x-news

Zwraca przy tym uwagę, że podniesienie płac najmniej uposażonym doprowadzi w wielu firmach, a nawet branżach, do frustrującego spłaszczenia wynagrodzeń.Np. w ochronie wysoko wykwalifikowany i uzbrojony konwojent bankowozów będzie zarabiał tyle co emeryt siedzący na portierni w szkole. Sprzątaczka na uczelni otrzyma niemal tyle, co doktor na uczelni, a niewykwalifikowany pomocnik murarza - tyle co pracownik Sanepidu lub kustosz w Muzeum Narodowym…

- Spłaszczenie wynagrodzeń już teraz osiągnęło chore rozmiary. Siatki płac trzeba zmienić, płaca minimalna ma być punktem wyjścia - przekonuje związkowiec.

Wyzysk?

Zdaniem Grzeszka, wykwalifikowani, wykształceni ludzie powinni zarabiać na tyle godnie, by nie uciekali z Polski. - Nie po to ich kształcimy, by bogate kraje miały fachowców za darmo - uważa lider „S”.

Związkowcy przekonują, że pracodawcy przez ostatnich sześć lat, od spowolnienia gospodarczego wywołanego globalnym kryzysem, wykorzystywali słabszą pozycję pracowników, tnąc składniki wynagrodzeń. Ograniczali również zatrudnienie, obciążając resztę załogi obowiązkami zwolnionych, a jeśli kogoś przyjmowali - to na zlecenie, za marne stawki. W opinii Grzeszka, sytuacja rynkowa tego nie usprawiedliwiała.

- Wielu pracodawców cięło płace nie dlatego, że musieli, tylko dlatego, że mogli. Zaoszczędzili na tym mnóstwo pieniędzy. Nie wydają ich na inwestycje, co mogłoby pobudzić wzrost gospodarczy. Niech je więc przeznaczą na pensje, bo to pobudzi konsumpcję i koniunkturę - przekonuje związkowiec. Dodaje, że nawet w krajach pogrążonych w kryzysie, jak Grecja i Portugalia, zarobki są wyższe.

Sekunduje mu prezydent Andrzej Duda: „Kiedy słyszę lament przedsiębiorców, że kobiety nie chcą pracować za 1200 zł, mówię: to im zapłaćcie więcej”.

Bieda przedsiębiorcy?

Łukasz Kozłowski, ekspert Pracodawców RP przyznaje, że zarobki w Polsce są, zwłaszcza po prostym przeliczeniu na dolary czy euro, dramatycznie niskie (patrz ramka).

- Niektórzy uważają, że gdyby przedsiębiorcy bardziej dzielili się zyskami i oszczędnościami, to między Polską a bogatą Europą nie byłoby różnicy. Z moich wyliczeń wynika jednak, że nawet gdyby przedsiębiorcy oddali pracownikom wszystko, co mają i co zarabiają, płace w Polsce wzrosłyby jedynie o 30 proc. - tłumaczy ekspert.

- Drobne firmy, a przecież one zatrudniają większość Polaków, nie mają pieniędzy na znaczne podwyżki, wiele z nich boryka się z finansowymi problemami - podkreśla Andrzej Tutajewski, prezes Małopolskiego Porozumienia Organizacji Gospodarczych. Przewiduje, że część firm przejdzie do szarej strefy, a część po prostu upadnie i zwolni ludzi.

Nadmierna presja płacowa może też pogrzebać tych polskich eksporterów, których głównym atutem była dotąd niska cena towarów i usług. Czyli… większość z nich.

Zdaniem Łukasza Kozłowskiego, podwyżki płac w 2017 roku są jednak nieuniknione: bezrobocie jest najniższe od 26 lat, co wywołuje presję na płace. Wiele firm nie tylko nie może znaleźć pracowników, ale i walczy o to, by zatrzymać tych, których ma, bo konkurencja chce ich podkupić.

Wojciech Grzeszek wyraża nadzieję, że rynek wymusi na pracodawcach „uczciwe podwyżki”. - A jak nie, to mamy inne narzędzia - kwituje.

***

Mimo wielkiego skoku, wciąż pozostajemy ubogimi krewnymi starej Unii

4259 zł brutto wyniosło w październiku średnie wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, czyli firm zatrudniających ponad 9 osób. Średnią zawyża Mazowsze. Przeciętne wynagrodzenie w gospodarce wynosi tam 4800 zł, gdy w Małopolsce - 3667 zł. Daje to odpowiednio 1076 i 822 euro.

W Grecji średnia płaca wynosi 1500 euro (przed kryzysem przekraczała 1800). Z drugiej strony mamy w Polsce najniższe w Europie ceny żywności i wielu innych towarów, tak więc przeciętny Polak może za swoją pensję kupić więcej niż np. przeciętny Węgier i tyle co Grek.

Siła nabywcza Polaków, choć od początku wieku wzrosła o 60 proc., jest nadal bardzo niska na tle krajów zachodnich. Według świeżych wyliczeń GfK, po uwzględnieniu podatków i składek na ZUS, zajmujemy pod tym względem dopiero 29. miejsce w Europie.

Mocno wyprzedzamy jednak Węgrów
, którzy na początku transformacji mieli siłę nabywczą dwa razy większą od nas.

Siła nabywcza przeciętnego Polaka nie stanowi nawet połowy średniej europejskiej. Daleko do niej mają nawet bardzo bogaci na tle reszty kraju warszawiacy.

Szwajcar za swą pensję może kupić sześć razy więcej dóbr niż Polak. Norweg - cztery razy więcej. Niemiec - ponad trzy razy więcej. A trzeba pamiętać, że siła nabywcza mieszkańców np. wschodniej Małopolski i Podkarpacia jest o jedną trzecią niższa od średniej polskiej i ponad dwa razy niższa od mazowieckiej.

Mimo rekordowo niskiego bezrobocia w historii III RP (poniżej 6 proc. wg. BAEL) , płace rosną w Polsce wolniej niż w okresie boomu przed kryzysem 2008 roku: wówczas realny wzrost wynosił 8 proc. rocznie, teraz jest mniejszy niż 5 proc. i od wakacji maleje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski